Św. Klara z Asyżu. Oblubienica ubogiego Chrystusa. Rozdział czwarty

Pika
Posiadłość rodziny Bernardone, Asyż (wczesna jesień 1205)

W porze seksty nieco przygarbiona Pika zaryglowała drzwi do sklepu sukienniczego swojego męża, Piotra Bernardone, i zmęczonym krokiem wspięła się do domu na piętrze kamienicy. Po południowym posiłku i sjeście sklepy w Asyżu znów będą otwarte. Zbyt zmęczona, by pracować na stojąco, weszła do jadalni ze zwieszonymi ramionami, ale w dobrym humorze.

Jak zwykle Franciszek zaśmiecił stół resztkami chleba. Zanim Piotr wyruszył w sprawach handlowych do Francji, próbował przekonać Franciszka, żeby ten nie rozdawał żebrakom tak dużo jedzenia.

– Dawaj im tylko okrajce – nakazał. Okrajcami nazywał skrojone bochny suchego chleba, na których bogaci ludzie serwowali posiłki. Franciszek podawał więc posiłki na wielu pokrojonych bochnach, żeby mieć więcej okrajców.

Na schodach zabębniły ciężkie, szybkie kroki, po czym do jadalni wpadł zwinny, ciemnowłosy syn Piki, Angelo.

– Baron Tancredi di Ugone chce kupić najdelikatniejszy jedwab na trzydzieści proporców! – huknął. – Może inni konsule też będą potrzebować nowych chorągwi. Ta wiadomość na pewno uszczęśliwi ojca!

Angelo pochylił się, żeby delikatnie ucałować Pikę, potem rubasznie klepnął ją w plecy.

– Wyprostuj się, matko. Wyglądasz jak stara kobieta. – Usiadł przy stole i sięgnął po bochen chleba. – A więc, Franciszku, nadal nie wrócił ci rozum?

– Angelo, nie wolno ci tak mówić – skarciła go Pika.

– Matko, on tylko żartuje – powiedział Franciszek.

Pika nie była tego taka pewna.

– Nie ma potrzeby szykować tyle chleba na jutro – powiedział Angelo, krojąc bochen i kładąc go na talerzu. – Rano możemy odesłać wszystkich żebraków z San Rufino tam, skąd przyszli. Wczoraj rodzina Offreducciów wróciła do domu. – Nałożył sobie porcję węgorza na okrajec. – Powinnaś się z nimi spotkać, matko.

– Angelo, jeszcze się nie pomodliliśmy przed jedzeniem – upomniała go Pika.

Angelo pochylił głowę. Pika i Franciszek usiedli przy stole i wszyscy zmówili Ojcze nasz.

– Amen.

Angelo mlasnął ze smakiem.

– Offreducciowie nie obarczą komuny odpowiedzialnością za odbudowę zamku. – Odłożył na bok zatłuszczony okrajec i sięgnął po następny. – Baron Aguramonte di Giovanni di Mateo, baron Andrea dell’Isola i kilkoro innych uczynili podobnie. – Zaśmiał się. – Twierdzą, że Asyż już zrekompensował im straty. – Zerknął na Pikę i Franciszka, potem nieprzyjemnie uśmiechnął się z wszystkowiedzącą miną. – Prawdę mówiąc, niczego im nie zrekompensowano, ale baronowie tak bardzo chcą tu wrócić, że zgodzą się na wszystko. Pięć lat temu pospiesznie opuścili Asyż. Teraz czołgają się do jego wrót.

Wszystko to za sprawą króla Filipa Szwabskiego.

Czy wojna miała nigdy się nie skończyć? Najpierw lud się zbuntował. Teraz rządził Asyżem przez wybranych konsulów. Wojna z Perugią okazała się bardzo krwawa. W 1203 roku Perugia oświadczyła, że jest gotowa podpisać traktat pokojowy, jeśli Asyż zobowiąże się wypłacić odszkodowania baronom, którzy musieli uciekać. Baronowie Leonardo di Gislerio i Monaldo di Offreduccio zażądali trzydziestu librów. Skąd Asyż miał wziąć tyle złota?

Tak więc Asyż zredagował swój własny projekt traktatu pokojowego, w którym nałożył surowe kary na baronów, którzy próbowali zbiec. Komuna miała prawo zarekwirować ich majątki i odpowiednio ukarać oportunistów, powracających do Asyżu.

Filip Szwabski przełamał ów impas. Po śmierci cesarza Henryka VI w roku 1198 Filip i Otto Brunszwicki jednocześnie ubiegali się o koronę. Wystąpili przeciwko sobie i papieżowi, który zgłosił roszczenia do kilku miast. W zeszłym roku Filip wysłał swoje wojska w te strony, by podbić miasta zawłaszczone przez Kościół. Perugia pozostała wierna papiestwu, lecz Asyż wybrał zwierzchnictwo Filipa. Ten obiecał uznać komunę, rządzoną przez przedstawicieli ludu i gildii, pod warunkiem że konsule przysięgną mu posłuszeństwo. Groził, że w przeciwnym wypadku przywróci przywileje baronom, którzy nie zgadzali się z obecnym stanem rzeczy.

Filip był silnym władcą. Bezsprzecznie mógł zdobyć miasta kontrolowane przez Kościół, bo zdawało się, że Bóg opuścił tę skorumpowaną instytucję. Wielu duchownych utrzymywało kochanki. Często zdarzało się, że nie stronili od alkoholu. Jeszcze innych bardziej interesowało gromadzenie pieniędzy, ziemi i zaszczytów niż służba Bogu. Większość nie miała pojęcia o liturgii.

Perugia, kontrolowana przez papiestwo, rozważnie oceniła sytuację i 31 sierpnia ogłosiła traktat pokojowy. Tak jak wcześniej, zawarła w nim nakaz, by Asyż wypłacił szlachcie odszkodowania i odbudował ich zamki, ale możni stwierdzili, że Asyż już im zrekompensował straty i nie musi odbudowywać posiadłości, przez co odebrali komunie podstawy do ukarania powracających baronów.

Za każdym razem, gdy któryś z baronów wracał do Asyżu, Pika – na polecenie Piotra – miała zapomnieć, że jej synowie też pomagali w burzeniu zamków. Miała witać powracających, częstować ich ciastkami i przypominać damom, że sklep Piotra prowadzi sprzedaż najlepszych gatunków sukna, potrzebnych do odrestaurowania zniszczonych arrasów, narzut, chorągwi i poduszek.

Tak więc, po południowym odpoczynku Pika postanowiła pójść z wizytą do Offreducciów. Angelo miał zająć się sklepem. Nie wiedziała jednak, co będzie robił Franciszek. Czasami pracował z Angelem. Innym razem znikał bez śladu i wracał dopiero, gdy poranne zorze zaróżowiły niebo. Mówił, że nocami modlił się w opuszczonych kościołach.

Co się stało z Franciszkiem? Odpoczywając podczas sjesty, Pika leżała na łóżku i rozmyślała o jego życiu. Próbowała je zrozumieć.

Franciszek zawsze chciał zostać rycerzem. Na wojnę z Perugią Piotr sprawił mu najlepszą zbroję. Aż do listopada przed trzema laty, kiedy armie obu miast zetknęły się pod Collestradą, Franciszek mocno wierzył w ostateczne zwycięstwo Asyżu. Jakiej przemocy musiał być świadkiem na tym wzgórzu wyznaczającym granicę między terytoriami miast? Perugianie, którzy kaleczyli, rozczłonkowywali i patroszyli ciała poległych, pojmali dwudziestojednoletniego Franciszka i zamknęli z innymi szlachetnie urodzonymi więźniami w brudnej, zatęchłej celi.

Przez rok gorzkiej, okrutnej niewoli jego piosenki, żarty i dobry humor niejeden raz podtrzymywały ducha wśród współwięźniów i pomagały zażegnać kłótnie. Potem zmogła go ciężka przypadłość, więc przeniesiono go do celi dla chorych, a w końcu zwolniono ledwie żywego do domu dzięki wstawiennictwu Piotra.

Przez długie tygodnie Franciszek walczył z chorobą, gorączką, szaleństwem i śmiercią. Pika nie odstępowała od przesiąkniętego potem łóżka, prosząc niebiosa o ratunek dla życia i zdrowia psychicznego syna. Wybłagała życie, ale czy na pewno zdrowe zmysły?

Wczesną wiosną Franciszek zaczął wychodzić na spacery, najpierw po Asyżu, a później po okolicy. Nagle stał się wielce niespokojny; Pika nie wiedziała, dokąd chodzi jej syn. Kiedy znów podjął pracę w sklepie, brakowało mu dawnej ikry, którą zawsze się odznaczał. Od czasu do czasu miewał nawroty choroby. Znów leżał w łóżku, a Pika czuwała przy nim na kolanach.

Nowe siły wstąpiły we Franciszka, kiedy dowiedział się, że szlachetny, mężny rycerz, Gautier de Brienne, ma odwiedzić Apulię. Franciszek ubłagał Piotra, by ten pozwolił mu opuścić Umbrię i dołączyć do oddziału Gautiera. W doskonałym nastroju, na najlepszym rumaku, odziany w najdroższy strój, najbardziej okazałą zbroję, śpiewając pieśń trubadurów, Franciszek wyruszył w drogę. Wkrótce wrócił z niczym, bo oddał wszystko jakiemuś biednemu rycerzowi. Jęcząc z bezsilnej złości, Piotr znów wyposażył Franciszka równie dostatnio jak poprzednim razem.

W dzień drugiego wyjazdu Franciszek był bardzo podniecony.

– Miałem sen – oznajmił rodzinie. – Śnił mi się zaczarowany zamek pełen najwyśmienitszej zbroi i broni. Mieszkała w nim cicha, uśmiechnięta, przepięknie ubrana niewiasta. Jakiś głos powiedział: „To wszystko dla ciebie i twoich rycerzy”. Zostanę wielkim rycerzem. Bóg do mnie przemówił.

Po jakimś czasie Franciszek znów był w Asyżu. Tym razem nie chciał wyjeżdżać.

– Kiedy dotarłem do Spoleto, miałem nawrót choroby – powiedział do Piki. Znów musiał spędzić parę dni w łóżku, ale nie poczuł się lepiej. Kilka dni później miał kolejny sen.

Głos zapytał:

– Jak sądzisz, kto lepiej cię wynagrodzi: Pan czy sługa?

– Pan – odparł Franciszek.

– Dlaczego więc odchodzisz od Pana, żeby dołączyć do sługi? Zostawiasz bogatego Pana dla nędzarza.

– Panie, cóż więc mam uczynić? – zapytał Franciszek.

– Wróć tam, dokąd należysz – rzekł głos. – Wkrótce dostaniesz dalsze instrukcje. Tę wizję potraktuj jako objawienie duchowe.

Tak więc Franciszek posłusznie spełnił polecenie i z radością czekał, aż Bóg wykona następny krok. Wstąpił nawet na przyjęcie Tripudianti, trupy aktorów i tancerzy, do której długo należał. Jak zwykle poprosili go, by ich poprowadził. Dali mu batutę i przywilej zapłacenia za wystawną kolację.

Po kolacji szedł z przyjaciółmi ulicami miasta, śpiewając. Nagle spłynęła na niego taka fala uniesienia, że musiał się zatrzymać. Ogarnęła go nieziemska słodycz i zdawało mu się, że znów ujrzał tę milczącą, uśmiechniętą niewiastę z zamku. Miała twarz łagodną, jasną, delikatną, piękną. Tym razem jednak zamiast strojnej szaty nosiła łachmany i była bosa.

– Wyglądasz tak, jakbyś się zakochał – przekomarzali się jego towarzysze.

– To prawda. Znalazłem swoją miłość. Jest najszlachetniejszą, najbogatszą, najpiękniejszą niewiastą, jaka kiedykolwiek żyła na ziemi – odparł.

Kim była ta kobieta? Czy to w ogóle była kobieta? Głos kazał mu traktować sny jako duchowe objawienia.

Franciszek wiedział, że dzieje się w nim coś, co przerasta Pikę, jego samego, czy Asyż. Tylko Bóg wiedział, co to było. Pika cieszyła się, że Piotr tak często wyjeżdżał z domu, bo nigdy nie zrozumiałby dziwnego zachowania Franciszka.

Modliła się, by Bóg miał jej syna w opiece, wspominając, że po narodzinach Franciszka przygodny pielgrzym ogłosił przepowiednię: „Dzisiaj w tym mieście urodziło się dwoje dzieci. Ten zostanie jednym z najlepszych ludzi, a drugi stanie się najgorszym”. Och, Boże, niech się stanie Twoja wola!

Na takich rozmyślaniach szybko upłynęła jej sjesta. Po chwili Pika szła przez Piazza del San Rufino, zmierzając w stronę zniszczonej posiadłości Offreducciów. Starała się nie garbić, kiedy wchodziła po zapadłych schodach na piętro, gdzie zastała Ortolanę, która próbowała doprowadzić do porządku osmaloną główną komnatę.

Kobiety objęły się z pewną rezerwą. Pika poczęstowała Ortolanę ciastkami i zaprosiła ją do sklepu, żeby przyjrzała się suknom, dzięki którym zdoła przywrócić świetność domowi. Ortolana wysłała Bonę i Klarę – która teraz była już młodą panną o owalnej twarzy i wysmukłej figurze – żeby kupiły niedrogie sukno na pokrycie ścian.

Odwiedziwszy jeszcze parę innych domów, by namówić damy na zakupy u Piotra, Pika wróciła do sklepu. Gdy weszła, Franciszek spojrzał na nią rozjarzonym wzrokiem, chwycił jej dłonie i przyłożył sobie do twarzy.

– Matko, pamiętasz mój sen o zamku i pięknej damie? Mówiłem ci, że potem ta dama pojawiła się jeszcze raz, boso i w łachmanach…

Pika potaknęła.

– Była tu dzisiaj pani Klara, żeby kupić sukna. Matko, ona wygląda dokładnie tak jak tamta dama ze snu! Jak myślisz, co to znaczy?

– Nie wiem – odparła Pika, zdumiona. – Może Bóg ci odpowie.

Madeline Pecora Nugent

Powyższy tekst jest fragmentem książki Madeline Pecory Nugent Św. Klara z Asyżu. Oblubienica ubogiego Chrystusa.