Św. Jan od Krzyża. Człowiek i mistyk. Rozdział pierwszy

Juan de Yepes: młodość (1542–1564)

Dramat dobiegał końca. Zimowy wiatr hulał po wąskich, brukowanych uliczkach i ścieżkach Ubedy w południowej Hiszpanii, gdy w klasztorze karmelitów bracia zebrali się w ciszy. W małym pokoiku na piętrze budynku leżał wyczerpany, drobny brat: Jan od Krzyża. Wysilony oddech słabnącego brata przypominał o bliskim końcu. Cichły szeptane modlitwy, świece trzymane przez zakonników wywoływały na ścianie niesamowite, ruchliwe cienie.

Nagle w ciszę brutalnie wdarł się dźwięk klasztornego dzwonu wzywającego braci na poranną modlitwę. Jan, słysząc znajomy dźwięk, otworzył oczy i zapytał: „Na co wzywał dzwon?”. Gdy jeden z braci powiedział mu, że był to dzwon wzywający braci do kaplicy na jutrznię Jan spoczął na poduszce i uśmiechnął się ze spokojem. Oni mogli modlić się tutaj, ale on wiedział, że będzie odmawiał modlitwy w wieczności. Krótko po północy, w nocy z 13 na 14 grudnia 1591 roku przyszła śmierć, kolejny krok w życiu brata Jana od Krzyża. Zmarł tak jak żył, otoczony tymi, którzy go lubili i tymi, którzy za nim nie przepadali. Przez czterdzieści dziewięć lat życia wprawiał ludzi w zakłopotanie i intrygował ich. Niektórych irytował. Fascynował innych. Miał wrogów i ludzi sobie oddanych. Kochał ich wszystkich. Każdy z nich był częścią poszukiwań, które rozpoczął we wczesnej młodości.

 Rodzina i młodość

Szesnasty wiek był jednym z najbardziej dynamicznych stuleci w historii Hiszpanii. Ten kraj pełen sielskiego piękna osiągnął wielkość jakiej nie dorówna już w swej historii. Izabela i Ferdynand, sławna rządząca para, walczyli o cel jakim był zjednoczony naród i osiągnęli go. Granada, odebrana Maurom w 1492 roku, musiała jeszcze poddać się Inkwizycji, która zasiała strach w sercach tak wielu Żydów i wyznawców islamu. Najważniejsze jednak, że należała znowu do Hiszpanów.

Porty nad Morzem Śródziemnym, na południe od Granady, tętniły życiem. Tragarze ładowali zapasy dla kolonii w Nowym Świecie, inni rozładowywali galeony wypełnione skarbami z tych odległych krain. Jak kolonia mrówek tragarze płynęli niekończącym się strumieniem, krzątając się przy załadunku i rozładunku skrzyń i pudeł. Ci, którzy odbyli podróż do Nowego Świata i przeżyli, by o niej opowiedzieć, zabawiali tłumy na placach i w tawernach historiami o fantastycznych bogactwach i wielkich przygodach.

Hiszpania rozwijała się. W rzeczywistości kwitła. Jej sztuka, muzyka i życie wzbudzały powszechną zazdrość. Jej król był cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jej wpływy obejmowały całą Europę i sięgały Nowego Świata. Opływano w dostatki, przynajmniej szlachetnie urodzeni, bieda dręczyła jednak znaczną część społeczeństwa. Te dwie klasy, bogaci i biedni, istniały obok siebie, rozdzielone niewidzialnymi barierami odrębnych światów. Zwykle ludzie nawet nie próbowali zmniejszyć lub przebyć tej przepaści, która ich dzieliła. Niektórzy jednak mieli odwagę odrzucić konwencje.

Gonzalo de Yepes i Katarzyna Alvarez byli takimi ludźmi. Gonzalo de Yepes pochodził z wpływowej rodziny z regionu Toledo w centralnej Hiszpanii. Przez lata członkowie rodziny byli duchownymi lub mercaderes (1). Większość posiadała duże posiadłości, które pozwalały im inwestować w manufaktury rzemieślnicze i transport. To automatycznie przeniosło ich do wyższej klasy. Jednak genealogia rodziny zawierała sekret, który był ściśle ukrywany w tych niebezpiecznych czasach. Rodzina de Yepes była conversos, czyli Żydami nawróconymi na chrześcijaństwo (2). Krew żydowska w rodzinie, nawet jeśli pojawiła się kilka pokoleń wcześniej, czyniła człowieka podejrzanym i nie pozwalała członkom takich rodzin pełnić wysokich funkcji świeckich ani kościelnych. Inkwizycja trzymała tych ludzi pod ciągłą obserwacją. Zazdrośni obywatele często donosili na nich do władz inkwizytorskich, które odzierały ich z własności, honoru i pozycji społecznej. Rodzina de Yepes dobrze ukryła swoje korzenie.

Mimo że rodzina była bardzo bogata, sam Gonzalo nie należał do bogatych. Był sierotą, więc mieszkał ze swoim wujem i jego rodziną. Później pracował też dla wuja, co oznaczało częste podróże, zwłaszcza po centralnej i północnej części Hiszpanii.

W Fontiveros, małym miasteczku na północ od Madrytu, Gonzalo, będący w podróży do Medina del Campo – w imieniu swego wuja, poznał młodą kobietę – Katarzynę Alvarez. Tak jak Gonzalo, Katarzyna pochodziła z Toledo. Kilka lat przed tym jak Gonzalo wkroczył w jej życie, wdowa z Fontiveros zaprzyjaźniła się z Katarzyną i zaprosiła młodą kobietę by z nią zamieszkała. Ponieważ jej rodzice nie żyli, Katarzyna wierzyła, że zacznie życie od nowa w tej małej wiosce.

Gonzalo i Katarzyna zakochali się w sobie. Gonzalo nie mógł doczekać się kiedy podzieli się z bliskimi swoją radością, ale rodzina była przerażona gdy powiedział im o swoich małżeńskich planach. Zagrozili mu wydziedziczeniem, powiedzieli, że uznają go za zmarłego jeśli się oświadczy. Wiedzieli, że Katarzyna była biedna, ale nie to było powodem ich oporu.

Mieli o wiele poważniejszy powód, by z całą stanowczością sprzeciwiać się temu małżeństwu. Przeszłość Katarzyny też miała swoje sekrety. Mówiono, że była córką mauretańskiego niewolnika lub Żyda spalonego na stosie (3). Jej ślub z Gonzalem mógł wywołać śledztwo, które doprowadziłoby do odkrycia żydowskich korzeni rodziny. Podjęcie takiego ryzyka było nie do pomyślenia. Jednak im bardziej rodzina obstawała przy swoim tym bardziej Gonzalo i Katarzyna byli zdeterminowani, by postawić na swoim.

Ci młodzi wierni sobie ludzie naprawdę byli wyjątkowi. Delikatny i kochający Gonzalo potrafił być także zasadniczy i zdecydowany. Jego miłość do Katarzyny nie była zadurzeniem, które szybko minie tak jak szybko się zaczęło. Dla mężczyzny gotowego odrzucić bezpieczne i wygodne życie dla nieznanej przyszłości, by poślubić kogoś spoza swojej klasy, miłość musiała oznaczać wierność i oddanie. Taką samą osobą była Katarzyna.

Tak jak jej przyszły mąż Katarzyna żyła sama przez większość życia. Poślubienie Gonzala nie oznaczało dla niej gwarancji wygody i statusu społecznego. Miłość była najważniejszym elementem ich związku – niespotykany fakt w wieku gdy większość małżeństw było dobieranych, a miłość nie była ich niezbędnym składnikiem. Przekonani, że ich miłość przetrwa wszystko pobrali się w 1529 roku.

Ich wspólne życie było pełne momentów wspaniałego szczęścia, jednak codzienność była trudna. Wydziedziczony przez swoich bliskich Gonzalo musiał znaleźć nowy sposób utrzymania rodziny. Katarzyna nauczyła go tkać czepki i cienkie welony dla okolicznych dam. Tkactwo nie było co prawda rzemiosłem, które mogło uczynić kogoś bogaczem, ale zabezpieczało podstawowe potrzeby. Gdy założyli rodzinę, oboje pracowali długo i ciężko.

W 1542 roku Gonzalo i Katarzyna mieli trzech synów. Franciszek, najstarszy, urodzony około 1530 roku, miał odegrać bardzo istotną rolę w życiu swojego najmłodszego brata Juana (późniejszego brata Jana od Krzyża), urodzonego w 1542 roku (4). Ich trzeci syn Ludwik, urodził się między narodzinami Franciszka i Jana.

Rodzina trwała, ale ledwo utrzymywała się na minimalnym poziomie. Często brakowało jedzenia. To ile mieli by przeżyć zależało w dużej mierze od ich umiejętności tkackich, ciężkiej pracy i popytu na produkty. Dom stał się fabryką. Kolorowe nici, szpulki i resztki tkanin były porozrzucane po największym pomieszczeniu, którego używali także jako pokoju dziennego i jadalni. Kolory i zapachy mieszały się z dźwiękami krosien i czółenek poruszających się wzdłuż powstających ubrań pod zręcznymi palcami Katarzyny i Gonzala. Jan, kiedy trochę podrósł, pomagał naciągać krosna. Choć był najmłodszy, on też musiał wykonać swoją część pracy i obowiązków.

Wysiłek wkładany w utrzymanie rodziny, smutek, który odczuwał odcięty od krewnych Gonzalo i brak solidnego pożywienia, to rzeczy, które w końcu zebrały swoje żniwo. Po około piętnastu latach tak wyniszczającego życia, zachorował. Jego choroba ciągnęła się przez kilka lat, a stopniowe pogarszanie się jego stanu zmuszało rodzinę do jeszcze większych wysiłków w walce o przetrwanie.

Na Juanie doświadczenie opiekowania się niedomagającym ojcem przez ostatnie dwa lata jego życia, wycisnęło niezatarte piętno. W późniejszych latach, jako młodzieniec a następnie jako karmelita, Jan udowodnił, że to doświadczenie nauczyło go delikatnej i uważnej troski o chorych. Bliskość umierającego ojca nie była jedynym wydarzeniem, które miało na niego wpływ.

Niemożność uczestniczenia przez ojca w rodzinnym „chałupnictwie”, zmuszała Jana by uczył się więcej o tkactwie. Matka nauczyła go kilku rzeczy, by mógł pomagać, gdy ona była zajęta opieką nad umierającym mężem. Janowi zapadły w pamięć te dni tkania, przywołuje je później w jednym ze swoich wierszy pisząc o „…zerwaniu zasłony tym słodkim zderzeniem” (5). Hiszpańskie słowo przetłumaczone jako „zasłona” odnosi się właściwie do nici naciągniętych na krosno tkackie. Naturalne doświadczenia życia, pracy i śmierci odcisnęły piętno na wrażliwym Janie de Yepes, tak jak odcisnęłyby je na każdym człowieku.

Po dwóch bolesnych latach cierpień Gonzalo zmarł, a Katarzyna została z trzema synami, którymi musiała się zaopiekować. Była zdesperowana. Niewielkie oszczędności rodziny zostały szybko wydane w czasie choroby Gonzala. Czwórka pozostałych członków rodziny miała ponieść konsekwencje: nędzę. Katarzyna zebrała się na odwagę i wyruszyła z synami szukać pomocy u dwóch braci jej męża.

Dla Katarzyny najważniejszą rzeczą było dobro jej dzieci. Miała nadzieję, choć wiedziała jakie mogą być tego konsekwencje, że uda się skłonić szwagrów do wzięcia pod opiekę jednego a może nawet dwóch jej synów. Rozmyślała o tym, gdy wędrowała z synami powoli na południe, do Toledo. Pierwszym przystankiem po wyczerpującej pieszej podróży, było Torrijos, niedaleko od Toledo, gdzie jeden z wujów Jana był archidiakonem. Wysłuchał prośby swojej szwagierki, ale odmówił. Powiedział, że nie może wziąć chłopców ponieważ są zbyt młodzi, ale Katarzyna wiedziała, że chodziło o coś więcej. Była zdruzgotana. Rozłam w rodzinie Yepes spowodowany jej ślubem z Gonzalem nie został zapomniany. Minione lata i śmierć Gonzala nie uspokoiły emocji, przynajmniej u tego właśnie człowieka. Katarzyna i jej mały oddział wyruszyła do Galvez (około dwudziestu czterech kilometrów od Toledo) by prosić po raz kolejny. Zastanawiała się czy spotkają się z taką samą reakcją.

W Galvez było jednak zupełnie inaczej. Brat Gonzala, również noszący imię Juan, był lekarzem. Okazał szczere zainteresowanie Katarzyną i jej rodziną. Ponieważ nie mieli z żoną dzieci pomysł posiadania przybranego syna wydawał się atrakcyjny. Zaproponował, że zajmie się najstarszym z synów – Franciszkiem, który był już nastolatkiem. Sprawiło to wielką ulgę Katarzynie, widziała, że jej najstarszy syn ma szansę na lepsze życie niż to jakie kiedykolwiek mogłaby mu zapewnić. Po kilkudniowym pobycie w Galvez, Katarzyna powierzyła Franciszka opiece szwagra i wróciła do Fontiveros z Ludwikiem i Janem. Niestety wypadki nie potoczyły się po jej myśli.

Po powrocie do domu, Katarzyna kontynuowała pracę, ale zastanawiała się jak Franciszek radzi sobie w nowym domu. Po kilku miesiącach, bez żadnej wiadomości od niego, postanowiła udać się do Galvez, by osobiście sprawdzić co się dzieje. To co odkryła zaszokowało ją. Doktor był bardzo dobry dla Franciszka, ale jego żona zmuszała chłopca do ciężkiej pracy, uniemożliwiała mu chodzenie do szkoły i nie okazywała mu żadnej miłości. Poznawszy okropną sytuację w jakiej znalazł się Franciszek, Katarzyna zabrała go do domu, mimo przysiąg lekarza, że wszystko się zmieni.

Po powrocie do Fontiveros sytuacja jeszcze się pogorszyła. Tkanie Katarzyny przynosiło mało pieniędzy. Ponadto, dorastający Franciszek zaczynał wymykać się spod kontroli. Późno wracał do domu, czasem w ogóle nie wracał na noc. Katarzyna bardzo się o niego martwiła (6). W tym czasie kolejna tragedia uderzyła w rodzinę. Ludwik zmarł, prawdopodobnie z niedożywienia.

Kolejna przeprowadzka, wydawała się jedynym sposobem by przeżyć, jednak Katarzyna miała pewne opory. Z Fontiveros wiązało się tak wiele wspomnień: poznała tu swojego męża, tu urodziły się jej dzieci, tu był jej dom. Jednak było jasne, że musi wyjechać. Zabrała rodzinę do Arevalo (niedaleko od Fontiveros), gdzie ona i Franciszek nadal pracowali jako tkacze. Sytuacja poprawiła się, ale niewystarczająco. Niedługo po przeprowadzce do Arevalo (około 1550–1551 roku) rodzina przeniosła się do Medina del Campo.

Medina del Campo była pełnym życia miastem leżącym na północ od Madrytu, na głównej drodze wiodącej z Salamanki do Valladolid. Jarmark odbywał się tu dwa razy do roku, w maju i październiku, wielu ludzi z odległych krain przybywało by uczestniczyć w tym wydarzeniu. Kupcy i finansiści wymieniali dobra ze Wschodu, przyprawy i jedwabie, książki z odległych krajów, odzież i egzotyczne przedmioty z Nowego Świata. Przywozili także historie i wieści z odległych ziem. Podniecenie wypełniało miasto podczas tego świątecznego czasu, gdy handlowcy opowiadali o wydarzeniach w krajach, z których pochodzili. Gdy tylko kończył się jarmark, rozpoczynały się przygotowania do następnego. Jan dorastał w tej atmosferze podniecenia i aktywności. W czasach, gdy wieści rozpowszechniali głównie tutejsi i zagraniczni goście, Jan wiedział więcej o tym, co działo się w różnych częściach świata niż większość Hiszpanów.

Nie wolno niedoceniać roli tego okresu życia Jana w jego rozwoju. Gdy jego rodzina przybyła do Medina del Campo Jan był podatnym na wpływy dziewięciolatkiem. To co słyszał o Nowym Świecie i zobaczył na dorocznych jarmarkach uformowało młodego chłopca. Nauczył się słuchać i nieustannie dowiadywał się nowych i kuszących rzeczy o świecie poza murami miejskimi. W Medina del Campo mógł odwiedzić Amerykę dzięki opowieściom tych, którzy tam byli. Mógł wąchać wschodnie przyprawy dzięki kupcom, którzy przywozili je na sprzedaż. Dzięki obserwacjom wiedział co dzieje się w polityce, życiu religijnym i społecznym otaczającego go miejskiego świata. Zanurzony w pulsującym życiu miasta, które wywarło na niego ogromny wpływ, Jan chłonął wszystkie napotkane nowości, otworzył się na głębokie wartości, którym pozostał wierny przez całe życie. Miasto było jego szkołą. Jednak jego edukacja nie ograniczała się tylko do słuchania tych, którzy wymieniali dobra i handlowali nimi na średniowiecznym targu.

W tym czasie istniała w Medina del Campo szkoła zwana Colegio de la Doctrina. Tam, razem z innymi osieroconymi i biednymi dziećmi, Jan nauczył się czytać i pisać. Tam po raz pierwszy zetknął się z formalną edukacją i był to sukces. Według jego brata, Jan nauczył się pisać i czytać już kilka dni po tym jak Katarzyna umieściła go w szkole (7). Jednak nauczyciele dużo niżej cenili jego umiejętności jeśli chodziło o przedmioty zawodowe. Próbowali nauczyć go ciesielstwa, krawiectwa, rzeźbienia w drewnie i malowania, ale w żadnej z tych dziedzin nie radził sobie, mimo zapału i chęci by nauczyć się czegoś, co pozwoliłoby mu pomóc rodzinie. Ciągłe porażki zniechęcały tego sumiennego jedenasto- lub dwunastoletniego chłopca.

Życie Jana było takie, jak każdego chłopca w jego wieku i sytuacji materialnej. Nauczył się służyć do Mszy świętej w Convento de la Magdalena, który był domem augustianek. Pracował i bawił się, ale to czego już doświadczył w swoim życiu, sprawiało że wydawał się ludziom bardziej wrażliwy i zamyślony niż inni chłopcy w jego wieku. Gdy szedł brukowanymi ulicami ze swego domu do klasztoru myślał o przyszłości, o matce i o pracy.

Richard P. Hardy

(1) Kupcami.

(2) José Gomez, Menor Fuentes, El linaje familias de santa Teresa y de san Juan de la Cruz: sus parrentes toledanos, Toledo 1970, s. 22–67. W tym okresie, nawet jeśli nie trzeba było ukrywać swoich żydowskich przodków z powodu restrykcji społecznych i religijnych, mądrze było to uczynić. Bardziej szczegółowy opis ówczesnej sytuacji zob. także: Stephen Clissold, St. Teresa of Avila, Londyn 1979, s. 1–13; Teofanes Egidio, The Historical Setting of St. Teresa’s Life [w:] „Carmelite Studies”, I, 1981, s. 122–182.

(3) Jose Gomez, Menor Fuentes, op. cit., s. 43.

(4) Jeronimo de San José, Historia del Venerable Padre Fray Juan de la Cruz primer Descalzo carmelita, compańero y Coadjutor de Santa Teresa de Jesús en la Fundación de su Reforma, Madryt 1641, s. 12. Data jest niepewna. Mógł przyjść na świat albo w dniu św. Jana Chrzciciela w czerwcu, albo w dniu św. Jana Ewangelisty w grudniu. Wybranie tych dat opieramy na fakcie nadania mu imienia Jan, być może od imienia świętego, w którego dniu się urodził, co było wtedy popularną praktyką. Niestety, pożar parafii zniszczył metrykę chrztu.

(5) Św. Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości, 1 [w:] Dzieła, przeł. B. Smyrak, Kraków 1998, s. 719, (dalej: Dzieła); można się także zastanowić czy mnogość kolorów wymienionych w Pieśni duchowej nie wywodzi się z wyćwiczonej tkackiej wrażliwości na zestawienia kolorów.

(6) José de Velasco, Vida y virtudes y muerte del Venerable Varon Francisco de Yepes, Vezino de Medina del Campo, que murió, M. DC., VII, Barcelona 1624, s. 7.

(7) Biblioteca Nacional de Madrid (BNM), Ms. 12758, fol. 613.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Richarda P. Hardy’ego Św. Jan od Krzyża. Człowiek i mistyk.