Św. Antoni z Padwy. Płomienne słowa, promienne życie. Rozdział dziewiąty

W porze seksty słońce stało wysoko na niebie, ale wiatr wiejący od wody łagodził żar jego promieni. Benedetto czyścił dziób swojej łodzi. Sprzedał już ryby. Odwiedził Ginewrę, która uspokajała go, że dziś jeszcze nie urodzi. Opowiedział jej o ojcu Antonim, który przyjdzie na plażę, by wygłosić kazanie. Ginewra też chciała tam iść. Benedetto przyjrzał się małej grupce zbierającej się na brzegu. Mężczyźni. Kobiety. Dzieci z miasta. Znał większość z nich. Garstka ludzi, podzielona mniej więcej po równo na katolików i katarów.

– Tatusiu!

Benedetto uśmiechnął się szeroko, kiedy dwie pulchne rączki objęły go z tyłu za szyję. Wstał i zakręcił się wkoło z czteroletnim Alfredo, który przytulił się do niego z całej siły. Teraz dwa chude ramionka chwyciły go za lewą nogę. Benedetto porwał na ręce Pascala i rozhuśtał go w powietrzu, po czym wsadził do łodzi. Następnie zdjął z szyi Alfreda i umieścił w łodzi obok brata. Spojrzał na plażę. Ginewra posuwała się powoli w jego stronę, niosąc w ręce kosz. Benedetto wiedział, co w nim jest. Chleb i ser, suszona ryba i wino. Nie będą głodni podczas kazania ojca Antoniego.

***

– „Synowie twoi jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu.” – Głos Antoniego brzmiał jak dźwięk trąb, gdy cytował trzeci werset psalmu 127, który omawiał przez ostatnią godzinę. Stał o kilkanaście metrów od łodzi Benedetta, na skale wystającej nad plażą, a niewielki tłumek ludzi rozciągał się wzdłuż brzegu jak znaczące go muszelki. Ginewra siedziała wygodnie w łodzi z pustym koszykiem u stóp, a Pascal i Alfredo usnęli na jej kolanach. Benedetto wiązał sieć i słuchał, nie przerywając pracy. Był trochę zaskoczony, że znajdujący się w grupie katarzy też słuchają mnicha z uwagą i szacunkiem.

– Możemy mówić o trzech rodzajach stołów – zakrzyknął Antoni, a jego głos rozbrzmiewał ponad uderzeniami fal. – Każdy z nich proponuje odpowiednią strawę. Pierwszym jest doktryna nauczania Kościoła, który Chrystus oparł na sobie. Drugim stołem jest pokuta, którą wynagradzamy Bogu zło, jakie uczyniliśmy Jemu i naszym bliźnim. Trzecim stołem jest Eucharystia, gdzie wierzący spożywają ciało i krew Chrystusa podczas Mszy świętej.

Benedetto słyszał mamrotanie, szelesty i szuranie nóg. Odgłosy ludzi czujących się nieswojo i wciąż zmieniających miejsce. Podniósł wzrok znad sieci. Jego uwagę zwrócił Isidoro, który wstawał powoli na dziobie swojej łodzi.

– Pierwszy stół to doktryna – ciągnął Antoni. – „Stół dla mnie zastawiasz wobec moich przeciwników” mówi psalmista w wersecie piątym psalmu 22. Werset ten odnosi się do Chrystusa. Jego przeciwnikami są heretycy, którzy wybierają z nauczania Kościoła to, w co chcą wierzyć. Są jak rozpieszczone dzieci, które wybierają słodycze z postawionego przed nimi talerza. Bóg chce, żebyśmy przyjęli całe dobro, a nie tylko część. Chrystus jest prawdą, a prawda się nie zmienia ani nie dzieli.

Benedetto usłyszał za plecami ochrypły głos Giuseppe:

– Hej, Rodrigo, chyba się dość nasłuchaliśmy, co? Robota może zaczekać do jutra. Chodźmy do domu się zdrzemnąć.

Głuchy odgłos stóp na piasku powiedział Benedetto, że mężczyźni odchodzą. Nie tylko oni. Było oczywiste, że skupienie się na doktrynie, Eucharystii i pokucie, trzech rzeczach, które katarzy odrzucali, spowodowało taką reakcję. Benedetto widział, jak ludzie zaczynają się rozchodzić, tak jak chleb wrzucony do wody rozpada się na kawałki. Isidoro stał nieruchomo między spojrzeniem Antoniego i Benedetta – wydawało się, że chciałby i odejść, i zostać.

– Powiedziałem więc o tym, czego nie chcecie słuchać – głos Antoniego dźwięczał nad rozchodzącym się tłumem. Zakonnik wzniósł oczy do nieba i przerwał na chwilę. Potem zeskoczył ze skały i skierował się w stronę rzeki.

– Słuchajcie słów Bożych, morskie ryby – zawołał, stojąc twarzą do fal – bo heretycy i niewierni nie chcą ich słuchać!

Benedetto wpatrywał się w mnicha. Słońce i zawód, z jakim przyjęto jego słowa, musiały przyprawić go o gorączkę.

– Moje siostry ryby, musicie dziękować Stwórcy ze wszystkich sił za to, że dał wam żyć w tak szlachetnym środowisku. Macie do woli słodkiej wody, a dalej – Antoni wyciągnął ręce w stronę morza – słoną wodę. Bóg dał wam wiele schronień przed sztormami i jedzenie potrzebne do życia.

Mnich atakował fundament wiary katarów. Mówił, że to dobry Bóg i tylko Bóg, a nie szatan stworzył świat fizyczny. Świat ten obejmował morze i żyjące w nim ryby; święty Duch Boży mieszkał w tych poślednich cielesnych stworzeniach.

Benedetto usłyszał znajomy plusk fal. Bezwiednie powiódł wzrokiem za mnichem w stronę rzeki. Tłoczyła się tam pod samą powierzchnią ławica ryb o lśniących głowach, wystawiając pyszczki jak do karmienia. Ryby wypływały na powierzchnię na całej długości rzeki, jaką ogarniał wzrokiem. Mniejsze ryby kłębiły się bliżej brzegu, a większe i silniejsze na głębszej wodzie. Wszystkie płynęły do ujścia Marecchii, tam, gdzie łączyła się z Adriatykiem.

– Kiedy stworzył was Bóg, dobry i łaskawy Stwórca, nakazał wam rosnąć i rozmnażać się. Dał wam swoje błogosławieństwo. Kiedy wielki potop pochłonął świat i zatopił inne stworzenia, Bóg zachował tylko was bez żadnego uszczerbku. Niemalże dał wam skrzydła, żebyście mogły wędrować, gdziekolwiek zechcecie.

Benedetto usłyszał inny dźwięk, tym razem z brzegu. Gdzieniegdzie wśród opuszczających plażę ludzi rozlegał się ożywiony szmer, niektórzy ciągnęli swych odchodzących przyjaciół, wskazując na wodę. Część ludzi obróciła się na pięcie i pobiegła w stronę Rimini.

– To wam Bóg nakazał zachować Jonasza, którego wrzucono do morza, a po trzech dniach jedna z was wyrzuciła go na brzeg całego i zdrowego. Jedna z was trzymała w swoim pysku daninę potrzebną naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi, której On, ubogi i uniżony, nie mógłby zapłacić, gdyby nie dostał od was monety. Byłyście pożywieniem wiekuistego Króla, Jezusa Chrystusa, przed zmartwychwstaniem i później, kiedy w niezwykłym misterium zmartwychwstały Pan jadł na plaży rybę ze swymi apostołami. Za wszystkie z tych łask powinnyście chwalić i błogosławić Boga, który obdarzył was tyloma przywilejami.

Benedetto nie wiedział, gdzie ma patrzeć. Na plażę, gdzie niestały tłum zaczynał się gromadzić wokół księdza. Na wodę, w której lśniły ławice smukłych ryb. Na Isidora, który obrócił się w swojej łodzi i patrzył teraz na rzekę. Czy na Antoniego, którego spojrzenie ogarniało łagodne fale ze wschodu na zachód, jakby nawołując istoty rozumne, by oddały chwałę Bogu.

– Niech Bóg przedwieczny będzie błogosławiony, ponieważ ryby w wodzie szanują Go bardziej niż ludzie odrzucający Jego doktrynę. Nierozumne stworzenia chętniej słuchają słów Bożych niż niewierna ludzkość.

Po tych słowach Antoni odwrócił się powoli do wpatrzonego weń tłumu na plaży. Kolejni ciekawscy nadbiegali od strony Rimini.

– Nawet zwierzęta na ziemi rozpoznają stół Boskiej doktryny. Wierzą w całość nauczania Chrystusa, bo poznają świętość Tego, który je stworzył, a nas naucza. Ale tylko ci stworzeni na obraz Boga zostali zaproszeni do drugiego i trzeciego stołu, pokuty i Eucharystii. Zwierzęta, niezdolne do grzechu, nie muszą pokutować. A nie mogąc dostąpić zbawienia, nie potrzebują też chleba życia.

Benedetto poczuł nagle, jak jego łódź się przesuwa. Spojrzał z troską na Ginewrę. To jej przyklęknięcie spowodowało ruch łodzi. Obok niej Alfredo i Pascal wpatrywali się w wodę. Roztańczona wstęga ryb była bardzo blisko brzegu, niebezpiecznie blisko, bo mogły je tam z łatwością schwytać mewy.

Mewy. Gdzie podziały się mewy? Przy takiej masie ryb płynących tuż pod powierzchnią, biali drapieżcy powinni spadać na rzekę skrzydlatą białą chmurą, przy akompaniamencie przeszywających powietrze krzyków. Gdzie podziały się mewy?

– „Reszta waszego stołu będzie pełna dobrej strawy”, mówi Bóg w księdze Hioba 36, 16. Dobra strawa Bożego przebaczenia pojawia się, gdy wyznajemy Bogu nasze grzechy i błagamy Go o miłosierdzie. A któż spośród nas nie jest grzeszny? Czy grzeszyliśmy pieniędzmi, żądzą, pychą, posiadaniem? Czy zaniedbywaliśmy naszego Ojca lub nasze rodziny? Czy odwróciliśmy się od Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, by przyjąć herezje zwykłych ludzi? Czy też, jak faryzeusze, uważaliśmy się za lepszych od reszty ludzkości? Żaden grzech nie może ujść uwagi Boga. „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej.” O, jaką dobrą strawę spożywamy, gdy wyznajemy nasze grzechy i błagamy Boga o miłosierdzie. Wtedy On karmi nas łaską przebaczenia, aż nasze dusze się nasycą.

W miarę, jak ksiądz mówił, ludzie zaczęli gdzieniegdzie przyklękać. Benedetto upadł na kolana, chowając twarz w dłoniach. Jak szybko dostrzegał grzechy innych, będąc ślepym na mroczną pychę i faryzeizm własnej duszy. Czyż nie zwiodła go doktryna katarów? Antoni pokazał jednak, że Bóg ma władzę nawet na tej plaży, w rybach, które stworzył. Jeżeli ryby znały Pana i oddawały Mu cześć, czemu nie Benedetto?

– Dostajemy od Boga przebaczenie. Wtedy jesteśmy godni, by korzystać z obfitości stołu Eucharystii, gdzie „nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów”. Bo diabeł jest wrogiem Boga i ten, który nie służy jednemu, z pewnością służy drugiemu. Przy którym stole chcecie być posadzeni? Jedzenie podawane przy pierwszym z nich, stole doktryny, jest słowem życia. Posiłek przy drugim stole pokuty jest strawą jęków i łez. Uczta przy trzecim jest Ciałem i Krwią Chrystusa. Czy musicie wybierać swój stół? Nie! Bóg wzywa was do wszystkich trzech.

Benedetto klęczał wyprostowany, a jego dusza łkała cicho, gdy Antoni mówił. Nie ośmielił się podnieść wzroku na świętego księdza, bo czuł, że jeśli to zrobi, całe miasto zobaczy łzy lśniące na jego policzkach.

– Zgromadźcie się więc jak dzieci „dokoła stołu”, zobaczcie, co Bóg ma wam do ofiarowania i weźcie wszystko, co chce wam dać. Chodźcie. Wierzcie mocno. Zbliżcie się z czcią. Przyznajcie, że nie zasługujecie na łaskę, jaką otrzymaliście. Jedzcie w pokorze z Bożych stołów. O, Chryste, możemy się pożywić przy Twoim potrójnym stole radośnie, pokornie i z ufnością, że może zasłużymy na posiłek przy twoim wiecznym stole w niebie. Amen.

Gdy Antoni umilkł, słychać było tylko ciche odgłosy łkania i pluskanie ryb.

– Moi dobrzy ludzie i moje drogie ryby, dziękuję wam, że słuchaliście mnie całym sercem. Teraz wracajcie w pokoju do domów.

Woda falowała i bulgotała. W międzyczasie Benedetto przetarł oczy i dostrzegł zaszklonym wzrokiem, że powierzchnię rzeki pokrywają wiry, gwałtownie rozszerzające się w miejscach, gdzie tysiące ryb zanurzały się w wodę.

Na plaży wzbierała inna fala. Otwarty płacz. Rozproszone okrzyki: „Boże, zmiłuj się”. Antoniego nie było już widać w tłumie cisnących się do niego ludzi.

Benedetto wrócił do Ginewry, która wciąż klęczała, wpatrzona w tłum zebrany wokół księdza.

– Ginewro – rzekł zdławionym głosem – muszę iść do spowiedzi. Dzisiaj.

Ginewra skinęła głową.

– Ja też, Benedetto.

Gdy słońce zaszło za Rimini, dotarli wreszcie do księdza i wyspowiadali się przed nim na brzegu rzeki Marecchia. Czekaliby dłużej, ale Isidoro, który stał przed nimi, zobaczył, że Alonso i Pascal robią się senni. Oddał Ginewrze i Benedetto swoje miejsce w kolejce.

cdn.

Madeline Pecora Nugent

Powyższy tekst jest fragmentem książki Madeline Pecory Nugent Św. Antoni z Padwy. Płomienne słowa, promienne życie.