Św. Andrzej Bobola. Łowca dusz. Rozdział piąty

Na różnych placówkach (1630–1652)

 Przełożony w Bobrujsku (1630–1633)

W dawnym województwie mińskim nad rzeką Berezyną istniało już od XIV wieku miasto Bobrujsk. Tę niewielką, drewnianą mieścinę w XVII wieku zamieszkiwała przeważnie ludność prawosławna, która posiadała dwie cerkiewki. Garstka Polaków była zupełnie pozbawiona kościoła i wszelkiej opieki duchownej. Stan religijny katolickich mieszczan, jak również i okolicznych wieśniaków był opłakany. Zaniedbano całkowicie przystępowanie do sakramentów świętych, żyli tam ludzie, którzy i po sześćdziesiąt lat się nie spowiadali. Ignorancji prawd wiary odpowiadał zanik moralności, zawieranie dzikich małżeństw i przechodzenie na prawosławie. By upowszechnić życie religijne katolików i w celu propagandy idei katolickiej jedności z Rzymem wśród prawosławnych postanowił ówczesny starosta bobrujski, Piotr Tryzna, sprowadzić jezuitów. Mianowany wojewodą parnawskim, zapisał 2 grudnia 1623 roku zakonowi dwa i pół tysiąca złotych na wsi Kisielewicze. Wieś ta należała do posiadłości kasztelana połockiego, Mikołaja Bogusława Zenowicza, który oddał ją w zastaw jakiemuś heretykowi. Tryzna umówił się z Zenowiczem i spłacił jego dług wierzycielowi, następnie przekazał Kisielewicze jezuitom nieświeskim na cele utrzymania misjonarzy w Bobrujsku. Zenowicz, któremu przysługiwało prawo wykupienia zastawu z rąk jezuitów przez wypłacenie zapisanej im przez Tryznę sumy dwóch i pół tysiąca złotych, nosił się z zamiarem pozostawienia wsi w posiadaniu jezuitów, na co obiecał wydać odpowiedni dokument. Ale w bitwie pod Chocimiem poniósł 7 września 1621 roku ciężką ranę, wskutek której kilka dni potem zmarł w obozie. Ponieważ nikt ze spadkobierców Zenowicza nie spieszył się z wykupem wsi, jezuici nieświescy pobierali z niej dochód wynoszący dwieście dziewięćdziesiąt złotych rocznie na urządzenie misji w Bobrujsku i okolicy. W lipcu 1623 roku wysłał rektor Alandus do Bobrujska księży: Jakuba Różnowolskiego i Rafała Kłosowskiego. Przyjęci gościnnie przez wojewodę Tryznę, zamieszkali na jego dworze. Katechizacja wśród mieszczan i w pobliskich wsiach wydała od razu znaczne owoce. Ludność zaczęła garnąć się do sakramentów świętych, przeszło dwudziestu schizmatyków pojednało się z Kościołem, uzdrowiono wiele małżeństw. W 1624 roku do prowizorycznie urządzonego kościółka Świętego Piotra Apostoła wprowadzono uroczyście przy licznym udziale szlachty mińskiej relikwie świętego Tymoteusza Męczennika. Dorywcza praca misyjna trwała pięć lat, a jej owocność skłoniła Tryznę do założenia stałej placówki jezuickiej w Bobrujsku. Na swym własnym placu, obok zamku królewskiego, powiększonym darowizną Zygmunta III, na prośbę syna wojewody, starosty bobrujskiego Piotra Kazimierza Tryzny, wybudowano rezydencję, w której już od 1628 roku zamieszkali na stałe misjonarze podlegli rektorowi nieświeskiemu.

Fundację tę przyjął i jako samoistną rezydencję uniezależnił od kolegium w Nieświeżu prowincjał Jamiołkowski w 1630 roku. Pierwszym jej superiorem (przełożonym) mianował prowincjał Bobolę, który natychmiast po złożeniu profesji udał się z Wilna do Bobrujska. Obowiązki przełożonego w Bobrujsku pełnił od czerwca 1630 roku do wiosny 1633 roku. Superior rezydencji wnet zdobył sobie zaufanie wojewody Tryzny, który w 1630 roku zapisał na własnych dobrach dziedzicznych Zanki legat roczny w sumie dwustu siedemdziesięciu złotych i zobowiązał się formalnym aktem w imieniu własnym, żony swej, Anny z Massalskich, oraz swych spadkobierców, wypłacać tę sumę corocznie superiorowi bobrujskiemu. Oprócz tego w 1631 roku założył kamień węgielny pod kościół przy rezydencji, na którego budowę i utrzymanie jego małżonka zapisała 14 czerwca 1631 roku część własnej wsi Rynie, przynoszącą rocznie dochód w sumie pięciuset piętnastu złotych. Niedługo potem na ten sam cel przeznaczył wojewoda czynsz, jaki pobierał z trzech wsi królewskich, które posiadał w dzierżawie. Były to: Michalewo, Dworzanowicze i Hojczyce. Roczny dochód z nich wynosił trzysta sześćdziesiąt złotych. Król Władysław IV i małżonka jego Cecylia Renata, której przypadło w udziale starostwo bobrujskie, zatwierdzili ten krok wojewody, odstępując czynsz z tych wsi królewskich jezuitom bobrujskim na czas swego życia. W ten sposób za rządów Boboli rezydencja zdobyła środki na utrzymanie swych członków i uzyskała fundusze potrzebne na wybudowanie własnego kościoła. Nie dane było wojewodzie Tryznie oglądać pełnych owoców swych zabiegów i wyjątkowej ofiarności, otwarcia drugiego w Bobrujsku kościoła katolickiego i szkół jezuickich. Śmierć zabrała go z tego świata z początkiem 1633 roku. Dzieła ojcowskiego dokonał dopiero Piotr Kazimierz Tryzna.

Obok wysiłków podejmowanych w celu zabezpieczenia materialnego bytu powierzonej sobie rezydencji pracował Bobola jako spowiednik i kaznodzieja w kościółku parafialnym Świętego Piotra. Do podwładnych jego, a zarazem współpracowników, należeli księża: Rafał Kłosowski, Michał Kreczmer, Stefan Zaboklicki, Jan Pieńkowski oraz brat Krzysztof Genell. Księża oddawali się pracy misyjnej, Genell natomiast, jako rzeźbiarz z zawodu, pracował przy rezydencji i budującym się kościele. Z końcem 1632 roku grono mieszkańców rezydencji powiększyło się dwukrotnie z przyczyn natury politycznej. Już w sierpniu 1632 roku korzystając ze śmierci Zygmunta III i bezkrólewia, wyprawił car Michał Fiedorowicz znaczne wojska pod wodzą Sehina, Prozorowskiego i Matissona przeciw Polsce w celu odzyskania ziem utraconych w pokoju dywilińskim w 1618 roku. Cały szereg grodów, a wśród nich Drohobuż i Nowogród Siewierski, dostały się w ręce Sehina. 4 listopada 1632 roku oblegał on już Smoleńsk. Na wiadomość o wtargnięciu Moskali w granice Rzeczypospolitej rektor kolegium jezuitów w Smoleńsku, Augustyn Jaguza, wysłał część księży i kleryków w okolice mniej zagrożone. Podobnie postąpił i rektor kolegium w Orszy, Stanisław Radomyski. Tułacze rozproszyli się po domach jezuickiej prowincji litewskiej. Z Orszy przybył do Bobrujska nauczyciel poetyki, magister Szymon Strymowicz. Znaleźli tam również schronienie zbiegowie ze Smoleńska, księża: Jakub Brent, Stanisław Olszewski, oraz nauczyciele humaniorów, magistrzy: Jan Pruszyński i Szymon Dębowski. Biografowie wiele piszą na temat serdeczności i nadzwyczaj gościnnego przyjęcia, jakiego ci tułacze doznali od superiora Boboli.

Na sierpień 1633 roku zwołał prowincjał litewski, Mikołaj Łęczycki, zjazd administracyjny, czyli tzw. kongregację profesów prowincji w kolegium akademickim w Wilnie. W myśl przepisów, na zjazdy takie, odbywające się normalnie co trzy lata, wszyscy przełożeni domów jezuickich zobowiązani byli sporządzić podwójny spis podległych sobie osób, który wybrany przez kongregację prokurator zawoził do kurii generalskiej w Rzymie. Jeden z tych spisów, tzw. Catalogus triennalis primus, zawierał wykaz osób, wiadomości o ich pochodzeniu, wieku, zdrowiu, studiach i zajęciach, jakim się w zakonie oddawali. W spisie drugim, tzw. Catalogus triennalis secundus, umieszczali przełożeni krótką charakterystykę zdolności swych podwładnych, ich wykształcenia, usposobienia i zdatności do zajęć, przy czym o rektorach i superiorach pisali tę informację prowincjałowie. Katalog drugi stanowił kartę indywidualną członków zakonu, umożliwiał generałowi i prowincjałowi wyobrażenie o stanie prowincji, ułatwiał celowy rozkład zajęć, odpowiadających osobistym zdolnościom jej członków oraz zapewniał pewną ciągłość i jednolitość w zarządzaniu prowincją. Dla historyka jest on znakomitym źródłem w badaniach nad stanem prowincji, działalnością jej członków, oświetla też osobowość i zmysł spostrzegawczy przełożonych.

Wykazy takie, sporządzone własnoręcznie przez superiora bobrujskiego Bobolę, dochowały się szczęśliwie do naszych czasów. Skreślona przez niego charakterystyka podwładnych tchnie spokojem, obiektywizmem i utrzymana jest w tonie przychylnym. Świadczy ona również, że Bobola odznaczał się zmysłem krytycznym i darem poznawania się na ludziach. Stefan Zaboklicki, którego określił jako człowieka o przeciętnych zdolnościach, średnim wykształceniu, usposobieniu flegmatyczno-melancholijnym i małym doświadczeniu, niczym szczególnym nigdy się nie odznaczył, za to zmarły w Bobrujsku 12 stycznia 1633 roku Jan Pieńkowski w całości zasłużył na miano wybitnego pracownika Winnicy Pańskiej, jakim go Bobola obdarzył. Rafała Kłosowskiego uznał za nadającego się do zajęć natury administracyjnej. Przyszłość potwierdziła słuszność tej opinii. Mianowany rektorem kolegium w Nieświeżu przed 1660 roku, okazał Kłosowski świetną orientację w ówczesnych stosunkach politycznych i sprytnie uratował kosztowności kościelne od rabunku, a podwładnych swych od szykan i prześladowania w czasie najazdu moskiewskiego w 1660 roku. Po klęskach zadanych Moskalom przez Czarnieckiego i Sapiehę w czerwcu i październiku 1660 roku nadspodziewanie szybko dźwignął kolegium nieświeskie z ruin, tak że już w 1661 roku otworzył szkoły od sześciu lat zamknięte. Późniejsze życie Jakuba Brenta potwierdzało całkowicie opinię, jaką wydał o nim Bobola. Ze względu na nieprzeciętne zdolności, roztropność oraz wykształcenie uznał on go za zdatnego do wykładania filozofii, teologii moralnej i do głoszenia kazań, a nawet do sprawowania w przyszłości obowiązków przełożonego, odznaczał się on bowiem wielkimi zaletami, mającymi dobry wpływ na ludzi. Jako rektor domu nowicjatu w Wilnie w latach 1647–1652 dał Brent dowody, które potwierdzają słuszność tej charakterystyki. Miarą szacunku, jakim się cieszył w Wilnie, jest fakt, że po śmierci 15 stycznia 1652 roku pochowano go w oddzielnej krypcie.

Charakterystykę Boboli wpisał do katalogu drugiego prowincjał Łęczycki, twardy dla siebie, ale wymagający też wiele od innych, asceta. Zasadniczo informacja Łęczyckiego o Boboli nie różni się od wypowiedzianych już poprzednio o nim opinii. Podkreśla ona dobre jego zdolności, zdrowy rozsądek, roztropność i dobry stopień wykształcenia, doświadczenie średnie oraz wskazuje na zdatność Boboli do obcowania z ludźmi i wywierania na nich pozytywnego wpływu. Siły fizyczne Andrzeja przedstawiały się dodatnio, czym sam dał wyraz, zapisując w katalogu pierwszym siebie, jako najzdrowszego wśród księży rezydencji bobrujskiej.

 Praca duszpasterska w Płocku i Warszawie (1633–1636)

Niektórzy biografowie opowiadają, że w 1633 roku ponownie wybuchła w Wilnie zaraźliwa epidemia. Ponieważ miała poczynić wśród jezuitów wileńskich ogromne spustoszenia, zawezwano do Wilna Bobolę, by energią swą i gorliwością wypełnił dotkliwie odczuwany brak kapłanów. W rzeczywistości, ze znanych dotychczas źródeł wynika, że epidemia, która od 1625 roku prawie corocznie odwiedzała Wilno, ustała już w 1632 roku. Wobec tego wiadomości biografów należy uznać za wątpliwe. Niepewne jest również, czy w 1633 roku Bobola w ogóle był w Wilnie. W tym bowiem roku złożył on urząd superiora w Bobrujsku na ręce Marcina Rydzewskiego i udał się do kolegium w Płocku, gdzie miał oczekiwać dalszych zarządzeń prowincjała. Droga zaś z Bobrujska do Płocka nawet w owych czasach nie prowadziła przez Wilno.

W Płocku, starym, stołecznym grodzie książąt mazowieckich, położonym na prawym brzegu Wisły, mieli jezuici fundowaną w 1611 roku przez biskupa płockiego, Marcina Szyszkowskiego rezydencję. Od 1615 roku prowadzili szkołę humanistyczną, do której dołączono w 1632 roku, za rządów rektora Stanisława Radomyskiego, studium retoryki. Według Czermińskiego, Bobola w latach 1633–1637 miał pełnić w Płocku obowiązki prefekta, czyli kierownika szkół, oraz kaznodziei w miejscowych kościołach. W rzeczywistości Bobola przebywał jednak w Płocku tylko do roku 1635, przy czym na pewno nie był prefektem szkół. W 1633 roku bawił on tam jako „gość” bez określonego bliżej zajęcia. W 1634 i 1635 roku kierował istniejącą od 1616 roku Kongregacją Mariańską uczniów kolegium, a pomocnikiem jego był magister Michał Kranich. Jakim pracom poza tym się oddawał, zupełnie nie wiadomo.

Za staraniem Jakuba Markwarta, profesora Boboli z czasów studiów filozoficznych, a od 1636 roku prepozyta domu profesów w Warszawie, przeniesiono Andrzeja do stolicy i powierzono mu zaszczytny, ale i trudny zarazem urząd kaznodziei. Na lipiec 1636 roku wyjechał Bobola do Wilna, by jako profes wziąć udział w kongregacji, czyli zjeździe administracyjnym profesów prowincji litewskiej. Obrady kongregacji odbywały się w kolegium akademickim. Zgromadzeni licznie profesi wzięli z pewnością udział w podniosłej uroczystości, jaka odbyła się w akademii 5 lipca. Kolega Boboli z nowicjatu i studiów teologicznych, Maciej Kazimierz Sarbiewski, promowany był w tym dniu na stopień doktora teologii w obecności króla Władysława IV, nuncjusza apostolskiego i licznego orszaku dostojników duchownych i świeckich.

 Kierownik szkoły w Płocku i Łomży (1637–1642)

W roku 1637 znalazł się Bobola z powrotem w Płocku z obowiązkiem kaznodziei i prefekta (dyrektora) nauk w kolegium. Szkoła, którą kierował, była niewielka, podlegało mu tylko czterech nauczycieli. Zanotowano w tym roku szczególne ożywienie kultu Świętego Stanisława Kostki, do czego może przyczynił się Andrzej swoimi kazaniami i wpływem na powierzoną jego kierownictwu młodzież.

W roku 1638 z woli przełożonych przeniósł się Bobola do kolegium w Łomży, gdzie miał już na dłuższy czas zagościć, bo aż do lata roku 1642. Obok obowiązków doradcy rektora kolegium i kaznodziei piastował przez cały czas swego pobytu w Łomży urząd dyrektora istniejącej od 1615 roku przy kolegium szkoły humanistycznej i retoryki. Po śmierci wielkiego dobrodzieja kolegium, Stanisława Radziejowskiego, oddał król starostwo łomżyńskie jego synowi, Hieronimowi. Dnia 6 września 1638 roku wjechał on uroczyście do Łomży. Uczniowie kolegium, rekrutujący się z rodzin szlacheckich powiatu łomżyńskiego, rawskiego i sochaczewskiego, ustawili się przy najbliższej bramie i przywitali nowego starostę przemówieniami i wierszami opracowanymi pod kierunkiem nauczycieli i kierownika szkoły, Boboli. Radziejowski w serdecznych słowach podziękował za zgotowaną sobie owację, z uznaniem podkreślił dość wysoki stopień opanowania języka i wyrobienia krasomówczego młodzieży i odtąd stale wspomagał szkołę hojnymi ofiarami. Możliwe jest, że pod wpływem Andrzeja szczęśliwie ukończono w 1638 roku ciągnący się około dwudziestu lat spór o wieś Witki, należącą do dóbr Niestępów.

Pewne urozmaicenie w szarą pracę codzienną wniósł rok 1639. Na lipiec tego roku do domu profesów w Wilnie zwołał prowincjał litewski, Jakub Lachowski kongregację profesów. Wyjechał na nią i Andrzej. Na zjeździe tym omawiano bardzo ważny projekt prowincji polskiej, dotyczący nowego podziału administracyjnego, czyli nowego przegrupowania domów jezuickich w cztery prowincje. Wniosek ten kongregacja prowincji litewskiej odrzuciła. Bobola zajmował prawdopodobnie wobec projektu stanowisko większości.

Z czasów pobytu Andrzeja w Wilnie przechował się do naszych czasów jego list pisany 17 lipca 1639 roku do wojewody witebskiego, Krzysztofa Kiszki. List ten jest jedynym zabytkiem korespondencji Boboli, jaki znamy. Treść jego jest niejasna, bardziej jeszcze zagadkowe jest tło sprawy, o jakiej Andrzej pisze. Chodzi w nim o jakieś zadośćuczynienie za zabicie ucznia Akademii Wileńskiej. Czy zginął on podczas jakiegoś tumultu ulicznego, czy też padł ofiarą zawiści osobistej, nie wiadomo. Wprawdzie w 1639 roku było Wilno widownią rozruchów ulicznych przeciw zborowi ewangelickiemu, ale miały one miejsce dopiero 4 października. W grę musiał wchodzić jakiś wcześniejszy wypadek.

Możliwe, że sprawa ta pozostaje w związku z zajściem, jakie pod 1637 roku zapisano w rocznikach kolegium akademickiego w Wilnie. Pod koniec 1637 roku zmarł Jakub Gibel, długoletni członek rady miejskiej wileńskiej i burmistrz, który swym wpływem i zapomogami materialnymi zjednał wielu zwolenników dla kalwinizmu. Na pogrzeb jego stawiło się wielu mieszczan, prawie cały magistrat i wszystkie cechy. Gdy okazały pochód pogrzebowy z pochodniami i śpiewami przeciągał o godzinie dziesiątej trzydzieści koło kościoła Świętego Jana, z którego właśnie po skończonej Mszy świętej wychodzili akademicy, ktoś z tłumu zwrócił się do śpiewaków z żądaniem przerwania śpiewu, uwłaczającego miejscu należącemu do kościoła. Gdy to nie pomogło, posypały się na uczestników pogrzebu kamienie i wywiązała się bójka, w czasie której z karawanu na ulicę zrzucono trumnę. Możliwe, że w tej utarczce zginął akademik, o którym pisze Bobola.

Jakkolwiek rzeczy się miały, treść listu świadczy o szerokim jego sercu, współczującym cierpieniu ludzkiemu i chętnym do usług, a z drugiej strony wskazuje na zaufanie, jakim go darzyła szlachta, uciekając się do jego pośrednictwa w sprawach tak bolesnych i delikatnych jak ta, o której w liście mowa.

O pracy zewnętrznej Andrzeja, jakiej się w następnych latach oddawał w Łomży, nic nie zanotowano. Musiała ona jednak przynosić owoce, gdyż przełożeni w informacjach z lat 1639 i 1642 z uznaniem podkreślają jego zdolności, wytrawny sąd, dość bogaty zasób doświadczenia, dobre wykształcenie oraz talent krasomówczy.

 Moderator Sodalicji Mariańskiej ziemian i prefekt nauk w Pińsku (1643–1646)

Dnia 3 lipca 1642 roku wziął Bobola udział w obradach kongregacji profesów w Wilnie, która wybrała na prokuratora Melchiora Schmelinga i poleciła mu wpłynąć na generała zakonu, Mutiusa Vitelleschiego, by wszczął starania u papieża Urbana VIII o włączenie oficjum o świętym Ignacym Loyoli i świętym Franciszku Ksawerym do brewiarza rzymskiego i o kanonizację błogosławionego wówczas Stanisława Kostki. Po ukończonej kongregacji pozostał Andrzej w domu profesów i do końca roku 1642 pracował jako doradca prepozyta, Marcina Hinczy, jako moderator Kongregacji Mariańskiej mieszczan i miewał w kościele wykłady Pisma Świętego.

Z końcem 1642 roku lub z początkiem 1643 roku przeniesiono Andrzeja do kolegium jezuickiego w Pińsku, gdzie aż do lipca 1646 roku pełnił obowiązki kaznodziei, kierownika nauk i moderatora Sodalicji Mariańskiej ziemian z Pińszczyzny. Pierwszy raz zawitał Bobola wówczas do Pińska i rozwinął tu bardzo piękną działalność. Kronika kolegium z tych lat przechowała wiadomości o ożywionej pracy księży nad nawróceniem schizmatyków. Cieszyła się ona powodzeniem. Pomimo gróźb i przeszkód ze strony duchownych prawosławnych, wielu schizmatyków uczęszczało do jezuickiego Kościoła na kazania i nauki katechizmowe i pod ich wpływem przechodziło na katolicyzm. Wielu ze szlachty prawosławnej oddawało swe dzieci na naukę do kolegium jezuickiego, za czym zwykle szło nawrócenie się rodziców. Uczniowie szkoły podległej Andrzejowi wywierali zbawienny wpływ na swe rodziny. Wielką rolę odegrało w tym osobiste oddziaływanie Boboli na swych uczniów. Chętnie garnęli się oni do niego i miłowali go, wdzięczni za dobroć i życzliwość, jakiej od niego doznawali.

Prawdopodobnie do Andrzeja odnosi się notatka kroniki kolegium o wzmożonym kulcie Matki Najświętszej pod wpływem przemówień kaznodziei. Wyrazem tego kultu jest założona przez niego w 1643 roku sodalicja ziemian pińskich pod wezwaniem Matki Bożej Wniebowziętej. Dnia 24 lutego odbyło się w kaplicy sodalicyjnej przy kolegium pierwsze posiedzenie pod przewodnictwem Andrzeja i w obecności nauczyciela szkoły, Jakuba Smoszewskiego SI, na którym prezesem sodalicji wybrano jednogłośnie podsędka pińskiego, Władysława Protasowicza. W następnych latach urząd prezesa sodalicji pełnili: podkomorzy wołkowyski Andrzej Dolski (10 maja 1643 – 31 maja 1644), podczaszy piński Arnulf Giedroyć (31 maja 1644 – 16 sierpnia 1645), Jan Dzierżek (do 7 stycznia 1646 roku) i Jan Karol Kopeć. Dzięki tym doborowym, najbliższym współpracownikom Boboli sodalicja rozwijała się pomyślnie, nie tyle na zewnątrz, ile w głąb. Wprawdzie Brzozowski w życiorysie Andrzeja pisze o liczbie sodalisów przekraczającej setkę, jest to jednak przesada, gdyż tyłu ziemian katolickich nie znalazłby wówczas w Pińszczyźnie. Organizację tę charakteryzuje kronikarz kolegium w krótkich słowach: „Praktyką różnych cnót przyświecają sodalisi Maryi, a chociaż ich zastęp przy tym kolegium jest bardzo szczupły, to jednak pobożnością i żądzą czynienia dobra usiłują współzawodniczyć z bardziej liczebnymi związkami sodalicyjnymi w innych miejscowościach”. Przykładne życie pierwszych sodalisów pociągało szlachtę okoliczną do zaciągnięcia się pod sztandar Królowej Nieba.

Wobec śmierci generała Vitelleschiego (9 lutego 1645 roku), zebrali się w Pińsku w lipcu 1645 roku profesi w liczbie pięćdziesięciu w celu obioru wyborców nowego generała. W kongresie wziął czynny udział i Bobola. Elektorowie w osobach Mikołaja Łęczyckiego, Benedykta de Soxo i prowincjała Jana Gruzewskiego wyjechali do Rzymu, gdzie urząd generała zakonu powierzono Wincentemu Caraffa (7 stycznia 1646). Czerstwe dotychczas zdrowie Andrzeja zaczęło w 1645 roku zawodzić, może ta przyczyna skłoniła przełożonych do przeniesienia go z Pińska.

 Praca w kościele Świętego Kazimierza w Wilnie (1646–1652)

W miesiącach letnich 1646 roku powrócił Andrzej do Wilna, gdzie w domu profesów, przy kościele Świętego Kazimierza, miał spędzić sześć lat (do 1652 roku). Przez cały ten czas był doradcą prepozytów Michała Ginkiewicza i Andrzeja Milewskiego, głosił w kościele kazania, miewał wykłady Pisma Świętego. W 1648 roku przewodniczył na zebraniach księży, na których roztrząsano zagadnienia z teologii moralnej i przez rok (1646) kierował Sodalicją Mariańską mieszczan. Jego zalety oraz wzięcie, jakim się cieszył, przyniosły w 1651 roku doraźną korzyść materialną żyjącemu z jałmużny domowi profesów. Były ochmistrz dworu Radziwiłłów, w czasie wojen kozackich sędzia oboźny, Kasper Kosmowski zmarł 2 marca 1651 roku i cały majątek zapisał na rzecz domu profesów. Testament ten pod względem prawnym nie budził żadnych wątpliwości, nie brakło jednak ludzi, którzy chcieli go obalić. Wybuchł ostry spór, który oparł się o sąd biskupa wileńskiego, Jerzego Tyszkiewicza. Z ramienia zakonu sprawy tej pilnował Bobola. Biskup Tyszkiewicz w całości uznał prawa domu profesów do spadku, wówczas wytoczono proces przed sądem prymasa. Ostatecznie prymas Kazimierz Florian Czartoryski rozstrzygnął sprawę w myśl decyzji biskupa wileńskiego. Za zasługę Andrzeja uważano nie tyle wygraną w procesie, ile to, że pomimo długiego i drażliwego sporu, sława zakonu na tym nie ucierpiała. W czasie swego pobytu w Wilnie w roku 1649 i w 1651 wziął Andrzej dwukrotnie udział w kongregacjach prowincjonalnych. Zdrowie jego około 1649 roku nieco się poprawiło, ale już w następnych latach znacznie się pogorszyło. Tymczasem wydarzenia rozgrywające się na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej, dotkliwie godzące w Kościół katolicki, bolesne dla zakonu jezuitów, wydarzenia, w których Andrzej miał z woli Opatrzności odegrać główną rolę, wymagały nie tylko hartu moralnego, ale i dużego zasobu sił fizycznych.

Ks. Jan Poplatek SI

Powyższy tekst jest dodatkiem do książki ks. Jana Poplatka SI Św. Andrzej Bobola. Łowca dusz.