Św. Andrzej Bobola. Łowca dusz. Rozdział dziesiąty

Początki kultu męczennika

 Zamieszki domowe w Wielkim Księstwie Litewskim na przełomie XVII i XVIII wieku

Pan Bóg, w wyrokach swej Opatrzności niezbadany, przypomniał światu swego wiernego sługę i to w okolicznościach, w jakich się tego najmniej można było spodziewać! Z końcem XVII i w pierwszych dwóch dziesiątkach XVIII wieku wstrząsnęły całą Koroną i Litwą wypadki, zwane Wielką Wojną Północną. Zatargi domowe głównych rodów magnackich na Litwie Sapiehów i Wiśniowieckich rozbiły szlachtę litewską na dwa wrogie, zawzięcie zwalczające się obozy. Ród Sapiehów, popierany przez króla Jana III Sobieskiego przeciw Pacom, doszedł w czasie bezkrólewia (1696–1697) do szczytu swej potęgi i wprost despotycznie począł narzucać innym magnatom swą wolę. W czasie elekcji wojewoda wileński, hetman Wielkiego Księstwa Litewskiego Kazimierz, podskarbi Wielkiego Księstwa Litewskiego Benedykt oraz koniuszy Wielkiego Księstwa Litewskiego Michał, Sapiehowie, trzymali się stronnictwa francuskiego i uporczywie popierali kandydaturę księcia Ludwika Contiego. Despotyzm Sapiehów wywołał silną reakcję i przyczynił się do powstania wrogiego im obozu, w skład którego wchodzili Wiśniowieccy, Ogińscy, Pociejowie, Radziwiłłowie. Po obiorze Augusta II szlachta litewska wysłała do Warszawy posłów w osobach Pocieja i Ogińskiego w celu przedstawienia królowi i sejmowi samowoli Sapiehów i gwałtów, jakich ci się dopuszczają, z których najbardziej piętnowano zajęcie dóbr biskupa wileńskiego, Konstantego Kazimierza Brzostowskiego, dokonane przez Kazimierza Sapiehę. Wysłana przez Sapiehów pogoń dopędziła posłów i napadła na nich. Pociej ledwo uszedł z życiem, Ogiński, śmiertelnie postrzelony, zmarł po trzech dniach. Wypadek ten zaognił jeszcze bardziej sprawę, szlachta zawiązała przeciw Sapiehom formalną konfederację pod laską kasztelana witebskiego Koziełła, a król August II pozbawił Kazimierza Sapiehę buławy hetmańskiej i wysłał feldmarszałka Flemminga z wojskiem do Grodna, by groźbą użycia siły zbrojnej zmusić księcia do uległości. Sapiehowie nie myśleli o kapitulacji; nie czując się jednak na siłach wobec liczebnej przewagi przeciwników, poczęli gromadzić swe hufce prywatne. W 1700 roku zaczęli zjeżdżać do Wilna deputaci na posiedzenie trybunału. Sapiehowie rozpoczęli wówczas kroki wojenne i zgromadzili swe oddziały pod Olkienikami. Przeciwnicy ich, obwoławszy naczelnym wodzem księcia Michała Serwacego Wiśniowieckiego, wyruszyli przeciw Sapiehom. Do walnej rozprawy orężnej doszło dnia 19 listopada 1700 roku pod Olkienikami, gdzie obóz Sapiehów poniósł dotkliwą klęskę, a syn hetmana Michał Sapieha został okrutnie zamordowany. Ledwie ten pierwszy okres wojny domowej dobiegł do końca, już nad Polską rozpętała się Wojna Północna wraz z rozbiciem narodu na stronników Augusta II i narzuconego Polsce, przez króla Szwecji Karola XII, Stanisława Leszczyńskiego. Waśni domowe odżyły na Litwie. Kazimierz Sapieha stanął po stronie Szwedów i Leszczyńskiego i pewny bezkarności pustoszył dobra biskupstwa wileńskiego, napadał zbrojnie na Ogińskich i Wiśniowieckich w Pińszczyźnie, ci znowu trapili najazdami dobra Sapiehów oraz ich stronników. Najdziksze instynkty ludzkie doszły do głosu, a zbrodnia święciła triumfy. Miary zamętu i nieszczęść dopełniło wmieszanie się w wewnętrzne sprawy Polski państw obcych. Przemarsze, postoje, rekwizycje wojsk saskich, szwedzkich, moskiewskich i konfederackich pustoszyły kraj i wszystkim dawały się we znaki.

 Odnalezienie ciała Boboli w Pińsku w 1702 roku

W okresie szczęku oręża i wrzawy wojennej wiele musiały ucierpieć miasta polskie i właściciele ziemscy. Terenem, na którym działania wojenne doszły do najwyższego napięcia, były okolice Wilna i Pińska. Losy obywateli tych ziem dzieliły również kolegia jezuickie. Rządy kolegium pińskiego spoczywały od 10 stycznia 1700 roku w rękach Marcina Godebskiego, człowieka nieugiętego charakteru, energicznego administratora i męża głębokiej nauki. Gdy w 1702 roku niebezpieczeństwa, zagrażające bytowi kolegium z dniem każdym wzrastały i stawały się bliższe, Godebski popadł w pewnego rodzaju rozterkę duchową i myślał nad sposobami, jak uchronić kolegium i swych podwładnych od nieszczęścia lub przynajmniej zmniejszyć jego rozmiary, kogo uprosić na protektora, który by swym potężnym ramieniem osłonił kolegium albo wpływami swymi osłabił siłę nadciągającej burzy. Decyzja nie była łatwa wobec dezorientacji panującej w narodzie rozbitym na obozy i stronnictwa. Nie widząc lepszego wyjścia z beznadziejnej sytuacji, stroskany Godebski szukał często natchnienia w modlitwie.

Modlitwy rektora sprawiły, że sam Bóg przyszedł mu z pomocą. Kiedy w niedzielę 16 kwietnia 1702 roku po modlitwach wieczornych, skłopotany troskami ułożył się na spoczynek, ukazał mu się wtedy nieznany jezuita, z którego miłej i pociągającej twarzy biła jakby nieziemska jasność. Uczynił on najpierw Godebskiemu wyrzut, że szuka protektorów, tam gdzie ich znaleźć niepodobna, zapowiedział, iż on, Andrzej Bobola, zamordowany niegdyś przez Kozaków, sam otoczy kolegium opieką, pod warunkiem że rektor poleci odszukać jego ciało, pochowane we wspólnej krypcie pod kościołem i umieści je oddzielnie od innych. Po tych słowach Męczennik zniknął. Godebski zerwał się natychmiast z posłania, pospieszył do duchownego kolegium, Jerzego Krupowicza, i zawiadomił go o tym, co zaszło przed chwilą. Po naradzie z Krupowiczem postanowił nazajutrz wszcząć poszukiwania ciała Andrzeja Boboli. O objawieniu tym usłyszał od rektora następnego dnia z rana sekretarz jego, Jakub Staszewski. Wieść ta lotem błyskawicy obiegła całe kolegium, a około południa przeniosła się i do miasta, gdyż profesorzy podzielili się nią z młodzieżą świecką, która w kolegium pobierała nauki. Między innymi nauczyciel klasy infimy, Konstanty Kamiński, opowiedziawszy swym uczniom o zjawieniu się Męczennika, zachęcił ich do modlitw o odnalezienie jego ciała, przy czym miał się wyrazić, że w ten sposób „możecie zyskać sobie, za pomocą Boga, patrona tego powiatu”.

Z rana polecił Godebski bratu Wawrzyńcowi Kosmanowi, by z pomocą służby kościelnej przystąpił bezzwłocznie do poszukiwań trumny Boboli. Kosman z pomocnikami swymi, Walerianem Kuczyńskim i Prokopem Łukaszewiczem, natychmiast zabrał się do pracy, przy czym napotkał ogromne trudności, które bardzo przyczyniły się do obudzenia pamięci o Męczenniku i rozsławienia jego imienia. Okazało się bowiem, że wskutek burzliwych dziejów kolegium i ustawicznych przesunięć personalnych nie było na miejscu nikogo z uczestników pogrzebu Boboli, nikt nie pamiętał daty jego śmierci, miejsca, w którym złożono trumnę, nikt nie mógł służyć nawet najmniejszą o nim wiadomością. Poszukiwania w archiwum rektora nie dały żadnego pozytywnego rezultatu, gdyż stara księga urzędowa, gdzie wpisano jego nekrolog, katalog osób, oraz historia kolegium z tych czasów znajdowały się już w archiwum prowincji, w domu profesów przy kościele Świętego Kazimierza w Wilnie. Nawet wspomniany wyżej spis zmarłych, pogrzebanych pod kościołem, wyrzucony prawdopodobnie ze śmieciami około 1690 roku, znaleziony obok zakrystii i szczęśliwie przechowany przez mieszczanina pińskiego Józefa Antoniego Szczerbickiego, nie był przechowywany w kolegium. Poszukiwania w krypcie, zawalonej stosami trumien, prowadzono zupełnie bez planu. Żmudna ta praca, w której obok wyżej wspomnianych brał udział brat Piotr Arciszewski i po ukończeniu lekcji szkolnych nauczyciel Kamiński, w pierwszym i drugim dniu nie dała pożądanych wyników. Mieszczanie i młodzież szkolna, a wśród nich: Jan Kaczanowski, Eustachy Łomanowicz, Jan Wałkowski, Antoni Moczydłowski, wiceprepozyt janowski Józef Tokarzewski, Ignacy Chrzanowski, Mikołaj Czarzasty i Kazimierz Brzozowski z dużym zaciekawieniem obserwowali tę pracę. Bezowocność zabiegów wprawiła całe kolegium w zakłopotanie, z którego wybawił Godebskiego dopiero Józef Antoni Szczerbicki, oddając mu wieczorem 18 kwietnia, znalezioną przez siebie kartę z nazwiskami pochowanych pod kościołem, na której zanotowano: „Ks. Andrzej Bobola, 16 maja 1657 roku okrutnie zamordowany w Janowie przez niegodziwych Kozaków, rozmaicie dręczony, w końcu odarty ze skóry, pochowany przed wielkim ołtarzem”. W ten sposób dowiedziano się o dniu śmierci i miejscu złożenia trumny Boboli. Zakrystian świecki Prokop Łukaszewicz zeznał w 1719 roku pod przysięgą, że w nocy z 18 na 19 kwietnia ukazał mu się w czasie snu Bobola i rzekł do niego: „Ciało moje znajduje się w ziemi, w rogu piwnicy, po lewej stronie, tam szukajcie, a znajdziecie!”. Wartości tego świadectwa niepodobna stwierdzić.

W środę (19 kwietnia) przystąpiono znowu pod osobistym kierunkiem Godebskiego do energicznych poszukiwań w miejscu wskazanym na wspomnianej karcie. Po trzygodzinnej pracy odkryto wkopaną w ziemię trumnę, której widoczne było tylko wieko, a na nim krzyż i napis: „Pater Andreas Bobola Societatis Iesu a Cosacis occisus”. Niesłychana radość, jaka ogarnęła obecnych i sprowadziła do krypty ministra Baczewskiego, kaznodzieję Rudnickiego i wielu innych, przemieniła się w bezgraniczne zdumienie, gdy po zdjęciu wieka obecni zobaczyli ciało Męczennika pokryte warstwą kurzu, ale zupełnie dobrze zachowane, bez oznak rozkładu i woni właściwej trupom. Wyjęto je z trumny, odkurzono, zdjęto biret i zniszczone szaty kapłańskie, na których, a zwłaszcza na sukni zakonnej, widniały tłuste plamy, prawdopodobnie ślady krwi, którymi przesiąkły. Ciało zachowało tak świeży wygląd, jakby nie czterdzieści pięć lat temu, ale wczoraj było pochowane. Wyraźne były ślady tortur, rany rumieniły się jakby od świeżej, choć skrzepłej krwi. Ciało dokładnie oczyszczono, owinięto je nowym prześcieradłem, okryto suknią i czarnym ornatem z adamaszku i przełożono do nowej trumny, którą umieszczono na rusztowaniu w środku krypty, naprzeciw okna.

 Pierwsze łaski

Wiadomość o odnalezieniu ciała Boboli, zachowanego od rozkładu do tego stopnia, iż mięśnie i wszystkie członki nie straciły swej elastyczności, pomimo że przez czterdzieści pięć lat spoczywało wśród rozkładających się trupów, w wilgotnej, wskutek bliskości rzeki Piny, piwnicy, pomimo głębokich i otwartych ran, rozprzestrzeniła się szybko po okolicy, w czym niemałą rolę odegrali misjonarze jezuiccy. Z tą chwilą rozpoczął się kult Męczennika. Mieszczanie Pińska i Janowa oraz okoliczna ludność wiejska przypomniała sobie szybko swego uwielbianego apostoła, o którym tak wiele opowieści przechowali starsi wiekiem i poczęła tłumnie gromadzić się przy okienku krypty, gdzie ciało w nowej trumnie spoczywało na podwyższeniu. Oddając hołd Męczennikowi w kornej a gorącej modlitwie, przedstawiała mu swą niedolę i błagała o wstawiennictwo u tronu Najwyższego.

Nie pozostał on głuchym na wołania swych czcicieli, ale wiernie począł wypełniać obietnicę daną Godebskiemu. Rozwój Wojny Północnej i wypadki z nią bezpośrednio związane mnożyły okoliczności, w których interwencja Boboli okazała się nad wyraz błogosławioną. Podobnie jak inne miasta polskie i Pińsk był terenem przemarszów i postojów wojsk obcych i własnych konfederackich. Rozzuchwalony żołnierz zagrażał wszędzie mieniu i życiu obywateli. Jezuici pińscy pospiesznie oddali się swemu protektorowi pod opiekę, której też w wysokim stopniu doznali. Rosyjski dowódca pułków riazańskiego, azowskiego i nowogrodzkiego, brygadier Czerńcow, po zajęciu Pińska wystawił rektorowi kolegium z własnej inicjatywy dyplom, chroniący kolegium pińskie i jego majątki od postojów i rekwizycji wojskowych. W ślady jego wstąpił nieco później generał Halast, dowódca siedmiu pułków. Następca ich, generał Hołowin jesienią 1707 roku rozmieścił swe liczne oddziały na kwaterach w kolegium i po folwarkach i nakazał dostarczać im żywności i paszy, dał się jednak w końcu uprosić i na ręce podległych sobie dowódców przesłał surowy zakaz wszelkich rekwizycji po wsiach i folwarkach jezuickich. Podobnej materialnej opieki doznawali też ludzie na całej Pińszczyźnie, o czym donosili listownie albo, nawiedzając grób Boboli, opowiadali ustnie. Jako bezpośrednie następstwo rabunkowej gospodarki żołnierstwa zapanował powszechnie głód, a w ślad za nim, wskutek nędznego i nieodpowiedniego odżywiania się, rozpętała się nad Polską i Litwą szalona, nienotowana dotychczas w tym stopniu w dziejach Polski epidemia. Grasowała ona od połowy 1709 roku przez cały rok 1710 i pochłaniała setki i tysiące ofiar. Obrazem rozmiarów tej klęski może być fakt, że sama litewska prowincja Towarzystwa Jezusowego utraciła w 1710 roku dosłownie stu osiemnastu członków, wśród których dziewięćdziesięciu czterech padło ofiarą miłości, niosąc posługę chorym i konającym. Śmiercionośne jej tchnienie ominęło całkowicie Pińszczyznę, tak iż widniała ona jak samotna wysepka życia wśród powszechnego cmentarzyska, co współcześni przypisywali opiece apostoła tej okolicy. Łaski te sprawiły, że kult Męczennika zapanował w masach prostego ludu. Wnet rozpowszechnił się on i wśród stanu szlacheckiego, a zwłaszcza wśród magnatów. Przyczynił się do tego znowu niewiele na pozór znaczący wypadek.

Ks. Jan Poplatek SI

Powyższy tekst jest dodatkiem do książki ks. Jana Poplatka SI Św. Andrzej Bobola. Łowca dusz.