Skała. Rozdział piąty

Chociaż Konstantyn został ochrzczony dopiero na łożu śmierci, uważany jest powszechnie za pierwszego cesarza-chrześcijanina. Na dworze Galeriusza widział bezsens bestialskich prześladowań, a teraz dowiedział się o straszliwym końcu Galeriusza, który zmarł na raka. Cesarz, odchodzący od zmysłów z bólu, doszedł do wniosku, że chorobę zesłał mu Bóg chrześcijan jako karę i nim umarł, cofnął edykt przeciwko Jego wyznawcom.

W 313 roku Konstantyn wydał Edykt Mediolański. Chrześcijaństwo stało się uznawaną religią. Całe skonfiskowane mienie miało wrócić do chrześcijańskich właścicieli.

Jedyny rywal jaki pozostał Konstantynowi, rządzący na Wschodzie cesarz Licyniusz, nadal prześladował chrześcijan. W 324 roku Konstantyn pokonał go i stał się jedynym władcą imperium. Postanowił, że jego stolicą nie będzie Rzym tylko Bizancjum i przemianował je na Konstantynopol.

Wkrótce potem ogłosił pierwsze prawa skierowane przeciwko wierzeniom pogańskim. Zabroniono składania ofiar, a karą za złamanie zakazu była śmierć. (To interesujące, że nie istnieją żadne wzmianki o pogańskich męczennikach. Najwyraźniej nikt nie był gotowy umierać za Jowisza czy innych bogów.)

Jednak sam fakt wydania takich praw stał się nowym zagrożeniem dla Kościoła, i to zagrożeniem tak wielkim, że zupełnie niedawno wielki duchowny, francuski kardynał Suhard, oświadczył wprost: „Kościół mniej się obawia Nerona niż Konstantyna”.

Cesarz Konstantyn, głowa państwa, uczynił siebie opiekunem Kościoła. Ale była to przytłaczająca opieka.

Chrystus powiedział: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22, 21). Tymczasem teraz to cesarz miał decydować co jest cesarskie, a co Boskie. Kościół Grecki ogłosił Konstantyna świętym. Kościół Rzymski niczego takiego nie uczynił.

Dziesięć okresów wielkich i małych prześladowań wywarło efekt odwrotny niż ten, jaki chcieli osiągnąć ich podżegacze. Chrześcijaństwo miało się dobrze, nie dzięki krwi swoich wrogów, lecz krwi swych męczenników. Według szacunków wielkiego niemieckiego historyka von Harnacka pod koniec drugiego wieku mniej więcej połowa ludności Imperium Rzymskiego była chrześcijanami!

Jaki skutek miały wywrzeć nowe cesarskie edykty?

Dotychczas chrześcijanie musieli ukrywać swą wiarę przed światem. W najlepszym razie szydzono z nich i ich oczerniano, w najgorszym torturowano i zabijano. A teraz nagle zdobyli przewagę, i to oszczercy, szydercy, kaci i zabójcy zaczęli się obawiać prześladowań.

Tak ogromna zmiana musiała uderzyć do głowy wielu ludziom.

Ponadto szybki wzrost i ekspansja wiary, od podziemnej rozproszonej struktury do ogromnej światowej organizacji w ciągu kilku zaledwie lat, musiała wywrzeć tysiące różnych skutków i wywołać tysiące nowych problemów.

Biskupi, którym nie groziło już niebezpieczeństwo aresztowania, przetrzymywania w więzieniu i rozszarpania przez lwy, stali się ważnymi osobistościami, obdarzonymi ogromną władzą.

Bardzo wielu ludzi chciało teraz zostać chrześcijanami, ponieważ czuli, że pomoże im to w karierze i sprawach tego świata. Dlatego wokół twardego jądra prawdziwie wierzących zaczęła powstawać warstwa oportunistów, „towarzyszy podróży”.

Należało rozwiązywać problemy doktrynalne, a ponieważ można było o nich teraz dyskutować publicznie, otwarcie opowiadano się za lub przeciw nowym teoriom i ideom. A w niektórych takich ideach tkwiły zalążki katastrofy.

Najbardziej niebezpieczne ze wszystkich były poglądy Ariusza, księdza z Aleksandrii, który utrzymywał, że Jezus Chrystus nie był tak naprawdę Bogiem, że Jego „natura” nie była taka sama jak Boga Ojca. Biskup, któremu podlegał, natychmiast dostrzegł błąd w jego naukach i potępił je, ale Ariusz, człowiek bystry i wykształcony, wiedział jak pozyskać sprzymierzeńców, z których najważniejszym był biskup Nikomedii, Euzebiusz (nie jest to ta sama osoba, co wspomniany wyżej historyk).

Kontrowersja, która rozpaliła się iskrą, wkrótce zmieniła się w szalejący pożar. Chrześcijaństwo rozpadło się na dwa obozy. Katolicy wierzyli w Jezusa Chrystusa, Drugą Osobę Trójcy Świętej. Jego Boska natura była z tej samej substancji co natura Ojca („Ja i Ojciec jedno jesteśmy” – J 10, 30), natomiast arianie uważali, że Chrystus był jedynie Boskim stworzeniem, choć najwyższym i pierwszym ze wszystkich stworzeń.

Konstantyn spostrzegł, że imperium grozi rozłam i to on – choć za zgodą papieża Sylwestra I – zwołał pierwszy sobór powszechny Kościoła od czasów apostołów. Odbył się on w Nicei (w Azji Mniejszej) w 325 roku, a przybyło na niego trzystu biskupów. Papieża reprezentował legat, którego podpis miał pierwszorzędne znaczenie. Niemal wszyscy uczestnicy soboru potępili nauki Ariusza i oficjalnie potwierdzili, że Nasz Pan miał „taką samą naturę jak Ojciec” (greckie: homo-ousios).

Jednak decyzja soboru nie przywróciła spokoju.

Ponieważ Konstantyn nie rezydował już w Rzymie, tylko w Bizancjum, nazywanym obecnie Konstantynopolem, nowa stolica zyskała wielką wagę. Biskup (patriarcha) Konstantynopola zaczął uważać ten „Nowy Rzym” za ważniejszy od starszych biskupstw Antiochii i Aleksandrii, a nawet próbował stać się kimś w rodzaju papieża wschodniego Kościoła.

Natomiast papież, który przebywał w Rzymie, daleko od ośrodka władzy i nacisków cesarza, nie musiał się już obawiać, że zostanie zredukowany do pozycji zwykłego duchowego doradcy czy nadwornego biskupa Konstantyna.

Arianizm szerzył się głównie na Wschodzie, wspierany i wspomagany przez biskupa Euzebiusza z Nikomedii, który po przed wczesnej śmierci Ariusza stał się prawdziwą głową sekty. Nawet sam Konstantyn – który, być może żartem, lubił się nazywać „biskupem od spraw zewnętrznych” – flirtował z arianizmem. Kiedy wielki biskup Aleksandrii, Atanazy, zbyt żarliwie występował w obronie decyzji nicejskiej, Konstantyn wygnał go i kazał zastąpić biskupem ariańskim. Żywot św. Atanazego, bohaterskiego obrońcy credo nicejskiego, czyta się niemal jak powieść. Wygnany aż pięciokrotnie za czasów Konstantyna i jego następców, zawsze zdołał powrócić do swej diecezji. Siedem lat spędził w ukryciu – raz nawet zmuszony był ukrywać się na dnie cysterny na wodę – ale nawet w takich warunkach potrafi ł zarządzać sprawami swej diecezji. Przez większość czasu za jego głowę wyznaczona była wysoka nagroda, ale nie pojawił się żaden Judasz, który by go wydał.

W późniejszych latach u Konstantyna ujawniła się częsta u władców wada: podejrzliwość. Jego żona, Fausta, próbowała uwieść Kryspusa, syna cesarza z poprzedniego małżeństwa. Nie udało jej się to, podobnie jak żonie Putyfara, ale zemściła się na Kryspusie donosząc Konstantynowi, że syn spiskuje na jego życie. Cesarz uwierzył małżonce i kazał stracić Kryspusa. Kiedy później odkrył prawdę, nakazał zamknąć Faustę w łaźni, kiedy zażywała kąpieli, i tak długo pompować tam gorącą wodę, aż udusiła się parą.

***

O ile wiara Konstantyna może budzić uzasadnione wątpliwości, o tyle wiara jego matki nie budzi żadnych. Wiele wydarzeń związanych ze świętą Heleną na zawsze pozostanie tajemnicą. Podobno była córką karczmarza w prowincji, gdzie obecnie leży Bułgaria, albo brytyjską księżniczką – legenda czyni z niej nawet córkę króla Coela Godheboga [Wspaniałego]. Niewykluczone, że została chrześcijanką wcześniej niż syn, albo może to jego nawrócenie skłoniło ją do przyjęcia Prawdy. Pewne jest natomiast to, że była kobietą świętą. Budowała szpitale dla chorych, domy dla starców, sierocińce i pierwsze bezpieczne schroniska dla podróżnych. Ale najdroższa jej duszy była idea odnalezienia Prawdziwego Krzyża, dlatego osobiście udała się do Jerozolimy nadzorować poszukiwania.

Spotkała się tu z wielkim sceptycyzmem. Nikt nie widział Krzyża od niemal trzystu lat. Nie pamiętano już nawet gdzie znajdowała się Golgota – Jerozolima została przecież całkowicie zniszczona, a poza tym częste tu były trzęsienia ziemi. Zadanie wyglądało na zupełnie beznadziejne. Ale mająca wówczas siedemdziesiąt sześć lat cesarzowa-matka nie poddała się. Nakazała rozpoczęcie wykopalisk. Dosłownie wywróciła Jerozolimę do góry nogami i w końcu odnalazła Golgotę i… Krzyż. W miejscu, gdzie go znalazła, kazała zbudować wielki kościół, kościół Świętego Grobu.

Święta Helena zabrała ze sobą cząstkę Prawdziwego Krzyża do Rzymu, ale duży fragment pozostał w Jerozolimie. Niewierzący szerzą złośliwą plotkę, że w katolickich kościołach na całym świecie otacza się czcią tak wiele fragmentów Prawdziwego Krzyża, że gdyby zebrać je razem, drewna starczyłoby na budowę dużego okrętu. Kościół przeprowadził staranne badania, prosząc by wszystkie sanktuaria posiadające cząstkę Prawdziwego Krzyża podały dokładną wagę swej relikwii. W ten sposób doliczono się mniej niż połowy Prawdziwego Krzyża.

W Bazylice Świętego Piotra w Rzymie stoi dziś wielki posąg świętej Heleny. Przez tysiąc lat swej historii pogański Rzym nigdy nie wydał takiej kobiety jak ona. Konstantyn został ochrzczony na łożu śmierci, najprawdopodobniej przez duchownego ariańskiego. Zgodnie z jego wolą, po jego śmierci imperium zostało podzielone pomiędzy jego trzech synów, Konstansa, Konstancjusza i Konstantyna, z których po kilku latach przy życiu pozostał jedynie Konstancjusz. Był on arianinem.

Zbuntował się przeciw niemu jego kuzyn Julian, wówczas namiestnik Galii. Nie stoczono walnej bitwy – Konstancjusz zmarł nim do niej doszło i na tron wstąpił Julian. Był on jedną z najdziwniejszych postaci w historii, utalentowanym romantykiem, niezwykle inteligentnym, o wielkich zdolnościach strategicznych, ale próżnym w sprawach umysłu i niezwykle upartym. Wychowali go ariańscy dworzanie i duchowni w pożałowania godnej koncepcji chrześcijaństwa, ale on bardzo pragnął powrotu pogaństwa – nie „zwykłego” pogaństwa, ale jego wznioślejszej formy, mocno zaprawionej gnostycyzmem.

Przeprowadził czystkę wśród chrześcijańskich urzędników państwowych. W stylu przypominającym metody komunistyczne naszych czasów – co mogło stanowić przykład dla komunistycznych ideologów – pozwolił jedynie poganom studiować w szkołach wyższych i akademiach, zamknął kościoły i sprowadził chrześcijan do kategorii obywateli drugiej kategorii. Kiedy pogański motłoch uciekał się do przemocy, jak zwykł był to czynić często, cesarz udawał, że nic nie widzi. Udawał również, że nie widzi, iż pogaństwo jest w zasadzie religią martwą i że nawet dodatek gnostyckiego mistycyzmu nie zdoła go wskrzesić.

Eksperyment się nie powiódł i kiedy Julian „Apostata” został zabity w bitwie z Persami, jego następcy natychmiast powrócili do chrześcijaństwa.

***

Katolicki cesarz Teodozjusz (379–395) zjednoczył ponownie cesarstwo wschodnie i zachodnie, po raz ostatni w dziejach. Za jego panowania oficjalnie potępiono arianizm, a katolicyzm stał się religią państwową. Takie rozwiązanie było decyzją cesarzy, nie Kościoła. Konstantyn i Teodozjusz zapoczątkowali walkę o supremację pomiędzy władzą świecką a Kościołem, która w wielu częściach świata trwa do dzisiaj. Nawet w tak jednolicie katolickim kraju jak Hiszpania, to rząd zatwierdza listę kandydatów na stanowisko biskupa, choć papież może dodawać nazwiska do tej listy.

W 381 roku Teodozjusz, idąc w ślady Konstantyna, który w 325 roku zwołał sobór do Nicei, zwołał sobór do Konstantynopola. Ustalona została na nim pozycja patriarchy Konstantynopola, potępiono też nową formę arianizmu, „macedonianizm” (od imienia jej twórcy, Macedoniusza), który zaprzeczał Boskości Ducha Świętego. Ponadto do credo nicejskiego dodano słowa „[wierzę] w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela”.

***

Kiedy chrześcijaństwo wyszło z podziemia, można było zacząć otwarcie prowadzić debaty teologiczne, dotąd odbywane szeptem, za zamkniętymi drzwiami. Pojawili się utalentowani chrześcijańscy myśliciele, którzy nie wychowali się jednak w tradycji chrześcijańskiej. Niektórzy byli osobami świeckimi, inni zostali księżmi, ale wszyscy odznaczali się talentami oratorskimi i niezwykłą osobowością. Każdy miał własną, ulubioną teorię, prawdziwą w jego oczach, i zjednywał sobie uczniów i obrońców.

Widzieliśmy już jak gnostycy próbowali połączyć swój szczególny mistycyzm z wiarą chrześcijańską, widzieliśmy też błąd Ariusza, który nauczał, że Chrystus był jedynie człowiekiem.

Mani, perski mistyk, głosił wiarę w dwóch równorzędnych bogów – dobrego i złego – i zdobył sobie w Europie wielu zwolenników. Jego doktryna to tak zwany manicheizm.

W Afryce Północnej działał Donat, który twierdził, że jedynie duchowny prowadzący nieskazitelne moralnie życie, może dokonać przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, grzesznik zaś w ogóle nie może zostać członkiem Kościoła! Pomijając już fałszywość tej doktryny (zwanej donatyzmem), gdyby została przyjęta nikt nigdy nie byłby pewny, czy naprawdę otrzymał Komunię Świętą.

Pelagiusz nauczał, że nie istnieje coś takiego, jak grzech pierworodny czy łaska Boża. Człowiek może stać się dobry, a nawet doskonały, dzięki własnemu wysiłkowi. Gdyby „pelagianizm” miał rację, nie zaszłaby potrzeba zbawienia ludzkości przez Naszego Pana.

Nestoriusz dowodził, że Maryja nie była Theotokos (po grecku: Ta, która urodziła Boga), Matką Bożą, ale jedynie Matką człowieka, Jezusa. (Nestorianizm nadal istnieje w niektórych częściach Azji Mniejszej.) Nauczał też, podobnie jak Ariusz, że Chrystus miał tylko ludzką naturę.

Eutyches z kolei przekonywał, że Chrystus miał naturę jedynie Boską (jest to monofizytyzm, z greckiego: monos – jeden, physis – natura). Gdyby było to prawdą, Chrystus nie mógłby cierpieć za nas na krzyżu – byłoby to tylko udawane cierpienie nierzeczywistego, podobnego do ducha ciała, przyjętego przez Chrystusa.

Kapryśne uczone umysły tworzyły takie teorie, a potem z uporem trzymały się swoich koncepcji.

Trzeba było badać wszystkie te błędne nauki, rozważyć je i poddawać debacie, a na koniec decydować o ich losie. Z przeszłości zaś, która czasami wydawała się bardzo odległa, dobiegał głos Chrystusa: „Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą” (Mt 24, 11).

Arianizm jest żywy i dziś, choć ukrywa się pod wieloma nazwami: wszyscy zetknęliśmy się z ludźmi, którzy wierzą, że Chrystus był „dobrym człowiekiem”, może najlepszym, jaki kiedykolwiek żył na świecie, niemal takim jak Bóg, jednak człowiekiem, nie Bogiem. A przecież umarł przyznając, że jest Bogiem.

Kwitnie również pelagianizm. Wiele osób poważnie wierzy, że człowiek jest z natury dobry i że jedynie „złe wychowanie albo złe środowisko” odpowiadają za otaczające nas ze wszystkich stron zbrodnie i przestępstwa. Panuje wśród nich również wiara, że właściwy sposób wychowania i odpowiednie środowisko stworzyłyby na pewno doskonałych ludzi! (Nie ustają poszukiwania właściwego rodzaju wychowania i środowiska.) Tacy ludzie nigdy nie karzą swych dzieci, aby nie nabawiły się „kompleksów” (tak, Freud był swego rodzaju ateistycznym pelagianinem) i szczerze wierzą, że nawet dyktatorzy zaczęliby się zachowywać poprawnie, gdyby tylko ktoś z nimi „rozsądnie” porozmawiał.

Na szczęście okres, z którego wyrosło tak wiele herezji, wydał również wiele wielkich postaci wiary katolickiej. Często spory i debaty z ludźmi o odmiennych wierzeniach pozwalały wyostrzyć chrześcijańskie umysły i wyjaśnić zagadnienia jeszcze nie w pełni zbadane – być może to był powód, dla którego Nasz Pan pozwolił powstać tym herezjom.

Niewiele jest w historii epok, w których objawiłoby się równie wiele godnych podziwu umysłów, walczących o Prawdę, jak w latach 330–439.

Oczywiście tacy ludzie działali już wcześniej. Święty Klemens z Aleksandrii (urodzony w 150 roku) duchowny i wielki przywódca intelektualny oraz jego jeszcze bardziej utalentowany uczeń Orygenes, którego idee czasami wkraczały jednak na tereny gnostycyzmu (niektóre jego pisma zostały potępione z tego powodu), i który zmarł śmiercią męczennika za cesarza Decjusza (około roku 254). Tertulian, płomienny i wybuchowy obrońca chrześcijaństwa przed krytyką pogan, autor wspaniałego Apologetyka (Apologeticus), uznawanego za dzieło klasyczne, dał się zwieść na manowce przez własną gorliwość i entuzjazm, i przyłączył się do uczniów Montanusa, pierwszego z wielu heretyków, który na podstawie własnego objawienia przepowiedział Ponowne Przyjście Chrystusa na określony dzień – kolejna herezja, która jest żywa do dziś dnia i pojawia się raz po raz, choć przecież Chrystus powiedział nam, że tylko Ojciec zna dzień i godzinę.

Był wśród nich również święty Cyprian, wielki biskup Kartaginy, który zmarł śmiercią męczeńską w 258 roku. Jego księga O jedności Kościoła katolickiego niezwykle jasno wykazuje, że Chrystus powierzył świętemu Piotrowi i jego następcom przywództwo Kościoła.

Ale pomiędzy rokiem 330 a 430 wielkie umysły pojawiały się w całym imperium.

Święty Atanazy stał się największym ze wszystkich bojowników o credo wiary katolickiej i zaskarbił sobie miano „ojca ortodoksji”.

Święty Bazyli (329–379), biskup Cezarei, człowiek o wielkiej erudycji, zreformował duchowieństwo. Kiedy ariański cesarz Walens wysłał do niego swych najświatlejszych ariańskich duchownych z rozkazem przyjęcia ich do Kościoła, powrócili po jakimś czasie donosząc: „Zostaliśmy odrzuceni przez prałata Kościoła. Jest ponad groźby, niepokonany w sporze i nie poddaje się perswazji. Musimy spróbować ze słabszym charakterem niż on”.

Młodszy brat świętego Bazylego, święty Grzegorz z Nyssy (331–396) i jego przyjaciel, święty Grzegorz z Nazjanzu (trzeci święty Grzegorz, największy z nich, żył w VI wieku) mieli w swoich naukach skłonność do mistycyzmu i alegorii, natomiast święty Jan, biskup Konstantynopola, który dzięki swej elokwencji zaskarbił sobie przydomek „Chryzostom” (co po grecku oznacza „złotousty”) przeprowadził radykalne reformy i przemawiał tak odważnie przeciw złu panoszącemu się na dworze cesarskim, że został wygnany na podstawie oskarżeń, w które nie wierzył nikt, a już najmniej jego oskarżyciele.

Święty Hieronim (340–420), wielki uczony, żył przez pięć lat jako pustelnik. W wieku lat czterdziestu został księdzem, a później doradcą papieża św. Damazego. Badania Pisma Świętego – prowadzone pod kierunkiem papieża – skłoniły go do przetłumaczenia Biblii na łacinę. Jego przekład, sławna Wulgata, został przyjęty przez Sobór Trydencki prawie tysiąc lat później, jako oficjalnie obowiązująca wersja łacińska. Święty Hieronim jest „doktorem Pisma Świętego”.

Święty Ambroży (340–397), człowiek świecki i wybitny wysoki urzędnik w Zachodnim Imperium, został wybrany biskupem Mediolanu przez aklamację ludu i musiał zabrać się za studiowanie teologii. W niezwykle krótkim czasie przygotował się do przyjęcia ślubów i okazał się największym biskupem, jakiego kiedykolwiek miało to miasto. Był osobistym doradcą trzech cesarzy rzymskich. Nawet sam Teodozjusz Wielki uznawał jego autorytet. Z jego wyroku dumny cesarz dokonał publicznej pokuty za nierozważny rozkaz, który spowodował wielki rozlew krwi. Święty Ambroży był bardzo utalentowanym poetą i miłośnikiem muzyki, skomponował wiele hymnów, w tym najprawdopodobniej Te Deum, i wprowadził na stałe muzykę do liturgii Kościoła Zachodniego. To jego wpływ i przykład przyczyniły się do nawrócenia największego człowieka owych czasów i jednego z największych ludzi w ogóle, Aureliusza Augustyna, czyli świętego Augustyna z Hippony. Urodził się on w Tagaście w Północnej Afryce (w dzisiejszej Tunezji) i był synem pogańskiego ojca, Patrycjusza, i chrześcijańskiej matki, świętej Moniki. Augustyn został katechumenem, ale podczas studiów w Kartaginie zafascynował go manicheizm i ku przerażeniu matki przystąpił do tej sekty, a nawet próbował nawracać innych na swą wiarę. Wkrótce jednak zauważył błędy w nauce, która początkowo wydawała mu się wiarygodna. Nie zdołała się ona oprzeć badaniom tak przenikliwego umysłu.

W Mediolanie Augustyn próbował znaleźć pociechę w filozofii Platona i tu dwa umysły tego samego kalibru stoczyły ze sobą walkę, o której autobiografia świętego Augustyna, Wyznania, opowiada w nieśmiertelnych słowach. Kiedy Chrystus i święty Ambroży zatriumfowali nad wielką pychą, pogańską zmysłowością i przenikliwością umysłu Augustyna, nawrócenie tego intelektualnego tytana przyniosło ludzkości jedne z największych dzieł zarówno teologii jak i literatury. Wyznania są, obok samej Biblii, najtrwalszym bestsellerem w historii, a O Państwie Bożym (De Civitas Dei) dało chrześcijaństwu filozofię wspierającą wiarę. Dotąd owa nauka była głównie domeną pogaństwa. Augustyn „ochrzcił filozofię”, a św. Tomasz z Akwinu, osiemset pięćdziesiąt lat później, udzielił jej bierzmowania.

Do naszych czasów przetrwało wiele listów i kazań świętego Augustyna. Napisał nie mniej niż piętnaście traktatów przeciw donatystom – stanowiącym wówczas wielkie zagrożenie w Afryce Północnej – a jeszcze więcej przeciw pelagianom.

Wkrótce po swym nawróceniu i śmierci świętej Moniki, Augustyn wrócił do Afryki Północnej, gdzie przez jakiś czas mieszkał we wspólnocie wraz z pewną liczbą oddanych przyjaciół – pierwszymi „augustianami”. Ale kiedy w mieście Hippo Regius stary biskup poprosił o wskazanie człowieka, który go zastąpi, lud wykrzyknął „Augustyn na biskupa”, tak jak lud Mediolanu zażądał wcześniej wyboru świętego Ambrożego. I przez trzydzieści pięć lat święty Augustyn był biskupem Hippony.

Niewielu ludzi zdolnych byłoby wykonać równie gigantyczną pracę jak Augustyn od chwili swego nawrócenia do śmierci. Jeden z jego traktatów zatytułowany jest Osiemdziesiąt trzy pytania. Był pierwszym filozofem chrześcijańskim, który badał problem czasu. Jego zdaniem Bóg stworzył czas wraz z wszechświatem, był to więc czynnik relatywny, a nie absolutny. Wiele uwagi poświęcił badaniu snów i tajemnic ukrytych w działaniu mózgu – tysiąc pięćset lat przed Einsteinem i psychoanalitykami.

Jednak zawsze opłakiwał stratę, jaką były jego młode lata („Późno Cię ukochałem…”) i grzechy przeszłości. Kiedy leżał na łożu śmierci i lekarz zabronił mu czytać małe litery na jego ukochanych zwojach, polecił wypisać psalmy pokutne wielkimi literami na ścianie na przeciwko swego łóżka, aby mógł je raz po raz odczytywać. Wśród jego ostatnich słów, pełnych sokratejskiej pokory, były i takie: „Moim największym grzechem było to, że chciałem zrozumieć wszystko”.

Ale większość ludzi najlepiej pamięta słowa, jakimi Augustyn zwracał się do Boga: „Stworzyłeś nas Panie dla siebie i nasze serca są niespokojne, póki nie spoczną w Tobie”.

Miasto Hippona zostało otoczone przez wrogów. Tuż po śmierci świętego Augustyna przełamali mury i wdarli się do środka.

***

Ci wrogowie byli członkami dzikiego i barbarzyńskiego plemienia germańskiego, Wandalów, na którego czele stał jednooki, chciwy i przebiegły król Genezaryk. Wandalowie zostali w Afryce przez kilka pokoleń. Wyobraźcie sobie, Germanie w Afryce! Przybyli tu z Hiszpanii, której część, Andaluzja (Wandaluzja) wzięła od nich swą nazwę.

Po śmierci cesarza Teodozjusza Wielkiego, która nastąpiła w 395 roku, w Imperium Rzymskim zaczęły się dziać niesłychane rzeczy. Zgodnie z ostatnią wolą władcy, imperium zostało podzielone na Wschodni Rzym i Zachodni Rzym. Władza w obu częściach była skorumpowana. Poganie porzucili swą wiarę, ale nie pogańskie występki. Armia, składająca się w przeważającej części z cudzoziemców, była źle opłacana.

A tymczasem wielkie plemiona germańskie rozpoczęły wędrówkę. Brakowało ziemi dla ciągle rosnącej liczby ludności, dlatego zaczęli się przebijać z ciemnych, północnych puszczy na żyzne południe, prowadzeni przez największego z wszystkich wodzów – głód. Wizygoci najechali Italię w 401 roku.

Wandalowie, Alanowie i Swebowie weszli do Hiszpanii w roku 409.

A w 410 roku przez stare Imperium pomknęła wieść, która napełniła ludzi przerażeniem i konsternacją: Wizygoci pod wodzą Alaryka zdobyli Rzym…

Od legendarnych czasów Brennosa, osiem wieków wcześniej, Rzym nigdy nie widział u swych bram niepokonanej armii. A teraz miasto, którego nawet wielki Hannibal, dysponujący całą siłą Kartaginy, nie zdołał pokonać, złupione zostało przez jasno- i rudowłosych olbrzymów z Północy. To prawda, Alaryk nie został w Rzymie długo i umarł wkrótce potem, ale obalił mit o niezwyciężoności tego miasta. Wszędzie ludzie zadawali sobie pytanie, jak coś takiego było możliwe, a wiele pogańskich głosów winiło za to chrześcijaństwo.

To właśnie wówczas święty Augustyn powstał w obronie wiary i napisał O Państwie Bożym. Było tu wszystko: historia, filozofia, teologia, apologetyka i kodeks moralny. Dzieło rozpoczynało się od upadku Rzymu, a kończyło trąbami na Sąd Ostateczny. A bohaterem tej księgi był Bóg. Augustyn uderzył w starych bogów i obalił ich, jednego po drugim, na zawsze. Potem już nigdy nie powstali. Stworzył też dwa miasta dwóch różnych rodzajów: Civitas Dei i Civitas diaboli. Pierwsze zbudowane było na miłości Boga i prowadziło do wzgardy siebie. Drugie zbudowane było na miłości do siebie i prowadziło do wzgardy Boga. Człowiek musi sam wybrać…

***

Chrześcijaństwo podbiło Imperium Rzymskie od środka, a teraz zaczęło pochłaniać również dzikie germańskie plemiona. Jednak większość z nich przyjęła je w wersji ariańskiej.

Imperium chwiało się pod rządami słabych cesarzy, będąc zaledwie cieniem swej dawnej świetności.

I wówczas pojawiło się nowe niebezpieczeństwo. Dziki mongolski lud przybył do Europy aż znad granicy Chin: mężczyźni mali, chudzi i niezwykle brzydcy, ale odważni i najlepsi jeźdźcy na świecie – Hunowie. W całej swej historii wydali tylko jednego wielkiego człowieka, swojego wodza, którego świat zachodni zna pod imieniem Attyli (jest to słowo germańskie, nie huńskie, znaczące tyle, co „mały ojciec”). Prowincja Panonia, której dzikie hordy używały jako swej głównej bazy wypadowej, nadal nosi nazwę z nimi związaną (1).

W roku 451 Attyla najechał Galię. Ostatni wielki rzymski wódz, Aecjusz stawił mu czoła z armią, w której najlepsze oddziały tworzyli Germanie z plemienia Gotów. Bitwa – stoczona w okolicach Troyes – nie przyniosła rozstrzygnięcia. Attyla wycofał się, ale zaledwie rok później przybył ponownie i najechał Italię. Kiedy zdobył i całkowicie zniszczył miasto Akwileę – nigdy później nie podniosło się z tego upadku – droga do Rzymu stanęła przed nim otworem.

Słaby cesarz przygotowywał się do ucieczki za morze.

Ale papież Leon I ruszył na północ wraz z kilkoma księżmi, zamierzając spotkać się z Attylą, choć był to najokrutniejszy i budzący największy postrach władca owych czasów. Jego armia była największa, jaką świat widział od ponad tysiąca lat – pół miliona ludzi.

Do spotkania doszło w okolicach Mantui. Osobowość Leona okazała się tak silna i tak wielką ochronę otrzymał od swego Pana, że Attyla wyrzekł się największej ze wszystkich zdobyczy, choć już znajdowała się w jego zasięgu. Zwinął obóz, wycofał się z Italii, i zawarł pokój z cesarstwem. Pasterz ocalił swe stado.

Trzy lata później Leon ponownie wyruszył w drogę, negocjować z innym zdobywcą. Król Wandalów, Genezaryk, który władał Afryką Północną, najechał Italię z południa i podszedł pod sam Rzym.

Papież udał się do niego, ale Genezaryk, arianin, okazał się człowiekiem twardszym niż poganin Attyla. Nie chciał zrezygnować ze zdobycia i złupienia miasta, choć obiecał nie czynić krzywdy jego mieszkańcom i nie puszczać go z dymem. Mniej więcej dotrzymał danego słowa, ale wywiózł do Kartaginy ogromne bogactwa, które napełniły komnaty jego skarbca – niecałe osiemdziesiąt lat później Bizantyjczycy podbili królestwo Wandalów i zabrali drogocenności do Konstantynopola.

Jednak Rzym i Rzymianie przetrwali. Historia ochrzciła papieża Leona I Wielkim, a Kościół nadał mu tytuł, który jest ogromnym i nieczęstym wyróżnieniem – „doktora Kościoła”. Albowiem ten nieustraszony człowiek nie tylko pokonał Attylę i Genezaryka, ale również herezję monofizycką („Chrystus był tylko Bogiem, nie człowiekiem”) i uczynił to nie z pomocą samego tylko papieskiego autorytetu, ale przez naukowe obalenie argumentów przeciwnika, jednego po drugim.

Niezgoda w Kościele była niebezpieczeństwem większym niż Attyla i Genezaryk razem wzięci. Leon obalił również błędne nauki pelagian („Nie istnieje grzech pierworodny. Człowiek może dostąpić zbawienia własnymi siłami, bez pomocy Bożej łaski”) i pryscylian w Hiszpanii (gnostyckiej sekty, która ubarwiała swoje wierzenia fatalistyczną astrologią). Na synodzie w Efezie (449) zwołanym wbrew woli papieża, przewodniczący mu Dioskur z Aleksandrii, dał wolną rękę Eutychesowi, ojcu monofizytyzmu. Protestującym legatom papieskim grożono śmiercią i nawet nie odczytano delegatom listu papieża.

Papież Leon uznał decyzję synodu za nieważną i nazwał go wręcz „zbójeckim synodem”. Wkrótce buntownicy skapitulowali i na soborze w Chalcedonie (451 rok) odczytano wreszcie list papieża. Wówczas rozległy się okrzyki: „To jest wiara naszych ojców!” i „Piotr przemówił ustami Leona!”.

***

W 476 roku germański wódz Odoaker zdetronizował ostatniego cesarza Imperium Zachodniego – chłopca, który, jak na ironię, nosił imię Romulus Augustulus – i mianował się królem Italii. Cesarz Imperium Wschodniego, Zenon, sam zagrożony przez silne germańskie plemię Ostrogotów, zastosował typową bizantyjską praktykę: powierzył ich królowi, Teodorykowi, zadanie podbicia dla niego Imperium Zachodniego!

Teodoryk, nie mniej chytry niż cesarz, zgodził się na ten układ. Otoczył stolicę Odoakra, Rawennę, zdobył ją za pomocą zdrady, a następnie kazał zamordować pokonanego władcę i zachował Italię dla siebie i swego plemienia. Jak większość Germanów Ostrogoci wyznawali arianizm.

Początkowo stosunki Teodoryka z papieżem – i nowymi poddanymi w Italii – były dość pokojowe. Ale starzejący się król robił się coraz trudniejszy we współżyciu i coraz bardziej podejrzliwy. Rozwścieczony surowymi krokami, jakie w Cesarstwie Wschodnim podjęto przeciw arianom, zmusił papieża Jana I do podróży do Konstantynopola, gdzie miał się wstawić za tą herezją. Kiedy papież wrócił niewiele wskórawszy – co zrozumiałe, gdyż nie walczył zbyt gorliwie w obronie heretyków – Teodoryk wtrącił go do więzienia, gdzie ten zmarł kilka dni później.

Po śmierci Teodoryka Cesarstwo Wschodnie, obecnie pod rządami cesarza Justyniana, zaczęło systematyczny podbój Cesarstwa Zachodniego. W krótkiej i błyskotliwej kampanii wódz Justyniana, Belizariusz, podbił królestwo Wandalów w Afryce Północnej. Po okresie zabiegów dyplomatycznych Justynian wysłał tego samego wodza na podbój Italii. Belizariusz wylądował na Sycylii, przebił się na ląd stały przez cieśninę Messyńską, zajął Neapol i ruszył na Rzym, który zajął bez walki, gdyż Ostrogoci wycofali się na północ – jego strategię powtórzył czternaście wieków później generał Dwight D. Eisenhower. Jednakże chwałę zwycięstw Belizariusza przyćmił sposób, w jaki potraktował papieża Sylweriusza. Cesarz Justynian był katolikiem, ale jego żona, Teodora, kobieta o wątpliwej przeszłości, miała skłonności do monofizytyzmu. Poleciła swej zaufanej przyjaciółce o równie niechlubnej przeszłości, Antoninie, żonie Belizariusza, by „pertraktowała” z papieżem w sprawie jej ukochanej idei. Gdyby papież odmówił zgody, miał zostać „zastąpiony”.

Antonina wykonała zadanie. Kiedy papież Sylweriusz pozostał nieugięty, zmusiła męża, by go aresztował i sądził za zmyślone oskarżenie o zdradę. Okazało się, że wielki wódz, którego ślepo słuchały dziesiątki tysięcy ludzi, jest całkowicie pod pantoflem żony. Papież Sylweriusz został zesłany na wyspę Palmirię, gdzie wkrótce potem umarł, głodzony i traktowany brutalnie przez swych strażników. Mimo to spisek dwóch bizantyjskich dam nie powiódł się. Nowy papież, Wigiliusz, okazał się równie nieustępliwy jak jego poprzednik. On również nie chciał zaakceptować herezji.

Nieco później (w 547 roku) Justynian kazał aresztować papieża Wigiliusza i siłą sprowadzić do Konstantynopola. Po pewnym czasie papieżowi udało się zbiec do Chalcedonu.

Justynian zwołał do Konstantynopola sobór, w którym papież odmówił swego udziału. Zmarł zaledwie dwa lata później.

Podczas panowania jego następcy, Pelagiusza I, Italia stała się prowincją Cesarstwa Wschodniego. Ostrogoci zostali stąd wyparci.

Ale kolejne wielkie germańskie plemię, Longobardowie (czyli Długobrodzi – od tego słowa wzięła swą nazwę Lombardia) najechali północną Italię i założyli własne królestwo, ze stolicą w Pawii. Środkowa i południowa Italia pozostały w rękach bizantyńskich.

Tymczasem w Hiszpanii król Wizygotów, Rekkared, przeszedł z arianizmu na katolicyzm, a za przykładem króla poszedł cały jego lud.

Cztery lata później, w roku 590, na Tronie Piotrowym zasiadł człowiek, którego imię nigdy nie zostanie zapomniane: święty Grzegorz Wielki.

cdn.

Louis de Wohl

(1) Ale tylko po angielsku – Hungary, czyli Węgry.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.