Skała. Rozdział jedenasty

Rudobrody cesarz był człowiekiem o śmiałych, szeroko zakrojonych planach. Uważał się, a nawet wręcz ogłosił się następcą Konstantyna, Justyniana i Karola Wielkiego, z wszystkimi prawami, przywilejami i władzą tych trzech władców, rządzących w IV, V i IX wieku. Jego kanclerz, ambitny i porywczy Rainald z Dassel poszedł o krok dalej i ogłosił (w 1158 roku): „Prawem jest to, czego życzy sobie cesarz”, zdanie, którego pijanej władzą zuchwałości dorównał jedynie król Francji Ludwik XIV mówiąc w XVIII wieku: „Państwo to ja” oraz w XX wieku Adolf Hitler twierdząc, że: „Dobre jest to, co Aryjczyk uważa za dobre”. Jako następca Konstantyna Fryderyk Barbarossa uważał się za władcę Rzymu. A Rzym to również papiestwo.

Papieżem w latach 1154–1159 był Hadrian IV (Nicholas Breakspeare), jak dotąd jedyny Anglik, jaki zasiadł na Tronie Świętego Piotra. Jego życie było trudne aż do czasu, gdy podniesiony został do godności opata St. Ruf, klasztoru w Awinionie. Eugeniusz III uczynił go kardynałem i posłał na misję do Norwegii, gdzie zorganizował kościół i stworzył arcybiskupstwo w Drontheim. Był to człowiek o wielkiej energii, opierał się przez kilka lat cesarzowi, ale kiedy Fryderyk złamał konkordat z Wormacji i mianował Rainalda z Dassel arcybiskupem Kolonii, rozłam stał się nieunikniony. Hadrian IV miał właśnie ekskomunikować Fryderyka, kiedy zmarł.

Jego następcą – pomimo antypapieża wybranego przez Barbarossę – został Aleksander III (kardynał Roland, 1159–1181), wielki jurysta i jeden z największych papieży w historii. Przez większość pontyfikatu musiał walczyć z cesarzem, który raz po raz najeżdżał Włochy, a w marcu 1162 roku zrównał z ziemią miasto Mediolan. Ataki Barbarossy wypędziły papieża z Rzymu, ale jego zdolności dyplomatyczne powstrzymały zarówno Francję jak i Anglię od uznania antypapieża. Miasta w północnych Włoszech również pozostały mu wierne. Barbarossa próbował zmusić tamtejsze duchowieństwo do wyrzeczenia się Aleksandra, a najlżejszą karą dla tych, którzy nie posłuchali jego rozkazów była utrata stanowiska i majątku. Wielu zostało okrutnie poćwiartowanych, inni wygnani.

Przez całą historię Kościoła tyrani raz po raz próbowali zmusić duchowieństwo, a szczególnie biskupów, aby odeszli od papieża.

Później do Fryderyka Barbarossy uśmiechnęło się szczęście. Król Henryk II Angielski pokłócił się z arcybiskupem Canterbury, swym byłym kanclerzem Tomaszem Becketem, który ani nie chciał, ani nie mógł zgodzić się na nowe prawa, regulujące wśród innych kwestii, również sposób nominacji biskupów. Tomasz Becket musiał uciekać do Francji, a król Henryk próbował na próżno skłonić papieża do zdjęcia go ze stanowiska arcybiskupa. Rainald z Dassel natychmiast zaproponował władcy Anglii sojusz z cesarzem i uznanie antypapieża. Przymierze zostało zawarte, ale nigdy nie weszło w życie. W 1164 roku Włochy zmęczyły się niemiecką tyranią i Aleksander III mógł wrócić do Rzymu. Wówczas armia cesarza powróciła i podeszła pod sam Rzym. Papież uciekł w przebraniu. Cesarz wydawał się niezwyciężony.

I właśnie wtedy stało się, wybuchła zaraza. Zmarło tysiące żołnierzy Barbarossy… jak również Rainald z Dassel. Miasta i miasteczka Lombardii zawarły przymierze, a Mediolan odbudowywał się gorączkowo. Wkrótce cesarz znalazł się w niezwykle niebezpiecznej sytuacji – jego komunikacja z Niemcami została przerwana i tym razem to on musiał uciekać w przebraniu! Jednak nawet wówczas nie poddał się. W 1174 roku najechał Włochy po raz piąty, ale oblężenie Alessandrii, nowego miasta, nazwanego imieniem papieża, zupełnie się nie powiodło i 29 maja Mediolańczycy przynieśli zwycięstwo do swego świeżo odbudowanego miasta, zadając cesarzowi decydującą klęskę pod Legnano. Teraz wreszcie Fryderyk był gotów zawrzeć pokój z papieżem.

***

Tymczasem między Henrykiem II a Tomaszem Becketem zapanowała zgoda. Ten ostatni mógł wrócić do swej archidiecezji, Canterbury, ale pokój był raczej formalny niż realny. Kiedy król w napadzie wściekłości poskarżył się głośno: „Kto mnie uwolni od tego buntowniczego klechy?”, kilku normańskich rycerzy wzięło jego wybuch dosłownie i zamordowało arcybiskupa przy ołtarzu jego własnej katedry (29 grudnia 1170 roku). Przerażony król odprawił pokutę i udał się z pielgrzymką na grób Becketa. Ludzie oddawali cześć arcybiskupowi-męczennikowi, który zaledwie trzy lata później został kanonizowany przez papieża Aleksandra.

***

W ostatnich dekadach XII wieku pojawił się nowy i brzemienny w skutki konflikt. Zaczął się jako kłótnia pomiędzy cesarzem Fryderykiem a Henrykiem „Lwem”, księciem Brunszwiku. Henryk pogwałcił swe obowiązki wasalne wobec cesarza odmawiając wysłania posiłków wojskowych na jego ostatnią, nieudaną, kampanię we Włoszech, w wyniku czego został wygnany. Później papież Lucjusz III (1181–1185), następca Aleksandra, przekonał cesarza, aby zezwolił Henrykowi na powrót, ale wrogość pozostała i jak niespokojny wiatr pomknęła przez całe Włochy. Zmieniła swój wygląd i twarz, przybierając zupełnie odmienną formę. Okrzyk wojenny Henryka Lwa, który pochodził z rodu Welfów brzmiał: „Hie Welf!” („Oto wilk!”). Okrzyk wojenny cesarza, który pochodził z rodu Hohenstaufów, zamieszkujących Waiblingen, brzmiał: „Hie Waiblingen!”. We Włoszech „Welf ” zmieniło się w „Gwelf ”, a sprawa gwelfów identyfikowana była odtąd z papieżem. Słowo „Waiblingen”, niemożliwe do wymówienia dla Włocha, zmieniło się w „Gibelin” i zostało zidentyfikowane ze sprawą cesarza. Wkrótce w całych Włoszech pojawiły się stronnictwa gwelfów i gibelinów, ścierając się ze sobą w każdym mieście i miasteczku.

***

Pokój pomiędzy cesarzem a papiestwem wkrótce dobiegł końca. Za panowania papieża Urbana III (1185–1187), którego ród ucierpiał bardzo podczas najazdu Barbarossy na Mediolan, wrogość rozpaliła się na nowo. Oddziały cesarza splądrowały Państwo Kościelne, a Urban przed śmiercią wyklął Fryderyka. Jego następca, Klemens III (1187–1191) próbował z całych sił zaprowadzić pokój, nie tylko pomiędzy papiestwem a cesarzem, ale również pomiędzy innymi chrześcijańskimi władcami. Była to niezwykle pilna kwestia, ponieważ do Europy dotarły straszliwe wieści. Sułtan Saladyn pokonał armię chrześcijańską i zajął Jerozolimę!

Wówczas wreszcie książęta postawili sprawę chrześcijaństwa przed własnymi małostkowymi kłótniami. Papież Klemens zaprowadził pokój pomiędzy Pizą a Genuą oraz pomiędzy królami Anglii i Francji. Na zjeździe w Moguncji cesarz Fryderyk Barbarossa, obecnie już starzec, wziął krzyż, podobnie jak wielu jego wielkich panów. Podczas tej chwalebnej wyprawy znalazł mało chwalebną śmierć: utonął w niewielkiej rzeczce.

Sama krucjata nie okazała się wielkim sukcesem militarnym, choć wziął w niej udział nie tylko angielski król-bohater, Ryszard Coeur de Lion (Lwie Serce), ale i wielu innych odważnych dowódców. Mimo to sułtan Saladyn, przeciwnik mądry i rycerski, zgodził się, by w przyszłości chrześcijańscy pielgrzymi mogli odwiedzać święte dla nich miejsca nie obawiając się prześladowań. Podczas powrotu do Anglii król Ryszard został pojmany przez swego towarzysza z krucjaty, arcyksięcia Leopolda Austriackiego, który natychmiast sprzedał cennego jeńca cesarzowi, synowi Barbarossy, Henrykowi VI. Cesarz zmusił Ryszarda do uznania się jego wasalem, zapłacenia wielkiego okupu i zerwania przymierza z Normandami z Sycylii. Henryk żonaty był z sycylijską (normańską) księżniczką, Konstancją. Kiedy przestał się obawiać zagrożenia ze strony Anglii, wprowadził w życie plan, który już dawno powstał w jego głowie. Najechał Sycylię i ukoronował się w Palermo na jej króla, a zaraz następnego dnia królowa Konstancja powiła mu syna, Fryderyka Rogera.

Trzy lata później Henryk VI zmarł, mając zaledwie trzydzieści dwa lata. Było to gwałtowny, okrutny i niebezpieczny człowiek, który zamierzał zredukować papiestwo do zaledwie cienia dawnej wielkości. Jego następcą został Fryderyk Roger, ale miał wówczas zaledwie cztery lata, i niemieccy książęta pominęli jego prawa do tronu. Niektórzy z nich wybrali księcia Filipa Szwabskiego, inni Ottona z Brunszwiku i wreszcie zamiast schizmy papieskiej doszło do schizmy cesarskiej.

Właśnie wtedy kardynałowie wybrali nowego papieża, kardynała Lotario de’ Conti di Segni, mającego wówczas trzydzieści siedem lat. Przyjął on imię Innocentego III (1198–1216), a jeden z najbardziej szanowanych niemieckich historyków, Ranke, napisał, że to on, a nie Filip Szwabski czy Otton Brunszwicki, był prawdziwym następcą cesarza Henryka VI.

***

Ci, którzy badają wielką i pełną przygód podróż barki świętego Piotra przez morze wieków, zauważać będą raz po raz, że w czasach niepokojów, w chwilach gdy pojawia się niebezpieczeństwo, rzeklibyście, nazbyt wielkie by je pokonać, koło sterowe zdawała się ujmować niewidzialna ręka. Przekonują się również, że przeszkody i niebezpieczeństwa, które wydawały się takie zabójcze, okazują się być środkami, a przynajmniej bodźcami do uzyskania nowej jedności, reformy, albo pokonania choroby toczącej Kościół. Niebezpieczeństwa są bowiem oznakami wewnętrznej choroby Kościoła i we właściwym czasie zmuszają do podjęcia „medycznego” leczenia, a czasami nawet do zabiegów chirurgicznych.

Niemoralne życie wielu duchownych w południowej Francji i północnych Włoszech doprowadziło do pojawienia się takiego niebezpiecznego objawu – nowej heretyckiej sekty nazywanej albigensami. Niektórzy uważają, że słowo to pochodzi od nazwy miasta Albi w Prowansji, ale ma ono również znaczenie symboliczne. Albigensi to albi gentes, biali ludzie, a kolor biały oznacza czystość. Nazywano ich również Katharoi (co po grecku oznacza „czyści”). Niemieckie słowo „heretyk” (Ketzer – kacerz) pochodzi bezpośrednio od słowa katharoi.

Ich nauki były w znacznym stopniu przywołaniem starożytnej herezji manichejskiej, w którą popadł święty Augustyn nim został chrześcijaninem. W średniowieczu okazały się dużo bardziej niebezpieczne, gdyż wywierały wpływ nie na pogaństwo a na chrześcijaństwo. Na odwieczny problem i zagadkę istnienia zła albigensi mieli jasną i dość drastyczną odpowiedź: Bóg i diabeł mają równą siłę jako Bóg Dobra i Bóg Zła. Do Boga Dobra należy świat duchowy, do Boga Zła świat materii. Zatem cała materia była zła, a człowiek musiał zdecydować, za którym bogiem chce iść. Jeśli zdecyduje się na Boga Dobra musi powstrzymywać się od jedzenia niemal wszelkich potraw, a szczególnie mięsa, a także porzucić wszelkie zmysłowe rozkosze. Małżeństwo w oczach albigensów było dużo gorszym „grzechem” niż „wolna miłość” lub rozpusta, ponieważ zostało uświęcone przez religijny rytuał i prowadziło do narodzin kolejnych dusz pogrążonych w złu, czyli materii. Sekta posiadała własną hierarchię i była podzielona na doskonałych i wierzących. Doskonali praktykowali straszliwą ascezę sekty. Wierzący jedynie przysięgali uczynić to w jakimś późniejszym okresie, a ostateczne zbawienie mieli zapewnione pod warunkiem, że w chwili śmierci przejdą ceremonię nazywaną consolamentum. Postawa sekty wobec chrześcijan była w najlepszym razie protekcjonalnie wzgardliwa, ale najczęściej otwarcie wroga, szczególnie wobec duchowieństwa i papieża.

Święty Bernard i jego cystersi wygłaszali przeciw nim kazania, ale liczba heretyków ciągle rosła. W 1205 roku hiszpański duchowny, Dominik Guzman z Osmy, z urodzenia szlachcic, przyjechał odwiedzić cystersów we Francji. Przekonał się, że kler świecki często nie jest w stanie zwalczać herezji z uwagi na brak wiedzy i umiejętności zbijania argumentów albigensów, a poza tym życie, jakie wiodło wielu jego przedstawicieli, spowodowało utratę szacunku wiernych. Dominik postanowił wówczas, że ruch heretycki musi zostać pokonany jego własną bronią, przez katolickich księży, którzy przewyższą ascezą doskonałych i pokonają ich w dyskusji. Zaczął zbierać wokół siebie odpowiednich ludzi, a wynikiem jego wysiłków było powstanie nowego zakonu, Zakonu Kaznodziejów, popularnie nazywanego zakonem dominikanów.

Dominikanie mieli tworzyć armię księży pod zwierzchnictwem generała. Inaczej niż wszystkie poprzednie zakony, nie mieli być przywiązani do określonego klasztoru, a jedynie do zakonu jako całości i do swoich zwierzchników. Stanowili oddziały lotne a nie garnizonowe. Zgodnie z nazwą, ich głównym zadaniem było wygłaszanie kazań. Dlatego musieli zdobywać wiedzę i w ten sposób stali się związkiem wojujących teologów. Zakon rósł szybko i wkrótce już miał swoje „prowincje” w całej Europie.

Ale nim dominikanie stoczyli decydującą bitwę z heretyckim wrogiem, musiał interweniować sam papież. Innocenty III z wielką cierpliwością próbował pokonać albigensów środkami pokojowymi, ale spotkał się z pogardą, ostrą wrogością, aż wreszcie ze… zbrodnią. Albigensi zabili jego osobistego legata. Wówczas Innocenty III ogłosił krucjatę przeciwko wrogowi kryjącemu się w samym sercu chrześcijaństwa. Na wezwanie odpowiedzieli głównie Francuzi z północy, a kampania poprowadzona przez brutalnego Szymona de Montforta była niezwykle okrutna. Papieża bardzo zaniepokoiły raporty jakie otrzymywał o działaniach tych „krzyżowców”, a sekta, pomimo straszliwych zwycięstw Szymona de Montforta, działała dalej. Dominikanie przez długi czas mieli mieć ręce pełne pracy.

***

W północnych Włoszech pojawił się inny ruch heretycki, zapoczątkowany przez niejakiego Waldo i nazwany od swojego założyciela waldensami. Można powiedzieć, że byli to pierwsi protestanci, do których zresztą później istotnie się przyłączyli. Skupili się na proteście przeciwko pełnemu luksusów i rozkoszy cielesnych życiu wielu duchownych. Chcieli powrotu do prostoty czasów apostołów. W tym nie było nic złego, ale wkrótce przeszli do ataku na duchowieństwo jako takie, Mszę Świętą i inne instytucje katolickie. I tak jak albigensi zabraniali małżeństwa!

We Włoszech nie powstał żaden zakon w rodzaju dominikanów, który stawiałby sobie za cel pokonanie waldensów, narodził się natomiast wspaniały ruch, który z samej swej natury odebrał wiatr żaglom herezji.

Zamożny kupiec z Asyżu, Pietro Bernardone, miał eleganckiego, czarującego i kochającego przyjemności syna. Nazywał się Jan, ale ojciec wołał go Franciszek, ponieważ większość interesów robił z Francją i ponieważ w modzie było wówczas wszystko, co francuskie. Młody Franciszek stał na czele „playboyów” w swym rodzinnym mieście. Choć niewielkiego wzrostu, miał wielkie ambicje. Chciał zostać dowódcą wojskowym, sławnym na cały świat. Uczynił nawet pierwszy krok na tej drodze, wziął mianowicie udział w wyprawie przeciw sąsiedniemu miastu, Perugii – miasta i miasteczka Włoch często były wówczas niezależnymi państwami – ale Perugianie dowiedzieli się o planowanym ataku i nie czekali na niego bezczynnie. Asyżanie zostali pokonani, a Franciszek znalazł się w lochu w Perugii. Nie odebrało mu to odwagi, zabawiał podobno współwięźniów wierszami i piosenkami. Był pewien, że pewnego dnia będzie sławny, więc po co tracić ducha? Mniej więcej rok później jeńcy zostali wypuszczeni.

Po powrocie do domu Franciszek zachorował ciężko i sporo czasu zajęła mu rekonwalescencja. Kiedy doszedł do siebie coś się w nim zmieniło, ale nie potrafił powiedzieć co. Próbował to od siebie odepchnąć i wziął udział w kolejnej wyprawie wojskowej, a ojciec dał mu wspaniały i kosztowny ekwipunek. Ale kiedy zobaczył rycerza, który nie miał płaszcza, oddał mu swój własny. Na pierwszym postoju usłyszał Głos nakazujący mu zawrócić. Posłuchał. Przez chwilę brał jeszcze udział w hałaśliwych zabawach swoich dawnych towarzyszy, ale potem wycofał się w samotność. Przyznawał, że jest zakochany „w pani szlachetniejszej i piękniejszej niż wszystkie inne”. Jej imię brzmiało Bieda. Czuł dziwną i nieodpartą więź z biednymi, z żebrakami i rosła w nim potrzeba zostania samemu żebrakiem Boga. Kiedyś, kiedy mijał walący się mały kościółek Świętego Damiana, Głos, który nauczył się kochać, przyszedł do niego znowu. „Czy nie widzisz, że mój kościół popada w ruinę? Idź i go napraw”. Nie pojął jeszcze wówczas, że Pan mówił o swoim Kościele jako całości.

Potraktował rozkaz dosłownie i zaczął naprawiać mały budynek. W tym celu poszedł do sklepu ojca, zabrał znaczną ilość drogich towarów, pojechał na targ w Foligno i sprzedał je. Pieniądze oddał księdzu ze Świętego Damiana. Kiedy starzec odmówił ich przyjęcia, Franciszek wrzucił je do kościoła. Ojciec Franciszka wkrótce odkrył, co się stało. Kiedy następnym razem spotkał się z synem, obecnie żebrakiem ubranym w łachmany, zaciągnął go do domu i zamknął w piwnicy.

Z pomocą matki Franciszek uciekł, ale ojciec kazał go aresztować jako złodzieja i postawił przed sądem biskupim. Biskup nalegał, by Franciszek zwrócił pieniądze. Na szczęście stary ksiądz ze Świętego Damiana znalazł je i przyniósł do sądu. Ale Bernardone, wcale tym nie ułagodzony, stwierdził, że syn nie ma nic swojego. „Nawet ubranie, które nosi zawdzięcza mnie.” Wówczas Franciszek zdjął ubranie i złożył u stóp rozsierdzonego ojca, a biskup okrył go własnym płaszczem, by ukryć jego nagość.

Później Franciszek zrobił sobie habit z worka, przepasany sznurem zamiast pasem. To był pierwszy habit franciszkański, który niewiele się zmienił do naszych czasów. Opowiada się tysiące historii o latach, które potem nastąpiły. O tym, jak Franciszek przebudował kościół Świętego Damiana własnymi rękami, kamień po kamieniu. Jak zdobył pierwszych towarzyszy, z których jeden był bogaczem, drugi sławnym prawnikiem, ale obaj porzucili bogactwo i urzędy, by zostać żebrakami jak Franciszek. Wkrótce było ich dwunastu, a ich liczba zwiększała się cały czas. Odkryli, że ten, kto nic nie posiada, posiada cały świat. Zbudowali pierwszy własny kościółek, przerabiając zrujnowaną starożytną kaplicę o nazwie Santa Maria degli Angeli. Podobno znał ją i kochał święty Benedykt i nadał jej nazwę Santa Maria Portiuncula. W 1212 roku Franciszek wraz z towarzyszami udał się do Rzymu. Chciał dostać się do pałacu na Lateranie, żeby zobaczyć się z Ojcem Świętym, odmówiono mu jednak posłuchania. Ale papież – Innocenty III – nie mógł zapomnieć widoku tego dziwnego małego stracha na wróble. Przyśniło mu się, że wielki Lateran upadał a podtrzymał go tylko ten mały człowieczek. Nazajutrz nakazał przeczesać Rzym, żeby go odszukać, przyjął osobiście i zatwierdził nową regułę całkowitego ubóstwa. Opowiada się tysiące historii, a wszystkie z nich są prawdziwe.

***

Papież Innocenty III, wielki, błyskotliwy i odważny, toczył, jak się wydawało, przegraną bitwę. Jeszcze w 1204 roku kolejna armia chrześcijańska udała się na krucjatę, ale zamiast wylądować w Palestynie i uwolnić święte miejsca, krzyżowcy zaatakowali i złupili Konstantynopol. Założyli nowe królestwo łacińskie, pod władzą hrabiego Baldwina z Flandrii, ale ile mogło przetrwać takie państwo? I czy podbój za pomocą wojska mógł przynieść tak upragnione pojednanie Kościołów wschodniego i zachodniego? Wówczas nadeszło największe szaleństwo.

Ludzie czuli, że Bóg odmawia chrześcijanom odzyskania świętych miejsc, ponieważ krzyżowcy są nikczemni, okrutni i nieczyści. Z takiego poglądu zrodziło się „wspaniałe szaleństwo”, idea krucjaty dziecięcej. Tysiące, dziesiątki tysięcy dzieci wyruszały odzyskać Jerozolimę, Betlejem i Nazaret. Nieszczęsne istoty nigdy nawet nie dotarły w pobliże Ziemi Świętej. Trudy podróży, choroby i muzułmańscy handlarze niewolników pokonali tę najbardziej poetycką i szaloną ze wszystkich wypraw.

Islam nadal zagrażał wybrzeżom samych Włoch. Ponad połowa Sycylii okupowana była przez Saracenów. Na Anglię, gdzie król Jan trzymał ludzi pod jarzmem tyranii i łamał prawa Boga i Kościoła, został nałożony interdykt. A w samym Kościele trzeba było znaleźć środki na okiełznanie prałatów i księży, których życie było kpiną ze świętego stanowiska. W Niemczech zamordowano pretendenta do tronu, Filipa Szwabskiego, a Innocenty ukoronował na cesarza jego przeciwnika, Ottona z Brunszwiku. Otton IV, jak go odtąd nazywano, przysiągł uroczyście, że będzie szanował nienaruszalność Sycylii. Zaraz potem złamał tę przysięgę.

Tak wyglądała sytuacja polityczna, gdy w obecności wielu kardynałów Innocenty III, papież i wielki mąż stanu, przyjął Franciszka z Asyżu, wesołego, małego trubadura Pana Boga. Wyczuł w tym małym ciele duchowego olbrzyma, zezwolił mu na wygłaszanie kazań i obiecał powierzenie większych zadań, jak tylko jego zakon się rozrośnie. Czuł, że być może ta niewielka grupka dobrowolnych żebraków jest odpowiedzią na heretyckie ruchy albigensów i waldensów.

I rzeczywiście była. Tęsknota za prostym, surowym życiem znalazła teraz właściwą alternatywę, gdyż Franciszek i jego braciszkowie nie wierzyli w Boga Dobra i Boga Zła, nie żywili też urazy do nikogo. Chcieli jedynie służyć Bogu i Kościołowi w prostocie, posłuszeństwie i ubóstwie. Nigdy w historii monastycyzmu żaden zakon nie rozwinął się tak szybko. Po zaledwie kilku latach pięć tysięcy wesołych żebraków zebrało się w kościele w Porcjunkuli na Zielone Świątki, a zakon z każdym dniem się powiększał.

Klara, młoda dziewczyna z wielkiego i szlachetnego rodu, córka hrabiego Scifiego, zakochała się w życiu franciszkanów. Sam Franciszek ściął jej włosy i podarował suknię z worka pokutnego, którą nosiła przez resztę życia. Ona również znalazła zwolenników i stała się założycielką jednego z najsurowszych zakonów Kościoła, ubogich klarysek. Przyjaźń duchowa pomiędzy nią a Franciszkiem jest jednym z najwspanialszych przykładów miłości chrześcijańskiej. Teraz zarówno mężczyźni jak i kobiety na całym świecie mogli prowadzić życie w świętym ubóstwie. Zamiast gardłować przeciwko wystawnemu życiu innych, mogli dawać im przykład.

Mały święty z Asyżu i jego weseli braciszkowie zaczęli uzdrawiać sytuację na Lateranie, z pomocą zakonników od świętego Dominika i świętego Bernarda i świętego Norberta i świętego Romualda i synów świętego Augustyna i świętego Benedykta. Święty Dominik i święty Franciszek spotkali się osobiście w Rzymie, a święty Dominik, głęboko poruszony przez Panią Biedę zaprowadził jej rządy również w swoim zakonie.

Innocenty III ekskomunikował Ottona IV za jego krzywoprzysięstwo, a cesarz, opuszczony przez swych zwolenników we Włoszech, porzucił inwazję Sycylii i wycofał się za Alpy. Później nie miał szczęścia w żadnym ze swych przedsięwzięć.

Sycylia została ocalona, a wraz z nią jej młody władca, Fryderyk II (Fryderyk Roger) Hohenstauf, syn cesarza Henryka VI i Konstancji Sycylijskiej. Ocalił go papież, a Fryderyk miał za to nienawidzić jego i jego następców do końca życia. Dla człowieka o takim charakterze nie do zniesienia była myśl, że zawdzięcza tron komuś innemu.

Powoli, nieubłaganie, Innocenty III pokonał wszystkie trudności polityczne. Być może czuł, że zbliża się do kresu swego życia, choć niedawno dopiero przekroczył pięćdziesiątkę, gdyż wielką mowę, jaką wygłosił przed IV Soborem Laterańskim (1215) w obecności siedemdziesięciu dwóch metropolitów, czterystu dwunastu biskupów i siedmiuset opatów i przeorów, rozpoczął słowami, jakie Chrystus wypowiedział przy Ostatniej Wieczerzy: „Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał” (Łk 22, 16). Pascha oznacza przejście, a było to przejście na trzy różne sposoby. Przejście do Ziemi Świętej – nowa krucjata. Przejście od występku do cnoty – reforma duchowieństwa. I przejście z życia doczesnego do życia wiecznego. Na soborze zostały jasno określone zasady wiary katolickiej, odróżniające ją od utrzymujących się herezji, poczyniono też nowe plany jak walczyć z heretykami. Oficjalnie uznano „transsubstancjację”, czyli przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Pana. Wszyscy wierni zostali zobowiązani do przystępowania do sakramentu pokuty i Komunii Świętej przynajmniej raz w roku, na Wielkanoc.

***

W tym samym roku król Jan z Anglii zmuszony został do podpisania Magna Charta Libertatum, która ostro ograniczyła jego władzę. U boku możnych królestwa stał kardynał Stefan Langton, arcybiskup Canterbury, zaufany przyjaciel papieża.

Rok później Innocenty zmarł. Za jego pontyfikatu Kościół posiadał większą władzę niż kiedykolwiek wcześniej czy później.

Cała Europa zwracała się do papieża, który stał na straży nie tylko praw Kościoła, ale praw i obowiązków wszystkich ludzi. Co naturalne, wiele zależało od wykonywania poleceń papieskich przez biskupów, a łączność w owych czasach była powolna i kłopotliwa. Niemniej zaznaczyła się widoczna tendencja do jednoczenia Europy pod dobroczynnym choć surowym nadzorem papieża. W Ewangelii świętego Łukasza (22, 38) apostołowie mówią Naszemu Panu, że mają ze sobą dwa miecze. Na co on im odpowiedział: „Wystarczy”. Teraz Kościół również miał dwa miecze: władzy duchowej i świeckiej. Ale władza doczesna w sposób nieunikniony sprowadza niebezpieczne pokusy. Lord Acton ukuł powiedzenie: „Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje w sposób absolutny”. Nie musi to być prawda w stosunku do wszystkich ludzi, jednak człowiek musi przebywać bardzo blisko Boga, by nie ulec pokusie jej złego wykorzystania, szczególnie kiedy wszyscy wokoło tak właśnie czynią. Niebezpieczna jest również doczesna broń – być może bardziej niebezpieczna dla zwycięzcy niż pokonanego. W historii świata można znaleźć na to wiele przykładów. Raz po raz ludzie dzierżący władzę wygrywali wojny – i przegrywali pokój, który po niech następował, ich własny, niesprawiedliwy i okrutny pokój. Z papieży, którzy mieli naprawdę wielką władzę – wielką w sensie doczesnym – bardzo niewielu zostało świętymi. Ale niektórzy zostali!

***

Krucjata – czwarta – rozpoczęła się w 1219 roku pod dowództwem wojskowym hiszpańskiego kardynała Pelagiusza. Chrześcijańska armia oblegała ważny port islamski, Damiettę. Wraz z armią przybyła tu niewielka grupa ludzi, ubranych w habity z worków, przewiązanych sznurem: brat Franciszek i kilku jego towarzyszy. Ten najmilszy ze świętych nie szukał już chwały żołnierskiej, pragnął natomiast zostać pojmany i stanąć przed sułtanem. Al Kamil, Władca Wiernych, Lew Pustyni, początkowo czuł się jedynie lekko rozbawiony „frankijskim derwiszem”, który próbował go nawrócić na chrześcijaństwo i który wyzwał muzułmańskich duchownych, by poddali się próbie: razem mieli przejść przez wielki ogień, a Bóg miał pokazać, czyja wiara jest prawdziwa, pozwoliwszy wyjść z tej próby cało jej wyznawcom. Duchowni muzułmańscy nie mieli ochoty na takie doświadczenie, ale Al Kamil był pod wrażeniem odwagi małego zakonnika i jego szczerości. Pozwolił jemu i członkom jego zakonu na odwiedzenie świętych miejsc i stworzenia przy nich stałej straży. I od tamtej pory, do dnia dzisiejszego, zakon franciszkanów opiekuje się miejscami świętymi.

Chrześcijanie zajęli szturmem Damiettę, ale wkrótce zostali z niej wyparci. Głęboko poruszony okrucieństwem, jakiego był świadkiem Franciszek powrócił do Włoch, gdzie czekało go kolejne wielkie rozczarowanie. Jego synowie, franciszkanie, nie byli już zadowoleni z konstytucji, jaką nadał zakonowi. Chcieli zakładać i prowadzić szkoły. Chcieli mieszkać w porządnych klasztorach. Kardynał Hugon z Ostii, patron zakonu z ramienia papiestwa i bliski przyjaciel Franciszka, próbował mu wyjaśnić, że reguła ubóstwa jest dla wielu zbyt surowa – że zakon liczący dziesiątki tysięcy braci nie może żyć w warunkach, w jakich mogła żyć grupa licząca dwunastu ludzi. Innymi słowy, że zakon należy zreorganizować.

W ramach zakonu powtórzyła się zatem historia całego Kościoła. Podobnie jak Kościół, zakon franciszkanów nie składał się wyłącznie z ludzi doskonałych i trzeba było poczynić ustępstwa dla tych mniej żarliwych, mniej pokornych i mniej zdolnych do wyrzeczeń. I tak jak papież nie mógł mieć nadziei, że będzie rządził Kościołem jak Linus, Anaklet i Klemens po śmierci świętego Piotra, Franciszek również musiał zrozumieć, że zmiany są nieuniknione i w żadnym razie nie niemiłe Bogu. Podobnie jak Kościół, zakon franciszkański był ciałem mistycznym, żywym ciałem, rosnącym – i wyrastającym z niemowlęctwa.

Franciszek uznał prawdę tych argumentów, ale cierpiał bardzo. Wycofał się w samotność, na górę Alwernia i tam otrzymał stygmaty, zewnętrzne znaki pięciu ran Chrystusa. Już za życia stał się legendą. Ludzie mówili, że nawet zwierzęta i ptaki słuchały jego kazań. Wkrótce po otrzymaniu stygmatów zmarł – w żadnym razie nie rozżalony i samotny, ale wśród swych duchowych synów, chwaląc Boga i śpiewając na Jego chwałę. Cały Asyż wziął udział w procesji pogrzebowej swego największego syna, jednego z najlepszych i najmilszych jacy kiedykolwiek żyli na ziemi. Był wówczas rok 1225.

A nieco dalej na południe, za murami warownego zamku Rocca Sicca, urodził się chłopiec, któremu przeznaczone było również zostać jednym z największych świętych Pańskich: Tomasz z Akwinu.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.