Skała. Rozdział dziewiąty

W każdym wielkim eposie bohater musi przejść przez ciężkie próby, z których wychodzi zwycięsko zazwyczaj dopiero w ostatniej chwili, kiedy jego sytuacja wydaje się beznadziejna. Największy ze wszystkich eposów, historia Chrystusa i Jego Mistycznego Ciała, Kościoła, nie jest tu wyjątkiem. Jezus musiał wycierpieć poniżenie i tortury – a nawet, jak się powszechnie zdawało, ponieść klęskę – po to, by powstać z grobu i rozpocząć, za pośrednictwem świętego Piotra i apostołów, podbój Ziemi. I dzieje się tak nieodmiennie w historii Kościoła: kiedy wróg już ma zatriumfować, w Mistyczne Ciało wstępuje nowe życie, a barka świętego Piotra pokonuje burzę, zostaje ocalona przez przypływ, albo wymyka się swym prześladowcom.

Kiedy sprawy idą źle, przede wszystkim należy znaleźć wewnętrzną przyczynę, która pozwoliła wrogowi zyskać przewagę. W większości przypadków tkwi ona w nas samych, w naszych czynach lub zaniechaniach. Tak dzieje się i w sprawach pojedynczego człowieka i w sprawach Kościoła – jeśli chodzi o jego ludzki element.

Schizma nigdy nie miałaby miejsca, gdyby w Kościele nie zapanowało zepsucie i gdyby papiestwo nie stało się przedmiotem świeckich ambicji.

Potrzebna była zatem reforma, prawdziwa zaś reforma musi wypływać z wewnątrz. To podstawowy błąd późniejszych „reformatorów” – zamiast dopomóc w reformach wewnętrznych Kościoła woleli się od niego oddzielić i zapoczątkować coś, co wyrosło ostatecznie w nową religię.

Jednak w okresie, o którym mówimy reforma została dokonana, choć jej źródłem nie był ani papież, ani żaden pojedynczy człowiek, osoba duchowna czy świecka. Jej źródłem był pewien klasztor.

W 910 roku hrabia Wilhelm z Owernii założył klasztor niedaleko miasta Cluny w Burgundii. Ten wielki pan widział jasno niszczący wpływ świeckich władców na sprawy religijne – wielu, nazbyt wielu biskupów jego czasów było po prostu świeckimi władcami, wybranymi na urząd kościelny przez królów i książęta, pospiesznie wyświęconymi i posiadającymi niewielką wiedzę teologiczną. Dlatego hrabia Wilhelm postanowił, że jego klasztor będzie wolny od wszelkich wpływów biskupich, książęcych czy królewskich, a jedynym zwierzchnikiem opata będzie sam papież. Reguła klasztoru była benedyktyńska.

W ten sposób powstała nowa enklawa religii, a panujące w niej głęboka pobożność, prawość i ścisłe przestrzeganie reguły stały się nie tylko przysłowiowe, ale i zaraźliwe. Niczym dobroczynny wirus wszędzie szerzył się wpływ Cluny.

Coraz częściej inne klasztory prosiły o mnichów z Cluny i w zaskakująco krótkim czasie zgromadzenie to stało się religijnym centrum pierwszej wielkości, ośrodkiem nauki, edukacji i świętości. Oznaczało to oczywiście, że opat Cluny stał się bardzo ważną osobą – według wielu historyków był w życiu Kościoła drugą osobą po papieżu. Cluny miało wielkie szczęście jeśli chodzi o opatów, gdyż byli to ludzie długowieczni i bardzo świątobliwi. Jak zauważył ojciec Philip Hughes, w ciągu dwustu pięćdziesięciu lat Cluny miało tylko sześciu opatów, choć w tym samym czasie Tron Piotrowy zajmowało czterdziestu ośmiu papieży.

Dobroczynna infekcja szerzyła się w Europie Zachodniej wspomagana przez wielu świętych. We Flandrii (dzisiejsza Belgia) podobne przedsięwzięcie rozpoczął święty Gerard z Brogne. To samo uczynił opat Hirschau w Niemczech, święty Romuald, założyciel zakonu kamedułów, oraz święty Jan Gwalbert we Włoszech.

***

Powiał wiatr odnowy. Zarówno biskupi jak i władcy świeccy zaakceptowali nowy ruch reformatorski aż wreszcie tron niemiecki objął wielki król Otton I (936–973). Z pewnością nie miał on prawa złożyć z godności papieża Jana XII, „nastoletniego papieża”, który niedawno koronował go na cesarza, jednak czyniąc tak uwolnił Kościół od fatalnego władcy. Zresztą w owej epoce dla Kościoła lepszym wyjściem była zależność od cesarza, niż zależność od dużej liczby nadmiernie ambitnych i chciwych rzymskich rodów, dla których objęcie papieskiego tronu oznaczało większą władzę i wpływy. Środki zastosowane przez Ottona były drastyczne, ale zapewne musiały być właśnie takie. Władca zaprowadził na powrót porządek w Niemczech i położył kres najazdom Węgrów i Awarów (kolejnego groźnego mongolskiego plemienia pustoszącego Europę).

Gdy tylko wieść o śmierci Ottona dotarła do Rzymu, wpływowy szlachcic, Krescencjusz, wtrącił papieża Benedykta VI (972–974) do więzienia i kazał udusić. Następnie wyniósł na tron papieski diakona Franko – jako Bonifacego VII – ale kiedy nowy cesarz, Otton II zjawił się w Rzymie, papież Krescencjusza uciekł do Konstantynopola. Nic lepiej nie dowodzi szlachetnych intencji nowego cesarza niż fakt, że oferował tron papieski opatowi Cluny. Opat odmówił jednak przyjęcia zaszczytu. Otton zmarł wcześnie, a wówczas „Bonifacy VII” powrócił do Rzymu, kazał wtrącić do więzienia urzędującego papieża Jana XIV i zagłodzić na śmierć. Zaledwie rok później ten sam los spotkał i jego. Natomiast Krescencjusz został ścięty w 998 roku, za panowania cesarza Ottona III.

W roku 1000 wielu ludzi wierzyło, że zbliża się koniec świata. W całej Europie pojawiały się procesje pokutników. Wielu ludzi rozdawało cały swój majątek w spóźnionym akcie skruchy, podczas gdy inni wydawali wszystko, co posiadali na dzikie orgie. Ta smutna historia powtarza się wciąż na nowo nawet w naszych czasach, gdy tylko jakiś płomiennooki „prorok” ogłosi nieunikniony Dzień Zagłady, na podstawie wątpliwego „osobistego objawienia”.

***

Świat nie został zniszczony a Kościół czynił dalsze postępy: w Polsce, na Rusi i – najwspanialsze – na Węgrzech, gdzie w 1001 roku został ochrzczony książę Wajk, przyjął imię Stefana i otrzymał z rąk papieża Sylwestra II godność królewską oraz specjalnie dla niego wykonaną koronę. Całe Węgry zostały schrystianizowane, a Węgrzy to do dziś dnia wierni katolicy. Obecnie korona Stefana znajduje się w Stanach Zjednoczonych, poza zasięgiem łap komunistycznych tyranów.

W Niemczech rozpoczął rządy król Henryk II, wcześniej książę bawarski, człowiek mądry i dobry, jeden z tych nielicznych świeckich władców, którzy zostali świętymi. Papież Benedykt VIII koronował go w 1014 roku na cesarza, a w 1020 roku złożył wizytę w Niemczech. Benedykt był silnym, energicznym papieżem, który osobiście ruszył na wojnę z Saracenami, kiedy ci wylądowali na południu Włoch. Jego sprzymierzeńcy, Genueńczycy i Pizańczycy, odbili Sardynię z rąk niewiernych. W 1022 roku, na synodzie w Pawii, w obecności papieża i cesarza, potępiono ostro małżeństwa duchownych. Celibat duchowieństwa, tak mocno zalecany przez świętego Pawła, stał się prawem już za czasów Leona I (440–461), ale w epoce moralnego upadku wielu duchownych, a nawet biskupów zaczęło otwarcie je lekceważyć.

W 1024 roku zmarli i papież i cesarz, a sytuacja Kościoła natychmiast bardzo się pogorszyła. Machinacje rodu hrabiów Tuskulum pomogły wynieść na tron papieski brata Benedykta, Romanusa, który przybrał imię Jana XIX (1024–1033). Był to człowiek świecki, który w tym samym dniu przyjął święcenia i został papieżem, choć była to procedura całkowicie nielegalna. Jego rządy okazały się zupełnie niegodne, ale gdy zmarł, ród Tuskulum, traktujący godność papieską jako dziedzictwo rodzinne, zdołał doprowadzić do wyboru na papieża bratanka Jana XIX, choć był on jeszcze chłopcem. Rządy Benedykta IX (1033–1044) okazały się równie złe. W końcu młodociany papież abdykował na rzecz Grzegorza VI (1045–1046), w zamian za dużą sumę pieniędzy. Fakt, że Grzegorz był człowiekiem uczciwym, który chciał uwolnić Kościół od nic niewartego zwierzchnika nie usprawiedliwia popełnionego grzechu symonii. Dzięki interwencji cesarza Henryka III i on i antypapież „Sylwester III” zostali usunięci, a Tron Piotrowy znalazł się wreszcie bezpiecznie w rękach Klemensa II (1046–1047), świętego.

Krótkie panowanie świętego było pierwszym zwiastunem lepszych czasów. Nastąpiła teraz zupełnie nowa era – papiestwo podniosło się z żałosnego i haniebnego stanu i uwolniło od wszelkich związków z pijanymi władzą włoskimi rodami. Biskup Bruno z Toul, z urodzenia hrabia Egisheim-Dagsburg został papieżem Leonem IX (1048–1054). W przeszłości przez wiele lat pozostawał w bliskim związku z reformatorami z Cluny. Niewzruszenie odmawiał przyjęcia godności papieża, póki swojej zgody nie wyraziło duchowieństwo i lud Rzymu. Wyruszył do miasta jako skromny pielgrzym i w Wielkanoc 1049 roku został wybrany w starożytny sposób, poprzez aklamację. Przybyła z nim grupa doradców, wybranych ludzi o najwyższej prawości. Wśród nich był pewien brzydki i nieduży mnich o imieniu Hildebrand, któremu powierzono opactwo świętego Pawła.

Reformy były konieczne, a Leon IX pracował nad nimi niezmordowanie. Podczas jego pontyfikatu ruch kluniacki rósł w siłę i rozkwitał. Kolegium kardynałów zyskało zupełnie nowy charakter, zwiększyła się liczba jego członków, gdyż papież podniósł do tej godności kilku swoich doradców, takich ludzi jak burgundzki mnich Humbert, Hugo Candidus i archidiakon Fryderyk z Liège. Z pomocników papieża w jego świętych obowiązkach zmienili się w jego pomocników w rządzeniu Kościołem powszechnym, jak również w elektorów papieży.

Papież Leon odważnie stawiał czoło najazdowi Normanów na południowe Włochy, ale wpadł w ręce wroga. Najeźdźcy potraktowali go z szacunkiem i uwolnili po sześciu miesiącach. Poważnie chory wrócił do Rzymu, gdzie zmarł 19 kwietnia 1054 roku. Wkrótce potem został obwołany świętym.

***

To właśnie podczas wakatu na papieskim tronie, jaki nastąpił po śmierci Leona IX doszło do ostatecznego rozłamu pomiędzy Kościołami Wschodu i Zachodu – ostatecznego przynajmniej do dzisiaj. Każdy katolik powinien się modlić o jego rychłe zakończenie.

W latach 1054–1073 nastąpiły cztery krótkie pontyfikaty. Ostatnim papieżem po prostu mianowanym przez cesarza był Wiktor II – mianował go Henryk III. Ponieważ następca cesarza, Henryk IV, miał zaledwie sześć lat, reformatorzy z Rzymu wykorzystali tę okazję do przeprowadzenia wolnej elekcji. Wybrali papieżem mnicha Fryderyka z Liège, będącego opatem Monte Cassino, który przybrał imię Stefana X. Nowy papież zmarł zaledwie rok później. Wówczas ponownie rzymskie rody usiłowały przeforsować swojego kandydata, ale duchowieństwo nie ustąpiło pod ich naciskami i papieżem wybrano kardynała Humberta, czyli Mikołaja II (1058–1061). Z niezastąpioną pomocą Hildebranda w 1059 roku ogłoszono nowe prawo: w przyszłości papież miał być wybierany jedynie przez kardynałów, niekoniecznie w Rzymie, a urząd obejmował natychmiast po swoim wyborze.

Po szybkiej i niespodziewanej śmierci Mikołaja II rzymscy panowie, rozzłoszczeni nowym prawem, sprzymierzyli się z dworem niemieckiego króla, żeby wybrać własnego papieża. Jednak kardynałowie, znowu przy zręcznej pomocy Hildebranda, uprzedzili ich i wynieśli na tron papieski Aleksandra II (1061–1073), kolejnego zdolnego reformatora, który jednak w swoich działaniach ciągle napotykał wrogość niemieckiego dworu – próbowano się nawet posunąć do wyboru antypapieża. W 1073 roku, na pogrzebie Aleksandra II w bazylice laterańskiej lud Rzymu zaczął krzyczeć: „Hildebrand na papieża!”.

Mały mnich, obecnie kardynał, próbował odmówić, ale mu na to nie pozwolono. Został wybrany jednogłośnie i przybrał imię Grzegorza VII (1073–1085), być może na pamiątkę Grzegorza I Wielkiego, którego również wybrano przez aklamację i którego bardzo poważał. Jednym z pierwszych jego czynów było wezwanie do Rzymu przeora Cluny, Odona, i mianowanie go kardynałem- biskupem Ostii. Ale choć bardzo poważał ruch kluniacki, wiedział, że jedynie papież może przywrócić porządek w Kościele. Za jego pontyfikatu rozpoczęły się prace, które doprowadziły do powstania prawa kanonicznego, stojącego na straży porządku w Kościele. Surowo zabronił symonii i świeckiej inwestytury duchowieństwa. Największym grzesznikiem pod tym względem był na pewno niemiecki król Henryk IV, który zmienił zwyczaj sprzedawania biskupstw i opactw – najczęściej ludziom świeckim – w prawdziwą sztukę. Tragedią Grzegorza VII było to, że przez cały swój pontyfikat pozostawał w konflikcie z tym pozbawionym wiary cesarzem, co uniemożliwiło mu wprowadzenie w życie największego planu: udania się na czele wielkiej armii chrześcijańskiej na Wschód, na wojnę z Saracenami. Ta wyprawa nie była pustym marzeniem, tylko wielką koncepcją strategiczną. Gdyby papież i jego armia ocalili zagrożone Cesarstwo Wschodnie, zażegnano by dawne spory i na powrót zjednoczono Kościoły Wschodu i Zachodu. Ponadto Hildebrand hołubił w sercu jeszcze jedno marzenie. Jak to ujął: „Wolałbym uwolnić miejsca święte niż rządzić światem”.

Kara kościelna za symonię i świecką inwestyturę była surowa: ekskomunika. Grzegorz VII ostrzegał przed nią Henryka IV, okazał się nawet na tyle pojednawczy, że poprosił o przysłanie ambasadorów, z którymi mógłby przedyskutować problem. Lecz Henryk IV miał wówczas bardzo silną pozycję w Niemczech – pokonał właśnie zbuntowanych Sasów i sądził, że może zrobić wszystko co zechce. Zwołał synod Rzeszy do Wormacji (1076) i dopilnował, by dwudziestu biskupów – mianowanych przez niego samego – wystosowało do papieża list. Twierdzili w nim, że Grzegorz nigdy nie był papieżem i nigdy nie będzie, oskarżali go o wszelkie możliwe przestępstwa, a na koniec wypowiadali mu posłuszeństwo. Do tej wspaniałej deklaracji Henryk IV dodał własny list, w którym nazywał papieża „fałszywym mnichem” i rozkazywał mu ustąpić z Tronu Piotrowego. W trzecim liście, do Rzymian, prosił o wybór nowego papieża.

Grzegorz VII odpowiedział natychmiast. Uroczyście, w formie modlitwy, ekskomunikował Henryka IV i zwolnił wszystkich jego poddanych z przysięgi wierności wobec niego. Człowiek wygnany w ten sposób z Kościoła nie miał już prawa piastować jakiegokolwiek urzędu.

Wieści o ekskomunice uderzyły w Niemcy jak grom z jasnego nieba. Henryk próbował odgrażać się i przechwalać, ale ku swemu zdumieniu stwierdził, że biskupi a nawet świeccy książęta jeden po drugim porzucają jego sprawę. Kiedy odkrył, że w sekrecie zamierzali zaprosić papieża do Augsburga na nowy synod Rzeszy, na którym miał zostać wybrany nowy król, jeśli Henryk nie uwolni się spod klątwy, uczynił dramatyczny krok. Udał się do Włoch wraz z królową i niewielkim orszakiem.

Papież Grzegorz, który znajdował się już w drodze do Augsburga, wyczuł niebezpieczeństwo i schronił się w warownym zamku Canossa, należącym do „wielkiej hrabiny” Matyldy Toskańskiej.

Przez trzy dni król Henryk mieszkał w maleńkiej wiosce u stóp zamku i codziennie zjawiał się pod bramą warowni boso, w worku pokutnym, błagając o zdjęcie klątwy.

Po trudnych negocjacjach, pod wpływem błagań hrabiny i opata Hugona z Cluny, ojca chrzestnego króla, papież ustąpił i cofnął ekskomunikę. Król obiecał pod przysięgą zdać się na papieskie rozstrzygnięcie sporu z książętami i nie utrudniać jego podróży do Niemiec.

Było to mistrzowskie posunięcie ze strony Henryka, a Grzegorz doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Krokodyle łzy króla ani na moment nie zdołały go oszukać, ale jego obowiązkiem jako duchownego było odpuścić grzechy żałującemu. I właśnie to uczynił.

Jednak niemieccy książęta nie pogodzili się z jego decyzją. Chcieli pozbyć się Henryka na dobre i wybrali na króla Rudolfa Szwabskiego.

Podczas nieuniknionej wojny papież zachował całkowitą neutralność. Ale Henryk znowu zaczął przekupywać wielkich panów biskupstwami i opactwami a na dodatek zażądał – już nie błagał – by Grzegorz ekskomunikował jego przeciwnika. Zagroził, że jeśli tego nie uczyni, doprowadzi do wyboru antypapieża.

Dopiero ta groźba zmusiła Grzegorza do działania. W marcu 1080 roku ponownie ekskomunikował Henryka i uznał Rudolfa za prawowitego króla.

Wówczas Henryk natychmiast wybrał antypapieża, który przyjął imię Klemensa III. Król Rudolf wygrał bitwę z przeciwnikiem, ale został ranny i wkrótce potem zmarł. Przed Henrykiem droga stanęła otworem. Zjawił się z armią we Włoszech i zajął Rzym, gdzie antypapież koronował go na cesarza. Grzegorz wycofał się do Zamku Świętego Anioła. Z pomocą przybył mu władca Normanów, Robert Guiscard, ale jego żołnierze złupili Rzym. Kiedy opuszczali miasto, zabrali ze sobą papieża do Salerno, gdzie zmarł rok później, ze złamanym sercem, ale nadal przekonany, że jego czynom nic nie można zarzucić. Umierając powiedział: „Kochałem sprawiedliwość i nienawidziłem bezbożności. Dlatego umieram na wygnaniu”.

W swoim czasie został uznany za „najbardziej nieugiętego obrońcę wolności Kościoła” i kanonizowany. Wielki mały mnich potrafił być strasznym wrogiem. Kardynał Piotr Damiani, sam święty, nazwał go kiedyś „świętym szatanem”. Jego odwaga, energia, gorliwość i prawość były niezwykłe, a jego pontyfikat położył kres cesarskiej tyranii nad papieżami. Od tamtej pory żaden świecki władca nie mógł wydawać poleceń papieżowi, jak wielu miało się przekonać na własnej skórze. Prawdę powiedziawszy, począwszy od jego pontyfikatu świeccy książęta, podobnie jak biskupi, zaczęli zwracać się do papieża po pomoc przeciw tyranom. Klęska Grzegorza VII okazała się wielkim i trwałym zwycięstwem.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.