Skała. Rozdział dziesiąty

Wkraczamy teraz w tak wielki i inspirujący okres historii Kościoła, że cała nędza i okrucieństwo, pożądanie władzy i chciwość, sprzedajność i nieporządek Wieków Ciemnych odchodzą w niepamięć.

To, co podczas dwóch następnych wieków uczynił Kościół dla ludzkości, wzbudzać musi ogromny podziw. Działający wówczas święci zmienili bieg historii.

Przez niemal trzy lata tron papieski był pusty. Potem wybrano Urbana II (1088–1099) – czyli przeora Odona z Cluny. Jednak antypapież Klemens III zmusił go do opuszczenia Rzymu, a Henryk IV odpłacił hrabinie Matyldzie z Toskanii za jej uprzejmość najeżdżając jej ziemie i zajmując miasto Mantuę. Był to jednak ostatni triumf króla. Jego własny syn, Konrad, zbuntował się przeciw niemu, zaś jego druga żona, Eupraksja, którą trzymał w więzieniu za rzekomą niewierność, uciekła i wniosła przeciw niemu okropne oskarżenia. Kiedy Konrad umarł, drugi syn Henryka również zbuntował się przeciw ojcu i zmusił go do abdykacji. Niemcy balansowały na skraju wojny domowej, kiedy Henryk IV zmarł w 1095 roku, jako człowiek zupełnie złamany.

Tymczasem papież Urban zaczął wprowadzać w życie wielki plan, na którym tak zależało Grzegorzowi VII. Choć antypapież nadal panował w Rzymie, a Henryk IV nadal pozostawał na tronie, Urban II wezwał całe chrześcijaństwo do uwolnienia Wschodu od zagrożenia ze strony islamu. Podczas synodu w Clermont uroczyście ogłosił Pokój Boży, powszechne prawo, które nakładało ekskomunikę na każdego, kto nie będzie szanował świętych miejsc, czy kto w czasie wojny nie oszczędzi ludności cywilnej. Tu mamy początek wielu humanitarnych praw, od oszczędzania życia jeńców wojennych po instytucję Czerwonego Krzyża. Sama idea narodziła się w Cluny, a po raz pierwszy została ogłoszona przez papieża, który wychował się w tym drogim Bogu miejscu.

Synod wydał surowe dekrety reformatorskie. W czasie wojny obowiązywać miały zasady chrześcijańskie, a samą wojnę skierowano poza granice chrześcijaństwa, przeciwko nieprzyjacielowi, który podbił tak wiele jego ziem i którego religia nawoływała do podboju reszty świata. Podróżnicy przynosili do Europy opowieści o okrutnych Turkach seldżuckich, którzy rządzili teraz Palestyną i miejscami świętymi.

Jak dotąd chrześcijaństwo tylko się broniło, z wyjątkiem jednej Hiszpanii, gdzie na Maurów uderzyły nowe katolickie królestwa Aragonii i Kastylii i zdobyły Toledo. Były to czasy wielkiego bohatera narodowego Hiszpanii, Cyda Walecznego. Śmiała wyprawa wojenna doprowadziła później do odzyskania Lizbony i większości Portugalii. Pewna wioska w diecezji Leiria nosiła imię jedynej córki Mahometa, ale nikt dziś o niej nie myśli, kiedy wymienia tę nazwę, gdyż Fatima zawdzięcza swą sławę nie córce proroka, ale Matce Jezusa Chrystusa.

Nadszedł czas na wielki kontratak chrześcijaństwa. Sto tysięcy pielgrzymów przybyło do Clermont, by wysłuchać papieża nawołującego do pierwszej krucjaty (1096).

Przywykło się dzisiaj traktować krucjaty jako absurdalne i zupełnie niepotrzebne wyprawy wynikające z nietolerancji, przedsiębrane przez barbarzyńców podżeganych przez fanatycznych papieży i mnichów. Należy sprzeciwiać się stanowczo takiemu oczernianiu szlachetnej i bardzo potrzebnej idei. Oczywiście nie ustrzeżono się błędów, niektórych bardzo głupich, innych bardzo smutnych. Wielu krzyżowców nie było wartych sprawy, o którą walczyli, wielu popełniło czyny okrutne. Ale to samo można powiedzieć o każdej wojnie i każdej kampanii w każdej epoce. Nigdy natomiast żołnierze nie wykazywali równie wielkiego entuzjazmu i idealistycznej gotowości do znoszenia trudów i cierpień, poświęcenia zdrowia i życia, jak kiedy przyświecała im idea odbicia dla chrześcijaństwa miejsc, gdzie narodził się, żył i cierpiał Nasz Pan. Bez względu na to, jak bardzo agnostyczni czy ateistyczni historycy będą szydzić z krucjat i jak bardzo będą je potępiać, ta nazwa nadal oznacza świątobliwe i idealistyczne przedsięwzięcie.

W Clermont papież Urban ogłosił całkowity odpust dla wszystkich, którzy wezmą udział w krucjacie. Ogromne tłumy zakrzyknęły spontanicznie „Dieu lo veult!” – Bóg tak chce – a te słowa stały się okrzykiem wojennym krzyżowców (nadal są one mottem Rycerzy Świętego Grobu). Tysiące ludzi „wzięło krzyż” – jak legioniści Konstantyna przed bitwą na Moście Mulwijskim – malowali krzyż na swych płaszczach, albo wycinali go z materiału i naszywali na lewe ramię.

Przez wiele miesięcy papież podróżował po Francji wygłaszając kazania o krucjacie, wszędzie zyskując tłumne poparcie. Z tego powodu większość armii składała się z Francuzów, a muzułmanie ochrzcili wszystkich krzyżowców mianem Franków. Na czele armii stanęli książę Godfryd z Bouillon, hrabia Boemund z Tarentu – syn Roberta Guiscarda – jego bratanek Tankred i hrabia Rajmund z Tuluzy, podeszły wiekiem, ale młody duchem. Oni pierwsi wymaszerowali do Konstantynopola. Boemund sugerował atak na miasto, ale książę Godfryd odmówił. Przybył na Wschód walczyć z muzułmanami, a nie z chrześcijanami. Do Azji Mniejszej wyruszyło trzydzieści tysięcy ludzi. Przybyli w bardzo odpowiednim momencie, gdyż świat islamu drążyła niezgoda. Pomiędzy fatymidzkimi kalifami Egiptu (których przodkowie wywodzili się od córki Mahometa) a Turkami Seldżuckimi panowała wrogość. Krzyżowcy pokonali armię turecką pod wodzą sułtana Arslana, zajęli Edessę, podbili Antiochię (1098) i w końcu, przy ciężkich stratach, zjawili się pod murami Jerozolimy. Po trwającym czterdzieści dni oblężeniu Godfryd i Tankred poprowadzili szturm i Jerozolima znalazła się w rękach chrześcijan.

Wieść pomknęła lotem błyskawicy przez świat chrześcijański, wywołując nowe ożywienie wiary, którą tak wielu przyjmowało za banalną oczywistość. Umysły ludzi zwróciły się ku zagadnieniom większym niż zysk materialny czy władza. Wzrosła gotowość do poświęceń, pojawiła się prawdziwa dobra wola.

Straty chrześcijan były poważne. Armia, która zdobyła Jerozolimę stopniała z trzydziestu tysięcy do zaledwie dwunastu.

Wśród poległych znajdował się pewien człowiek z Dijon. Jego syn, Bernard, miał wówczas dziesięć lat, a przeznaczone mu było nadać kształt całemu następnemu stuleciu.

Błogosławiony papież Urban II umarł akurat w chwili zwycięstwa. Wkrótce potem antypapież Klemens III zmarł również, a cesarz Henryk V doszedł do porozumienia z Kościołem. Kompromisowy konkordat z Wormacji, zawarty w 1122 roku przyznawał Kościołowi prawo do wyznaczania biskupów bez ingerencji ze strony cesarza czy króla.

W 1139 roku pojawiły się dwie wielkie księgi: Dekret profesora Gracjana dawał solidne podstawy prawu kanonicznemu, a paryskie Sentencje Piotra z Lombardii przez długi czas były podstawowym podręcznikiem teologii. Księgi! Wraz z końcem okropnego sporu papieża z cesarzem i pod wpływem pierwszej krucjaty atmosfera oczyściła się wreszcie, a ludzkie umysły zaczęły rozwijać nowe myśli, budując nowy wiek.

***

Wpływ Kościoła na wielkich panów nie ograniczał się jedynie do Pokoju Bożego, ochrony świętych miejsc i ludności cywilnej podczas wojny. Powstał ideał chrześcijańskiego rycerza, który musiał żyć zgodnie z jasno określonym kodeksem rycerskim. (Angielskie słowo „chivalry” – rycerskość – pochodzi od francuskiego słowa cheval, koń. W armii średniowiecznej tylko rycerze i ich świta posiadali konie, stąd chevalier – jeździec, po angielsku „cavalier” – oznaczało – i nadal oznacza – szlachcica.)

Syn szlachcica, nim został przyjęty w poczet rycerzy, musiał przejść przez szereg rytuałów. Całą noc przed ostatnią ceremonią spędzał w kościele, klęcząc u stóp ołtarza i modląc się, a przed nim leżał jego hełm, tarcza, miecz i zbroja. Rankiem uczestniczył w Mszy Świętej i przyjmował Komunię Świętą. Przed swym panem lennym, panującym hrabią lub księciem, a czasami przed samym królem, składał przysięgę, że będzie walczył zawsze o sprawiedliwą sprawę i za wiarę oraz że zawsze będzie bronił ciemiężonych, szczególnie wdowy i dzieci. Wcześniej pobierał nauki na dworze swego pana lennego, służył też do Mszy jako akolita, co nauczyło go godności i dobrych manier. Ćwiczył ciało i zyskiwał sprawność we władaniu bronią. Ale odwaga i zdolności przywódcze to nie wszystko. Ważną rzeczą, jakiej należało się nauczyć na dworze, było grzeczne obejście. Kłamstwo, plotki i najgorszy grzech, złamanie danego słowa, oznaczały dyshonor. Niejeden nowoczesny system edukacji mógłby wiele skorzystać na stosowaniu zasad średniowiecza, które stworzyło prawdziwą elitę. Szlachcic musiał zachowywać się szlachetnie, ale oczywiście nie wszyscy rycerze żyli wedle tego kodeksu – jest to rzecz wspólna i dla średniowiecza i wszystkich nowoczesnych systemów.

Pierwsza krucjata stworzyła zupełnie nowy typ rycerza. Już w 1048 roku pan Gerard z Prowansji założył w Jerozolimie szpital Świętego Jana Chrzciciela, gdzie pielgrzymujący do miejsc świętych znajdowali opiekę w chorobie. „Szpitalnicy” mieli regułę podobną do benedyktyńskiej i ubierali się w czarne szaty z dużym białym krzyżem. W 1065 roku Jerozolimę zajęli Turcy, ale kiedy Godfryd z Bouillon i jego armia wyzwolili miasto, szpitalnicy okazali się niezwykle pomocni. Godfryd wynagrodził ich nadaniami ziemi, a chrześcijańscy książęta i inni wielcy panowie poszli w jego ślady, obdarowując zakon. Wielu z nich stało się członkami wspólnoty. Rektor Gerard zbudował kolejne szpitale w portach, do których przybywali pielgrzymi i skąd wracali do domu, a jego następca, Rajmund du Puy, podzielił zakon na trzy klasy – rycerzy, duchownych i braci służebnych – i wprowadził sławny krzyż o ośmiu czubkach. Zakon Świętego Jana został uznany przez papieża w 1113 roku, a jego historia była pełna wydarzeń i bohaterskich czynów. Po upadku państwa Franków rycerze przenieśli się najpierw na Rodos, a potem na Maltę. Obu tych miejsc bronili przed Turkami z niezwykłą energią i odwagą. Zgromadzenie – obecnie nazywane zakonem Kawalerów Maltańskich – istnieje do dziś i ma siedzibę w Rzymie. W jego skład wchodzi pięć wielkich przeoratów, jedenaście związków europejskich i osiem związków w Ameryce. Prowadzi liczne przedsięwzięcia dobroczynne na całym świecie. Kawalerowie Maltańscy, naśladując katolickich książąt i szlachetnych panów, którzy niegdyś pełnili pokorną służbę w szpitalu w Jerozolimie, organizują przejazdy ludzi cierpiących na rozmaite choroby do Lourdes, opiekują się nimi i zaspokajają ich potrzeby, ponadto zakon nadal buduje i wyposaża szpitale na całym świecie, prowadząc je na zasadach non-profit. Także i w naszych czasach istnieją rycerze chrześcijańscy!

***

Trochę później założono drugi zakon, templariuszy, którzy byli zarówno duchownymi, jak i rycerzami. Armie muzułmańskie obawiały się ich niesamowitej odwagi w polu. W 1305 roku Filip IV, król francuski, pod fałszywym pretekstem rozwiązał zakon, aby przejąć jego majątek.

***

Trzeci zakon, Zakon Świętego Grobu, został założony w Jerozolimie w 1099 roku. Książę Godfryd z Bouillon, jako pierwszy łaciński władca Jerozolimy (1), przywrócił starożytne biskupstwo świętego Jakuba Apostoła. Piastujący tę godność otrzymywał tytuł patriarchy Jerozolimy, a niektórzy rycerze króla Godfryda zostali strażnikami Świętego Grobu. Papież uznał zakon w 1125 roku. W 1187 roku Jerozolima została zajęta przez cesarza Saladyna, ale wówczas franciszkanie przejęli obowiązki książąt i nadal pasowali na rycerzy Świętego Grobu ludzi, którzy odznaczyli się strzegąc i utrzymując święte miejsca. Papież Pius IX uznał zakon w 1847 roku. Działa on do tej pory i to na szeroką skalę. Rycerze w białych pelerynach z charakterystycznym, złożonym z pięciu części krzyżem Godfryda na lewym ramieniu (symbolizującym pięć ran Chrystusa) są głównymi pomocnikami patriarchy Jerozolimy. Budują seminaria, kościoły i kaplice w Izraelu i Jordanii i służą jako straż honorowa wysokich dygnitarzy Kościoła.

***

Czwarty zakon, Krzyżaków, powstał również w Jerozolimie, ale sto lat później, w 1190 roku. On również nadal istnieje. Piąty i szósty zakon opiekował się jeńcami wojennymi i miał za zadanie wykupywać chrześcijan z muzułmańskiej niewoli.

***

Duch nowego wieku doprowadził w 1098 roku do założenia przez Roberta z Molesmes klasztoru w Cîteaux. Jego pierwszym opatem był wielki Anglik, święty Stefan Harding. Cîteaux było miejscem narodzin zakonu cystersów. Przyjęli regułę świętego Benedykta, jednak ideałem mnicha cysterskiego było życie pokutne nie tylko za własne grzechy, ale za grzechy wszystkich ludzi. Są to mnisi, którzy modlą się za tych, którzy się nie modlą, a odpowiedź na ironiczne pytanie: „Co robią mnisi przez cały dzień?”, powinna brzmieć: „Robią to, co wy powinniście robić, a nie robicie”. Cystersi utrzymywali się zupełnie samodzielnie, żyjąc w wielkiej prostocie, z pracy własnych rąk. Wiele dzikich okolic, wiele wyludnionych obszarów zmienili w pola uprawne. Na ich czele stała Wielka Kapituła Opatów, odbywająca coroczne spotkania. Postępy tego zakonu były ogromne. Dwadzieścia cztery lata po założeniu Cîteaux (1122) było już dziewiętnaście opactw a pod koniec wieku pięćset trzydzieści.

***

W 1120 roku święty Norbert (1080–1134) założył zakon premonstratensów, który wkrótce rozrósł się do dwustu trzydziestu opactw. Ci mnisi, w przeciwieństwie do cystersów, skoncentrowali się na pracy intelektualnej, studiach, nauczaniu i kierowaniu duszami. Zakładali pierwsze seminaria kościelne, budowali szpitale, sierocińce, domy dla starców i dla trędowatych, a wielu ludzi świeckich tworzyło braterstwa wspierające mnichów w ich pracy.

***

Nastąpiło generalne przebudzenie z letargu wieków ciemnych. Kościół od początku podążał za rozsądną radą świętego Pawła, by wszystkiego spróbować i wybrać to, co dobre. Bożki były złe, ale posągi nie. Ze świętą służbą mieszała się zmysłowość, jak w przypadku kultów Astrate, Baala i innych pogańskich bogów, a bogate starożytne świątynie dały inspirację wspaniałym chrześcijańskim kościołom.

Muzułmańscy mędrcy zajęli się studiowaniem nauki i filozofii, a w Hiszpanii Maurów chętnie czytywano pisma Arystotelesa, Plotyna i innych neoplatoników. To prawda, Arystoteles wyszedł z rąk muzułmańskich w dziwnym orientalnym stroju, ale jego dzieła, szczególnie Logika i Fizyka, zaczęły docierać do najświatlejszych umysłów chrześcijaństwa.

W Anglii opat benedyktyński, święty Anzelm, który został arcybiskupem Canterbury (1093) i dokonał pierwszej próby dowiedzenia istnienia Boga zgodnie z zasadami logiki, napisał sławny traktat zatytułowany Dlaczego Bóg stał się Człowiekiem? (Cur Deus Homo?), stając się w ten sposób prawdziwym twórcą scholastyki.

Ale pierwszym prawdziwym uczonym-teologiem, stosującym nową logikę do doktryny katolickiej, był Piotr Abelard z Francji, człowiek prawdziwie wybitny. Na jego pamięci zaciążył fakt, że część jego tez zostało potępionych oraz to, że „popularne” dzieła skupiły się na jego nieszczęśliwym romansie z piękną Heloizą, zamiast na jego pracy.

Znów zaczęto prowadzić debaty, znów zaczęły się rodzić oryginalne myśli. Klasztory benedyktyńskie otwierały swe wielkie skarbce pełne zgromadzonej wiedzy i syciły umysły tym wielkim bogactwem.

Kościół zaczął zakładać uniwersytety, czyli katolicką, powszechną wersję wcześniejszych akademii. Szkoły te przeznaczone były nie tylko dla szlachetnie urodzonych, ale dla ludzi wszelkiej profesji. Oksford i Cambridge w Anglii, Sorbona we Francji, uniwersytet w Bolonii we Włoszech, w Kolonii w Niemczech – wszystkie założone zostały przez Kościół, a wykładali na nich duchowni. Byli wśród nich ludzie wybitni, których imiona nigdy nie zostaną zapomniane, tacy jak Albert Wielki, twórca nauk przyrodniczych, Roger Bacon, pierwszy człowiek, który przeprowadzał eksperymenty naukowe, i Tomasz z Akwinu, wielki uczeń świętego Alberta, najwspanialszy umysł epoki i jeden z największych umysłów w historii, człowiek, który wzniósł katedry intelektu.

Europa, tak długo trwająca w ponurym letargu, obudziła się żądna czynu. Jej poranne modlitwy docierały do Boga w formie budowli, jakich świat nigdy wcześniej nie oglądał i których uroda do dziś nie została przyćmiona. Tylko Grecy w swym najlepszym okresie, za czasów Peryklesa, mogli się z nimi równać, a ze wszystkich budowli świata muzułmańskiego jedynie Giralda w Sewilli, Alhambra w Grenadzie i – powstały dużo później – Tadż Mahal w Agrze, zbudowany dla upamiętnienia wielkiej miłości.

Wysoko wznosiły się wielkie katedry w Chartres, Reims, Amiens, Rouen i Bazylei, w Canterbury i Chichester, w Lincoln, Lichfield i Salisbury, w Sienie i Santiago de Compostela oraz w Kolonii. Były to prawdziwe Msze Święte w kamieniu. Ich łuki wskazywały niebo i tu naprawdę ludzie mogli się modlić: „Panie, miłuję dom, w którym mieszkasz, i miejsce, gdzie przebywa Twoja chwała” (Ps 26, 8). Żadna budowla wzniesiona w naszym wieku, świecka czy kościelna, nie może się z nimi równać.

***

W wieku dwudziestu jeden lat chłopiec o imieniu Bernard, syn poległego krzyżowca z Dijon, wstąpił do klasztoru w Cîteaux. Są tacy ludzie – choć pojawiają się rzadko – którzy w tak oczywisty sposób są świętymi, że widzi to każdy, kto ich spotyka. Mówiło się o cystersach i kartuzach, że nie można sprawiedliwie kanonizować jednego z nich, gdyż trzeba by kanonizować ich wszystkich. Jeśli to prawda, to święty Bernard był świętym świętych. Został opatem nowo założonego klasztoru cysterskiego w Clairvaux i odegrał wielką rolę w całym chrześcijaństwie, choć nigdy tego nie pragnął. Najszczęśliwszy był żyjąc tylko dla Boga i tworząc na Jego chwałę. Pisał o Boskiej łasce – ale ludzie chcieli, aby rozsądził spór, jaki powstał podczas elekcji papieża w 1130 roku. Innocenty II uciekł do Francji, a głos Bernarda zwołał wiernych do boku papieża. W swoim czasie Niemcy, Anglia, Hiszpania i część Włoch poszły za jego wezwaniem i antypapież nie utrzymał się na tronie. Bernard pisał o „kochaniu Boga” – ale ludzie chcieli, aby rozsądził spór wynikły z pewnych pism błyskotliwego, ale nierozważnego Piotra Abelarda. Więc rozsądził.

Ze wszystkich skarbów, jakie święty Bernard podarował Kościołowi, te najdroższe to dwie modlitwy: Salve Regina [„Witaj Królowo, Matko Miłosierdzia”], odmawiana po Mszy cichej w tysiącach kościołów na całym świecie i śpiewana co wieczór przez dziesiątki tysięcy mnichów, oraz śmiała, odważna i niezwykle mocna Memorare [„Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo”], w której wręcz oblegamy dobrą wolę Błogosławionej Matki Boga. Mniej więcej w tym samym czasie modlitwą ludu stało się Ave Maria [„Zdrowaś Maryjo”]. Połączenie pozdrowień archanioła Gabriela i św. Elżbiety jest bardzo stare. Wiemy, że modlitwa do Maryi istniała już w czasach Sewera z Antiochii (538). W zachodnim Kościele pojawia się po raz pierwszy w VIII i IX wieku. Święty Bernardyn ze Sieny w 1440 roku dodał ostatnią część, modlitwę o wstawiennictwo. Pojawiły się też pierwsze formy tego, co miało się później stać modlitwą różańcową – ostatecznego kształtu nabrała ona podczas pontyfikatu świętego Piusa V w XVI wieku.

Duchowość świętego Bernarda najlepiej ukazuje anegdota, która być może jest jedynie legendą. Nasz Pan powiedział do świętego Bernarda: „Bernardzie, daj Mi coś”. „Panie – odparł święty Bernard – wiesz, że ja sam i wszystko co posiadam należy do Ciebie.” Ale Chrystus powtórzył: „Bernardzie, daj Mi coś”. Święty, głęboko poruszony, wykrzyknął: „Ale, Panie, oddałem Ci wszystko. Co jeszcze mogę Ci dać?”. „Bernardzie – odparł Chrystus łagodnie – daj mi swoje grzechy.”

***

W 1145 roku jeden z uczniów Bernarda, opat cysterski Bernard z Pizy został wybrany papieżem i przyjął imię Eugeniusza III (1145–1153). To dla niego Bernard napisał swą sławną księgę De Consideratione.

Idea zwołania drugiej krucjaty zapewne narodziła się w Clairvaux, gdzie papież Eugeniusz schronił się na jakiś czas podczas buntu fanatycznego duchownego, Arnolda z Brescii.

Święty Bernard poruszył niebo i ziemię, aby zorganizować tę krucjatę. Zwołał ludzi z Francji, a przede wszystkim zjednał do tej idei króla Ludwika VII. Stojąc u boku króla przemawiał do wielkich rzesz ludzi w Vezelay, a ci tysiącami brali krzyż. Kiedy zabrakło materii na krzyże, które wierni naszywali na płaszcze, Bernard podarł na kawałki własną suknię. Potem wyruszył do Niemiec, a jego kazanie sprawiło, że cesarz Konrad III również wziął krzyż. Bernard był niezmordowany.

Powodem drugiej krucjaty był kontratak muzułmanów, którzy zajęli Edessę. Jednak początek tego przedsięwzięcia nie był budujący. Bandy krzyżowców dokonały w Niemczech okrutnych pogromów gmin żydowskich. Duchowieństwo, od prostych księży po arcybiskupów, robiło co mogło, by ocalić Żydów przed tymi bezsensownymi i nieludzkimi prześladowaniami. Arcybiskup Henryk z Moguncji napisał do Bernarda, że tłum, podżegany przez mnicha Rudolfa, który bez pozwolenia opuścił swój klasztor, na jego oczach zabił kilku Żydów szukających ochrony w jego domu. Święty Bernard ostro polecił mnichowi przerwać nikczemną działalność i wrócić natychmiast do klasztoru. Kiedy Rudolf odmówił, święty Bernard udał się do Niemiec osobiście i zmusił go do posłuszeństwa.

Druga krucjata okazała się całkowitą porażką. Armia chrześcijańska została pokonana i uciekła do twierdz Antiochii, Akki i Jerozolimy.

Dla świętego Bernarda był to wielki cios. Jak wszyscy ludzie, święci i grzesznicy, musiał się nauczyć, że niepojęte są ścieżki Pana. Bez wątpienia miał rację, kiedy mówił, że katastrofa musiała być karą za grzechy tych, którzy wzięli udział w krucjacie. Poważnie myślał o poprowadzeniu osobiście kolejnej kampanii, choć miał wówczas prawie sześćdziesiąt lat i fizycznie był słaby. Ale kapituła cystersów odrzuciła ten plan i święty wrócił do swoich pism. Mniej więcej rok wcześniej jego wielki przyjaciel, święty Malachiasz, arcybiskup Armagh w Irlandii, zmarł w Clairvaux. Święty Bernard napisał biografię tego niezwykłego człowieka jak również Przewodnik dla duchowieństwa. Zmarł w 1153 roku, pracując do ostatniego dnia swojego życia. Założył sześćdziesiąt osiem klasztorów cysterskich.

Na rok przed śmiercią Bernarda Fryderyk Hohenstauf, książę Szwabii, wstąpił na tron Niemiec jako Fryderyk I. Jego wspaniała ruda broda zyskała mu przydomek Barbarossa.

cdn.

Louis de Wohl

(1) Godfryd z Bouillon odmówił przyjęcia tytułu króla Jerozolimy i nazwał się Obrońcą Grobu Świętego.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.