Skała. Rozdział dwunasty

Jednak wiele się miało zdarzyć nim Tomasz dorósł! Choć Innocenty III był wielkim papieżem, miał również wiele szczęścia, że nie musiał walczyć z silnym i gwałtownym cesarzem, jak jego poprzednicy. Otton IV, który umarł niedługo po klęsce w bitwie pod Bouvines (1214) był olbrzymem jedynie pod względem fizycznym. Ani inteligencją ani siłą charakteru nie dorównywał Fryderykowi Barbarossie ani Henrykowi VI.

Nowy papież, Honoriusz III (1216–1227), władca łagodny i uprzejmy, był pierwszym, który musiał stawić czoła najznakomitszemu, najniebezpieczniejszemu i najbardziej wiarołomnemu z cesarzy z rodu Hohenstaufów Fryderykowi II. Wielka łagodność starego papieża zapobiegła otwartemu konfliktowi, choć prawie natychmiast spotkało go wielkie rozczarowanie. Fryderyk II obiecał wziąć udział w krucjacie dowodzonej przez kardynała Pelagiusza, ale złamał słowo, a klęska przedsięwzięcia była w dużym stopniu wynikiem tego wiarołomstwa. Bez Fryderyka i jego ciężkozbrojnych niemieckich rycerzy chrześcijańska armia nie była dość silna.

Fryderyk zapewnił cesarza, że spełni obietnicę. W zasadzie gotów był do wyruszenia. Ale najpierw musiał zostać koronowany na cesarza. Honoriusz poddał się i ukoronował Fryderyka w 1220 roku. Cesarz po raz kolejny uroczyście obiecał, że weźmie krzyż i znów nic nie zrobił. Mijały lata. Protesty i napomnienia papieża spotykały się z rozmaitymi wymówkami. W końcu Fryderyk przysiągł, że wyruszy nie później niż w sierpniu 1227 roku (układ z San Germano, lipiec 1225). Ale w 1227 roku papież Honoriusz zmarł, a jego następcą został – jako Grzegorz IX (1227–1241) – patron zakonu franciszkańskiego, kardynał Hugon z Ostii, z ducha i charakteru bardzo podobny do swego kuzyna i przyjaciela, Innocentego III.

Fryderyk był zbyt inteligentny, żeby się łudzić, iż zdoła zwodzić człowieka takiego rodzaju, rozpoczął zatem krucjatę. Ale po kilku dniach znów pojawił się w porcie Otranto. Miał gorączkę. Być może była to prawda, ale Grzegorz widział już zbyt wiele cesarskich gierek i wyklął go. Fryderyk odpowiedział błyskawiczną inwazją na Rzym. Grzegorz musiał uciekać.

Żeby pokazać światu, jak wielkie zło uczynił mu papież, Fryderyk naprawdę udał się potem na krucjatę, pomimo ekskomuniki! Zamiast walczyć, uciekł się do negocjacji i przekonał sułtana Al Kamila, by przekazał chrześcijanom główne świątynie w Ziemi Świętej. A potem, w starożytnym i szanowanym kościele Świętego Grobu ukoronował się koroną Królestwa Jerozolimy.

Wielki mistrz zakonu krzyżaków, Herman von Salza, dobry i uczciwy człowiek, zdołał później doprowadzić do pojednania Fryderyka z papieżem. Pokój pomiędzy nimi trwał dokładnie tak długo, jak życie Hermana. Potem ogromna arogancja cesarza doprowadziła do otwartej wojny. Celem Fryderyka było nic innego jak całkowity podbój Włoch i Sycylii. Zamierzał uczynić Rzym swoją stolicą.

W marcu 1239 roku Grzegorz ponownie go ekskomunikował, a uzasadnieniami tej decyzji mógłby zapisać całą księgę. Fryderyk, cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego był ateistą. Jedyną religią, do której zdawał się mieć słabość, był islam. Wychowany na Sycylii, w ciągłej styczności z Saracenami, przejął wiele ich zwyczajów i mówił płynnie po arabsku. Tylko po to, by wywołać gniew papieża przeniósł tysiące sycylijskich Saracenów w samo serce Włoch (do Lucerny) i choć przez całe swe panowanie nie zbudował ani jednego chrześcijańskiego kościoła, wzniósł dla nich meczety. Jednak podobno nazywał Chrystusa, Mojżesza i Mahometa „trzema największymi oszustami świata”.

Kiedy papież zwołał synod, statki Fryderyka przechwyciły stu prałatów z Francji i Hiszpanii zdążających do Włoch. Cesarz kazał ich wtrącić do lochu. Maszerował właśnie na Rzym kiedy Grzegorz IX zmarł nagle, 22 sierpnia 1241 roku. Fryderyk był wściekły, gdyż swą przedwczesną śmiercią papież odebrał mu pretekst do zajęcia Wiecznego Miasta. A jest niepisanym prawem historii, że każdy najeźdźca, każdy tyran, nawet najgorszy polityczny łajdak musi zawsze mieć pretekst usprawiedliwiający jego czyny. Śmierć Grzegorza okazała się najsilniejszą obroną Rzymu, jedyną, która mogła powstrzymać atak Fryderyka.

Nowy papież, Celestyn IV, był stary i chory. Umarł siedemnaście dni po swym wyborze i przez półtora roku tron papieski pozostawał pusty, aż Fryderyk, po długim czasie, zwolnił pojmanych prałatów. Wówczas wybrano kardynała Sinibaldo de Fieschi, który przyjął imię Innocentego IV. Początkowo Fryderyk wydawał się bardziej pojednawczy, ale wkrótce znów pokazał swe prawdziwe oblicze. Nagle, bez najmniejszej prowokacji, zaatakował papieskie miasto Witerbo, a papież, spodziewając się kolejnego marszu na Rzym, uciekł do Francji, gdzie otrzymał smutne wieści, że Saraceni ponownie zajęli Jerozolimę. Zwołał synod do Lyonu, na którym ogłosił detronizację i ekskomunikę Fryderyka.

W ukutym dużo później powiedzeniu: „Qui mange du pape, en meurt” (Ten, kto pożera papieża, umiera od tego) kryje się straszliwa prawda. Szczęście opuściło Fryderyka. Jego najlepszy doradca, Pietro della Vigna dopuścił się zdrady. Oblężenie Parmy zakończyło się straszliwą klęską. Ukochany syn Fryderyka, Enzio, został pojmany przez mieszkańców Bolonii. On sam zachorował ciężko na dyzenterię. Na łożu śmierci okazał skruchę, a arcybiskup Palermo udzielił mu ostatniego namaszczenia (1250).

Papież Innocenty IV wrócił do Rzymu. Ród Hohenstaufów próbował na nowo rozpocząć wojnę, a syn Fryderyka, Manfred, odnosił nawet sukcesy, póki brat króla Ludwika francuskiego, książkę Karol Andegaweński nie przybył do Włoch i nie pokonał najpierw jego, a później wnuka Fryderyka, Konradyna. Karol, twardy i okrutny człowiek, kazał publicznie ściąć Konradyna. I taki był koniec wielkiej i utalentowanej, aroganckiej i gwałtownej dynastii Hohenstaufów.

***

Niebezpieczeństwo grożące ze strony ruchów heretyckich w żadnym razie nie minęło. Albigensi działali nadal. Co mogło wyniknąć z nawróceń na herezję najłatwiej pokazać na przykładzie. Młoda córka pobożnej katolickiej rodziny nagle zaczyna odmawiać przyjmowania wszelkiego pożywienia z wyjątkiem owoców. Zrywa zaręczyny z młodym człowiekiem, którego jej rodzice wybrali na męża. Zapytana o powód tak dziwnego zachowania oznajmia, że pożywienie jakim karmią ją rodzice jest trucizną dla jej duszy i że nigdy nie wyjdzie za mąż ponieważ małżeństwo jest ohydnym grzechem. Na próżno rozeźleni rodzice dowodzą, że samo jej istnienie wynika z tego „grzechu”. Dziewczyna z całych sił i ekstatycznie wierzy w nauki swego albigeńskiego nauczyciela. Ojciec, rozczarowany narzeczony i przyjaciele rodziny składają wizytę owemu nauczycielowi, biją go i podpalają mu dom. Inni albigensi przychodzą mu z pomocą. Rozpoczynają się bitwy uliczne. Lud buntuje się przeciw herezji, która, zgodnie ze swą logiką, doprowadziłaby do zniknięcia rasy ludzkiej, i zaczyna się polowanie na heretyków. Wkrótce dołączają się nowe elementy. Wystarczy nazwać kogoś albigeńskim nauczycielem, a natychmiast zostaje wygnany z miasta lub zabity. Fałszywe oskarżenia, głównie przeciwko bogaczom, pozwalają pozbawionym skrupułów ludziom i władcom plądrować i konfiskować ich domy i własność…

W taki właśnie sposób sprawy wyrwały się spod kontroli i do Rzymu zaczęły napływać liczne pełne desperacji raporty o sytuacji na południu Francji. Kościół musiał zacząć działać. Stworzono specjalne trybunały, najpierw biskupów południowej Francji, a potem, w 1233 roku papieskie, stworzone przez Grzegorza IX. Ich zadaniem miało być położenie kresu zamieszkom. W przyszłości jedynie Kościół miał decydować czy ktoś jest czy nie jest heretykiem.

Takie były początki instytucji, której nazwa stała się okrzykiem wojennym wrogów Kościoła: inkwizycji papieskiej. Inkwizytorzy podróżowali z diecezji do diecezji, rozsądzając sprawy jakie im przedstawiano. Normalną procedurą w przypadku dowiedzenia winy było, przy pierwszym oskarżeniu o herezję i okazaniu skruchy przez oskarżonego, surowe napomnienie. W przypadku drugiego oskarżenia karą było więzienie, a w przypadku trzeciego śmierć. Jednakże sam trybunał kościelny nigdy nie wykonywał tej kary, a jedynie przekazywał heretyka „ramieniu świeckiemu”, czyli trybunałowi królewskiemu. Zarówno w starożytności, jak i w średniowieczu, prawo dopuszczało używanie tortur przy przesłuchiwaniu więźniów. Takie metody, ohydne w naszych oczach, są nadal stosowane przez policję w wielu nowoczesnych państwach, szczególnie w tych, których rządy są przeciwne Kościołowi i religii.

Trzeba jasno stwierdzić kilka faktów. 1) Inkwizycji papieskiej nigdy nie należy mylić z inkwizycją hiszpańską, zupełnie inną instytucją państwową, do której dojdziemy w swoim czasie. 2) Inkwizycję papieską można zrozumieć jedynie w kontekście czasów, w których powstała. W średniowieczu człowiek skazany nawet za drobną kradzież często karany był śmiercią. Karą za morderstwo przez otrucie były niewyobrażalne tortury, a jeszcze w XVI wieku skazanych za zdradę torturowano godzinami, a na koniec ćwiartowano żywcem. Kościół nie wymyślił takich kar. Zarzucić mu można jedynie to, że nie położył im kresu. 3) Ludzie średniowiecza nie mieli wątpliwości, że dusza człowieka jest dużo ważniejsza niż jego ciało. A skoro człowiek w straszliwy sposób torturowany był na śmierć za zabicie ludzkiego ciała, jaka kara była odpowiednia dla osoby, która zabijała ludzką duszę, odciągając człowieka od prawdziwej wiary? W takim rozumowaniu kryła się ponura logika, a w średniowieczu ludzie wierzyli w logikę. 4) Herezją było odstąpienie od Kościoła katolickiego, równoznaczne z duchowym buntem. Buntownicy na statkach nadal zakuwani są w kajdany, a jeszcze do niedawna chłostani byli na śmierć albo wieszani na noku rei. 5) Już w IV wieku dwaj wielcy święci, święty Ambroży z Mediolanu i święty Marcin z Tours protestowali przeciwko postępowaniu hiszpańskich biskupów, którzy skazali na śmierć na stosie kilku heretyków tamtego okresu (pryscylian), a nawet domagali się ekskomunikowania tych biskupów. 6) Każde żyjące ciało przechodzi przez kolejne fazy. A sam fakt, że dzisiejsi ludzie potępiają instytucję inkwizycji papieskiej wynika z humanitaryzmu i chrześcijańskiego wpływu Kościoła, bezustannie nawołującego do miłości, zaprzestania przemocy i zachowania pokoju. Innymi słowy ci, którzy atakują dziś Kościół średniowieczny za instytucję inkwizycji papieskiej, czynią tak, ponieważ ten sam Kościół i religia miłości jaką propagował, przez wieki zdołały zmiękczyć ludzką naturę. 7) Niemniej, jako katolicy, nie możemy być dumni ze świętego Franciszka z Asyżu, nie czując równocześnie wstydu za inkwizycję, dokładnie tak samo, jak oficer marynarki będzie się czuł niezręcznie, kiedy mowa o okrutnych metodach karania marynarzy, praktykowanych jeszcze w czasach napoleońskich, a przecież ludzie ci najczęściej byli porywani i przymuszani do służby. Byłoby nieuczciwością, a zatem rzeczą niechrześcijańską, wybielać inkwizycję. Ale wobec wyolbrzymiania jej działań i obrzucania Kościoła wszelkiego rodzaju kalumniami z jej powodu, wyjaśnienie jej początków i zasad działania wydaje się wskazane.

Na początku inkwizytorami byli franciszkanie i dominikanie, później jedynie dominikanie. Sam święty Dominik nigdy nie miał z tą instytucją nic wspólnego. Wręcz przeciwnie, obstawał przy nawracaniu heretyków za pomocą metod wyłącznie pokojowych. Nie trzeba dodawać, że nonsensem jest uważanie inkwizytorów za żądne krwi potwory, które znajdowały radość w nakładaniu kar. Zapewne zdarzały się i takie przypadki, ale twierdzić, że tacy byli wszyscy to jak utrzymywać, że wszystkie samoloty muszą się rozbić, ponieważ zdarzają się katastrofy lotnicze. W gazetach czytamy tylko o tych maszynach, które się rozbiły, a nie o tych, które latają bezpiecznie. Podobnie dzieje się w przypadku inkwizycji. Słyszymy tylko o ludziach skazanych na śmierć i spalonych na stosach, nic się natomiast nie mówi o wielokrotnie większej liczbie takich, którzy zostali uniewinnieni, albo otrzymali jedynie ostrzeżenie. Święte Oficjum – „popularnie” nazywane inkwizycją – istnieje i dzisiaj. Nadal zajmuje się nowymi teoriami i wierzeniami, bada, czy mogą być zaakceptowane w świetle chrześcijańskiej Prawdy i wydaje wyroki. Ale nie nakłada kar. Zajmuje się Indeksem Ksiąg Zakazanych (pornografią, wróżbiarstwem i propagowaniem heretyckich albo antykatolickich tez), a w pewnych wypadkach również małżeństwami pomiędzy katolikami i niekatolikami.

***

W wieku pięciu lat Tomasz z Akwinu, który urodził się mniej więcej wtedy, gdy umierał święty Franciszek, został wysłany przez rodziców do szkoły klasztornej w Monte Cassino. Tam zapytał poważnie opata: „Czym jest Bóg?”, a potem całe życie poświęcił na szukanie odpowiedzi. Kiedy Fryderyk II, rozzłoszczony propapieską a zatem antycesarską postawą klasztoru spalił go – był to jeden z owych gwałtownych i nieprzemyślanych czynów, z których słynął – młody Tomasz został wysłany na uniwersytet w Neapolu. Tam spotkał braci dominikanów i potajemnie wstąpił do ich zakonu. Nie miał wówczas jeszcze osiemnastu lat. Jego matka, dumna hrabina Akwinu, niemal odchodziła od zmysłów z tego powodu. Akwinata zakonnikiem! I to w dodatku członkiem zakonu żebrzącego, mnich-żebrak, wygłaszający kazania do motłochu na ulicach! Odkrywszy, że zakonnicy zabrali syna do klasztoru w Rzymie, pojechała tam osobiście, poszła do papieża i zażądała natychmiastowego uwolnienia Tomasza. Innocenty IV oświadczył, że nie może interweniować, a wówczas rozzłoszczona hrabina wysłała swych dwóch starszych synów i grupę zbrojnych, żeby pojmali Tomasza, gdy tylko opuści Rzym i ruszy na północ. Była pewna, że tak uczyni, a jej przewidywania okazały się zgodne z prawdą. Bracia porwali Tomasza i sprowadzili do rodzinnego zamku, gdzie miał być traktowany jak więzień póki się nie podda woli rodziców. Nie poddał się. W końcu uciekł, znów przyłączył się do swych ukochanych braci zakonników i ruszył wraz z nimi do Paryża, a potem do Kolonii. Tam studiował u jednego z największych nauczycieli owych czasów: Alberta z Ratyzbony, którego ciemni ludzie nazywali Albertem Czarnoksiężnikiem a niektórzy Albertem Wielkim. Inni studenci kpili i wyśmiewali się z Tomasza, cichego i dość otyłego młodzieńca i nazywali go „milczącym wołem z Sycylii”. Usłyszał o tym mistrz Albert. „Ryk tego wołu pewnego dnia da się słyszeć na całym świecie”, powiedział. Ale nawet on nie podejrzewał, że Tomasz pozwala, by brano go za głupca w ramach ćwiczeń duchowych, za pomocą których chciał zwalczać w sobie wszelką pokusę intelektualnej pychy!

Zarówno nauczyciel jak i uczeń jasno widzieli ówczesne niebezpieczeństwa: przepaść pomiędzy wiarą a nauką, przepaść tak głęboką, że niektórzy profesorowie nauczali, że były one jak dwie linie proste równoległe w geometrii i że chrześcijańscy filozofowie mogą uniknąć otwartego starcia z teologią jedynie przyznając, że ich wnioski są konieczne, ale niekoniecznie prawdziwe! Takie postępowanie pozbawiało oczywiście znaczenia samo słowo „prawda”. Wraz ze swym nauczycielem, Albertem, Tomasz postanowił pokonać owo niebezpieczeństwo „chrzcząc” filozofię – filozofię Arystotelesa – a było to dzieło, które przekraczało możliwości dwudziestu uczonych ludzi.

Wkrótce Tomasz sam został nauczycielem, a ludzie zjeżdżali się z całej Europy, by zasiąść u jego stóp. Ten intelektualny gigant był najskromniejszym i najspokojniejszym z ludzi, ale nawet on potrafił się rozzłościć, kiedy atakowano rzeczy dla niego święte. Grupa próżnych i samolubnych uczonych z uniwersytetu próbowała obalić zakony dominikanów i franciszkanów (zbyt wielu uczniów wolało pobierać nauki u nich, zamiast na uniwersytecie), rzucając przeciw nim poważne oskarżenia. Święty Bonawentura, wielki mistyk i teolog franciszkański (Doktor Seraficki Kościoła) i dwaj dominikanie, święty Albert i święty Tomasz, stanęli do obrony zakonów przed trybunałem czterech kardynałów. Całkowicie obalili oskarżenia ludzi z uniwersytetu. Król Francji, Ludwik IX, sam święty, zaprosił Tomasza podczas uczty do swego stołu, ale nawet tam wielki dominikanin zaabsorbowany był problemami intelektualnymi. Nagle walnął wielką pięścią w stół. „To usadzi manichejczyków”, oświadczył triumfalnie. Zapadła głucha cisza. Co uczynił król wobec tak niestosownego zachowania? Cóż, Ludwik wezwał po prostu sekretarza z tabliczką do pisania, żeby zanotował odkrycie zakonnika – na wypadek, gdyby ten miał zapomnieć. Trudno o lepszy przykład uprzejmości i miłości wśród świętych niż ta mała przypowieść o świętym królu i świętym zakonniku.

Encyklopedyczne dzieła teologiczne i filozoficzne Tomasza, wśród nich Suma filozoficzna i Suma teologiczna są ukoronowaniem wieku scholastyki, a wiele z argumentów jakie zawierają nie zostało podważonych nawet w debatach z heretykami naszych czasów. Wiara i rozum nie tylko zostały ze sobą pogodzone. Odtąd sam rozum prowadził do wiary i katolicy mogli zgodnie z prawdą twierdzić, że w ich wierze jest wiele rzeczy, które wykraczają poza rozum, ale nic, co by mu zaprzeczało.

Na rozkaz papieża Urbana IV Tomasz z Akwinu napisał nabożeństwo i Mszę Świętą na Boże Ciało, na cześć Najświętszego Sakramentu. Swego czasu Urban był archidiakonem w Liège (w Belgii), gdzie na ten pomysł wpadła pewna cysterska zakonnica, dzięki wizji. To Tomasz dał nam hymn Pange lingua (Sław języku tajemnicę), Tantum ergo Sacramentum (Przed tak wielkim Sakramentem) i te niezapomniane piękne modlitwy zanoszone przed Komunią Świętą i po niej.

Później Tomasz został przeniesiony do Neapolu – gdzie przyjęto go, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, z honorami należnymi bohaterowi albo królowi. Tu również nie ustawał w pracy. Ale po wizji u ołtarza w kościele Świętego Mikołaja, w której ujrzał Naszego Pana i rozmawiał z Nim, oświadczył: „Nigdy już nie będę pisał. Wszystko co napisałem jest jak słoma na wietrze”. Naprawdę tak mu się musiało wydawać, w obliczu jaśniejącej Prawdy, jaką ujrzał. Ale kiedy nowy papież, Grzegorz X, polecił mu wziąć udział w soborze w Lyonie (czternasty sobór powszechny Kościoła), posłusznie wyruszył w drogę. Jednak wkrótce zachorował i znalazł schronienie w benedyktyńskim klasztorze Fossa Nuova. Kiedy stało się jasne, że umiera, jego stary przyjaciel, brat Reginald z Piperno, wysłuchał jego spowiedzi generalnej. Spowiednik wyszedł z celi płacząc. „Dobry Boże – wyjąkał – grzechy pięcioletniego dziecka. W całym swoim życiu popełnił tylko grzechy pięcioletniego dziecka”. W wielkim poemacie Tristan i Izolda Izolda umarła z miłości. Tomasz naprawdę tak umarł. Po wizji pragnął jedynie połączyć się ze swym Panem. Bezcenne dziedzictwo tego życia, które trwało niecałe pięćdziesiąt lat, jest dumą Kościoła. Tomasz został kanonizowany jako Doktor Seraficki.

Jakby w zapowiedzi nadciągających złych czasów, jeden po drugim umierali wielcy święci. Święty Ludwik francuski zmarł w 1270 roku po nieudanej krucjacie przeciw Arabom z Tunisu. Święty Tomasz z Akwinu w 1274 roku. Święty Bonawentura w roku 1275, a święty Albert w 1280.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.