Skała. Rozdział czwarty

Rzym był miastem wielkim, liczył ponad milion mieszkańców. W ciągu ośmiuset lat jego istnienia wielokrotnie zmieniała się forma sprawowanych w nim rządów. Na początku był monarchią, potem republiką, wreszcie dyktaturą.

W okresie, o którym mówimy, władali nim cesarze – cezarowie – których władza była w zasadzie absolutna. Pierwszy cesarz, August, podobno został otruty przez żonę. Drugiego, Tyberiusza, udusił dowódca jego straży przybocznej. Trzeci, Kaligula, został zasztyletowany przez spiskowców. Czwartego, Klaudiusza, z całą pewnością otruła żona. Neron, piąty kolejny cesarz, który właśnie wtedy sprawował władzę, nie został zamordowany tylko dlatego, że popełnił samobójstwo.

Senat – kolegialne ciało, które niegdyś sprawowało rządy – zmienił się w zbiorowisko figurantów. Lud nie miał nic do powiedzenia – wyjąwszy igrzyska, najpopularniejszą rozrywkę imperium, obejmującą wyścigi rydwanów i pojedynki wyszkolonych gladiatorów, którzy walczyli ze sobą na śmierć i życie. Tu lud – czyli widzowie – miał prawo zadecydować, czy pokonany gladiator będzie żył, czy też zwycięzca ma go dobić.

Powszechnie akceptowano niewolnictwo, zresztą nie tylko w Imperium Rzymskim, ale i w całym pogańskim świecie. Ktoś głoszący jego zniesienie niechybnie uznany zostałby za wariata. Niewolnicy byli niezastąpieni, a od czasu, kiedy sto lat wcześniej, w szkole gladiatorów w Kapui wybuchł bunt, z największym trudem stłumiony przez rzymskich wodzów, obowiązywały tak surowe prawa, że niewielu niewolników śmiało podnieść rękę przeciw swym panom.

Bardzo wiele czasu minęło nim chrześcijaństwo zdołało zlikwidować tę starożytną, okrutną instytucję. W niektórych krajach niechrześcijańskich istnieje ona do dziś.

Rzymianie czcili wielu bogów, z których najwyższym był Jowisz. Ich bogowie mieli ludzkie zalety i przywary. Jowisz odznaczał się mądrością, ale zdradzał swą żonę, Junonę, która z kolei była wierna, ale zazdrosna i mściwa. Mars, bóg wojny, był odważny, ale brutalny i okrutny, Wenus piękna, ale pozbawiona moralności. Wierzono również w wielu półbogów, nimfy i satyrów, ponadto każda rodzina miała swoich prywatnych bogów, lary i penaty. Rzymianie nabrali również zwyczaju dodawania do swego panteonu bóstw ludów, które podbili. W Rzymie istniały świątynie egipskiej Izydy, wschodniego boga-słońca Mitry i wielu, wielu innych.

Był to naród przesądny, a wszelkiej maści wieszcze, czarownicy i magowie miewali się doskonale, choć ich proceder był zabroniony przez prawo.

Ludzie uczeni, którym nie odpowiadały prymitywne wierzenia ludu, często stawali się ateistami – choć nie uważano za właściwe przyznawanie się do tego publicznie. Takie wyznanie mogło się nawet okazać niebezpieczne, ponieważ od czasów Augusta rzymscy cezarowie sami lubili być uważani za bogów, a urzędnicy i żołnierze składali przysięgę wierności geniuszowi (w sensie bóstwa) cesarza. Szaleńcy na tronie, jak Kaligula, być może naprawdę wierzyli we własną boskość. Inni traktowali ją jak formę ochrony, mając nadzieję, że potencjalny zabójca zawaha się przed zabiciem boga. Ale, jak pokazuje historia, było to tylko złudzenie.

Oto jaki był świat, który zaczęło podbijać chrześcijaństwo. Bez wątpienia największą atrakcją nowej religii była miłość, jaką okazywali sobie chrześcijanie. W brutalnym i pełnym przemocy świecie, gdzie panował wielki egoizm, trudno było uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy pomagają sobie nawzajem, są bezwzględnie uczciwi w interesach, uprzejmi i mili, a w dodatku potrafi ą poświęcić własne korzyści dla dobra znajdującego się w potrzebie sąsiada i rozwiązać pokojowo wszystkie nieporozumienia – krótko mówiąc ludzie żyjący zgodnie ze słowami Jezusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). To właśnie ta miłość i pragnienie, by ją dzielić, leżała u podstaw większości nawróceń.

Jednak chrześcijaństwo budziło równocześnie podejrzliwość. Jego wyznawcy sprawiali wrażenie ludzi wyniosłych. Nie widywało się ich w teatrach (gdzie wystawiano sztuki zupełnie pozbawione moralności) czy w cyrku (gdzie ludzie uczynieni na podobieństwo Boga zabijali się nawzajem dla rozrywki tłumu). Niechrześcijanom odmawiano udziału w chrześcijańskich nabożeństwach. Nawet „katechumeni”, którzy pobierali chrześcijańskie nauki (stąd nasze słowo „katechizm”), mogli uczestniczyć tylko w pierwszej części Mszy Świętej, aż do Ofiarowania. Potem wychodzili. Dopiero po ukończeniu nauk – kiedy poznali tajemnicę Mszy Świętej, przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, zaczęli w nią wierzyć i zostali ochrzczeni – mogli zostać i sami uczestniczyć w „lekarstwie na niemoralność”, jak święty Ignacy z Antiochii nazwał Przenajświętszą Eucharystię (święty Ignacy, biskup Antiochii, męczennik, zginął w 107 roku). Jedyna modlitwa, jakiej Bóg sam nauczył ludzi, Ojcze nasz, przekazywana była katechumenom dopiero tuż przed chrztem, gdyż trzeba było wielkiej śmiałości, by zwracać się do Stworzyciela Nieba i Ziemi „Ojcze nasz”. Do dziś dnia wszyscy katolicy podczas Mszy Świętej rozpoczynają największą z modlitw pokornymi słowami: „Pouczeni przez Zbawiciela i posłuszni jego słowom, ośmielamy się mówić…”.

Szerzyły się niejasne plotki, że chrześcijanie utrzymują swoje spotkania w takiej tajemnicy, ponieważ są kanibalami, jedzą ciało i piją krew niewinnych dzieci. Mówiło się, że są aroganccy i fanatyczni, ponieważ wierzą mocno, że ich Bóg jest jedynym, jaki istnieje i nie chcą brać udziału w obrządkach ku czci rzymskich bóstw czy innych bogów. To, oczywiście, mieli wspólne z Żydami, którym czyniono podobne zarzuty, ale chrześcijanie byli „gorsi”, ponieważ ich Bogiem był niejaki Chrystus, który został stracony w Jerozolimie jako przestępca! I nawet nie wierzyli w boskość cesarza. Odmawiali składania przysięgi wierności przed posągiem cesarza-boga i rzucania kadzidła na trójnóg przed nim. Najbardziej uporczywa plotka oskarżała ich o czczenie głowy osła – być może jej źródłem były obrazy ukazujące narodziny Jezusa, którym w stajence przyglądały się osioł i wół.

Chwilowo poganie zadowalali się plotkami, szczególnie, że chrześcijanie wiedli niezwykle cnotliwe życie, choć ta cnota drażniła wielu. W czasach, kiedy rozwody były raczej zasadą niż wyjątkiem, kiedy mężczyźni i kobiety wchodzili w związki małżeńskie po trzy, cztery i więcej razy i to w bardzo krótkim czasie, kiedy rozpusta wszelkiego rodzaju uważana była za normę, sam sposób życia chrześcijan wydawał się ciągłym wyrzutem.

***

W roku 64 po Chrystusie w Rzymie wybuchł pożar. Rozpoczął się w pobliżu cyrku Maksymusa, szybko przybierając katastrofalne rozmiary. Zawiodły wszelkie próby opanowania go. Nie jest pewne, czy dokonano podpalenia na rozkaz cesarza Nerona, jednak chodziły plotki, że cezar potrzebował wielkiego pożaru jako inspiracji dla swojego poematu o upadku Troi. Wiadomo, że Neron uważał się, nieco błędnie, za wielkiego poetę. W zniszczonym mieście rosło napięcie, zaczęły się zamieszki i Neron poczuł, że jego panowanie jest zagrożone. Trzeba było znaleźć kozła ofiarnego i zaspokoić wściekłość tłumu. (Wyrażenie „kozioł ofiarny” pochodzi od starożytnego żydowskiego zwyczaju składania w ofierze kozy albo owcy, które symbolizowały grzechy wszystkich ludzi. Zwyczaj ten związany był z oczekiwaniem na Mesjasza, który wedle proroka Izajasza zostanie „jak baranek na rzeź prowadzony” (Iz 53, 7) za grzechy wszystkich ludzi.) Ktoś – być może Tygeliusz, prefekt pretorianów, cesarskiej straży przybocznej – zaproponował oskarżenie o tę zbrodnię chrześcijan. Był to bardzo sprytny pomysł, gdyż większość chrześcijan w owym czasie wierzyła, że zbliża się koniec świata, a wraz z nim Ponowne Przyjście Chrystusa, i modliła się o ten powrót. Wielu pogan brało to za znak, że chrześcijanie dążą do upadku imperium, żeby zaprowadzić rządy swego Boga. No a ludzie, którzy pragną czegoś takiego, byliby przecież w stanie zrealizować swój cel podkładając ogień pod stolicę cesarstwa! (Wiara większości chrześcijan w bliski koniec świata wynikała z błędnego zrozumienia słów Chrystusa, że przed Jego powrotem „nie przeminie to pokolenie”. Słowo „pokolenie” oznaczało ludzkość jako całość, a nie tylko tych, którzy wówczas żyli. Chrześcijanie mieli się dopiero nauczyć, że większość słów Chrystusa dotyczyła całej ludzkości i całego czasu, a nie tylko konkretnej okazji, przy której zostały wypowiadane.)

Wkrótce rozpoczęły się prześladowania, a chrześcijanie umierali na arenie cyrku, rozszarpywani przez lwy, tygrysy, lamparty i niedźwiedzie. Umierali jako żywe pochodnie w świeżo otwartych ogrodach cesarskich. Rozrywano ich na kawałki na ulicach i torturowano na śmierć dla rozrywki gości w cesarskim pałacu. Umierali w przepełnionych więzieniach, od chorób i dusząc się z braku powietrza. W czasie tych prześladowań, które trwały mniej więcej trzy lata, aresztowano i ukrzyżowano świętego Piotra. Powiadają, że poprosił jak o łaskę, by go ukrzyżowano do góry nogami, gdyż czuł się niegodny umrzeć dokładnie tak, jak jego Pan. Dawno, dawno temu, w chwili słabości, wyparł się Chrystusa. Teraz, po trzydziestu siedmiu latach nieustającej pracy dla niego, znalazł męczeństwo.

W pobliżu miejsca, gdzie niegdyś stał cyrk Maksymusa, wznosi się wielka kopuła Bazyliki Świętego Piotra, największego kościoła chrześcijaństwa, a głęboko pod nią znajduje się krypta z grobem Księcia Apostołów, pierwszego biskupa Rzymu, pierwszego papieża, Skały, na której nasz umiłowany Pan zbudował swój Kościół.

W tym samym czasie, a możliwe nawet, że tego samego dnia, ścięty został święty Paweł. Nie ma dla niego lepszego epitafium niż jego własne słowa: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2 Tm 4, 7). Dla Pawła śmierć była zwycięstwem. Na miejscu jego egzekucji stoi dziś kościół Tre Fontane.

***

Straszliwe prześladowania za Nerona powinny były zniszczyć młody Kościół, przynajmniej w Rzymie. Tymczasem rósł on nadal, a przez dwadzieścia wieków historii dowiódł, że krew jego męczenników, jest najlepszym nasieniem nowych nawróceń. Im zacieklej walczyło z nim zło, tym stawał się silniejszy. Bramy piekieł go nie przemogły.

Rok po śmierci świętego Piotra i świętego Pawła, których dzień „narodzin dla nieba” Kościół święci tego samego dnia, Neron, opuszczony przez przyjaciół, straże, armię i lud, popełnił samobójstwo. Ale jeszcze za jego życia Żydzi powstali w otwartym buncie przeciw Rzymowi i najlepszy wódz Nerona, Wespazjan, musiał przeciw nim poprowadzić wielką kampanię. Kiedy został powołany na tron, walkę z buntem przejął jego syn, Tytus. Po ciężkim oblężeniu zdobył Jerozolimę i zrównał ją z ziemią, łącznie ze świątynią. Zabito tysiące Żydów, a kolejne dziesiątki tysięcy uprowadzono w niewolę. Chrześcijanie opuścili miasto przed rozpoczęciem oblężenia, pomni proroctwa Chrystusa, że Jerozolima zostanie zniszczona, kiedy nadejdą armie, by ją otoczyć. (Trzysta lat później cesarz Julian, próbując dowieść, że Chrystus się mylił, wydał rozkaz odbudowania świątyni. Trzęsienie ziemi zniszczyło wszystkie wykonane prace i nawet te nieliczne pozostałości miasta, które przetrwały pierwsze zniszczenie. W ten sposób, zamiast dowieść, że Chrystus się mylił, Julian potwierdził Jego proroctwo.)

***

W ciele człowieka są twarde kości, elastyczne mięśnie i płynna krew. Analogia z Kościołem – również żywym organizmem – jest bardzo ścisła.

Na przykład organizacja kościelna musiała być – i nadal jest – elastyczna. Ale już w młodym Kościele odnajdujemy hierarchię apostołów, głosujących wybór kolejnego członka ich szeregów, rangę diakona oraz księży (w języku angielskim słowo ksiądz – „priest” – pochodzi od greckiego słowa presbyteros, starszy) wyświęcanych poprzez nałożenie rąk przez apostoła lub jego następcę, episkoposa (po grecku nadzorcy), czyli biskupa.

Następcy pierwszego biskupa Rzymu, papieża, początkowo wybierani byli przez rzymskich księży i lud. Ci księża, nazywani „kardynałami”, wybierają papieży i dziś.

Chrztu udzielano zwykle przez zanurzenie, ale jeśli zaszła taka potrzeba, dopuszczalne było polewanie lub opryskanie wodą. Z reguły chrzczeni byli dorośli, choć zdarzały się i chrzty niemowląt. Osoba ochrzczona przez tydzień nosiła białe szaty. Katechumenów chrzczono zwykle w Sobotę Wielkanocną i wigilię Pięćdziesiątnicy (stąd angielskie słowo „Whitsun” oznaczające Pięćdziesiątnicę oraz wyrażenie „Low Sunday” oznaczający dzień, w którym ochrzczona osoba przestaje ubierać się na biało. W krajach germańskojęzycznych „Low Sunday” nazywana jest Białą Niedzielą). Bierzmowanie z zasady następowało zaraz po chrzcie.

Msza Święta, początkowo nazywana agape (Święto Miłości), odprawiana była przez kapłana w zwykłych, noszonych wówczas na co dzień szatach. Takie szaty zachowano do dziś, stąd suknie duchownych to najstarsze znane nam „mundury”.

Komunia Święta udzielana była pod dwoma postaciami, chleba i wina. Diakoni zanosili ją chorym, a wielu męczenników zabierało ze sobą Hostię na arenę, gdzie czekała ich śmierć. Rzecz jasna nie mogli zabrać ze sobą kielicha, byli więc zapewne pierwszymi chrześcijanami, którzy przyjmowali Komunię Świętą jedynie pod postacią chleba. Później Kościół ogłosił, że Chrystus jest w całości obecny w każdej z postaci Komunii.

Odpusty również mają swe początki w czasach pierwszych męczenników. Młody Kościół był bardzo surowy – grzesznik, który popełnił poważny grzech, musiał odbyć ciężką i publiczną pokutę, nim mógł zostać na powrót przyjęty do Kościoła. Surowość pokuty miała uwolnić penitenta od kary za jego grzech w czyśćcu. W czasach prześladowań nie wszyscy chrześcijanie okazywali się dość odważni i nieugięci, by zachować wiarę. Często „ułatwia no” im uratowanie życia – musieli jedynie wrzucić garść kadzidła w ogień płonący na trójnogu przed posągiem cesarza. To było takie łatwe – a przecież dopuszczali się w ten sposób bałwochwalstwa i apostazji. Niektórzy wybierali łatwą drogę – i natychmiast zostawali ekskomunikowani. Wówczas nadeszła poruszająca prośba ze straszliwego więzienia mamertyńskiego. Ci, którzy wytrwali w wierze, oczekujący w lochach na dzień, kiedy wejdą na arenę i spotkają śmierć, napisali do starszych Kościoła prosząc, by wybaczyli grzech ich słabszym braciom. Starsi gminy rzymskiej zebrali się i orzekli, że bohaterska śmierć męczenników i świętych, pozostająca w jedności z męką i śmiercią Jezusa Chrystusa, stworzyły duchowy skarb, którego Kościół może użyć, by ulżyć innym. Przez wzgląd na męczenników zaczęto na powrót przyjmować do Kościoła skruszonych grzeszników. Tak wyglądały pierwsze odpusty. Orzeczenie starszych ma swoje podstawy w Piśmie Świętym, gdyż w Drugim Liście do Koryntian, w rozdziale drugim, wersy 5–11, święty Paweł ustanowił precedens.

***

Za Nerona prześladowania miały miejsce jedynie w samym mieście Rzym. Później, za rządów Wespazjana i Tytusa, nastąpił okres spokoju. Ale za Domicjana, następcy i przyrodniego brata Tytusa, rozpoczęła się kolejna fala prześladowań. Chrześcijanami zostawali nie tylko ludzie prości i niewolnicy, ale również wielka liczba ludzi szlachetnie urodzonych i uczonych, a szeregi wyznawców przez cały czas rosły. Do rozpoczęcia powszechnych prześladowań chrześcijan skłoniło Domicjana to, co było motywem wszystkich innych jego czynów: podejrzliwość. Chrześcijaństwo dosłownie zostało zmuszone do zejścia do podziemia. Wierni zbierali się w nocy w katakumbach, czyli podziemnych cmentarzach. Przez długi czas Mszę Świętą można było odprawiać tylko tam, przy blasku kilku świec. I od tamtej pory podczas Mszy Świętej przed ołtarzem palą się zawsze przynajmniej dwie świece, żeby przypomnieć wiernym czasy, kiedy musieli ukrywać się w katakumbach. Oraz żeby ich ostrzec, że takie czasy mogą powrócić.

W katakumbach grzebano męczenników, co zapoczątkowało zwyczaj obowiązujący w Kościele do dziś dnia, a mianowicie umieszczanie szczątków świętych na ołtarzach naszych kościołów.

Chrześcijaństwo stało się teraz tajnym stowarzyszeniem, a wierni porozumiewali się między sobą rodzajem szyfru. Na przykład jeśli chciałeś wiedzieć, czy napotkana osoba jest chrześcijaninem, rysowałeś na ziemi rybę. Greckie słowo ichthys, czyli ryba, zawiera pierwsze litery słów Iesos Christos Th eou Hyios Soter (Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel).

Za rządów Domicjana święty Jan, apostoł i ewangelista, został wygnany z Efezu na wyspę Patmos, gdzie napisał Apokalipsę. Kiedy, jak się zresztą należało spodziewać, Domicjan został zamordowany, święty Jan wrócił do Efezu – ostatni apostoł jaki pozostał przy życiu i jedyny, który zmarł śmiercią naturalną. To miasto już nie istnieje, ale mała wioska zbudowana na jego ruinach nosi nazwę Aya-Soluk, co po turecku znaczy „miasto wielkiego teologa”.

Zaskakujące, ale szczególnie okrutne prześladowania miały miejsce za rządów Marka Aureliusza, filozofa-stoika. Cesarz bardzo nie lubił chrześcijaństwa, którego sposób myślenia był mu obcy, ale rozlewowi krwi winni byli zapewne jego namiestnicy i odbywał się on bez jego wiedzy. Jak wielu intelektualistów dobrej woli cesarz wolał nie widzieć i nie słyszeć tego, czego nie chciał widzieć czy słyszeć. Miał szlachetny charakter, stąd wątpliwe, by cieszyło go okrucieństwo, no ale władca odpowiada za swoje rządy, a za jego panowania wielu ludzi torturowano na śmierć z powodu ich wiary – na przykład dziewięćdziesięcioletniego biskupa Potyna, małą i delikatną Blandynę, świętego Justyna i świętą Cecylię. Dla cesarza – jeśli w ogóle wiedział o ich istnieniu – byli jedynie biednymi, sprowadzonymi na manowce fanatykami, którzy niestety ponieśli śmierć zadaną w barbarzyński sposób.

Takie poglądy wyznawało wielu wykształconych Rzymian. Chrześcijanie musieli być fanatykami, skoro upierali się, że tylko ich Bóg jest bogiem. Dlaczego nie mogli okazać więcej tolerancji? W końcu inni również mieli prawo do swoich wierzeń, a jeśli ktoś wolał wierzyć w Izydę, czy w Apollina, czy nawet w pochodzącą z Galii konną boginię Eponę, dlaczego nie przyznać wszystkim tym bóstwom równego statusu? Dlaczego nie okazywać im chociaż szacunku i uprzejmości?

Świat pogański już dawno przestał wierzyć w polityczną demokrację – przeminęła ona wraz z przekształceniem Grecji w prowincję rzymską. Ale świat pogański nadal wierzył w demokrację bogów. Niektórzy byli w Rzymie bardziej popularni, niektórzy mniej, ale przecież byli bogami.

Można było również wybierać spośród pogańskich filozofii – zostać poważnym, surowym i godnym stoikiem jak Marek Aureliusz, albo epikurejczykiem, którego motto brzmiało: „jedz, pij i ciesz się póki możesz, gdyż wszystko przemija”, albo cynikiem, pogardzającym wszystkim i wszystkimi. Każda szkoła filozoficzna głosiła, że tylko ona posiadła prawdę. Dlatego Poncjusz Piłat, kiedy wcielona Prawda stanęła przed nim mówiąc: „Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu”, odparł sceptycznie: „Cóż to jest prawda?” (J 18, 37–38), a pół godziny później skazał Człowieka, o którym wiedział, że jest niewinny, na okrutną śmierć.

Prawda z samej swej natury nie może być tolerancyjna. Chrześcijanie wierzyli w prawdę, a zatem musieli być nietolerancyjni wobec wszystkiego, co nią nie było. Jowisz, Atena, Izyda i cała reszta byli tylko wytworem ludzkiej wyobraźni. Cesarz nie był boski, nie wolno było zatem oddawać mu czci.

Prawda nie jest demokratyczna, nie zależy od głosu większości. Cały świat może się mylić, a jeden człowiek, sprzeciwiający się jego opinii i wierze, może mieć rację.

Chrześcijańska nietolerancja wydawała się tolerancyjnym poganom nie do przyjęcia, więc tolerancyjni poganie zabijali nietolerancyjnych chrześcijan… tylko po to, by się przekonać, że z każdym nowym prześladowaniem ich liczba rośnie zamiast maleć.

Gdyby chrześcijanie byli „tolerancyjni”, staliby się zaledwie kolejną sektą w pogańskim świecie.

***

Krwawe prześladowania nie były jedynym niebezpieczeństwem, z jakim musiało się mierzyć chrześcijaństwo. Istniało również inne, równie groźne, ale bardziej subtelne. Przychodziło w przebraniu przyjaciela. Niektóre tajemne sekty gotowe były połączyć się z chrześcijaństwem. Część z nich, w różnych formach, istnieje do dziś, ale teraz nazywa się je szkołami okultystycznymi. Ich nauki to tak zwana teozofia i antropozofia. Ich dzieła znaleźć można na półkach zatęchłych antykwariatów w Stanach Zjednoczonych i w Europie. Określa się je zbiorczym terminem gnostycyzm (od greckiego słowa gnosis – wiedza. Od tego greckiego terminu pochodzi angielskie słowo „knowlegde”). Wiara gnostyków opiera się na dwóch założeniach – że wiara musi być uzupełniana wiedzą i że dana sekta jest szafarzem takiej wiedzy. Ludzie, którzy wkraczali w ten metafizyczny wymyślony świat, stawali się wtajemniczonymi. Istniały – i nadal istnieją – uroczyste ceremonie i rytuały inicjacji, kończące cykl nauk.

Oczywiście w wiedzy nie ma niczego złego – póki jest prawdziwa. Święty Paweł nazwał wiedzę jednym z najcenniejszych darów Ducha Świętego, ale ostrzegł również swego ucznia Tymoteusza przed czczą gadaniną i przeciwstawnymi twierdzeniami rzekomej wiedzy (1 Tm 6, 20). Gnostycyzm nauczał, że miejsce człowieka w innym świecie zależy od wiedzy jaką zyska na tym. Innymi słowy, zbawieniem nie jest Chrystus, tylko wiedza!

Podobna doktryna – oparta w sposób nieunikniony na ogromnej pysze wtajemniczonych, którzy uważali siebie za o wiele lepszych od nieoświeconych – zmieniłaby chrześcijaństwo w arystokratyczną sektę, aroganckie bractwo tajnych adeptów. Takie nauki raczej nie podsycają cnoty pokory.

Prawdziwa wiara nie obawia się wiedzy – ani wtedy ani dzisiaj. Ale wiedza nigdy nie zastąpi wiary, może jej tylko towarzyszyć. Ludzki umysł, nawet w najlepszej kondycji, nie może wiedzieć wszystkiego, a musiałby wiedzieć wszystko, żeby przestała mu być potrzebna wiara.

Niektóre elementy wiedzy gnostyków brzmią całkiem wiarygodnie, niektóre zupełnie absurdalnie, ale jako całość jest ona czysto spekulatywna. U jej podstaw nie stoi autorytet i prędzej czy później natrafi a się na paradoks, że trzeba przyjmować taką wiedzę na… wiarę! Nauka, że źródłem zbawienia jest wiedza, a nie Chrystus, dowodzi błędu gnostyków.

W swoim czasie stykano się z gnostykami i nie miano do nich cierpliwości. Kiedy gnostyk Marcjon spotkał się z Ceryntem, zapytał arogancko: „Znasz mnie?”. „Tak, znam cię, ty pierworodny szatana”, zagrzmiał Cerynt.

Fakt, że gnostycy nigdy nie zdołali przeniknąć do chrześcijaństwa uczynił z nich wrogów Kościoła już w pierwszym wieku. Ich wrogość nigdy się nie zmniejszyła i nawet dziś pozostaje bardzo żywa.

***

Kolejne prześladowania miały miejsce za cesarza Septymiusza Sewera (202–211), Maksymusa (235–238), Decjusza (249–251), Waleriana (257–260) oraz po śmierci Aureliana (275). Wielcy święci, których Kościół wspomina w swojej liturgii, byli męczennikami. Za Decjusza zginęli święty Ireneusz, święta Felicyta i święta Perpetua, a święty Wawrzyniec, święty Cyprian, wielki biskup Kartaginy, i papież Sykstus II, dwudziesty czwarty następca świętego Piotra, za Waleriana.

Ale najgorsze prześladowania ze wszystkich rozpoczęły się za cesarza Dioklecjana i trwały w latach 303–313. Dioklecjan i rządzący wraz z nim Galeriusz postanowili zdławić chrześcijaństwo na zawsze. Oprawcom ulegli święta Barbara z Nikomedii, czysta mała święta Agnieszka z Rzymu, święty Sebastian, święty Tarsycjusz, święta Łucja i wspaniała święta Katarzyna z Aleksandrii. Cesarski edykt nakazywał całkowite zniszczenie pism chrześcijan. Wojsko i biurokracja zostały „oczyszczone” z chrześcijaństwa. Kościoły palono. Antymiasz, biskup Nikomedii, zginął jako męczennik. W tysiącach miast i miasteczek urządzano bezprecedensowe rzezie chrześcijan. W Brytanii stracono św. Albana, chrześcijanie umierali w Germanii i w Hiszpanii, w Fenicji i Galii, w Egipcie, Grecji i Północnej Afryce.

Dioklecjan był „dobrym poganinem”. Szczerze wierzył w Jowisza i resztę bóstw rzymskich i był przekonany, że Rzym upadnie jeśli przyjmie nową religię. Afrykański chrześcijanin Arnobiusz, napisał śmiało: „Twoja sprawa też była nowa, kiedy się rozpoczęła. Wartości religii nie można określać za pomocą czasu, ale przez jej Boga. Nieważne jest, którego dnia rozpoczęło się oddawanie Mu czci, ale kto jest czczony. Czy jest ktoś starszy niż On? Komu wieczność zawdzięcza to, że jest wieczna? Czy to, że toczy się pozbawiony granic czas, nie dzieje się dzięki Jego pozbawionemu granic istnieniu? Ale wasi bogowie są ludźmi!”.

U szczytu swej władzy Dioklecjan nagle zrezygnował z tronu i usunął się do Salony w Dalmacji. Pragnął spokoju i ciszy i przez chwilę sądził, że je znalazł. Ale kiedy zobaczył, że wszystkie jego wysiłki, by ułożyć sprawy państwa, poszły na marne, kiedy dowiedział się, że wrogowie prześladowali jego żonę i córkę – które obie w tajemnicy zostały chrześcijankami – i zamordowali je okrutnie, kiedy do niego jechały, postradał zmysły. Biegał po wielkim pałacu jaki dla siebie zbudował, nawołując ludzi, którzy nie istnieli. Umarł samotny i żałosny, a pokonany został nawet w śmierci. Na miejscu jego pochówku stoi dziś katedra w Spalato (czyli w Splicie w Chorwacji).

***

Okres po abdykacji Dioklecjana były to czasy pełne zamętu. Imperium okazało się zbyt wielkie, by mógł nim rządzić jeden człowiek – zabrakło dość wielkiej osoby do takiego zadania. W różnych okresach władzą dzieliło się dwóch, trzech, a nawet czterech cesarzy, a każdy z nich próbował usunąć pozostałych.

Jednym z ówczesnych cesarzy był Konstancjusz Chlorus („Bladotwarzy”), którego siedziba znajdowała się w Brytanii. Starał się łagodzić okrutne prawa obowiązujące przeciw chrześcijanom albo unikać wprowadzania ich w życie. Musiał być ostrożny – jego syn, Konstantyn, oficjalnie sprawował urząd w pałacu cesarza Galeriusza w Nikomedii w Azji Mniejszej, ale tak naprawdę był zakładnikiem. Konstancjuszowi udało się wreszcie sprowadzić syna z powrotem do Brytanii – choć Galeriusz z całych sił starał się go zabić w podróży – a przed śmiercią mianował go swym następcą.

Młody Konstantyn został władcą Brytanii i Galii (Francji). Wkrótce uwikłał się w wojnę z cesarzem Maksencjuszem, władcą Italii. Niczym Hannibal pięćset lat wcześniej przekroczył Alpy, odniósł zwycięstwo w licznych potyczkach, i spotkał się z Maksencjuszem u bram Rzymu. Miał dziewięćdziesiąt tysięcy pieszych i osiem tysięcy jazdy przeciw stu siedemdziesięciu tysiącom pieszych i osiemnastu tysiącom jazdy wroga.

Niedługo przed bitwą czytał słynną czwartą sielankę Wergiliusza, poemat, w którym wielki rzymski poeta przepowiada nadejście „dziecka Jowisza”, zrodzonego z dziewicy, dziecka, które pokona węża i przyniesie światu Złoty Wiek. Konstantyn, jak wówczas wszyscy, wiedział co nieco o religii chrześcijan. Czy to możliwe, że Wergiliusz przepowiedział nadejście Chrystusa? (Wergiliusz umarł dziewiętnaście lat przed narodzinami Jezusa.)

Według współczesnych historyków, Laktancjusza i Euzebiusza z Cezarei, tuż przed decydującą bitwą Konstantyn miał wizję. Zobaczył na niebie znak wyglądający jak dwie pierwsze greckie litery słowa Chrystus, khi (Χ) oraz rho (P) połączone tak, że tworzyły krzyż, a Głos obwieścił mu: „W tym [znaku] zwycięstwo”. Zwykle na łacinę tłumaczy się to wyrażenie „in hoc signo vinces” – dosłownie „w tym znaku zwyciężysz”.

Cesarz wydał wówczas rozkaz, aby każdy żołnierz namalował albo wyciął ten znak na swoim hełmie i tarczy.

Bitwa na Moście Mulwijskim zakończyła się całkowitym zwycięstwem Konstantyna. Żołnierze Maksencjusza, pomimo przewagi niemal dwóch do jednego, uciekli. Pod ciężarem uciekających most runął. Cesarz Maksencjusz utonął w Tybrze.

Następnego dnia Konstantyn wjechał triumfalnie do Rzymu. Ku zaskoczeniu Rzymian nie udał się do świątyni Jowisza kapitolińskiego, żeby podziękować za zwycięstwo…

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.