Rozdział trzynasty. Rodzice zaniedbujący przygotowanie dzieci do życia (2)

Rodzice muszą zdawać sobie sprawę, że o użyteczności, szczęściu, sukcesach i zbawieniu dziecka rozstrzyga zwykle wychowanie we wczesnym okresie życia. Błędy tutaj popełnione rzucają cień na wszystkie lata dziecka. Jeśli nie umeblujecie umysłu zdrową prawdą, to pozostanie na zawsze pokrytym pajęczynami strychem, zamiast być salonem czy warsztatem. Pozostawcie dom niezamieszkany na rok, a w pokojach pojawi się kurz, pajęczyny i robactwo. Zostawcie umysł bez nauki, namiętności bez opanowania, a zmienią one duszę w klatkę pantery, zaś człowiek wyrośnie na samowolną, kapryśną, gwałtowną i tyranizującą istotę, przykrą dla samej siebie i dla wszystkich innych. Będzie zawsze pogrążony w kłopotach, dominujący lub impulsywny, lub stanie się zupełnym kryminalistą. Pozwólcie, by dziecko zostało pozostawione swym chęciom, pozwólcie mu zaspokajać wszelkie pragnienia, a zawsze będą nim rządzić impulsy i głód przyjemności, aż w końcu nic go nie zaspokoi i zadowolenie stanie się niemożliwe.

Straszną jest rzeczą – tragedią duszy – jeśli wchodzi się w lata i obowiązki dorosłego, męskiego czy kobiecego życia, z mądrością dziecka, a wolą i namiętnościami dorosłego. Pewne jest, że przydarzy się wtedy katastrofa, takiego czy innego rodzaju. Może ona pojawić się po latach lub skupić się w jakimś nagłym wybuchu namiętności czy rozpaczy. Dziecko, które wzrastało bez opieki, staje się podobne do zaniedbanego, zachwaszczonego ogrodu.

Wiemy, co składa się na szczęśliwe życie, którego równy nurt nie zna ani zastoju, ani wodospadów, niewzruszone jeśli chodzi o obowiązki, piękne przez cnoty i prawość, bogate w wewnętrzny pokój, budzące uśmiech wspomnienia i czyste uczucia, radosne nadzieją, ożywcze w duchu, trwale i świadomie pozostające w obecności Boga. Takie życie jest skutkiem dobrego wychowania i Bożej łaski.

Doświadczenie i obserwacja potwierdzają fakt, że przyszłość jest kształtowana przez teraźniejszość. „Gdy gałązka wygięta, to i drzewo pochyłe.” Naznaczone cięciami młode drzewko nigdy nie zapomina swej rany. Wychowajcie dziecko wśród wad, przyzwyczajając je do fałszu, kłamstwa, złego przykładu czy nieczystości, a istnieje prawdopodobieństwo, że przylgnie do nich, a one przylgną do niego. Kiedy już położy się fundamenty, nie jest łatwo wkopać się pod nie; skoro już raz zostały wzniesione; określiły granice budowli. Wszystko, co się dodaje później, trzeba budować na nich. Podobnie jest z charakterem. Dorosłość mężczyzny i kobiety wypełnia plan młodości.

Niech na wieki będzie pamiętane, że o szczęściu lub niedoli decyduje wewnętrzna skłonność duszy. Dusza moralnie chora lub rządzona egoistycznymi namiętnościami, lub też w niezgodzie z Bogiem i świętością, będzie czymś żałosnym, pozostając w ciele o żelaznych nerwach lub o cechach odlanych z najlepszej formy. Nie powinno się tracić z oczu faktu, że edukacja, jaką otrzymuje dziecko, będzie rzucać długi cień przekleństwa lub błogosławieństwa na życie obecne i przyszłe.

Samuel Smiles słusznie powiedział, że „dom jest pierwszą i najważniejszą szkołą charakteru. To tu każdy człowiek otrzymuje najlepsze lub najgorsze moralne wyszkolenie, gdyż tutaj nasiąka zasadami zachowania, które przetrwają w dorosłości”. Pisze też dalej: „Domy to fabryki ludzi: jakie są domy, tacy będą i ludzie”.

To o idealnym sanktuarium domu napisał Cowper:

„Szczęście domowe, jedyna z rajskich radości
Któraś przetrwała upadek, a którą dzisiaj
Nieliczni tylko kosztują czystą, nienaruszoną,
Lub długo cieszą się tobą! Zbytnio niecierpliwi,
Zbrukani, by słodycze twoje zachować
Wolne od kropli goryczy, które zaniedbanie
Albo humory dodają do twego pucharu z kryształu.
Tyś opiekunką Cnoty, w twoich to ramionach
Uśmiechy śle, ukazując wszystkim, że prawdziwie
Zrodzona w niebie i tam przeznaczona” (1).

Dom jest ważny w pierwszych latach życia dziecka. Widzieliśmy już, jak konieczne jest, by dziecko otrzymało dostateczną ilość miłości i uczucia w najwcześniejszych dniach. Dziecko potrzebuje czuć się chciane i kochane. Trwałe i ważne jest przyuczanie dziecka podczas pierwszego roku i sześciu miesięcy życia. Podczas okresu pomiędzy pierwszym półtora roku a czterema latami maluch rozwija przyzwyczajenia i stawia czoło problemom, zdobywając dobre lub złe przystosowanie. Żyje w bliskim kontakcie z rodzicami i uczy się ich naśladować (i zasmucać). Wzrasta na ciele oraz doskonali stare umiejętności i rozwija nowe. Wiele rzeczy z tych ważnych lat staje się czynnikami, które będą działać w przyszłości.

Jeżeli dziecko ma przestrzeń do zabawy, jeśli ma zabawki i gry, które wypełniają jego czas, jeżeli opowiada mu się i czyta bajki, jeśli dziecko chodzi na wycieczki do zoo, jeśli pozwala mu się na zabawę z innymi dziećmi w jego wieku – wszystko to zaprocentuje dobrymi wynikami.. Jeżeli z drugiej strony dziecko jest ograniczone do małej, domowej przestrzeni, gdzie zawsze komuś zawadza; jeżeli jest zmuszone bawić się na brudnej ulicy, lub jeśli rodzice są zbyt zajęci, by zwracać nań uwagę; jeśli może robić, co chce, wahadło dobrego wychowania może wychylić się o wiele za daleko w kierunku zła i na dziecku wkrótce ukażą się skutki takich wpływów.

Niestety, kiedy mówi się o spoczywającym na rodzicach obowiązku edukowania dzieci, ojcowie i matki zbyt często uznają, że wiąże się to po prostu z posłaniem potomstwa do szkoły w wieku lat pięciu czy sześciu. Tak naprawdę edukacja oznacza więcej niż tylko to i rozpoczyna się o wiele wcześniej; w gruncie rzeczy, edukacja dziecka zaczyna się w dniu jego narodzin. Prawdziwie słuszne były opinie wielkich ludzi pogańskiej starożytności, głoszących, że podstawowe rzeczy w edukacji dzieci to „nauczyć je czcić bogów, szanować rodziców, czcić starszych, być posłusznym prawom, poddawać się rządzącym, kochać sąsiadów i umiarkowanie powstrzymywać się od przyjemności” (2). Zmieńcie pierwszy warunek z „czcić bogów” na „czcić jednego prawdziwego Boga”, a recepta ta wciąż będzie aktualna.

We wczesnym dzieciństwie kładzie się dobry lub zły fundament poprzez odprawianie praktyk pobożnych lub ich brak. Trzeba zawsze pamiętać, że nawet umysły dzieci można wdrażać do pobożności. „Duszę dziecka – mówi święty Hieronim – należy kształcić, mając na względzie, że staje się ona świątynią Boga.” Ludwik, książę Orleanu, syn króla Karola V, z pewnością otrzymał dobrą edukację, gdyż Christine de Pisan opowiada, że pierwszymi słowami, jakich go nauczono, było Zdrowaś Maryjo, i że poruszającą rzeczą było słyszeć go odmawiającego tę modlitwę ze złożonymi rączkami. W ten sposób nauczył się służyć Bogu i nie zaprzestał tego przez całe życie.

Równie dobrze, jak napełniać umysł dziecka bajkami, można zapełnić go dobrymi opowieściami z Biblii. Proste opowiastki z życia świętych mogą uczynić bardzo wiele dla wpojenia cnoty nawet u bardzo małego dziecka. Nauczenie się prostych modlitw do odmawiania rano i wieczorem jest ważne i cenne. Obecnie działa godny pochwały ruch na rzecz odnowienia starożytnego zwyczaju błogosławienia dzieci przez rodziców po rodzinnych modlitwach, a niektórzy biskupi w Europie udzielili odpustu za całowanie przez dzieci ślubnej obrączki matki. Czy można by przywołać na myśl jakiś subtelniejszy sposób na wpojenie dziecku prawdy o godności rodzicielstwa, niż obraz ojca błogosławiącego dzieci czy dziecka całującego ślubną obrączkę, która umożliwiła jego istnienie?

Jeśli już mowa o rodzicach kładących ręce na głowach dzieci i wypowiadających słowa: „Niech cię błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i niech Duch Święty zstąpi na ciebie i pozostanie z tobą na zawsze. Amen”, o odnowienie tego zwyczaju prosi wielebny opat Ignatius Esser OSB. „Gdyby częściej udzielano tego «sakramentalium domowego ogniska» – mówi opat – rodziny byłyby szczęśliwsze i cieszyłyby się większym zadowoleniem. Pustka w domu i rozproszenie rodziny nie są niczym innym niż skutkami zaniedbania rodzicielskiego błogosławieństwa”.

„Jak piękny jest widok młodej matki, kładącej błogosławiącym gestem ręce na małym dziecku o nieskazitelnej niewinności”, mówi opat. „Nie mniej piękny jest widok ojca posuniętego w latach, błogosławiącego drżącymi dłońmi dorosłego syna i córkę.”

Dwa nieodzowne czynniki szczęścia w domu to życzliwy autorytet ze strony rodziców i pełne miłości posłuszeństwo ze strony dzieci.

„Rodzice, którzy błogosławią dzieci, są bardziej żywo świadomi swej odpowiedzialnej godności. W swej mocy błogosławienia dostrzegają kanał łaski, którego nie chcą zatamować poprzez gorszący przykład”.

„Dziecku łatwo jest zobaczyć w rodzicu, przed którym klęka po błogosławieństwo, reprezentanta Boga. Wraz z tym spostrzeżeniem przychodzi miłość, szacunek i posłuszeństwo, które dzieci są winne swym rodzicom”.

Błogosławiony zaprawdę jest dom, w którym rodzinna modlitwa odmawiana jest codziennie przez ojca, matkę i dzieci, zgromadzonych razem, by poprzez modlitwę wypełnić obowiązek wobec Boga. Nigdy nie jest zbyt wcześnie, by zacząć uczyć dziecko, że zostało stworzone w celu poznawania i kochania Boga, i służenia Mu na ziemi, i po to, by na wieki przeżywać z Nim szczęście w niebie. Najbardziej podniosłym obowiązkiem rodziców jest doprowadzenie dziecka do tego, by poznało Boga i pragnęło Mu się podobać, by nigdy nie przekraczało dziesięciu przykazań, i by w ten sposób stopniowo, poprzez prawie niedostrzegalne kroki i decyzje, weszło w dojrzałe życie chrześcijańskie – taki jest naturalny porządek rzeczy. Zanim jednakże rodzice zaczną kształtować swoje dzieci, powinni najpierw ukształtować samych siebie. Wasze dziecko nigdy nie będzie służyło Bogu bardziej niż wy. Duch nieposłuszeństwa wobec praw Bożych mieszkający w waszym sercu, wasze zaniedbania w służbie Bogu, zostaną tchnięte w wasze dziecko – to równie pewne jak fakt, że wdycha ono powietrze w płuca. Musicie być w sercu i duszy takimi osobami, jakimi chcecie później ujrzeć swoje dziecko. Jeżeli chcecie, by wasze dziecko wyrosło na uczęszczającego do kościoła chrześcijanina, powinniście dać mu przykład, chodząc sami co niedzielę do kościoła.

Księżniczka Elżbieta w przytaczanej wcześniej mowie wypowiedziała też te ważne słowa: „Uważam, że w naszym pokoleniu panuje wielki strach przed otrzymaniem etykietki «zacofanego». Skutkuje to tym, że ludzie czasami obawiają się okazać dezaprobatę wobec tego, co jak wiedzą, jest złe. Jestem pewna, że równie niewłaściwą rzeczą, jak bycie nietolerancyjnym i nadmiernie krytycznym, jest pobłądzenie w tę stronę… Dziecko uczy się poprzez przykład i dlatego najważniejsze dla nas jest nie tylko pilnowanie, czy nasze dzieci odmawiają modlitwy i chodzą do kościoła, ale także praktykowanie chrześcijaństwa w naszym własnym życiu. Z pewnością nie możemy oczekiwać, że nasze dzieci zrobią to, co sami zaniedbujemy – z lenistwa czy obojętności”.

Solidnemu, religijnemu przygotowaniu dzieci w wieku poprzedzającym pójście do szkoły, muszą towarzyszyć określone próby wpojenia i pobudzania do uprzejmości i dobrych manier. Mocna podstawa uprzejmego i grzecznego zachowania jest o wiele ważniejsza, niż zdaje sobie z tego sprawę przeciętny rodzic. Dobre maniery nie są niczym więcej niż małym cnotami i jak ujmuje to Burke: „Maniery są ważniejsze niż prawa. Zgodnie ze swą jakości ą, pomagają one zasadom moralnym, uzupełniają prawa lub zupełnie je niszczą”.

Piękne zachowanie jest lepsze niż czarująca twarz czy figura; jest to najpiękniejsza ze sztuk pięknych, ostateczny i doskonały kwiat dobrych manier. Lord Chesterfield podsumował ten temat, mówiąc: „Maniery muszą przyozdabiać wiedzę i wygładzać jej drogę w świecie. Jak wspaniały, nieoszlifowany diament, mogą oddziaływać nawet w ukryciu, przez swą rzadkość i rzeczywistą wartość”.

Jak zaś rozumiemy dobre maniery? Jest to sztuka sprawiania, by nasi współtowarzysze czuli się swobodnie. Ktokolwiek sprawia, że jak najmniej osób czuje się niekomfortowo, jest osobą najlepiej wychowaną. Niegrzeczna, niewychowana osoba jest zwykle chełpliwa, lekceważąca innych i ich prawa, bezmyślna w mówieniu nieuprzejmych rzeczy, nierozważna w sprawianiu bólu.

Nie ma bardziej przyjemnego widoku, niż dom, w którym dzieci i rodzice są uprzejmi dla siebie nawzajem. Wspaniałą jest rzeczą widzieć dzieci chętne do wykonywania drobnych, świadczących o uwadze posług wobec swych rodziców. Przyniesienie krzesła dla matki, podbiegnięcie ze stołeczkiem pod stopy dla ojca i wiele innych uczynków ukazuje czułe zrozumienie delikatnych, kochających serc. Jeśli jednak matka nigdy nie pomyśli o tym, by powiedzieć: „Dziękuję ci bardzo, moja droga”, i jeżeli ojciec nigdy nie wspomni o pełnej troski pomocy dziecka i nie podziękuje mu za uwagę, okazując tym samym, że uprzejmość została doceniona, dziecko wkrótce zarzuci ten zwyczaj. Dzieci są istotami naśladującymi i szybko podchwytują otaczające ich nastawienie ducha. Za pomocą przykładu – tysiąc razy prędzej niż poprzez nakaz – można nauczyć dzieci mówienia grzecznie do siebie nawzajem, wyświadczania przysług, szlachetności i niesamolubności, troskliwości i zważania na dobre samopoczucie rodziny. Nasz Pan dał swym apostołom wskazówkę, by byli uprzejmi, mówiąc im: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi!” (Łk 10, 5). Znał wagę i dalekosiężne skutki dobrych manier.

Kiedy rodzice dokładają starań, by nauczyć swe dzieci pięknej sztuki grzeczności, i domagają się od nich dobrych manier, zasiewają ziarna, które przyniosą owoce w małżeńskim życiu ich potomstwa. Taka jest przynajmniej opinia pani Smith Alford, emerytowanej dyrektorki Ligi Służby Dzieciom z Queensboro, po trzydziestu latach służby społecznej, w czasie której rozmawiała z więcej niż dziesięcioma tysiącami par małżeńskich. Pani Alford twierdzi, że „brak wzajemnej uprzejmości i szacunku pomiędzy mężem i żoną mieści się wśród głównych przyczyn niepowodzenia małżeństwa”.

Wzajemna uprzejmość i szacunek wymagają powstrzymania się od niemiłych uwag lub uszczypliwych ripost. Przypominam sobie najbardziej tragiczny przypadek, kiedy małżeństwo zostało rozbite przez jedynie cztery słowa. Podczas szczególnie ostrej kłótni, kobieta, którą mam tutaj na myśli, powiedziała, zuchwale potrząsając głowę: „Przypomnę ci tylko, że zanim cię poślubiłam, byłam dziewczyną z okładki” (ang. cover). Mąż na swoje nieszczęście spytał zjadliwie: „Okładki czy pokrywy kanału?” (3).

Przejdźmy do tematu posyłania dzieci do szkoły. Rodzaj edukacji, jaką otrzymuje dziecko, może ukazać różnicę pomiędzy udanym życiem a żałosną porażką. Szkoła musi być poszerzeniem domu i nie wolno pozwolić, by któraś z zasad wpajanych w domu została zniszczona w szkole.

Słowo „edukacja” wywodzi się z łacińskiego czasownika, który oznacza „wychowywać dziecko”. Czasownik ten z kolei ma inne znaczenie – „poprowadzić”, lub mniej dosłownie – „rozwinąć”. Etymologia tego słowa trafnie ilustruje prawdziwe znaczenie procesu edukacji. Jest to, w gruncie rzeczy, poprowadzenie do przodu sił i zdolności, w które wyposażony jest człowiek. Jej podstawowym celem jest sam człowiek, a nie konkretny zawód. Liczy się ona z faktem, że życie jest czymś więcej niż znojem, i że przygotowanie do życia to więcej niż nauczenie człowieka sposobu zarabiania na nie. Dobra edukacja przygotowuje osobę, by żyła godnie, a nie tylko dobrze się ustawiła w życiu. Wnosi ona swój wkład do tej sumy cech, jaką nazywamy człowieczeństwem, i wzywa do korzystania z najwznioślejszych sił jego istoty. Dąży do doskonałości fizycznej, którą nazywamy dobrym zdrowiem; dąży do doskonałości intelektualnej, którą nazywamy mądrością; dąży do pełni moralnej, którą nazywamy cnotą.

Ogólnie zakłada się, że edukacja to uczenie lub przyswajanie wiedzy, lecz jest to coś więcej. W encyklice Divini illius Magistri czytamy te ważne słowa: „Sztuka wychowania polega na urobieniu człowieka – jakim być powinien, jak powinien postępować w tym ziemskim życiu, żeby osiągnąć ów wzniosły cel, dla którego został stworzony… nie może być prawdziwego wychowania, które by nie było całe skierowane do ostatecznego celu” (4).

Papież Pius XI w encyklice O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży mówi: „Chrześcijańskie wychowanie obejmuje cały zakres ludzkiego życia fizycznego i duchowego, intelektualnego i moralnego, indywidualnego, rodzinnego i społecznego… żeby je podnieść, nim pokierować i udoskonalić wedle przykładu i nauki Chrystusa” (5).

Ważne jest, jaki typ szkoły wybierzecie, by edukować swoje dziecko. Odkrył to ku swemu żalowi Strepsiades ze starożytnej sztuki. Wysłał syna do szkoły, którą uważał za wspaniałą akademię, lecz wkrótce smutne doświadczenie przekonało go, że sprawy mają się inaczej: syn wrócił do domu, wykorzystał błahą okazję, by wpaść w furię, a po napomnieniu przeszedł do wymierzenia cięgów własnemu ojcu, przytaczając zarazem dowody na to, że dzieciom nie powinno się pozwalać bić rodziców! Poeta naśmiewa się następnie z biednego, starego człowieka, którego poglądy na temat liberalnej edukacji tak się zmieniły, że był skłonny podpalić szkołę, która tak zdemoralizowała jego syna (6).

Ks. Michael J. Larkin, doktor filozofii, doktor praw, w swym dziele Do We Need Religious Education? (Czy potrzebujemy edukacji religijnej?) pisze: „Wychowawcy katoliccy mają bardzo mocne i określone przekonania na temat edukacji młodzieży. Uważają, że edukować człowieka to wydobyć i doskonalić wszystkie zdolności, jakie dał mu Bóg; rozwijać całą jego naturę, umysłowo, moralnie i fizycznie. Nie należy kształcić samego intelektu, przy zaniedbaniu natury moralnej – jak gdyby «wiedzieć » znaczyło więcej niż «być» – gdyż człowiek z wyostrzonymi zdolnościami umysłowymi, lecz pozbawiony przygotowania moralnego, może się okazać prawdziwym zagrożeniem dla naszej cywilizacji. Nie należy karmić umysłu prawdami, nie poświęcając uwagi zdyscyplinowaniu woli, gdyż geniusz intelektualny, jeśli jego wola nie będzie ukształtowana przez staranną zaprawę, skrywa w swej mocy potężną dążność do zła. Nie należy szkolić głowy i ręki, a zaniedbywać serca, gdyż jeśli serce nie będzie ćwiczone w cnocie i przeniknięte zdrowymi zasadami moralnego prowadzenia się – edukacja może stać się nie błogosławieństwem, lecz przekleństwem. Edukacja, by być pełną, musi dążyć do harmonijnego rozwoju całego człowieka i wszystkich jego zdolności i przygotowywać go, by wykorzystał te wspaniałe dary do najwyższego celu życia. Udoskonalić i umocnić człowieka, jego ciało i duszę, umysł i serce oraz sumienie – oto obowiązek prawdziwej edukacji”.

Szkoły, w których przyznaje się należne miejsce religii, są ważne i niezbędne dla pełnej edukacji waszych dzieci. Posłuchajcie nieśmiertelnych słów Waszyngtona, który w swej mowie pożegnalnej nie omieszkał przypomnieć swym obywatelom o tej właśnie kwestii: „Ze wszystkich skłonności i przyzwyczajeń, które prowadzą do pomyślności politycznej, niezastąpionym wsparciem są religia i moralność. Na próżno domagałby się hołdów za swój patriotyzm taki człowiek, który dokładałby sił, by obalić owe najtrwalsze podpory obowiązków ludzkich i obywatelskich. Cokolwiek może zostać przyznane wpływowi wyrafinowanej edukacji na umysły o szczególnej konstrukcji, zarówno rozsądek, jak i doświadczenie zabraniają nam oczekiwać, że w narodzie może zapanować moralność, jeśli pominie się zasady religijne”.

To przekonanie Ojca Narodu potwierdzają poglądy z wszystkich czasów i badacze rządów na całym świecie. Prezydent Coolidge, przemawiając jakiś czas temu w Wilmington w stanie Delaware, powiedział: „Fundament religijny jest konieczny, jeśli mają przetrwać inne atrybuty edukacji. Bez edukacji religijnej studiowanie klasyki, przygotowanie zawodowe i pozostałe – nie spełnią swego zadania”.

Poglądy, które wyrażono w „The Literary Digest” z 27 grudnia 1902, zostały podobno zainspirowane przez redaktora naczelnego z tamtych czasów, świętej pamięci rektora Uniwersytetu w Chicago. Zaczerpnął je z chicagowskiego pisma „Biblical World” z listopada 1902 roku. W artykule tym znajdujemy następujące, jak najbardziej trafne stwierdzenia: „W chwili obecnej znajdujemy się na ważnym etapie, kiedy uczenie młodych religii i moralności jest oddzielone od nauczania innych dziedzin wiedzy. Powiązanie różnych elementów edukacji jest niepełne, ponieważ nauczanie religii i moralności w szkołach publicznych odbywa się w całkowitej separacji od nauczania ogólnego. Fakty i prawdy związane z religią są podstawą i naczelną zasadą moralności. Dzisiejsza cywilizacja sprzeciwia się religijnym i etycznym ideałom przeszłości, lecz cywilizacja przyszłości zależy od należytego uznania religii i moralności za niezbędne czynniki wzrostu pomyślności wszystkich ludzi. Wiedza o prawdzie religijnej i moralnej i jej doświadczenie powinny stanowić podstawę wszelkiej wiedzy i doświadczenia i je przepajać. Na wypadki i ideały przeszłości, tak jak i na obecne, trzeba patrzeć w świetle prawdy o Boskiej dłoni Stworzyciela, która ukształtowała wszechświat, o Boskiej mocy, która go podtrzymuje, o Boskiej mądrości, która nim kieruje, i o Boskim celu, który ten wszechświat wypełnia. Świat materialny wokół nas, ludzie, którzy nam towarzyszą i nasze własne osoby – wszystko to trzeba interpretować poprzez prawdziwie pojmowaną religię i właściwie rozumianą moralność. Dlatego niemożliwością jest uzyskanie idealnej edukacji jednostki, kiedy elementy religii i moralności oddzielone są od innych i kiedy większość dzieci w ogóle ich nie poznaje. Aby osiągnąć doskonały rezultat, wszystkie części składowe edukacji muszą zostać splecione w jedną, organiczną całość”.

Nie trzeba sięgać tak daleko po dowody w tej ważnej kwestii. Dorothy Thompson, pisująca do czasopism komentatorka polityczna, zwracając się do absolwentów bractwa Alpha Chi Omega w klubie Larchmont Shore w Larchmont w stanie Nowy Jork, 21 października 1950 roku, powiedziała:

„W ostatnich pięćdziesięciu latach osiągnęliśmy najwyższy światowy rekord postępu. Powinniśmy być szczęśliwi w tym zalewie zbytku, ale nie jesteśmy. Mamy wysoką liczbę rozwodów, największą przestępczość wśród młodzieży, przerażającą liczbę chorób psychicznych i prawdziwe «szaleństwo».

Problem kryje się w odejściu od zasad moralnych i od etyki.

cdn.

Ks. Charles Hugo Doyle

(1) William Cowper (1731–1800), The Task, księga The Garden.

(2) Plutarch, De educatione puerorum, rozdz. XIX.

(3) W języku angielskim słowo „cover” ma dwa znaczenia: „okładka” i jednocześnie „pokrywa kanału”.

(4) Pius XI, Divini illius Magistri – O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży, Warszawa 1938, s. 5–6.

(5) Ibid., s. 49.

(6) Arystofanes, Chmury.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Charlesa Hugo Doyle’a Grzechy rodziców w wychowywaniu dzieci.