Rozdział trzynasty. Przygotowania do śmierci

Po wakacjach w Castelnuovo d’Asti Michał żył jeszcze około trzech miesięcy (1).

Był raczej niskiego wzrostu, ale zdrowy i krzepki. Bystrego umysłu, z pewnością mógłby godziwie odnieść sukces zawodowy w jakąkolwiek dziedzinę by się nie zaangażował. Bardzo lubił naukę i czynił w niej nadzwyczajne postępy. Co do pobożności, doszedł do takiego stopnia, że jak na chłopca w jego wieku nie potrafiłbym dostrzec niczego co należałoby poprawić bądź skorygować, by postawić go za wzór dla młodzieży. Żywego charakteru, dobry, pobożny, gorliwy, bardzo lubił wszystkie drobne praktyki religijne. Wywiązywał się z nich z radością bez wytężenia umysłu, bez skrupułów, tak dobrze, że jego pobożność, gorliwość i życzliwość sprawiły, że był lubiany i szanowany przez wszystkich, a przez swój zapał i osobisty wdzięk był ulubieńcem rekreacji.

Niewątpliwie chcielibyśmy, żeby ten wzorowy katolik dożył późnego wieku, gdyż zarówno w życiu kapłańskim, do którego się skłaniał, jak i w życiu świeckim, oddałby wielkie usługi swojej ojczyźnie i Kościołowi. Jednakże Bóg zdecydował inaczej; zechciał zerwać ten kwiat z ogrodu Kościoła walczącego, powołać do siebie i przesadzić do Kościoła triumfującego w niebie. Sam Magon, nie zdając sobie sprawy z tego jak blisko był Boga, gotował się na śmierć prowadząc taki sposób życia, że z dnia na dzień był coraz doskonalszy.

Odbył nowennę do Niepokalanego Poczęcia ze szczególną gorliwością (2). Mamy spisane jego ręką postanowienia, jakie zamierzył praktykować w ciągu tych dni. A oto ich treść:

„Ja, Michał Magon, chcę odbyć tę nowennę i obiecuję:

1. Oderwać moje serce od wszystkich dóbr światowych, by całkowicie oddać je Maryi.

2. Odbyć generalną spowiedź, aby w godzinę śmierci mieć spokoje sumienie.

3. Nie jeść śniadań, aby zadośćuczynić za moje grzechy, lub każdego dnia odmówić siedem radości Najświętszej Panny, aby zasłużyć na Jej opiekę w ostatnich godzinach mojego konania.

4. Po uzyskaniu zgody od spowiednika, każdego dnia przystępować do Komunii Świętej (3).

5. Każdego dnia opowiedzieć budujący przykład moim przyjaciołom na cześć Najświętszej Panny (4).

6. Zaniosę tę karteczkę i złożę u stóp figurki Maryi. Przez ten gest, chcę się Jej zupełnie oddać; w przyszłości chcę cały do Niej należeć, aż do ostatnich chwil mojego życia”.

Otrzymał zgodę na wszystko z wyjątkiem generalnej spowiedzi, którą odbył nieco wcześniej; a zamiast nie jedzenia śniadań zaproponowano mu odmawianie każdego dnia De profundis, aby ulżyć duszom w czyśćcu cierpiącym.

Zachowanie Michała Magon w czasie tych dziewięciu dni nowenny do Niepokalanej było z pewnością powodem wielkiego podziwu. Okazywał wielką radość, a mimo to nieustannie krzątał się opowiadając jednym budujące przykłady, innych zachęcając do ich opowiadania i starał się zaprowadzić jak największą ilość kolegów na modlitwę przed Najświętszym Sakramentem lub przed figurką Maryi. W czasie trwania nowenny odmówił sobie kilku owoców, cukierków i różnych innych smakołyków. Dawał w prezencie książeczki, święte obrazki, medaliki, małe krzyżyki bądź inne przedmioty, które sam kiedyś otrzymał. Czynił to z dwóch powodów: albo po to by nagrodzić ich za dobre zachowanie, albo po to by zachęcić ich do praktykowania pobożnych uczynków, które im podsuwał.

Boże Narodzenie, tak jak i nowennę obchodził z jednakową gorliwością i skupieniem. „Chcę – mówił na początku tej nowenny – posłużyć się wszystkimi środkami, aby jak najlepiej odbyć tę nowennę; mam nadzieję, że Bóg ulituje się nade mną i że Dzieciątko Jezus znów narodzi się w moim sercu z obfitością łask.”

Wieczorem, ostatniego dnia roku, przełożony domu polecił wszystkim chłopcom złożyć dziękczynienia Bogu za otrzymane z Jego rąk dobra w ciągu całego, kończącego się już roku. Następnie zachęcił każdego by uczynił zobowiązanie, że cały kolejny rok będzie żył w łasce Bożej; ponieważ – mówił – ten rok może być ostatnim w życiu któregoś z nas. A mówiąc coś miał w zwyczaju trzymać dłoń na głowie dziecka, które znajdowało się najbliżej; a wtedy tym, który był najbliżej był właśnie Michał Magon (5).

„Zrozumiałem – powiedział pełen strachu – to ja mam zacząć pakować swoje walizki na drogę do wieczności; a więc dobrze, przygotuję się”. Słowa te zostały przyjęte wśród śmiechów; lecz koledzy Magona nie zapomnieli ich, a i on sam często wspominał o tym zajściu. Pomimo niepokoju, jego radość i dobry humor wcale się nie pogorszyły; nadal także wykonywał swoje obowiązki stanu z najwyższą dokładnością.

Podczas gdy ostatni dzień jego życia coraz bardziej się zbliżał, Bóg w sposób jeszcze bardziej wyraźny chciał go o nim powiadomić. W niedzielę 16 stycznia chłopcy z Towarzystwa Najświętszego Sakramentu, którego Magon był członkiem, zebrali się, jak to zwykle bywało w wolne dni (6). Po modlitwach i lekturze, jeden z chłopców jak zazwyczaj wziął woreczek z „wiązankami”, to znaczy małymi bilecikami z zapisaną na nich maksymą, którą trzeba było praktykować w ciągu tygodnia. Przeszedł z woreczkiem wokół sali, a każde dziecko losowało jeden bilecik. Magon wyciągnął swój i przeczytał te słowa: „Na sądzie będę sam z Bogiem”. Przeczytał to, i z zaskoczonym wyrazem twarzy, powiadomił o nim kolegów mówiąc: „Wierzę, że jest to wezwanie przesłane przez Pana, by mnie uprzedzić żebym był gotowy”. Następnie poszedł odszukać swojego przełożonego, i bardzo zaniepokojony pokazał mu bilecik; powtórzył, że uważa to za wezwanie od Pana, przyzywającego by stanął przed Nim. Przełożony zachęcał go by był spokojny i zawsze przygotowany, nie ze względu na treść tego bileciku, lecz z powodu zalecenia powtarzanego przez Jezusa Chrystusa, który w Ewangelii uprzedza wszystkich ludzi, by byli gotowi w każdej chwili swojego życia.

– Proszę mi więc powiedzieć – odparł – ile czasu jeszcze mi pozostało?

– Żyjemy tyle, ile Bóg nas trzyma przy życiu.

– A ja, czy będę żył jeszcze tylko rok? – zapytał z niepokojem.

– Bądź spokojny, nic się nie martw. Nasze życie jest w rękach Pana, a On jest naszym dobrym Ojcem; on wie do kiedy ma je nam zatrzymać. Z drugiej strony wcale nie jest konieczne znać godzinę swojej śmierci, aby pójść do nieba; ważne jest, żeby się do tego przygotować przez dobre uczynki.

A on rzekł na to, zasmucony:

– Jeśli ksiądz nie chce mi powiedzieć, to znak, że jestem już blisko…

– Nie sądzę – ciągnął kierownik duchowy – żebyś był tak znów bliski śmierci. Ale gdyby nawet tak było, to czy jest to powód do tego by się bać? Przecież poszedłbyś do nieba złożyć wizytę Najświętszej Pannie.

– To prawda, to prawda.

I w ten sposób odzyskał swój zwykły nastrój i poszedł się bawić.

W poniedziałek, wtorek i w środę rano nie przestawał być wesoły; nic nie wskazywało na to by miał jakieś kłopoty zdrowotne; wywiązywał się bezbłędnie ze wszystkich swoich powinności.

W środę po południu zobaczyłem go na balkonie jak obserwował innych bawiących się kolegów, nie zszedł, żeby do nich dołączyć. Rzecz zdumiewająca i pewny znak, że nie czuł się dobrze.

cdn.

Św. Jan Bosko

(1) Od połowy października 1858 roku do połowy stycznia 1859 roku.

(2) Wielkie święta liturgiczne wytyczały życie Oratorium. Do wielu z nich, zwłaszcza do Bożego Narodzenia i Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny Maryi, przygotowywano się przez wspólną nowennę, którą odprawiano z wielką gorliwością. Każdego wieczoru, dzieci otrzymywały od przełożonego wskazówkę, którą miały praktykować następnego dnia. To sprawiało, że owoce duchowe święta były dużo lepsze.

(3) Z tego wynika, że Michał Magon nie komunikował każdego dnia. Jednakże każdego ranka uczestniczył w Mszy Świętej. Don Bosko, był ciągle jeszcze wierny wskazówkom świętego Alfonsa. Podobnie Dominik Savio uzyskał zezwolenie na przystępowanie codzienne do Komunii dopiero po roku trudów.

(4) Był to jeden ze sposobów prowadzenia apostolatu, jaki zalecał i praktykował don Bosko. W jego postanowieniach związanych z przyjęciem sutanny czytamy: „Każdego dnia opowiem jeden budujący przykład lub jedną sentencję użyteczną dla duszy bliźniego: opowiem współtowarzyszom, przyjaciołom, rodzicom; a jeżeli nie będzie możliwe, abym opowiedział innym, opowiem choćby mojej mamie”.

(5) Przełożonym, o którym mowa jest niewątpliwie don Bosko. Tradycyjnie ofiarowywał on duchowe prezenty swoim chłopcom ostatniego dnia roku. Ciekawa rzecz, ale inny uczeń, Constant Berari, poczuł, że do niego odnosi się ta, ledwo ukryta przepowiednia. Dopiero po śmierci Michała odzyskał nadzieję.

(6) Towarzystwo Najświętszego Sakramentu zostało założone w Oratorium św. Jana Bosko w 1857 roku. „Głównym celem Towarzystwa – według regulaminu – jest pocieszanie Jezusa Chrystusa za zniewagi, jakich doznaje w tym najwyższego uwielbienia godnym sakramencie ze strony niewiernych, heretyków i złych chrześcijan” (pierwszy punkt Regulaminu Towarzystwa Najświętszego Sakramentu).

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Michał Magon. Dziecko ulicy.