Rozdział trzynasty. Praca mężczyzny

Najważniejsze zadanie stojące przed mężczyzną znajduje się poza ogniskiem domowym. Mężczyzna spełnia się w pracy i zostaje przez nią uświęcony, dzięki niej identyfikuje się z Chrystusowym dziełem odkupienia oraz otrzymuje moralne i emocjonalne wsparcie dzięki miłości okazywanej mu przez rodzinę. Mężczyźni nie są zastępczymi matkami. Praca mężczyzny nadaje specyficzne zabarwienie wszystkiemu, co dzieje się w rodzinie. By wspomóc uświęcenie żonatego mężczyzny, żona winna zrozumieć, jak jej funkcja zazębia się z rolą męża.

Odpowiedzialność za prowadzenie domu od tak dawna spoczywa na barkach matek, że wszystkim są dobrze znane właściwe im cnoty. Ostatnio zaczęto kłaść nacisk na większy udział ojców w tworzeniu ogniska domowego. Szkoły prowadzą kursy zajęć domowych dla mężczyzn. Organizacje troszczące się o dobro rodziny zachęcają ojców do zmiany pieluszek, karmienia niemowląt, spacerów z wózkami i nadzorowania pierwszych kroków stawianych przez maluchy. Niektórzy co bardziej reakcyjni mężczyźni opierają się modzie na przekształcanie ojców w zastępcze matki, nie da się jednak zaprzeczyć sile owej tendencji. Idealny mąż i ojciec to taki, który punktualnie wraca z pracy do domu, pomaga żonie w pracach domowych, pracuje i bawi się z dziećmi, we wszystkim się przydaje i jest miły.

Nie jest moim zamiarem krytykowanie metod, dzięki którym mężczyzna może nawiązać bliskie relacje ze swoim potomstwem, zwłaszcza we wczesnym okresie dojrzewania. Zniesienie bezsensownego tabu, jakim dotąd była praca mężczyzny w domu, jest zjawiskiem zbawiennym. Przy licznej gromadce dzieci młoda matka niedysponująca służbą ani pomocnikami potrzebuje wsparcia ze strony męża, tak więc jego udział w pracach domowych nie powinien być postrzegany jako dobrowolna rycerskość, lecz raczej jako współdzielenie ciężaru domowych obowiązków.

Nie należy jednak tracić z oczu prawdy, iż najważniejsze zadanie stojące przed mężczyzną znajduje się w znacznej części poza obrębem domowego ogniska. Unikalna cnota mężczyzny jest (lub powinna być) związana z owym zadaniem, które odzwierciedla (lub winno odzwierciedlać) jego powołanie do specjalnej służby Bogu i najbliższemu otoczeniu.

Pokuta narzucona przez Boga

Kobietę uświęca narzucona przez Boga pokuta w postaci cierpienia przy wydawaniu na świat dziecka („w boleściach będziesz wydawać na świat dzieci”), mężczyznę zaś – wyczerpanie i wyniszczenie powodowane ciężką pracą („pracą i mozołem zarobisz na chleb swój powszedni”). Obydwa rodzaje pokuty są niemal niezwłocznie rekompensowane przynoszonym uczuciem spełnienia i pokoju wewnętrznego. W idealnych warunkach spełnienie i uświęcenie, jakiego doświadcza kobieta dzięki rodzinie (osiągalne również dla mężczyzny), jest doświadczeniem wtórnym wobec spełnienia i uświęcenia, jakie mężczyzna osiąga dzięki wykonywanej pracy. Miłość mężowska wspiera kobietę moralnie i emocjonalnie w poświęceniu na rzecz dzieci. Miłość żony i dzieci umacnia mężczyznę moralnie i emocjonalnie w zaangażowaniu się w pracę. W pewnym sensie, cała rodzina przyczynia się do realizacji przez mężczyznę jego powołania. Wykonywana przezeń praca, identyfikowana z odkupicielską misją Chrystusa poprzez regularne uczestnictwo w Mszy świętej, jest najskuteczniejszą modlitwą. Podczas gdy rodzina korzysta społecznie i ekonomicznie z materialnych zysków wypracowywanych przez mężczyznę, jego praca nadaje specyficzny ton atmosferze domowej, a z jej duchowych owoców korzystają wszyscy członkowie rodziny.

Wspólne życiowe cele

Niegdyś rodzina mężczyzny była blisko związana z wykonywaną przez niego pracą, przekazywaną jako święte dziedzictwo z ojca na syna. W języku hiszpańskim istnieją na przykład żeńskie odpowiedniki nazw zawodów takich jak „piekarz”, „kapelusznik” czy „szewc”, określające żony rzemieślników często asystujące mężom przy pracy. W niektórych zawodach nadal funkcjonuje to rozróżnienie. Kobieta poślubiająca króla staje się królową, osobą o specyficznych obowiązkach i przywilejach. Żony prezydentów, ambasadorów, lekarzy, sklepikarzy i rolników nabywają pewnej godności osobistej związanej z odpowiedzialnością, jaką nakłada na nie zawierane małżeństwo, gdyż poprzez przyjęcie powołania do małżeństwa przyjmują również cele i zobowiązania wynikające ze ścieżek kariery ich mężów. Nie zapewnia to automatycznie szczęścia w zawieranym związku, lecz prowadzi do wspólnoty życiowych celów, która stanowi jeden z czynników istotnie zwiększających możliwość zaistnienia szczęśliwego małżeństwa.

Małżonkowie nie muszą wykonywać tej samej pracy, aby współdzielić życiowe cele i zainteresowania. Istnieją pewne zawody, takie jak artysta, pisarz czy muzyk, które mężczyzna wykonuje samotnie, a pomimo to, obciążają one równie mocno jego żonę, jeśli postanowi z nim współpracować. Jeśli mężczyzna taki pracuje w domu, żona musi zadbać, by dzieci były cicho i nie przeszkadzały ojcu. Gdy zaś on pracuje poza domem, ona musi zająć się niezliczonymi obowiązkami domowymi, a jednocześnie być gotową do porzucenia ich, gdy mąż powraca do domu, by roztoczyć przed jej oczami uroki stworzonych przez siebie dzieł. Roztropna żona i matka wytłumaczy dzieciom, że chodzi tu o coś wielkiego i unikalnego, o wiele istotniejszego od ich własnych krzykliwych oczekiwań.

Praca kształtująca mężczyznę

Inne zawody mogą w mniejszym stopniu uwzględniać świadome uczestnictwo w nich reszty rodziny, a jednak nadal uwidaczniać się w ognisku domowym, ponieważ wykonujący je mężczyźni w pełni identyfikują się z nimi lub są im bezgranicznie oddani. Przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest poziom kultury, lecz praca zaprojektowana w taki sposób, że nawet gdy mężczyzna ją kontroluje, jest jednocześnie przez nią kształtowany. Praca taka może nawet pozostawić trwałe blizny, lecz dobrowolnie zaakceptowana, uszlachetnia. Przypomina mi to bohatera książki Henry’ego Mortona Robinsona pod tytułem The Cardinal („Kardynał”) wykonującego zawód motorniczego tramwaju, na którego czole lata noszenia służbowej czapki odcisnęły nieusuwalne wgłębienie. W oczach jego syna szrama ta stanowiła honorowe odznaczenie, znak krzyża niesionego długo i wytrwale.

Nic nie zastąpi uczucia bezpieczeństwa przenikającego dom, w którym ojciec podchodzi do wykonywanej pracy w duchu uświęcenia. Dla innych członków rodziny stanowi to przykład postępowania, nadaje ognisku domowemu moralny wydźwięk i umacnia stale rozwijającą się więź pomiędzy ojcem i synem.

Niestety, dziś rzadko można zetknąć się z taką sytuacją. Jednym ze współczesnych paradoksów jest współistnienie bezprecedensowej wolności wyboru zawodu i niemal uniwersalnego braku poczucia powołania. Niezwykle silny nacisk na materialny zysk płynący z zatrudnienia przytłacza samą wykonywaną pracę i jej wpływ na odrodzenie człowieka. Wielu żon nie interesuje w pracy mężów nic ponad to, iż zapewnia ona utrzymanie ich oraz ich dzieci.

Czarujący złodziej

Jeśli praca wykonywana przez mężczyznę stanowi realizację jego powołania do ojcostwa, oznacza to, że mężczyzna wykonujący zawód przesiąknięty złem jest złym ojcem. W naszej wyobraźni funkcjonuje ckliwe przekonanie, iż kryminaliści „kochają swoje dzieci” i „dbają o rodzinę”. Najwięksi zwolennicy budzącego sympatię łajdaka i uroczego skorumpowanego polityka są czasem tak dalece naiwni, by posługiwać się przykładem świętego Dyzmy, „dobrego łotra”, zapominając, iż jego dobroć wzięła się z przyznania do winy, poprzedzającego nawrócenie. Mężczyzna zdobywający pieniądze dla rodziny w sposób nieuczciwy może grać rolę oddanego męża i ojca, a nawet posłać wszystkie dzieci do katolickich szkół, lecz „grzechy ojców przechodzą na dzieci aż do piątego pokolenia”, a zatem, jeśli zostaną one świętymi, to nie dzięki jego staraniom, lecz pomimo nich.

Oto przykłady złego postępowania ze strony ojca. Przyjrzyjmy się teraz wrodzonemu złu systemu. Jaki wpływ wywiera praca w fabryce lub urzędzie na status mężczyzny jako męża i ojca?

Mężczyzna z gracą

Niedawno dokonano ciekawego porównania niewątpliwego niewolnictwa w epoce feudalizmu i o wiele bardziej dwuznacznej niewoli współczesnego industrializmu. Porównanie wypadło na olbrzymią niekorzyść dzisiejszych pracowników. Oto Mężczyzna z gracą Markhama, „tępy i głuchy, niczym brat wołu”, odchodzi na spoczynek w wilgotnym grobie, by mogły go zastąpić ofiary jeszcze bardziej ponurej tyranii. Odarci z inicjatywy i przedsiębiorczości przez mechaniczną monotonię, znieczuleni nudą beztroskiej anonimowości, robotnicy i urzędnicy upadli oto niżej od swoich poprzedników. Stali się braćmi tłoków i gumowych pieczątek.

Owa mroczna analogia ma pewne zalety, lecz nie ukazuje, w moim odczuciu, prawdziwego czynnika zniewalającego współczesnego pracownika. Nie będzie nim ciężka praca ani jej jakość, ani nawet nuda, gdyż można uznać je za rodzaj uszlachetniającego umartwienia. Niewola bierze swój początek z faktu, iż mężczyzna pracuje za pieniądze, jest niewolnikiem materialnego wynagrodzenia za swój trud. Zmusza go do tego szereg czynników. Związki zawodowe, walcząc o udogodnienia dla pracowników, kreślą pewne warunki: lepsza płaca, krótsze godziny pracy, ubezpieczenie zdrowotne, płatne urlopy, itp., które są przyjmowane jako normy, według których wycenia się wartość pracy. Gdy każdy przywilej trzeba wymusić na zarządzie twardymi i przebiegłymi negocjacjami, gdy trudno znaleźć inne zatrudnienie, gdy rosną wydatki i krąży wokół wieczne widmo braku stabilizacji, pracownik nie będzie zadawał sobie pytań, które w innej sytuacji miałyby znaczący wpływ na jego tok myślenia. Warto tu wspomnieć o kilku z nich: czy w wykonywanej pracy można odnaleźć radość tworzenia; jaka jest wartość produktu czy usługi, za którą odpowiada, dla społeczeństwa; czy będzie miał okazję uczestniczyć w całym procesie produkcji, czy zostanie wyznaczony do wykonywania jednego elementu lub czynności; czy wymogi pracy pozwalają na pewną dozę luzu, czy zmuszają do wyniszczającej koncentracji; jak dalece bieżące potrzeby finansowe uzasadniają konieczność uciekania się do kłamstewek i oszustw niezbędnych do uzyskania tej pracy; czy normy moralne w danym biurze lub firmie nie czynią z przyjętej przezeń pracy okazji do popełnienia grzechu; czy praca nie będzie kolidowała z przestrzeganiem zobowiązań płynących z wyznawanej religii, itp.

Zła rozrywka

Nie zadając sobie tych pytań, mężczyzna nie otrzymuje również odpowiedzi. Cokolwiek by się nie wydarzyło, ma pracę, dostaje wypłatę i utrzymuje rodzinę. Aby zrównoważyć owo „cokolwiek”, jedni sięgają po sztuczne podniety, inni zaś po środki działające niczym pigułki nasenne. Świat, który tworzy owe potrzeby, jest gotów również do ich zaspokojenia tanią, pełną zła rozrywką. Oczywiście nie wolno nam pominąć tu tajemniczej alchemii łaski. Sytuacja, która wpędza jednego mężczyznę w alkoholizm, z innego czyni świętego. Sama w sobie jest jednak demoralizująca, a gdy przemysł staje się wystarczająco świadomy niezdolności osłabionej ludzkości do wprowadzania szeroko zakrojonych reform, można być pewnym, iż demoralizacja posunęła się bardzo daleko.

Trudno wreszcie zaprzeczyć istnieniu pewnego związku pomiędzy poziomem hańby, która okrywa ojcostwo i autorytet ojcowski, a zranioną męskością wielu pracowników.

Mężczyzna, który nie osiąga spełnienia w wykonywanej pracy, nie przynosi do domu niczego oprócz pensji. W takim przypadku należy go zachęcić do wykonywania zajęć domowych, dzięki którym odnajdzie się jako dostarczyciel tej czy innej rzeczy. Można powierzyć mu opiekę nad ogrodem, skonstruowanie przybudówki do głównego budynku mieszkalnego lub inne zadanie, które wzbogaci bezpieczeństwo i stabilność życia rodzinnego. Jeśli przyda się w tych czynnościach pomoc rodziny, dzieci zyskają szansę współdziałania z ojcem w podejmowanych przez niego pracach. Działania tego typu spełniają podwójną rolę: jednoczą rodzinę i zapewniają ujście dla twórczych umiejętności mężczyzny.

Ojcostwo

Kultywowanie owych cnót, które czynią ognisko domowe miłym Bogu jest wielkim dobrem, lecz nie powinno się na tym poprzestawać. Członkom rodziny nie zda się na wiele dążenie ku niebu w zaciszu domowym, jeśli po przestąpieniu progu skierują całą swoją energię ku przeciwstawnym celom. W pewnym sensie cały świat jest domem każdego z nas, a wszyscy ludzie naszymi krewnymi. Gdy mężczyzna zostaje ojcem, duch ojcostwa bierze w posiadanie jego duszę, rozkwitając i przenikając ją do głębi. Ojcostwo osiąga pełną dojrzałość, gdy mężczyzna czuje ojcowską odpowiedzialność za wszystkich, z którymi się styka. Błogosławieństwem będzie dla niego możność realizowania owej dobroczynności poprzez codzienną pracę.

Wszystkie reformy w przemyśle są dyktowane pragnieniem zwiększenia produkcji i zysku, mogą więc ulec dezaktualizacji w obliczu zmieniających się okoliczności.

Do wzbogacenia wysiłku mężczyzny o przynoszącą skutki żywiołowość działania niezbędna jest zmiana zapatrywań. Dopóki jego celem jest jedynie materialny dobrobyt, wszystkie stosowane przezeń środki będą go niszczyć, gdyż został stworzony do wyższych celów. Tylko postawienie sobie za cel realizacji woli Bożej uwolni wszystkie zgromadzone w nim możliwości i uczyni jasnym znaczenie jego powołania.

Nie należy oczekiwać od upadłej ludzkości, iż każdy mężczyzna będzie mógł wykonywać tę (i tylko tę) pracę, do której w jego własnym mniemaniu nadaje się wręcz idealnie. Ludzkie zdolności przystosowywania się do bieżących okoliczności i triumfowania w sytuacjach wyjątkowych są zbyt różnorodne, by ograniczać je w tak statyczny sposób. Jednym z elementów prawdziwego powołania jest pełna pokory akceptacja wszystkich stanowiących o nim czynników, między innymi osobistego wyboru, ale i możliwości, dogodności, troski o prawa innych (zwłaszcza podwładnych) i wielu, wielu innych spraw. (Powołaniem mężczyzny może być również poszukiwanie przez całe życie odpowiedzi na pytanie, czego oczekuje od niego Bóg.)

Pomocnik

Jeśli chodzi o powołanie, żona może pomóc mężowi osiągnąć jego pełnię. Zbyt wiele kobiet uważa, iż przydają się mężom jedynie wtedy, gdy mają wpływ na ich materialne zyski. Utrzymują wysoki standard życia, zmuszając mężczyzn, by sprostali mu poprzez brutalne zasady i bezlitosne współzawodnictwo. Odwołują się do osobistego wdzięku oraz nadużywają gościnności własnego domu i dobrej woli przyjaciół, aby pozyskać oficjalne względy, pozycję i władzę. Tłumaczą swoje postępowanie dobrem mężów lub dzieci, gdy w rzeczywistości kroczą ramię w ramię z poganiaczami niewolników prowokującymi mężczyzn do pracy ponad siły, by mogli utrzymać się na powierzchni oceanu społecznej i finansowej porażki i rozpaczy.

Jeżeli spełnienie się ojcostwa mężczyzny jest możliwe jedynie pod warunkiem, iż wykroczy poza ograniczenia niesione przez ciało, również macierzyństwo kobiety powinno wykroczyć poza fizyczne więzy łączące ją z najbliższą rodziną. Matka z natury okazuje więcej troski potrzebom dzieci niż ojciec. Mężczyzna skłania się bardziej ku dbałości o dobro całej społeczności, a jego opiekuńczość wobec całego świata i rola, jaką musi wobec niego spełniać, powodują, że kobieta postrzega to jako zagrożenie dla bezpieczeństwa jej potomstwa. Sprawa ta staje się szczególnie bolesna, gdy mąż pragnie porzucić oczywiste bezpieczeństwo stabilnego zatrudnienia, aby realizować zadania o większej wartości dla wspólnoty lub lepiej odpowiadające jego umiejętnościom, lecz niosące ze sobą różnego rodzaju ryzyko.

Problem bezpieczeństwa

Jedną z najważniejszych rzeczy, których musi nauczyć się każda żona, jest to, że o bezpieczeństwo troszczy się mężczyzna. To nie ona określa normy postępowania dla rodziny, lecz podąża wyznaczonym przez niego szlakiem. Nie tylko powinna przystosowywać swoje potrzeby do możliwości męża, ale również czynić to w sposób nadający tym ostatnim pozory obfitości.

Coraz większa liczba młodych ojców bierze udział w domowym życiu swoich rodzin. Kobiety powinny dopilnować wypełniania przez nich funkcji przynależnych mężczyznom, a nie pomocnikom żon. W tym celu muszą nauczyć się podporządkowywania swojej woli i zdolności organizacyjnych umiejętnościom mężów. Żona jest naturalnym pośrednikiem pomiędzy swoim mężem i dziećmi, lecz poprzez świadome usunięcie się w cień może dodatkowo wzmocnić łączące ich więzy. Często bywa wytrzymalsza od męża, ale odwołując się do jego siły, może ją wzmocnić i pobudzić jego rycerskość. (O dodatkową efektywność może zadbać w chwilach, gdy męża nie ma w pobliżu.) To nie kokieteria, a raczej dobrowolne umartwienie poczucia własnego znaczenia – prawie zupełnie zapomniane ćwiczenie, do którego uprawiania kobiety powinny powrócić jak najszybciej, jeśli chcą przywrócić właściwą równowagę sił w domu.

Praca mężczyzny

Oto bitwa rozegrana w połowie. Co do reszty, kobieta nie może zapominać, iż jej mąż ma do wykonania męską robotę poza progami domu. Niezależnie od jej charakteru żonie nie wolno zapomnieć, że nie do niej należy kierowanie, pociąganie za sznurki ani krytykowanie. Jej rolą jest rola kobiety – okazywanie głębokiego i prawdziwego zainteresowania każdym działaniem męża, zwłaszcza w ich aspekcie społecznym. Wszelkimi sposobami powinna dbać o zapewnienie rozrywki przełożonemu i współpracownikom męża, nie po to jednak, by im nadskakiwać, a raczej, by lepiej poznać wszelkie dotyczące go kwestie.

Przede wszystkim zaś żona powinna starać się, by mąż jak najpełniej postrzegał pracę konieczną do wykonania w dzisiejszym świecie, zachęcać go, by czynił to, czego w jego odczuciu oczekuje od niego Bóg, i pomagać mu zarówno w osiągnięciu świętości, jak i staniu się ojcem świętych.

Elaine Malley

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eda Willocka Rola ojca w rodzinie katolickiej.