Rozdział trzynasty. Piękno wierności małżeńskiej

Czyste światło świecące tak jasno w waszych oczach, drodzy nowożeńcy, pokazuje wszystkim świętą radość, jaka przepełnia wasze serca i szczęście dania siebie sobie nawzajem na zawsze.

Na zawsze! Zatrzymaliśmy się nad tą myślą, gdy omawialiśmy nierozerwalność małżeństwa wobec innych młodych par, które was tutaj poprzedziły. Jednakże, zdecydowanie nie wyczerpując tematu, na razie zaledwie musnęliśmy go po powierzchni. Chcielibyśmy więc pójść głębiej, dotykając spraw bardziej intymnych i mówić o klejnocie wierności pomiędzy mężem i żoną. Ograniczymy się dzisiaj do pochwały jej piękna i siły przyciągania.

Jako nierozerwalny kontrakt małżeństwo ma moc ustanawiać i wiązać małżonków w społeczne i religijne stadło, mające trwały i prawny charakter. Ma jednak przewagę nad każdym innym kontraktem o tyle, że żadna siła na tym świecie – zważywszy nasze wcześniejsze wyjaśnienia – nie jest w stanie go unieważnić. Na próżno któraś ze stron próbowałaby uwolnić się od węzła. Jak bardzo nie byłby pogwałcony, odrzucany lub rozdzierany, ten pakt nigdy nie zwalnia swego uścisku. On ciągle wiąże z taką samą mocą jak w dzień, gdy zgoda zawierających go stron przypieczętowała go przed Bogiem. Nawet ofiara niewierności małżonka nie może zostać zwolniona od tej świętej więzi, która ją z nim połączyła. Owa więź może zostać rozluźniona czy raczej przerwana jedynie przez śmierć.

Jednakże wierność ma znaczenie nieskończenie słodsze i bardziej delikatne. Ponieważ małżeństwo wiąże parę w zakresie życia społecznego, jak również religijnego, trzeba określić dokładne granice, w ramach których ma zastosowanie kontrakt małżeński. Podobnie trzeba uwzględniać ewentualność przymusu. Te warunki prawne, będące w jakiś sposób materialną ramą kontraktu, z konieczności nadają mu nieomal zimny i formalny aspekt. Wierność jednak jest jego sercem i prawdziwym świadkiem. Chociaż bardziej wymagająca, wierność zamienia w słodycz rygor i surowość, jaką precyzja prawna zdaje się wyciskać na tym kontrakcie. Bardziej wymagająca, tak, ponieważ uważa za niewierną i krzywoprzysiężną nie tylko osobę, która uderza w nierozerwalność małżeństwa przez rozwód lub inne próżne i nieskuteczne środki, lecz również tego, który bez fizycznego niszczenia domu, który założył, kontynuując pożycie małżeńskie, pozwala sobie na stworzenie i utrzymywanie w tym samym czasie innego przestępczego związku. Uważa się za niewiernego i krzywoprzysięzcę tego, kto nawet nie wiążąc się przez jakiś czas w nieprawym związku, czyni, choćby jednorazowo, dla czyjejś przyjemności albo własnej samolubnej lub grzesznej satysfakcji, użytek z ciała, do którego – jak wyraża to św. Paweł (1 Kor 7, 4) – jedynie prawowity mąż lub żona ma wyłączne prawo. Jeszcze bardziej wymagającą i delikatną niż ta naturalna ścisła wierność jest prawdziwa wierność chrześcijańska, która rozciąga swój wpływ nawet dalej: ona rządzi i panuje jako miłujący suweren nad całym obszarem królewskiej dziedziny miłości.

W istocie, czyż wierność nie jest po prostu religijnym uszanowaniem daru, jaki każdy z małżonków dał drugiemu, daru z siebie, daru ciała, umysłu, serca na przeciąg całego życia, bez żadnych zastrzeżeń innych niż święte prawa Boże?

Świeżość kwitnącej młodości, jej skromna elegancja, spontaniczność i delikatność jej sposobu bycia, wewnętrzna dobroć jej serca – wszystkie te dobre i pięknie pociągające cechy, tworzące niedefiniowalne zafascynowanie czystą i niewinną dziewczyną, zawojowały serce młodego mężczyzny i pociągnęły go ku niej w takim porywie czystej i gorącej miłości, że na próżno można by szukać w całej przyrodzie obrazu, który mógłby w równym stopniu wyrazić tak wspaniałe zauroczenie. Ze swej strony dziewczyna pokochała męską piękność, dumne i uczciwe spojrzenie, mocny i zdecydowany krok mężczyzny, na którego ramieniu położy swoją miękką dłoń, idąc u jego boku długą, trudną drogą życia.

W owym promiennym czasie wiosny miłość mogła zafascynować wzrok, nadać najmniej znaczącym czynom jaśniejący blask, przesłonić lub przeobrazić najbardziej ewidentne niedoskonałości. Gdy obietnica urzeczywistniła się przed Bogiem, mąż i żona oddali się sobie nawzajem w naturalnej, lecz uświęconej radości swego związku, ze szlachetną ambicją wychowania rodziny. Czy to jest jednak wierność w całym swoim blasku? Nie, ona nie przeszła jeszcze swych prób.

Jednakże mijające lata zabrały nieco świeżości pięknu i marzeniom młodości, dając w zamian bardziej wymagającą i refleksyjną godność. Rosnąca rodzina złożyła na barki ojca rodziny większy ciężar. Macierzyństwo z jego troskami, cierpieniami i ryzykami wymaga i żąda odwagi, żona bowiem gdy chodzi o honor w powinności małżeńskiej musi okazać się nie mniej heroiczna niż mąż na polu obowiązku obywatelskiego, gdzie składa on ofiarę swego życia dla ojczyzny. I jeżeli miałyby wchodzić w grę odległość, nieobecność, przymusowe rozłąki lub inne przykre okoliczności, zobowiązujące męża i żonę do życia we wstrzemięźliwości, wówczas pamiętając, że ciało każdego z nich należy do drugiej strony, zaakceptują oni bez wahania wymogi i konsekwencje tej powinności i będą zachowywali wielkodusznie i bez objawów słabości surową dyscyplinę, jaką narzuca cnota.

I gdy w końcu nadejście starości pomnoży dolegliwości i niemoce, przynosząc bolesne i poniżające podupadanie na zdrowiu oraz całą gamę przejawów nędzy, która bez siły miłości i bez wsparcia uczyniłaby owe niegdyś atrakcyjne ciała odpychającymi, mąż i żona z uśmiechem na ustach, obdarzają się nawzajem najdelikatniejszą i najczulszą opieką. Oto wierność we wzajemnym darze ciał.

Podczas pierwszych spotkań, w czasie narzeczeństwa, często wszystko było zachwycające; każde oddawało drugiemu ze szczerością i dziecięcą wiarą hołd podziwu, wzbudzający u tych, którzy byli tego świadkami, porozumiewawcze uśmiechy. Nie przywiązujcie nadmiernej wagi do owych drobnych kłótni, które według łacińskiego poety, są w istocie znakiem miłości. „Miłość jest słabo dawkowana bez bitew”. Była pełna i absolutna jedność idei i uczuć w porządku materialnym i duchowym, jak również naturalnym i nadprzyrodzonym, doskonała zgodność charakterów. Wzrost radości i miłości dodawał rozmowom narzeczonych świeżości, życia, rozmachu, który rozpalał ich werwę i dodawał zachwycającego blasku skarbowi wiedzy, jaką mogli posiadać – skarbowi często naprawdę skromnemu, lecz który wszystko starał się w tle uwydatniać. Oto atrakcja, oto entuzjazm, lecz jeszcze nie wierność.

Ten czas przechodzi; wkrótce pojawiają się niedostatki; różnice charakterów wychodzące na światło dzienne, i potęgują się, może nawet ubóstwo intelektualne staje się bardziej widoczne. Szybko kończą się fajerwerki. Ślepa miłość otwiera oczy i zaczyna dostrzegać rzeczy takimi, jakimi one są. To zatem jest dla prawdziwej i wiernej miłości początek próby, a jednocześnie jej zafascynowania. Już nie ślepa, jest ona całkowicie świadoma owych braków, lecz przyjmuje je z cierpliwą życzliwością, świadoma już, z jeszcze większą przenikliwością, własnych defektów. Idzie dalej odkrywając i doceniając, pod surową zewnętrzną maską – zalety osądu, zdrowego rozsądku i solidnej pobożności, bogate skarby głęboko ukryte, lecz solidnej wartości. Chętna ujawniać i wysoko cenić te dary i cnoty ducha, miłość w nie mniejszym stopniu potrafi i pilnuje, by ukryć przed oczami innych jakieś luki lub ciemne plamy na inteligencji lub wiedzy, dziwaczności lub chropowatości charakteru.

Wobec twierdzeń niesłusznych lub nie na czasie miłość szuka przychylnej i przyjacielskiej interpretacji i zawsze cieszy się, gdy może taką znaleźć. Miłość interesuje się tym, co jest wspólne i co łączy, nie tym, co dzieli, i gotowa jest wyprostować błąd i rozproszyć nieporozumienie z takim wdziękiem, że nigdy nie jest to dokuczliwe ani obraźliwe. Daleka od podkreślania własnej wyższości, miłość szuka taktownie rady u współmałżonka, dając do zrozumienia, że jeżeli ma on coś do dania, to ona jest chętna coś otrzymać.

Czy zauważacie, jak w ten sposób pomiędzy mężem i żoną powstaje duchowa więź, praktyczna i intelektualna współpraca, która pozwala im, każdemu z osobna, wznieść się ku prawdzie, ku Bogu? Czymże to jest, jeśli nie wzajemnym darem ich umysłów?

Serca oddali sobie nawzajem na zawsze. To właśnie serce, przede wszystkim ono, czuje bodziec ku zjednoczeniu. Serce przede wszystkim odczuwa gorycz utraty złudzeń, jeżeli taki moment przychodzi. Serce bowiem jest najbardziej czułym, jednak najbardziej ślepym elementem miłości. I nawet jeśli miłość przeżyje bez uszczerbku pierwsze doświadczenia małżeńskie, jej wrażliwość może zmniejszyć, a niekiedy nawet zniweczyć płomień swego żaru. Stałość, wytrwanie i miłość w codziennym dawaniu daru z siebie, a jeśli trzeba, w natychmiastowym i całkowitym przebaczeniu – oto kamienie węgielne wierności.

Jeżeli od samego początku miała miejsce prawdziwa miłość, a nie tylko samolubne poszukiwanie zmysłowej satysfakcji, to owa niezmienna miłość serca pozostaje zawsze młoda, nigdy niepokonana przez mijające lata. Nic nie jest tak budujące, tak godne podziwu, tak wzruszające, jak widok owych czcigodnych par, które na swoje złote gody okazują miłość spokojniejszą, a jednak głębszą – można powiedzieć, nawet bardziej czułą niż młodych ludzi. Minęło pięćdziesiąt lat ich miłości. Razem pracowali, żyli, cierpieli, modlili się, nauczyli się lepiej wzajemnie poznawać, odkrywać u drugiego prawdziwą dobroć, prawdziwe piękno, prawdziwy żar oddanego serca, a nawet lepiej rozpoznawać, co przynosi drugiemu przyjemność. Stąd właśnie te wymyślne względy, te małe przyjemne niespodzianki, te niezliczone „drobnostki”, wydające się dziecinnymi tylko dla tych, którzy nie uznają wielkości i pięknej godności ogromu miłości. Oto wierność w obopólnym darze serca.

Jakże musicie być szczęśliwi, drodzy małżonkowie, jeżeli mieliście lub nadal macie ten przywilej być świadkami takich właśnie scen u waszych dziadków. Może jako dzieci grzecznie i z upodobaniem z nimi się bawiliście; teraz jednak w dzień waszego ślubu zatrzymujecie się oczyma duszy nad tymi wspomnieniami z uczuciem i świętą zazdrością oraz z nadzieją, że pewnego dnia wy sami zaoferujecie taką scenę swym wnukom. Mocno w to wierzymy i prosimy Boga, aby udzielił wam długiej, niezawodnej i radosnej wierności, a tymczasem z całego serca udzielamy wam apostolskiego błogosławieństwa.

Potajemnie niewierni

Prawo Boskiego Odkupiciela, które jest prawem miłości, ochrania również i zachowuje prawdziwą miłość i prawdziwą wierność. Jest to prawo miłości, które nie ogranicza się do szczegółowych i formalnych przepisów kodeksowych, lecz przenika ducha, serce, aż do wykluczenia nawet grzechu pożądania (Mt 5, 27–28).

Czy możemy zatem mieć do czynienia, wbrew pozorom, z utajoną niewiernością w najbardziej intymnych zakątkach serca? Bez wątpienia, albowiem to z serca, jak mówi Chrystus Pan, pochodzą złe myśli i inne niegodziwości (Mt 15, 19). A jednak grzech skrytej niewierności jest niestety tak częsty, że świat nie zwraca na niego uwagi i uśpione sumienie przyzwyczaja się do niego – jak przy zauroczeniu jakąś iluzją.

Jednakże, prawdziwa wierność, która ma za przedmiot i podstawę wzajemny dar nie tylko ciał zaślubionej pary, ale również ich dusz i serc, sprzeciwia się i przezwycięża wszelki złudny urok. Czy nie jest aby prawdą, że nawet najmniejsze uchybienie tej doskonałej i gorliwej wierności wcześniej czy później prowadzi do kryzysów w pożyciu i szczęściu małżeńskim?

Z obrączką ślubną jako swoim symbolem, wierność jest naprawdę najbardziej delikatną cnotą! Zanim została ona ujęta w formułę i stała się przedmiotem nauczania Chrystusa Pana, została przez Stwórcę wyryta w głębi uczciwych serc, jak na przykładzie słynnego powiedzenia Hioba, że zawarł ze swymi oczami przymierze, aby powściągnąć wszelkie nieczyste spojrzenie.

Porównajcie takie surowe ograniczenie, do którego ma prawo każda dusza panująca nad sobą, z zachowaniem tak wielu chrześcijan, obmywanych przecież od urodzenia w wodach odrodzenia i wychowywanych w jaśniejącym świetle Ewangelii. Niczym dzieci przyzwyczajone do traktowania udręczenia wynikającego z matczynej troski za przesadę, kwitują uśmiechem niepokój moralny swej Matki, Kościoła. A przecież nie tylko on powinien się nad tym zadumać; wszyscy poważni ludzie, nawet ci, którzy nie mieszczą się w pojęciu chrześcijanina, wołają na alarm. Wzdłuż dróg, na plażach, na imprezach kobiety i dziewczyny bezwstydnie wystawiają się na zuchwałe i zmysłowe spojrzenia, na nieprzyzwoite zaloty i niesłychaną niewybredność. Jak gwałtownie wybuchają tego typu namiętności w takich okolicznościach i przy takich spotkaniach! Nie mówiąc już o kroku ostatecznym, to znaczy stoczeniu się w stan formalnej niewierności – zakładając, że jakimś cudem do tego się nie posuwają – jaka jest różnica między takimi nawykami a zachowaniem tych nieszczęsnych, którzy otwarcie odrzucają wszelki wstyd?

Jedynie kładąc to na karb odrzucenia poczucia moralności, pojmiemy, jak uczciwi mężczyźni mogą tolerować śmiałe spojrzenia i poufałości, na jakie ich żony i narzeczone pozwalają innym mężczyznom, oraz jak narzeczona czy żona ceniąca swoją godność, może znosić tego rodzaju swobodę u męża czy narzeczonego wobec innych kobiet. Któż nie dostrzegłby ostatniego tlącego się jeszcze płomyka uczciwego uczucia, buntującego się przeciwko tak poważnemu uchybieniu wobec świętej wierności czystej i prawowitej miłości?

Ale dosyć już na temat tych pożałowania godnych i żenujących upodleń. W porządku ducha i serca rozróżnienie pomiędzy dobrem i złem jest jeszcze bardziej subtelne. To prawda, że istnieją naturalne skłonności, same w sobie niewinne, którym obecne warunki życia dają łatwe i częste ujście. Jakiego nie stwarzałyby one niebezpieczeństwa, same z siebie nie stanowią jeszcze wykroczenia przeciwko wierności. Niemniej jednak musimy przestrzec was przed wszelkim skrytym zbliżeniem zmysłowym, przed miłością, którą można by nazwać platoniczną, ale która nazbyt często jest jedynie preludium albo dyskretną zasłoną dla mniej czystego i dozwolonego uczucia.

Jak długo atrakcyjność intelektualna ogranicza się do szczerej i spontanicznej zgodności w przedmiocie ideałów, do cieszenia się i podziwiania wielkości i szlachetności duszy, nie podlega ona naganie. Jednakże św. Jan od Krzyża przestrzega te same pełne ducha osoby przed występkami, jakie mogą pojawić się w następstwie tego. Niepostrzeżenie ulega odwróceniu właściwy porządek rzeczy, tak iż czysta sympatia do jakiejś osoby, wynikająca z podobnej mentalności, zwyczajów i charakteru, osiąga punkt nieświadomej zgody, gdzie uzgadnia się i dostosowuje własne poglądy i pojęcia do poglądów i pojęć osoby, którą się podziwia.

Z początku oddaje się pola w sprawach małych, później w zagadnieniach poważniejszych – w sprawach natury praktycznej, w tematach bardziej prywatnych, dotyczących sztuki i upodobań, później na polu prawdziwie intelektualnym i filozoficznym, a w końcu na polu doktryny religijnej i moralnej – aż do odrzucenia własnych osobistych kryteriów, tak iż myśli się i wydaje sądy tylko pod czyimś wpływem. Obala się wówczas zasady i porzuca normy postępowania. Jeżeli duch ludzki w sposób naturalny, i często aż nadmiernie, stosuje się z dumą do swych opinii, to jak wytłumaczyć tak łatwą kapitulację i całkowite pójście za cudzym zdaniem? Jednocześnie jednak, w miarę jak duch zaczyna kształtować się na modłę obcej osoby, z każdym dniem wyobcowuje się coraz bardziej wobec duszy prawowitego męża lub prawowitej żony. W stosunku do wszystkiego, czego nie pomyślałby lub powiedział mąż lub odpowiednio żona, zaczyna się reagować z nieodpartym instynktem przeciwstawienia się, z irytacją, pogardą. To uczucie, być może nieświadome, lecz nie mniej niebezpieczne, wskazuje, że umysł został zawładnięty i zmonopolizowany, że wydany został we władanie innej osoby duch, dany w sposób nieodwołalny w dzień zaślubin. Czy to jest wierność?

Strzeżcie się subtelnej i źle rozumianej iluzji. Może być tak, że pod wpływem szlachetnej i gorliwej duszy, motywowanej najczystszym zapałem, pociąg intelektualny staje się jutrzenką przemiany; najczęściej kończy się jedynie na jutrzence. Rzadko światło poranka jaśnieje aż do południa. Z drugiej jednak strony, iluż to straciło w ten sposób wiarę i chrześcijański ogląd rzeczy! Słynne przykłady, mimo iż są rzeczywiście rzadkie, są chyba wystarczająco wymowne, żeby upewnić niektórych, którzy wyobrażają sobie, że są niczym Beatrycze lub Dante. W wielu bowiem przypadkach, dochodzi do tego, że w swej podwójnej ślepocie, natrafiają na śliską krawędź drogi i oboje wpadają do rowu.

Nawet przyjmując, że – jak powiedzieliśmy – duch nie padł „ofiarą serca”; serce, ślepe swoją drogą, jest towarzyszem ducha i nie waha się w swym porywie pociągnąć również ducha. Gdy duch raz ustąpi, serce ulegnie, lecz nie bez niewierności wobec osoby, której na początku zostało oddane w nierozerwalnym węźle.

Świat poprzestaje na uznaniu za wierną żony, która fizycznie nie popełniła błędu, na chwaleniu się jej wspaniałą wiernością, ponieważ – może dzięki heroicznemu poświęceniu, lecz jedynie w kategoriach ludzkich – żyje ona nadal, choć bez miłości, u boku męża, z którym złączyła życie, podczas gdy jej serce, całe serce, należy ostatecznie i namiętnie do innego. Moralność Chrystusowa jest bardziej święta i surowa! Można próbować wychwalać zacność udawanego związku serc połączonych w czystości „jak gwiazdy i ich dłonie”, opakować tę namiętność w zasłonę pustej religijności, co jest niczym innym, jak nonsensem, żywiącym się poezją i powieścią, nie zaś Ewangelią czy węzłem chrześcijańskiego zobowiązania. Mogą próbować wrobić się w kontynuowanie tej miłości z podniosłą pogodą ducha, lecz natura po grzechu pierworodnym nie jest tak podatna na nadęte aforyzmy omamionej duszy. Niewierność została już pogwałcona przez nieuprawnioną namiętność serca.

Młodzi małżonkowie, strzeżcie się takich złudzeń! Oświeceni Bożym światłem, pod opieką Maryi, Najczystszej Matki, miłujcie się w sposób święty, coraz bardziej zbliżając wzajemnie do siebie swoje drogi życiowe, swoje dusze i swe serca.

Pius XII

Powyższy tekst jest fragmentem książki Piusa XII Małżeństwo na zawsze.