Rozdział trzynasty. Apostolstwo, cz. 1

Chwila obecna

„Gdyby mnie spytano w jakiej epoce chciałbym żyć, odpowiedziałbym, że teraz” – mówił Montalembert (1). Innym razem znów powiada: „Gdybym miał wybrać z życia Chrystusa chwilę, w której pragnąłbym żyć, wybrałbym tę chwilę, w której Zbawiciel szedł na Kalwarię”.

W gruncie rzeczy są to wyrażenia identyczne. „Teraz” i „chwila, w której Chrystus idzie na Kalwarię” to jest to samo.

Czy Pascal nie pisał: „Konanie Chrystusa będzie trwało do końca świata”. A ksiądz biskup Gay mówił: „Oczywistym jest, że gdyby Chrystus powrócił na ziemię zostałby na niej ukrzyżowany jak za pierwszym razem”.

Piękne jest życie w chwili obecnej, ponieważ Chrystus potrzebuje dzielnych obrońców.

„Precz z tymi młodymi ludźmi, którzy z wszystkiego rezygnują, którzy nie odgrywają żadnej roli, nic nie potrafią porządnie zrobić, nikomu żadnego dobra nie wyświadczają” – pisał siedemnastoletni Montalembert i taki układ zawarł ze swoim przyjacielem Cornudetem: „Nasze obyczaje będą bez zarzutu, będziemy otwarcie wyznawać i praktykować naszą religię, poświęcimy się służbie wolności”.

Ten program mi odpowiada, więc go przyjmę.

Liderzy

„W każdej epoce Bóg zsyła na ziemię prekursorów i liderów” (ks. de Tourville).

Trzeba umieć odgadnąć przyszłość, aby móc ją przygotować! Jak można przygotować to, czego się nie przewiduje? Móc – to znaczy przede wszystkim: przewidzieć. Świat potrzebuje liderów i nowatorów.

Ludzi o umyśle awanturniczym, ludzi chcących zerwać z przeszłością nazywa się czasami „przednią strażą”, liderami, jedynie dlatego, że są spragnieni przyszłości, tylko dlatego, że żyją przyszłością. Tacy nowatorzy nie mają z nami nic wspólnego. Nic tak nie pomaga w przygotowaniu przyszłości, jak znajomość, a często i pewne umiejętne wykorzystanie przeszłości. Zresztą przyszłość przygotowuje nam wiele niespodzianek i mamy jeszcze wiele do nauczenia się, o wiele więcej niż to, co już wiemy.

Pierwszeństwo należy do tych, którzy umieją odgadnąć, czym będzie jutro, i którzy w teraźniejszości starają się zrealizować skutecznie to, czym to jutro będzie, to, czym chcą, aby ono było.

„Mieszkajmy w teraźniejszości – mówił ks. Tourville w jednym ze swych dzieł – zamieszkujmy teraźniejszość, jako ludzie, którzy przybyli z przyszłości”. Dla mnie ta myśl może stać się owocna.

„Jeśli jakaś myśl przestaje zachwycać młodzież, to jest już bliska śmierci” – powiedziano nie bez słuszności. Będę się odnosił z zapałem i z entuzjazmem do każdej idei, której życia pragnę, która żyć będzie przeze mnie i przez moich bliskich; a do tych idei, których żywotności pragnę, zaliczę: zdrowy rozkwit rodziny, łagodną wolność dla wszystkich w wolnej ojczyźnie, silną i odpowiedzialną władzę rządu, pierwsze miejsce wszędzie oddawane Chrystusowi, zwycięstwo miłości na ruinach przeżytego sekciarstwa i nienawiści.

To wszystko, co chciałbym w ciągu dziesięciu lat zmienić, stanie się moim prawem i moim kodeksem. I będę już sam i przez innych realizował to wszystko, co będzie w mojej mocy.

W poszukiwaniu nowych ziem

Pewna gazeta postawiła takie pytanie: „Gdyby jakaś wróżka chciała ci zrobić prezent gwiazdkowy, co chciałbyś znaleźć pod choinką?”.

Ktoś odpowiedział: „Iluzje”.

Ale czym innym są złudne iluzje, czyste chimery – a czym innym szlachetny zapał i poryw, ten zapał, który zbyt rozsądni ludzie nazywają nieraz iluzją, a który w rzeczywistości jest tylko bardziej wnikliwym przewidywaniem, bystrzejszym spojrzeniem, bardziej przedsiębiorczą wolą. Pewien humorysta wymyślił list, jaki miał napisać jakiś poważny, rozsądny i uczony mąż do Krzysztofa Kolumba, w chwili gdy ten rozwijał żagle swoich okrętów:

„Dowiaduję się młody przyjacielu, że masz zamiar odkryć nowy świat i powiem ci otwarcie, że zamiaru tego nie pochwalam… Jak to? Czy ziemia nie jest dość duża? Popatrz w przeszłość. Czy ludzie kiedykolwiek śnili o odkrywaniu nowych światów?… Czy ani rady twoich prawdziwych przyjaciół, ani przestrogi losu, który ci jest przeciwny nie mogą cię nakłonić, abyś żył spokojnie w Europie jak każdy z nas? Uważasz się więc za tyle wyższego od wszystkich, że nie wystarcza ci to, co wystarczy innym? Jestem zmartwiony tym bardziej, że miałem zawsze dla ciebie prawdziwe przywiązanie. Czasami mi mówiłeś, że kochasz ocean, a ja cię namawiałem, abyś dla wprawy napisał parę wierszy o tym oceanie. Czy mogłem się domyślić, że poezję weźmiesz na serio! Jeśli zresztą miałeś tak zdecydowane zamiłowanie do żeglugi, nie odradzałbym ci małej przejażdżki od czasu do czasu; podróże kształcą młodzież. Ale młody przyjacielu, pozwól postawić sobie pytanie, czy nie za daleko się posuwasz, jadąc na poszukiwanie nowych światów? Dlaczego nie zadowalać się starym, skoro my wszyscy nim się zadowalamy!”.

Niech inni mówią, co chcą, ja pójdę za moją gwiazdą.

Mój udział w pracy

Pewnego dnia Żydzi, słysząc natchnione słowa świętego Jana Chrzciciela, pytali go mniej więcej tak, jak on później pytał Chrystusa: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”.

Ludzie, patrząc na nas młodych, zadają sobie pytanie: Czy to oni będą zbawcami? Czy mają potrzebne zalety, aby podnieść w nas powagę Kościoła, przywrócić lub dać Chrystusowi należne Mu miejsce w społeczeństwie?…A to tylko nic nie znaczące zera, jak tylu innych?

Mieć to poczucie, że muszę wielu rzeczy dokonać, że muszę sprostać położonemu we mnie zaufaniu, nie jest pychą. Patrząc w siebie szczerze – będę miał zawsze dosyć pobudek do pokory. W tym wypadku lenistwo przybiera często szatę fałszywej pokory. Właśnie ja muszę wziąć się do roboty, jakby nikogo innego nie było.

Zapewne słaba jest proporcja między olbrzymim dziełem, które czeka wypełnienia, a moim skromnym poświęceniem. Ale to nie powód, aby nie brać się do pracy. Zacznę od czynienia tego, co mogę; wszystkiego co mogę, bez hałasu, bez pośpiechu, bez niecierpliwości; ze spokojem, ze starannością, tak, jakby nie było niczego innego do zrobienia, tak, jakby to, co robię, mogło zaradzić wszystkiemu.

Tak spełnię całą część pracy, która przypada na mnie. Gdyby dziesięć tysięcy ludzi postąpiło w ten sam sposób, to już bylibyśmy zbawieni.

Bądźmy tą pierwszą komórką, z której odrodzi się cała zniszczona tkanka społecznego organizmu.

Młodość

Jacques d’Arnoux, lotnik ciężko ranny w 1917 roku, pisze w swojej książce Les paroles d’un revenant: „Twoje życie będzie krótkie, a jednak musi być pełne. Co znaczy dwadzieścia lat? Będzie już niedługo dziesięć lat, jak zaciągnąłem się do dwunastego pułku jazdy… Co?… Dwa razy tyle i koniec życia?… I oto stoję przed moim Stworzycielem… Gdzie to żniwo dusz, które będę mógł złożyć u Jego stóp?”.

Krótkość życia i wydajność życia! Krótkość życia. Mam szesnaście lat, dwadzieścia, dwadzieścia cztery. To znaczy już ich nie mam. Już przeszły. Już zapadły na zawsze w Bożą wieczność. Do mnie należy tylko ta uchodząca minuta. A ta minuta tak jest krótka, tak ulotna!

Jeszcze raz tyle lat, może dwa razy tyle, może mniej, a będę stał przed Bożym sądem. Przed sądem? Jak to? Już?

I co powiem? Wydajność życia. Gdy Chrystus wróci na ziemię, aby sądzić wszystkich ludzi, czy zastanie tu więcej miłości?

Czy w wyniku mojego życia zastanie na ziemi więcej miłości Boga, więcej miłości wśród ludzi?

Czy na skutek mojego życia znajdzie więcej wiary na ziemi, więcej ducha religijnego?

Jeśli nie, to do czego posłużyło moje życie? Dzisiaj, jak zresztą zawsze, nikt nie ma prawa zbawiać tylko siebie. Jaki plon dusz będę mógł ofiarować Bogu? Niestety, może będę znał tylko listę dusz, którym pomogłem do upadku? Gdzie będą dusze, którym pomagałem w ich drodze do Boga? Ile ich będzie?

Stworzę sobie życie pełne… pełne dla siebie i owocne dla drugich.

Nauka teraźniejszości

Marszałek Foch lubił opowiadać, że uczył się do egzaminu wojskowego w Saint-Clement, w Metzu, w 1871 roku, podczas gdy w sąsiedniej sali Bazaine ze swymi oficerami zastanawiał się nad poddaniem miasta. W tym dniu zrodziło się w Fochu pragnienie pomszczenia honoru Francji.

W 1830 roku Montalembert widzi jak tłum zrzuca krzyże z publicznych pomników i widzi ohydną procesję, która te zdarte krzyże włóczy w pyle dróg, zanim je wrzuci do Sekwany. To mu wystarcza. Obiecuje sobie, że kiedyś, za jego staraniem, wolność wróci do swych praw, a Chrystus na swoje miejsce.

Szczęśliwi ci, którzy nie są zadowoleni; szczęśliwi ci, którzy mają zranione dusze, jeżeli niezadowolenie jest tego rodzaju, a rany pochodzą z takich ciosów. Biada temu, który patrząc na podłość nie czuje nic, boleśnie nie drgnie, nie poweźmie daleko idących postanowień, nie zmieni życia, nie skieruje go ku świętym sprawom, ku tym sprawom, na klęskę których patrzył za młodu.

W młodości mamy najwrażliwszą duszę; najgorętsze serce. Kierujmy te skarby naszych uczuć, ten płomień naszej woli ku sprawom świętym, wielkim i szlachetnym. I niech te wielkie ideały, które pokochaliśmy pierwszą, gorącą miłością, przetrwają w nas przez całe życie, niech ten ogień młodocianego zapału rozgrzewa wszystkie nasze lata, niech przyświeca wszystkim naszym poczynaniom. Wtedy będziemy mogli w całej prawdzie powtórzyć słowa poety: „Młodość nasza jest rzeźbiarką…”.

Będę pielęgnował i strzegł świętego zapału mojej młodości, bo od jego ciepła ma się rozgrzać całe moje życie, życie wielkich prac i trudów.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Hrabia Charles Rene Forbes de Montalembert (1810–1870) – historyk, działacz katolicki; konsolidował środowiska katolików francuskich wokół pism „L’Avenir”, później „L’Universe” i „Le Correspondent”; przywódca opozycji parlamentarnej liberalnych katolików.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.