Rozdział trzeci. Złamane drzewko

Pewnego wieczoru tata wziął do rąk grubą książkę, kupioną jeszcze przez dziadka, i otworzył ją na stronie z wielkim, kolorowym obrazem raju. Dzieci były zachwycone. Ile zwierząt! Więcej niż w ogrodzie zoologicznym. Piotrkowi najbardziej podobały się lwy z potężnymi, żółtymi grzywami.

Ula wskazała palcem na dwoje ludzi chodzących między drzewami.

– To są pierwsi ludzie: Adam i Ewa – wyjaśnia tata.

– Czy i ich też Pan Bóg stworzył, jak i zwierzęta? – pyta Ula.

– Tak, tylko trochę inaczej – opowiada dalej tata. – Najpierw zrobił z ziemi ciało Adama, a potem pochylił się nad nim i tchnął na nie. W ten sposób ciało otrzymało duszę. Ale tego nie można było zobaczyć.

Heniek chuchnął na rękę i powiedział:

– Gdy się chucha, to też nic nie widać, chyba że jest duży mróz.

– Bądź cicho! – Piotrek trącił go pięścią w bok. – Nie przerywaj bez ustanku!

– Nie – mówi dalej tata – tego, co Pan Bóg tchnął w ciało, nie można w ogóle zobaczyć. To jest niewidzialne, jak i Pan Bóg. Pan Bóg jest duchem i dusza też. A ponieważ dusza pochodziła od Pana Boga, była ona jasna, piękna, święta i pełna światła niebieskiego. Była podobna do Pana Boga, była Jego odbiciem. I ta jasna, piękna dusza czyniła człowieka żywym. Mógł on oddychać, poruszać się, mógł widzieć, śmiać się i myśleć. Pan Bóg nazwał pierwszego człowieka Adamem. A potem stworzył jeszcze niewiastę; nazywała się Ewa i miała tak samo piękne ciało i tak samo świętą duszę. Pan Bóg patrząc na pierwszych ludzi cieszył się bardzo i powiedział do nich: „Kocham was, jesteście moimi dziećmi. Później wezmę was do nieba. A teraz będę mieszkał w waszych duszach”.

Jasne, choć niewidzialne światło Boże w duszy nazywa się łaską uświęcającą.

Adam i Ewa byli bardzo szczęśliwi. Gorąco dziękowali Panu Bogu.

„Cały raj należy do was – mówił Pan Bóg. – Możecie zrywać wszystkie kwiaty, jeść owoce z wszystkich drzew, wszystkie zwierzęta będą wam posłuszne i będą wam służyć. Ale powinniście mnie słuchać”.

Potem Pan Bóg zaprowadził ich do drzewa stojącego pośrodku raju: „Tylko z tego drzewa nie możecie jeść owoców. Gdybyście jednak zjedli, to umrzecie!”

Nagle rozlega się dzwonek: dzyń, dzyń, dzyń – to do taty ktoś ma ważną sprawę.

– Dzieci, do łóżka! Jutro wieczorem dokończę – mówi wychodząc.

W nocy Piotrek miał bardzo ciekawy sen. Wydawało mu się, że jedzie na lwie przez raj. Nic się nie bał, tylko mocno trzymał się żółtej grzywy.

„Hej! Ha!” – wołał przez sen. Nagle się zbudził. „Gdzie ja jestem?” – pomyślał. W pokoju jasno świecił księżyc. A Piotrek leżał na dywanie. Tak prędko jechał na lwie, że aż wypadł z łóżka.

Po chwili poczuł, jak ktoś go podniósł i otulił kołdrą na łóżku. To były ręce mamy. Potem zwinął się pod kołdrą jak mały piesek. Wkrótce znów mocno spał.

Następnego dnia po obiedzie Heniek pyta Piotrka:

– Chcesz się huśtać?

– Ale nie mamy huśtawki.

– To zrobimy sobie! Masz kawałek mocnego sznurka?

– Tak. – Piotrek pamięta, że jest w szopie. – Ale gdzie go umocujesz?

– Tu, do drzewa!

To drzewko, jak i kilka innych, tata posadził przed paru laty i przestrzegał Piotrka i Ulę, by nie wchodzili na nie ani nie huśtali się na nich, bo są jeszcze słabe. Dlatego Piotrek odezwał się:

– Nie możemy się na nim huśtać, bo tata zabronił. – Heniek roześmiał się.

– Aleś tchórz. Przecież od huśtania drzewku nic się nie stanie!

To mówiąc przerzucił sznur przez jedną z grubszych gałęzi. Teraz związuje u dołu oba końce i już siedzi na huśtawce. Sznur trochę wrzyna się w nogi i przy każdym ruchu obciera gałąź. Ale jakoś idzie.

Heniek buja się tam i z powrotem. Wkrótce i Piotrkowi przyszła ochota.

– Pozwól mi chociaż raz – prosi.

Gdy już siedział na linie, Heniek pchnął go mocno. Drzewko zaczęło się chwiać. Naraz rozległo się głośne „trach!” i Piotrek razem z gałęzią runął na ziemię.

Piotrek powoli się podnosi. Na jego twarzy widać przerażenie.

– Heniek, jeśli to zobaczy tata! – Zatrwożony patrzy w kierunku okna.

– Dlaczego ma zobaczyć – mówi Heniek. – Sznur odniesiemy do szopy, a gałąź schowamy w kącie ogrodu.

Tak też i zrobili. Potem szybko wybiegli na ulicę.

– Piotrze! Heńku! – rozległ się nagle z ogrodu głos taty. Obaj przyszli, ale bardzo przestraszeni. Heniek wyjął chusteczkę i wyciera nią nos. Chce ukryć za nią twarz. Wie dobrze, że jest czerwony.

– Chodźcie ze mną! – Pan Werner zaprowadził ich do drzewka.

– Co to jest? – pokazuje palcem.

Patrzą na duży biały ślad w miejscu, gdzie kiedyś była gałąź.

Piotrek czuje, że teraz lepiej powiedzieć prawdę. W przeciwnym razie tata jeszcze bardziej będzie się gniewał.

– My… myśmy się huśtali… i nagle niespodziewanie złamała się gałąź.

Och, jaki zły jest tata!

– Piotrze, przecież wiedziałeś dobrze, że drzewko jest słabe! Dlaczego więc huśtaliście się na nim?!

Chłopcy nie śmieją podnieść oczu.

– Marsz do domu!

Wśliznęli się do mieszkania. Kolacja tego dnia była bardzo przykra. Tata nie powiedział ani słowa. Mama też się nie odzywała.

Potem musieli iść natychmiast do łóżka. Także Ula, choć nic złego nie zrobiła.

– Czy tata nie dokończy nam dziś wczorajszego opowiadania? – zapytała po cichutku.

Ale mama potrząsnęła głową:

– Tata jest bardzo zagniewany na Piotrka i Heńka.

– To każ im iść szybko i powiedzieć, że więcej już tego nie zrobią – proponuje Ula.

– Lepiej jutro, bo tata teraz chce być sam – mówi mama.

– Mamusiu, bardzo cię proszę, opowiedz nam dalszy ciąg – błaga Ula. – Przecież ja nie mogę za nich cierpieć. – Piotrek i Heniek leżą bardzo cicho. „Czy mama zechce?” – myślą.

Ula wybiega z łóżka w nocnej koszuli i tuli się do mamy:

– Bardzo cię proszę, mamusiu!

– Właściwie to nie chciałabym – mówi poważnie mama.

– Ale może Piotrek i Heniek zobaczą z tego opowiadania, jak to niedobrze być nieposłusznym. Bo Adam i Ewa też byli nieposłuszni.

– Naprawdę? – dziwi się Ula. – Przecież oni tego nie chcieli.

– Tak, nie chcieli tego, ale szatan ich skusił. Był zazdrosny i nie mógł znieść, że mają tak pięknie w raju, że są dziećmi Bożymi i że kiedyś pójdą do nieba.

– To okropne! – mówi Ula. Nagle zrobiło się jej zimno. Mama owinęła ją kocem.

– Pewnego dnia – mówi dalej mama – szatan ukrył się w wężu. Wąż zaś wczołgał się na drzewo, które stało pośrodku raju. Obok przechodziła Ewa. Szatan odezwał się do niej: „Ewo, wy możecie jeść spokojnie owoce z tego drzewa i nie umrzecie. Przeciwnie, będziecie tak mądrzy jak Pan Bóg”.

– To było kłamstwo – powiedział Piotrek.

– Naturalnie, że to było kłamstwo. Szatan zawsze kłamie. Ale Ewa bardziej wierzyła mu niż Panu Bogu.

– I zjadła? – pyta podniecona Ula.

– Tak, wzięła sama, a potem dała Adamowi. I Adam też jadł.

– Ale on był głupi! – zawołał Piotrek.

– Tak, a ty nie zrobiłbyś tego? A dziś po południu, co było, przypomnij sobie?

Piotrek cieszy się, że światło jest zgaszone. Bo mocno się wstydzi.

Mama opowiadała dalej:

– Adam i Ewa popełnili przez to grzech. Bardzo ciężki grzech. Ale przez to nie stali się mądrzy jak Pan Bóg.

– Zrobili się brzydcy – zgadła Ula.

– Tak, ich dusza przestała być jasna i piękna. Zgasło w niej światło Boże. Zaczęli się bać. I ukryli się.

Piotrkowi przyszło do głowy, że on dziś tak samo uciekał spod jabłoni ze strachu przed tatą.

– Ale Pan Bóg wiedział już o wszystkim i zawołał ich. Wstydzili się, bo wiedzieli, że nie są już dziećmi Bożymi. Dziecko Boże robi to, co każe Pan Bóg. Oczywiście, Panu Bogu chodziło o posłuszeństwo, a nie o owoce. Teraz Pan Bóg musiał ich ukarać.

– Tata też nas ukarze – wtrąca Piotrek. – To straszna rzecz, gdy tata milczy. Dziś nie powiedział nam nawet „dobranoc”.

– Pan Bóg ukarał ciężko pierwszych ludzi. Musieli opuścić raj. I ciężko pracować. Musieli znosić ból i zmartwienia. I umrzeć też. Wszyscy ludzie muszą teraz umierać, ponieważ Adam i Ewa zgrzeszyli. Pan Bóg zaś nie chciał już więcej mieszkać z ludźmi. Światło Boże opuściło ich dusze. Przez to stały się ciemne i smutne. I niebo też zamknął Pan Bóg, tak że żaden człowiek nie mógł do niego wejść.

Dzieci rozumieją to bardzo dobrze. „Tata też nie chce dziś nawet spojrzeć na nas” – myśli Piotrek.

– Ale nie tylko Adama i Ewę ukarał Bóg, lecz i wszystkich ludzi, ich potomków.

Dzieci pomagają mamie:

– Wszyscy muszą teraz umrzeć: umarł Jurek, dziadziuś…

– I ty, ciociu, umrzesz, i Piotrek, i Ula – mówi Heniek.

– Tak – potwierdziła mama – ale śmierć to nie wszystko, co otrzymaliśmy po Adamie i Ewie. Odziedziczyliśmy po nich i grzech; my i wszyscy inni ludzie. Teraz, gdy małe dziecko przychodzi na świat, to jego dusza jest ciemna. Nie mieszka w niej Pan Bóg i nie ma w niej światła Bożego, które nazywa się łaską uświęcającą. Dlatego mówimy, że dziecko ma grzech pierworodny.

– A my też mamy grzech pierworodny, mamusiu? Czy nasza dusza jest ciemna, bez światła Bożego?

– Nie, teraz już nie. Ale gdy tylko przyszliście na świat, to była ciemna, bez Pana Boga.

– Ale prędko nas ochrzczono i nasze dusze stały się jasne i piękne, prawda, ciociu? – powtarza Heniek wiadomości z lekcji religii.

– Dobrze, Heniu, przez chrzest staliście się dziećmi Bożymi. Ale wówczas, gdy zgrzeszyli Adam i Ewa, nie było jeszcze chrztu. Ludzie byli smutni i wołali do Pana Boga: „Pomóż nam! Gdy jesteśmy sami bez Ciebie, robimy tyle złego. Otwórz nam niebo”. Pan Bóg współczuł ludziom, bo zawsze, nawet po grzechu, ich kochał.

– Tak samo jak tata – mówi Piotrek. – Musi nas ukarać. Ale nie przestał lubić.

Mama musiała się uśmiechnąć. Zapaliła światło i przesunęła ręką po rozwichrzonej czuprynie Piotrka.

– Tak, Piotrusiu, dokładnie tak samo. Pan Bóg nie chciał zostawić ludzi w opuszczeniu i nieszczęściu. Dlatego zesłał na ziemię swego Syna.

– To był Pan Jezus, nasz Zbawiciel – mówi Heniek.

– Bardzo dobrze pamiętasz. Ale upłynęło wiele tysięcy lat, zanim przyszedł Pan Jezus. Ludzie z tęsknotą prosili Pana Boga: „Nie czekaj, Boże, tak długo, prędko Go nam ześlij. Niech zejdzie z nieba jak rosa w nocy”.

I wreszcie narodził się Pan Jezus jako maleńkie dziecko. Gdy już był duży, chciał naprawić grzechy ludzi. Dlatego umarł na krzyżu. Cierpiał straszliwe bóle. Ale czynił to z miłości do nas. Przez swoją śmierć na krzyżu otworzył nam niebo. Swoją krwią obmył nasze grzechy: grzech pierworodny i wszystkie inne. – Mama wskazała na krzyż. – Patrzcie, oto obraz Pana Jezusa cierpiącego. Jak okropny musi być grzech, skoro Pan Jezus musiał tyle cierpieć! I wy zawsze, gdy jesteście niegrzeczni, sprawiacie ból Panu Jezusowi. Dziś też zrobiliście Mu przykrość przez nieposłuszeństwo tatusiowi. Przeproście Go za to po cichu.

Mama zgasiła światło.

Księżyc jasno oświetlał krzyż. Piotrek leżał cicho i patrzył na twarz Pana Jezusa. Jaka ona była smutna!

– Dziś zasmuciłem Cię, kochany Jezu – modlił się Piotrek. – Byłem nieposłuszny. Dlatego tata jest smutny i Ty też. Ale nie chcę już więcej tego robić. Chcę być posłuszny. I nie chcę też kłamać ani zamieniać auta Heńkowi.

Potem usnął spokojnie.

Następnego dnia była niedziela. Gdy dzieci przyszły do pokoju, tata stał przy oknie tyłem do drzwi. Mama kroiła chleb na stole. Cała trójka stała zakłopotana i prosiła oczami mamę o pomoc.

– Tato, Piotrek i Heniek chcą ci coś powiedzieć! – zaczęła mama.

Tata odwrócił się. Heniek był cały czerwony na twarzy i z zakłopotania zawiązywał sobie sznurowadło od buta. Nie mógł prosto patrzeć. Ale Piotrek zaczął odważnie, tak jak przyrzekł Panu Jezusowi:

– My… my już nie zrobimy tego więcej… tato… na pewno nie.

– Daj mi rękę, Piotrze… Ty także, Heniu!

Heniek zbliżył się nieśmiało.

– I ja też już więcej tego nie zrobię. Daruj mi, wujku… – wyjąkał po cichu.

Jak to dobrze, że przeprosili tatę.

Nigdy jeszcze tak nie smakował im chleb z masłem na śniadanie jak dzisiaj. A tata był już pogodny.

Erika Goesker

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eriki Goesker Przygody Piotrka i Uli, czyli jak przygotować się do I Komunii Świętej.