Rozdział trzeci. O widzeniu uszczęśliwiającym, cz. 2

Inne, przynajmniej pozorne rysy analogii do katolickiego pojęcia uszczęśliwiającego widzenia Boga spotykamy w mistyce panteistycznej, której założenia monistyczne przyjmują bezpośrednie zjednoczenie umysłu ludzkiego z bóstwem.

Człowiek mianowicie jako cząstka najwyższej prajedni jest w stanie osiągnąć maksimum doskonałości swych władz umysłowych przez jasną intuicję bóstwa, której tajemnicze zjawisko polega na tym, że dusza danej jednostki zatapia się w Bogu, poznaje Go doskonale i doznaje stąd najwyższego szczęścia. To zjednoczenie z Bóstwem w sposób bezpośredni stanowi najwznioślejszy ideał ludzkiego życia, cel wszelkich jego pragnień. Żeby jednak człowiek mógł się wznieść na te szczyty doskonałości, musi przedtem stoczyć walkę z tym wszystkim, co hamuje pęd jego ducha ku zjednoczeniu się z Bóstwem, winien przez ćwiczenie się w surowej ascezie stłumić zmysłową stronę swojej natury. Ten intuicyjny akt poznawczy w formie mistycznej kontemplacji Bóstwa zna już hinduski monizm immanentny, który głosi mistyczno-idealny panteizm, akcentuje silnie konsubstancjalność człowieka z Brahmanem. „Najwyższym rodzajem nieśmiertelności jest połączenie się w jedność z Brahmanem… Brahman jest pierwszą zasadą rzeczy i ostateczną podstawą świata. A więc życie wieczne jest zjednoczeniem się z Brahmanem” – pisze Sarvepalli Radhakrishnan w swoim dziele Indian Philosophy (1).

Do podobnych wniosków doszła również heteronomiczna teoria poznania Filona, a przede wszystkim kryteriologia różnych systemów panteizmu emanacyjnego, począwszy od neoplatończyka Plotyna, poprzez mistykę Szkota Eriugeny, Spinozy, aż do panteistycznego idealizmu współczesnej teozofii. Najdoskonalsze poznanie według tych teorii eudajmonistycznego monizmu osiąga człowiek wtedy, gdy wyjdzie niejako z samego siebie i zatopi się w Bogu. Ten naturalny dla człowieka w mistyce panteistycznej fakt wyjścia z własnej istoty polega na skoncentrowaniu wszelkich myśli, pragnień i uczuć w Bogu, na zatraceniu swej jaźni i zupełnym rozpłynięciu się w absolucie, w tej najwyższej Prajedni, której wszystko, a więc i dusza, jest cząstką. Ekstaza zatem to najdoskonalszy stopień poznania. Ciemną noc ducha opromienia nagle rozniecone z góry światło. Człowiek pod wpływem jego działania odrywa się od przestrzeni i czasu, a skupia całą swoją uwagę na Boskiej istocie, przestaje być samym sobą. Podobnie jak ocean pochłania wody strumienia, który do niego wpada i zupełnie je miesza z bezmiarem swych toni, tak Bóstwo pogrąża w otchłaniach swego bytu jaźń duszy w chwili ekstatycznej kontemplacji. Oto, co pisze Plotyn: „Tam jest prawdziwy przedmiot miłości, tak iż można być z nim razem przez wzięcie w nim udziału i posiadać go istotnie, a nie obejmować tylko z zewnątrz w cielesnych uściskach. I kto ujrzał, ten wie, o czym mówię, a mianowicie, że dusza miewa wtedy inne życie, kiedy podchodzi i już dojdzie i udział w Nim weźmie, tak iż pozna po tym stanie swoim, że oto obecny jest Szafarz prawdziwego życia i że nie trzeba już niczego więcej, lecz wprost przeciwnie, że trzeba odrzucić rzeczy inne i mieć tylko w Nim ostoję i Nim się stać jedynie, usunąwszy nasze wszystkie dookolne naleciałości.

Toteż wyjść nam stąd śpieszno i gniewamy się na nasze przykucie do rzeczy zgoła różnych, bo chcemy «objąć całością – siebie – samych» i tak, żeby w nas nie było żadnej cząstki, którą nie dotykamy Boga! Zaprawdę, widzieć wtedy można i Jego, i siebie, jako widzieć się godzi, więc siebie, w jasności, w pełni umysłowego światła, a raczej ty stałeś się światłem samym, stałeś się czysty, wolny od ciężaru, lekki, stałeś się Bogiem, a raczej – Nim jesteś: rozgorzałeś wtedy, a kiedy ciężar powróci, to gaśniesz niejako!…

I to właśnie chciało uprzytomnić owo zalecenie naszych misteriów, żeby «nie rozgłaszać niewtajemniczonym », gdyż Bóstwo do rozgłaszania nie jest, i właśnie dlatego wzbroniło objawiać Go komuś innemu, kto sam także nie miał szczęścia Go ujrzeć.

Więc skoro nie było dwojga, lecz jednym był ten, kto ujrzał, w stosunku do tego, co ujrzał – tak, jakby ono było nie ujrzane, lecz ujednione z nim samym – więc jeśli będzie pamiętał, kim był w chwili zespolenia z Nim, to będzie miał w sobie Jego obraz” (2).

Tego rodzaju jednak pseudomistyczne fakty spotykane w panteistycznej teorii poznania są tylko bardzo słabym cieniem tej formy kontemplacji Boga, jaką rozwinął zdrowy mistycyzm chrześcijański. Wobec jego rzeczywistości mistyczne przeżycia człowieka, karmionego teorią fikcji panteistycznych, są najoczywistszą fantasmagorią. Owe tajemnicze zjawiska nierzadko spotykane w życiu świętych, podczas których to zjawisk dokonuje się zjednoczenie władz duszy z Bogiem, nie są przede wszystkim skutkiem wysiłków naturalnych zdolności człowieka, jak to głosi monistyczny panteizm, ale skutkiem nadprzyrodzonego działania Bożego w duszach o wysokim poziomie świętości zdobytej wytrwałą pracą duchową według programu i zasad ascetyki chrześcijańskiej. Wielorakie stopnie kontemplacji zna mistyka chrześcijańska, a w zależności od tego różna też istnieje doskonałość tajemniczego poznawania istoty Bożej. Po różnych szczeblach kontemplowania Bóstwa wspina się dusza, gromadząc zapas sił ze zbiorników łaski, aż wreszcie przygotowana odpowiednio z wyolbrzymionym rozmachem wewnętrznej siły osiąga szczyt zjednoczenia się z Bogiem w ekstazie, czyli w zachwycie. Wychodzi wówczas człowiek z przyziemności zmysłów, odrywa się od nich zupełnie, staje się nieczuły na wrażenia wpływające na niego od zewnątrz ze świata materii; odczuwając zaś doświadczalnie niby bezpośredni kontakt ze Stwórcą, zatapia swą świadomość w Bożej nieskończoności, tak iż wydaje się, jakoby wskutek doznawania nadprzyrodzonych wpływów Bożego światła wewnątrz swej istoty jaźń jego ulegała zanikowi i rozpłynięciu się w bezbrzeżnym oceanie Boskiego istnienia. Że jednak jaźń człowieka w chwili ekstazy nie ulega zanikowi, posłuchajmy, co w tej materii pisze z własnego doświadczenia mistyczny doktor Karmelu – św. Jan od Krzyża: „Gdy dusza ustąpi mu (to jest światłu Bożemu) miejsca do działania, czyli gdy usunie wszelką zasłonę i zmazę stworzenia, natychmiast zostaje prześwietlona i przemieniona w Boga i On jej udziela swego bytu nadprzyrodzonego tak, że się wydaje sama Bogiem i posiada wszystko, co sam Bóg”.

„To zjednoczenie następuje wtedy, gdy Bóg darzy duszę tą najwyższą łaską, że wszystkie rzeczy Boga i duszy są im wspólne przez udzielającą się przemianę. I dusza wtedy więcej wydaje się Bogiem niż duszą i jest Bogiem przez uczestnictwo. Mimo całej przemiany zachowuje jednak swój byt naturalny, tak odrębny od Boga, jak szkło prześwietlone od prześwietlającego je promienia słońca” (3).

Przeciętnemu człowiekowi, który zdąża do celu swego życia drogą zwyczajną, trudno jest pojąć naturę tych zjawisk wychylających się daleko poza naturalny bieg rzeczy. Ile światła z góry w takim stanie odbiera umysł, jakim żarem miłości gorzeje serce i wola lgnie do niestworzonego Dobra, z tego może nieco wyrazić słowem ten tylko, kto doznawał na sobie podobnych cudów łaski. „Owego najściślejszego, dostępnego w tym życiu dla człowieka zjednoczenia z Bogiem, tego doświadczenia Boga i biernego poddawania się Mu, czyli pati divina (bo na tym, a nie na dodatkowych i drugorzędnych darach nadzwyczajnych polega przeżycie mistyczne!) nigdy systematycznie i zrozumiale dla wszystkich mistyk nie wyraża. Przeżycia mistyczne, będące prawdziwie przedsmakiem widzenia uszczęśliwiającego w niebie, dadzą się wyrazić najwyżej w dalekiej analogii, najczęściej w metaforze tylko, i to w sposób nie systematyczny, zwykle w formie poetyckiej. W mistyce odchodzimy już zupełnie od systematyczności i od intersubiektywnej przekazywalności naukowej” (4). W czasie doznawania przeżycia mistycznego wszystkie władze duchowe odczuwają całkowite wypełnienie swej pojemności, człowiek kosztuje prawdziwego szczęścia, przeżywa niebo na ziemi w śmiertelnym ciele. I nie jest to przesadnym powiedzeniem, że człowiek w czasie trwania ekstazy doznaje szczęścia niebieskiego; szczęście bowiem zupełne polega na osiągnięciu nieskończonej Prawdy i Dobra. Mistyczne zaś stany duszy posiadają podobny charakter z powodu eksperymentalnego odczuwania Bóstwa tak dalece, że ten typ poznania, jakie wówczas o Stwórcy czerpie umysł ludzki, teologowie nazywają jakby bezpośrednim poznaniem Boga (quasi immediata cognitio Dei) i przedsmakiem widzenia uszczęśliwiającego (praelibatio visionis beatificae). Nadzwyczajność przeżyć świadomości w tego rodzaju zjawiskach możemy ocenić ze zbyt ogólnego i enigmatycznie skreślonego opisu mistycznego zachwytu, jakim wyszczególnił Bóg św. Pawła apostoła. „Znam człowieka w Chrystusie – mówi apostoł – który przed czternastu laty (czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, nie wiem; Bogu to wiadome) zachwycony był aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek (czy w ciele, czy poza ciałem, nie wiem; Bóg to wie) zachwycony był do raju i posłyszał tajemnicze słowa, których człowiekowi mówić się nie godzi” (5). Doktor Anielski, zastanawiając się nad tajemniczym zjawiskiem w śmiertelnym życiu apostoła, jest zdania, że już tutaj za życia ziemskiego Bóg mu odsłonił chwałę błogosławionych w niebie (6).

Otóż ten ścisły związek duszy z Bogiem u mistyków w Kościele katolickim, to niby bezpośrednie odczuwanie Bóstwa już w tym życiu śmiertelnym rzuca wiele światła na możliwe zrozumienie tajemnic widzenia uszczęśliwiającego.

Spośród żyjących jedynie ci, co doznają mistycznych przeżyć i zachwytów, odczuwając w momentach ich trwania jak gdyby bezpośrednią komunikację i dotykalny kontakt z Bogiem, mogą nieco doskonalsze sobie o tym utworzyć pojęcie. W podobnych bowiem wypadkach Stwórca odrywa na chwilę ich dusze od przyziemności i daje im zakosztować przynajmniej cokolwiek z wielkości tajemnic tego szczęścia, którego „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało i w serce człowiecze nie wstąpiło” (7). Tak! „Rozpalona całkowicie dusza w tym Boskim zjednoczeniu – pisze św. Jan od Krzyża – nasyca się całą obfitością chwały i miłości, odczuwa, że aż do najgłębszej istoty zalewa ją potok chwały, pełen rozkoszy, i że z jej żywota płyną strumienie wody żywej, o której mówił Zbawiciel (8). I ponieważ tak dogłębnie jest przemieniona w Boga, tak całkowicie przez Niego owładnięta i tak nieprzebranymi bogactwami darów obsypana, zdaje się jej, że już tak blisko jest szczęścia wiecznego, iż dzieli ją od niego tylko delikatna zasłona. Spostrzega również, że ten słodki płomień miłości w niej gorejący, ilekroć ją ogarnia, napełnia ją pełną słodyczy i mocy chwałą, tak iż za każdym razem, gdy ją trawi i pochłania, doznaje wrażenia, iż przynosi jej życie wieczne i zrywa już zasłonę życia śmiertelnego” (9). W ten sposób przygotowuje najwyższa Prawda i Dobro dusze wybrane już w tym życiu do bezustannej kontemplacji siebie w wieczności; zalewa je potokami radości niebiańskich w tym celu, by same wzmacniały się nadzieją osiągnięcia szczęścia wiecznego i drugich współpielgrzymów na drodze życia uświadamiały o olbrzymich wartościach nieba.

„Nawet w tym życiu – mówi ks. Marian Morawski SI – dusze do wyższej podniesione modlitwy chwilami takiego udzielania się Boskiego światła doznają, że wyrażają się, jakoby widziały Boga, Trójcę Świętą, doskonałości Boskie, i w tych widzeniach czują się przeniesione do niebiańskich rozkoszy… Nie mniej silnie odczuwają mistycy owo wewnętrzne przenikanie Bóstwa i dotykanie głębi duszy. „Doznaje się doprawdy – pisze św. Jan od Krzyża – w tym dotknięciu przedsmaku niebieskiego życia… Substancja Boga, jak tego eksperymentalnie doznało wielu świętych za życia, dotyka wtedy substancji duszy. Niewymowne rozkosze, jakich się wówczas kosztuje, w żaden sposób wypowiedzieć się nie dają; i mówić o tym nie chcę, żeby nie myślano, iż tyle tylko w tym darze się zawiera, ile się da powiedzieć. Jedno, co robić można, kiedy się tych łask doświadcza, to rozumieć je dla siebie, kosztować – i milczeć” (10).

„Otóż jeżeli nawet na tym wygnaniu, wśród puszczy ziemskiej niektóre dusze doznają takich widzeń, takiego czucia Bóstwa, o ileż bardziej posiadają to w pełni błogosławieni w niebie. Mistycy w ogóle są tym, z przeznaczenia Bożego, w Kościele pielgrzymującym, czym byli owi „szpiegowie” w Izraelu, wysłani na zwiady do Ziemi Obiecanej. – Nie wchodzą oni wprawdzie do samego nieba, ale wznoszą się po różnych stopniach kontemplacji tak wysoko, tak blisko nieba, że aż spostrzegają w dali, jakby przez mgłę Ojczyznę i przeczuwają jej radości” (11).

Ks. Marcin Ziółkowski

(1) Filozofia indyjska, tłum. Z. Wrzeszcz, Warszawa 1958, t. I, s. 254.

(2) Enneady, VI, 9, 11, tłum. A. Krokiewicz, Warszawa 1959, t. II, s. 692–694.

(3) Wejście na górę Karmel, ks. 2, r. 5, tłum. o. Bernard od Matki Bożej OCD.

(4) Stefan Swieżawski, ks. Marian Jaworski, Byt, zagadnienia metafizyki tomistycznej, Lublin 1961, s. 260.

(5) 2 Kor 12, 2–4.

(6) S. th. II-II, q. 175, a. 3, ad 4; por. M. B. Lavaud, Moïse et Saint Paul ontils eu la vision de Dieu dès ici-bas?, „Revue Thomiste” 13, 1930, s. 75–83, 252–256.

(7) 1 Kor 2, 9.

(8) J 7, 38.

(9) Żywy płomień miłości, tłum. o. Bernard od Matki Bożej OCD, Kraków 1939, s. 34–35.

(10) Żywy płomień miłości, strofa 2.

(11) Świętych obcowanie, Kraków 1923, s. 211–212.

Powyższy tekst jest fragmentem książki był ks. Marcian Ziółkowskiego Niebo i piekło. Eschatologia, t. 2.