Rozdział trzeci. O cierpieniach

Kto z was nie dziwiłby się słysząc Chrystusa mówiącego do swych uczniów, że będą doznawali w życiu wielu smutków i utrapień, podczas gdy ludzie światowi będą się weselić i cieszyć? Nie sądźmy jednak, jakoby ludzie źli nie mieli również przeróżnych kłopotów i zmartwień.

Zbawiciel przeklina tych wszystkich, którzy oddają się tylko zabawom i uciechom światowym. Dobrzy chrześcijanie muszą być na to przygotowani, że życie ich upływać będzie we łzach i strapieniach, ale za to czeka ich obfita nagroda w niebie; przeciwnie, dzieci tego świata okupią chwilowe, grzeszne radości wiecznym potępieniem.

Chcę wam dzisiaj dowieść, moi przyjaciele, że krzyże, ubóstwo, zniewagi i cierpienia są udziałem chrześcijan, którzy starają się zbawić swą duszę i podobać się Bogu. Albo więc trzeba cierpieć na tym świecie, albo nie spodziewać się nigdy oglądania Boga w niebie. Zastanówmy się nad tym dobrze.

Powiadam, że od czasu, jak staliśmy się dziećmi Bożymi, wzięliśmy krzyż na ramiona i on nas nie opuści aż do śmierci. „Weźcie krzyż – mówi Zbawiciel – i idźcie za Mną nie tylko dzień, miesiąc, rok, ale całe życie”. A św. Augustyn powiada, że dzieci Boże powinny zostawić radości ludziom światowym i opłakiwać grzechy swoje. Przez cierpienia możemy odpokutować za dawne grzechy, za które trzeba ponieść karę albo w tym, albo w przyszłym życiu. Kary w tym życiu trwają krótko i nie są wcale ciężkie. Bóg miłosierny karze nas, abyśmy odpokutowali za grzechy, a potem byli szczęśliwi na wieki. Jakiekolwiek będą te nasze cierpienia, pamiętajmy, że przez nie dotyka nas Bóg małym niejako palcem, w wieczności zaś wystąpi jako potężny i zagniewany Sędzia, wymierzający straszne kary. W tym życiu możemy szukać pociechy w modlitwie i w ogóle w religii, w wieczności pozostanie nam tylko rozpacz. Jak więc szczęśliwy chrześcijanin, któremu życie schodzi na płaczu i cierpieniach, bo przez to może uniknąć wiele złego i otrzymać radość wieczną w niebie! Świątobliwy Hiob powiada, że życie człowieka jest jednym szeregiem cierpień. Rzeczywiście, jeżeli pójdziemy od domu do domu, to zobaczymy, że Bóg każdego człowieka dotknął jakimś krzyżem: tu widzimy stratę majątku, tam niesprawiedliwość, która doprowadziła całą rodzinę do nędzy, ówdzie chorobę, gdzie indziej żonę gorzko płaczącą, bo mąż gbur i bezbożny. W innym domu dogorywa starzec, opuszczony przez własne dzieci; wszędzie, gdziekolwiek zwrócę oczy, widzę jakieś strapienia i nieszczęścia, czyli krzyże. Dlatego głównie jesteśmy nieszczęśliwi wśród cierpień, bo nie umiemy korzystać z nich dla naszego zbawienia.

Czujemy się też i dlatego nieszczęśliwi, że zawsze patrzymy na tych, którym się lepiej powodzi od nas. Człowiek żyjący w nędzy i ubóstwie, zamiast porównać swe życie z życiem nieszczęśliwego więźnia, myśli o bogatych, którzy spędzają czas wesoło na zabawach. Chory, zamiast przedstawić sobie straszne męki potępionych w piekle, porównuje się z człowiekiem zupełnie zdrowym.

I co z tego wynika? Zamiast znosić te wszystkie krzyże jako pokutę za grzechy, szemrzemy na nie i narzekamy. Twa niecierpliwość, twa rozpacz, twój brak poddania się woli Bożej, zrobiły cię jeszcze nieszczęśliwszym. Dodałeś przez to do dawnych grzechów jeden więcej.

Powiecie jednak, że już słyszeliście sto razy te słowa i że w ten sposób pocieszyć was nie można. Patrz, przyjacielu, w niebo! Podziwiaj dobroć Ojca, który przygotował ci, jako nagrodę za przebyte cierpienia, wieczną szczęśliwość w swym królestwie. Bóg dotknął cię, aby wyleczyć rany zadane przez grzechy twej biednej duszy. Bóg każe cierpieć, aby cię mógł ukoronować później, chwałą nieśmiertelną. Przyjmij krzyże, jak Hiob, który po stracie majątku i rodziny nie rozpaczał, tylko mówił: „Ręka Pańska dotknęła mnie”. Kiedy już rok leżał na gnojowisku, okryty wrzodami, nie mając znikąd pociechy, pogardzony i opuszczony przez ludzi, prześladowany nawet przez własną żonę, która szydziła zeń, mówiąc: „Proś Boga o śmierć, abyś przestał cierpieć. Patrz, jak postępuje z tobą Bóg, któremu służysz tak wiernie!”. Wtedy świątobliwy mąż odrzekł: „Milcz, niewiasto! Jeżeli odbieraliśmy dobre z ręki Boga, czemu nie możemy przyjąć i złego, które na nas zsyła?”.

Nie możecie pojąć, dlaczego zasmuca nas Bóg, ten najlepszy Ojciec, który nas tak umiłował. A przecież każdy prawdziwie kochający ojciec karze dziecię, gdy źle postępuje; lekarz także, chcąc uzdrowić chorego, daje mu czasami gorzkie lekarstwa. Potrzeba więc, aby Bóg nas karał, w przeciwnym razie nie uważałby nas za swoje dzieci, gdyż sam Zbawiciel powiedział, że ci posiądą niebo, którzy cierpią i walczą aż do śmierci. Czy Chrystus Pan nie powiedział prawdy?

Zastanówmy się dobrze nad życiem świętych, a przekonamy się, jak nie chcieli żyć bez cierpień. Św. Augustyn woła z płaczem: „Nie oszczędzaj mnie Boże na tym świecie, daj mi dużo cierpień, a będę szczęśliwym, bo się zlitujesz nade mną w przyszłym życiu”. – „O jak czuję się szczęśliwym – mówi św. Franciszek Salezy na łożu boleści – że znalazłem tak łatwy sposób odpokutowania moich grzechów!” I ja wam powiadam, że cierpienia, wszelkie nieszczęścia i choroby prowadzą duszę do Boga. Św. Aleksy leżał czternaście lat na zranionym boku i mówił z weselem: „Jak jesteś sprawiedliwym, o Panie! Karzesz mnie, ponieważ jestem grzesznikiem, którego umiłowałeś!”. Św. Ludmiła była nadzwyczajnie urodziwą. Pewnego razu w gorącej modlitwie błagała Boga, aby pozbawił ją piękności, gdyby przez nią miała być potępioną. I rzeczywiście Bóg okrył ją wstrętnym trądem, który nie ustąpił do śmierci. Żadna skarga nie wyszła z jej ust. Ilu z potępionych w piekle byłoby dziś w niebie, gdyby był Bóg zesłał na nich choroby! Dlatego też św. Augustyn powiada: „Jeżeli jakie doświadczenie cierpkie się wam wydaje, znoście je spokojnie z tą myślą, że obfita nagroda czeka was za to w niebie!”.

Czytałem raz o pewnej kobiecie, która długie lata chorowała, nie mogąc podźwignąć się z łóżka. Znosiła swą chorobę z poddaniem się woli Bożej, a gdy ją pytano, co jej dodaje sił i cierpliwości, odpowiadała: „Jestem tak zadowolona, że się dzieje ze mną to, co Bóg chce, że nie zamieniłabym mej niedoli za żadne królestwa ziemskie. Kiedy pomyślę, że Bóg chce, bym cierpiała, już mnie to cieszy”. Św. Teresie ukazał się raz Chrystus i rzekł do niej: „Moja córko, nie dziw się temu, co widzisz; moi wierni słudzy muszą znosić różne krzyże i zniewagi; im bardziej Bóg kogo ukochał, tym więcej zsyła nań cierpień”. Św. Bernard uważał swe cierpienia za dowód łaski Bożej i płacząc błagał Boga: „Ach, Panie, jak byłbym szczęśliwy, gdybym miał siłę wszystkich ludzi i gdybym mógł znosić wszystkie krzyże!”. Św. Elżbieta, królowa węgierska, gdy ją wyrzucono z pałacu i ciągnięto po błocie, nie myślała wcale o ukaraniu zbrodniarzy, ale uważając to za dowód łaski Bożej, pobiegła do kościoła i tam zaśpiewała Te Deum. Św. Jan Chryzostom mówił, że woli cierpieć z Jezusem, niż panować z Nim w niebie. Św. Jana od Krzyża strasznie męczyli jego uczniowie, wtrącili go do więzienia i tak go bili, że był cały zbroczony krwią. „Nie płaczcie – mówił do tych, którzy ubolewali nad nim – nigdy nie miałem tak szczęśliwych chwil”. Pewnego razu ukazał mu się Zbawiciel i zapytał: „Janie, co chcesz, abym ci dał za cierpienia, które ponosisz dla mej miłości”. „Ach – zawołał św. Jan – dozwól Panie, abym mógł coraz więcej cierpieć”.

Widzimy z tego, o ile lepiej od nas święci pojmowali znaczenie cierpień dla miłości Bożej. Niektórzy z was narzekają mówiąc: „Czym zasmuciliśmy Boga, że zsyła na nas tyle kłopotów?”. Czym zasmuciliście Boga? Zastanówcie się dobrze nad Jego przykazaniami, czy jest choć jedno, którego nie przekroczyliście? Przebiegnijcie w myśli swe życie od młodości, a potem pytajcie, co złego zrobiliście? Czy za nic sobie macie ową pychę, tę wygórowaną miłość własną, która sprawia, że ciągle pragniecie więcej i nie jesteście z niczego zadowoleni; tę próżność, zazdrość, tę opieszałość w przystępowaniu do sakramentów świętych i w ogóle do wszystkiego, co się odnosi do zbawienia duszy? Zapomniałeś o tych wszystkich grzechach, których tyle popełniasz codziennie? Jeżeli więc zawiniłeś, czy nie słusznie, aby cię Bóg karał? Powiedz mi jeszcze, czy starałeś się w jakiś sposób pokutować za grzechy? Czy pościłeś, umartwiałeś się, spełniałeś dobre uczynki? Popełniwszy tyle grzechów, nie wylałeś nad nimi ani jednej łzy. Twe skąpstwo chcesz okupić maleńką jałmużną. Ty pyszna i wyniosła osobo nie chcesz się wcale uniżyć i zawsze służysz tylko swemu ciału, nie myśląc wcale o pokucie. Nie dziw się więc, że Bóg robi sobie sprawiedliwość i karze cię, zmuszając tym do pokuty. Jakże jesteśmy zaślepieni! Chcielibyśmy, aby Bóg nie karał nas za grzechy i nie był sprawiedliwym Sędzią? Czy raczej pragnęlibyśmy tu na ziemi żyć spokojnie, a dopiero w piekle odcierpieć zasłużoną karę? „O nie, Panie, wołamy ze św. Augustynem, tu podwój nasze cierpienia i smutki, abyś się tylko zmiłował nad nami w wieczności!”

Inny znów powie: Te chłosty dobre są dla tych, którzy popełnili ciężkie grzechy, ale moje są powszednie. Myślicie więc, że nie potrzebujecie cierpieć, bo nie dopuściliście się wiele złego? Dlatego właśnie, że podobacie się Bogu, On na was zsyła cierpienia, by was doświadczyć. Dziwi cię to, mój przyjacielu? Przypatrz się Jezusowi Chrystusowi! On powinien być twym wzorem do naśladowania; zastanów się nad Jego życiem, a zobaczysz, że nie upłynęła tam ani jedna chwila bez cierpień. Powiedz mi, dlaczego to faryzeusze prześladowali Go i szukali nieustannie sposobu pochwycenia Go i skazania na śmierć? Czy dlatego, że był winowajcą? Nie! Ale Jego cuda, przykład pokory i ubóstwa potępiały ich pychę i złe czyny. Gdybyśmy czytali Pismo Święte, zobaczylibyśmy, że od początku świata cierpienia, zniewagi i szyderstwa były udziałem ludzi wybranych od Boga. Dlaczego to Kain zabił Abla? Czy nie dlatego, że Abel był dobrym i sprawiedliwym? Czy nie dlatego bracia wrzucili Józefa do studni, że jego świątobliwe życie potępiało ich występki? Apostołowie dlatego tylko byli prześladowani, że szukali jedynie chwały Bożej i zbawienia dusz.

Tym lepiej więc, że was znieważają, oczerniają i wyśmiewają, bo gdyby tego nie było, co ofiarowalibyście Chrystusowi w godzinę śmierci? Z czym ukazalibyście się przed Nim?

Ale powiecie: Oni przez to grzeszą, że prześladują niewinnych.

Dlaczego ten Pan wszechmocny znosił tyranów? Mógł ich tak samo łatwo ukarać, jak zachować przy życiu. Oto posługiwał się nimi, aby doświadczyć dobrych i przez to przyspieszyć ich zbawienie. Powinniście się za nieprzyjaciół modlić, nie dlatego, że was znieważają i prześladują, ale dlatego, że Bóg się nimi posługuje, aby was do nieba doprowadzić.

Prawda, że to szaleństwo nienawidzić kogoś, że lepszy od nas, że spełnia więcej dobrych uczynków i częściej przystępuje do sakramentów świętych. Otwórz oczy, mój przyjacielu; jeżeli należysz do tych przewrotnych, poznaj swe zaślepienie! Staraj się naśladować tych, którymi dotąd gardziłeś, a znajdziesz szczęście w tym i przyszłym życiu.

Powiecie mi jednak, że wrogom nie czynicie nic złego; dlaczego was nienawidzą?

Tym lepiej, mój przyjacielu; to znak, że postępujesz drogą prowadzącą do nieba. Oto, co Chrystus rzekł do św. Piotra męczennika, gdy ten się żalił, że go znieważono niewinnie. „A ja, Piotrze – mówi Zbawiciel – co uczyniłem złego, że mnie umęczono?”

Ile to nieraz czynimy przyrzeczeń Bogu w chwili zapału? Rzeczywiście jesteśmy dobrzy tak długo, dopóki nie doznamy jakiejś przeciwności lub nieprzyjemności. A gdy trzeba coś cierpieć, unosimy się gniewem i nie chcemy służyć Bogu. Niewdzięczni, zapominamy, ile Bóg cierpiał z miłości ku nam!

Powiedzcie mi, co odpowiemy Bogu, kiedy porówna życie nasze z życiem świętych męczenników, którzy tyle cierpieli, a nie wyrzekli się wiary świętej? Jeżeli jesteśmy dobrymi chrześcijanami, nie będziemy narzekać na złość i niesprawiedliwość ludzką, ani nie będziemy mścić się za doznane krzywdy, lecz oddamy sprawy nasze Bogu, a On uczyni, co będzie dobrym dla naszego zbawienia.

Mojżesz, niewinnie oczerniony przez brata i siostrę, był dla nich tak dobrym, że dobroć jego wzruszyła Pana. Kiedy Bóg za karę dotknął jego siostrę strasznym trądem, Mojżesz nie cieszył się z tego, owszem błagał Stwórcę o jej uzdrowienie. O, jak szczęśliwi będziemy, jeżeli przebaczymy zniewagi i krzywdy! Wtedy tylko będziemy zbawieni, gdy będziemy dobrym za złe odpłacali.

My postępujemy tak, jak owi żołnierze, którzy uważają się za niezwyciężonych, dokąd nie widzą nieprzyjaciela; ale przy pierwszej utarczce uciekają. Gdy nas chwalą, zdaje nam się, że nic nie może doprowadzić nas do upadku i zboczenia z drogi cnoty, a z powodu najmniejszej przeciwności upadamy na duchu i opuszczamy dobre uczynki. Ach, mój Boże! Jak zaślepiony jest człowiek! Myśli, że jest mocny, a tymczasem sam zdradza Cię, Panie, i duszę swoją! Pamiętajcie, wierni chrześcijanie, że wasza pokora i łagodność najprędzej nawrócą tych wszystkich, którzy waszą sławę szarpią i oczerniają was przed ludźmi. Za przykład może posłużyć nam św. Marcin. Wychowywał on młodego kleryka, a chociaż przyświecał mu przykładem, chłopiec ten był złośliwym i niewdzięcznym dla swego wychowawcy. Ale święty biskup nie wypędził go od siebie, jak na to zasługiwał. Przeciwnie, błagał Boga o jego poprawę. I prośba jego została wysłuchaną. Pewnego dnia, gdy św. Marcin płacząc modlił się o nawrócenie złego wychowanka, ten nagle zastanowił się nad swym niegodziwym postępowaniem, rzucił się do nóg świętemu biskupowi i błagał o przebaczenie. Święty uścisnął go, dziękując Bogu za uratowanie od zguby tej biednej duszy. Nawrócony młodzieniec był odtąd wzorem wszelkich cnót. Przed śmiercią powtarzał, że tylko cierpliwości i dobroci św. Marcina zawdzięcza swe nawrócenie.

Widzicie ile moglibyśmy zrobić dobrego, gdybyśmy wszelkie zniewagi i przykrości znosili cierpliwie i spokojnie. Kiedy święci nie doznawali zniewag, sami narażali się na różne przykrości. Czytamy np. w żywocie św. Anastazego, że pewna pani prosiła raz tego świętego biskupa, by dał jej jakąś ubogą do domu, gdyż chciałaby ją obsługiwać i ćwiczyć się przez to w cnocie pokory i cierpliwości. Biskup posłał jej jedną staruszkę. Ale świątobliwa pani nie była z niej zadowoloną, gdyż staruszka dziękowała za najmniejszą obsługę. Prosiła zatem św. Anastazego o przysłanie biedaczki opryskliwego usposobienia. Pobożna pani dostała tym razem starą kobietę nadzwyczaj złą i niecierpliwą, która odpowiadała swej pani krnąbrnie i niegrzecznie, a nawet raz w gniewie uderzyła swą dobrodziejkę. Jednak swą niezwykłą cierpliwością i dobrocią doprowadziła złą kobietę do opamiętania, tak że się zupełnie poprawiła, a nawet później została świętą. Ile dusz błądzących moglibyśmy nawrócić, odpłacając im za złe dobrym!

Powiedziałem na początku, że wszelkie krzyże i cierpienia są karą od Boga za grzechy. Ale są one również ochroną przed grzechem. Dlaczego to Bóg dozwolił, aby ci krzywdę wyrządzono? Dlatego, że przewidział, iż zanadto przywiązywałbyś się do ziemi, gdyby ci było na niej dobrze, nie myślałbyś o Bogu. Dlatego dozwolił, by cię oczerniono, bo wie, że jesteś zanadto pyszny i dbały o swą sławę. Pożałowania godny jest ten człowiek, który nie ma wiary. On ciągle narzeka na swój los. Przeklina drugich, że go do nieszczęścia doprowadzili i nie chce im przebaczyć urazy, życzy sobie śmierci i złorzeczy dniowi swego urodzenia. Strasznie kończą ci, którzy odwracają się od Boga, który może pocieszyć i ulżyć w niedoli. Przypatrzmy się, co robi osoba prawdziwie kochająca Boga. „O, mój Boże – woła ona – jak mało cierpię w porównaniu do tego, na co zasłużyłam przez me grzechy! Dajesz mi nieco zakosztować goryczy na tym świecie, aby mnie uszczęśliwić w wieczności. Niech mnie wszyscy znieważają, oczerniają. Jeżeli się tylko Tobie podobam, Panie, niczego więcej nie pragnę”.

Kto prawdziwie kocha Boga, czuje się szczęśliwym, nawet wśród walk życia.

Dozwól więc Boże, abyśmy przez cierpienia naśladowali Cię tu na ziemi, a potem połączyli się z Tobą w wieczności. Amen.

Św. Jan Maria Vianney

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Marii Vianneya Kazania, t. 1.