Rozdział trzeci. Nauka w Chieri

Na początku roku szkolnego 1835, kiedy jeszcze uczęszczałem do gimnazjum w Chieri, przypadkowo znalazłem się na pensji, gdzie toczyła się rozmowa na temat wspaniałych zalet niektórych uczniów. „Powiedziano mi – zaczął opiekun – że jeden z uczniów mieszkający na pensji u jednego z mieszkańców miasta to prawdziwy święty.” Myślałem, że żartuje, więc skwitowałem jego wypowiedź uśmiechem. „Niemniej jednak to prawda – dorzucił – o ile się nie mylę jest to bratanek proboszcza Cinzano, chłopiec szczególnie cnotliwy.”

Wówczas nie potraktowałem tej uwagi zbyt poważnie. Lecz jednego dnia, przy pewnej ważkiej sposobności, powrócił mi na myśl. Od jakiegoś czasu, spotykałem na ulicy chłopca, zupełnie mi nie znanego, którego skromność i uprzejmość wprowadzały mnie w podziw. Wówczas nie byłem jeszcze u szczytu mojego zachwycenia; nie znałem jeszcze jego przykładnej uczniowskiej pracy… W klasie, natychmiast po zajęciu miejsca, w idealnym skupieniu i wyciszeniu, zabierał się do wykonywania swojej pracy. Uczniowie nigdy nie omieszkali w drodze do szkoły oddać się wszelkiego rodzaju psikusom, z których niektóre, o ile nie były niebezpieczne, to przynajmniej mało odpowiednie. Naturalnie starano się wciągnąć i Ludwika w te psoty, lecz on zawsze uchylał się od nich pod pretekstem braku wprawy i wrodzonej niezdarności. Jednakże pewnego dnia jeden z uczniów podszedł do niego chcąc zmusić go do udziału w codziennych błazeństwach. „Dziękuje ci mój drogi – wymówił się – ale jestem niezdarą, i nie sądzę, żebym sobie z tym dobrze poradził.” Widząc, że nic na Ludwiku nie wskóra wymierzył mu silny policzek w samą twarz. Widok ten mnie wzburzył. Spodziewałem się odzewu, tym bardziej, że napastnik był młodszy i słabszy. Lecz nie taki był duch urażonego. Zbliżył się do napastnika i zupełnie po prostu rzekł do niego: „Jeśli tylko tego trzeba było, żeby cię zadowolić, to i mnie to również odpowiada. Idź w pokoju”. Wówczas zrozumiałem, dlaczego mówiono, że wśród uczniów jest jeden święty. Zapragnąłem poznać jego nazwisko i pochodzenie. I rzeczywiście był to Ludwik Comollo, młody chłopiec, o którym usłyszałem tyle pochwał na pensji u Giacomo Marchisio.

Przez to wydarzenie możemy zauważyć, że Ludwik był niejako panem samego siebie. Jego gorliwość i pilność były tego samego pokroju. Nasz były nauczyciel (1) potwierdził to w przesłanej mi notatce.

„Ksiądz znacznie lepiej niż ja poznał zalety tego wspaniałego chłopca, ponieważ Ksiądz go uczył, przez co mógł codziennie go obserwować. Tym niemniej podzielam Księdza pragnienie, dostarczę więc moją opinię jako świadectwo. Był moim uczniem w 1835 i 1836 roku. Uczyłem go przedmiotów humanistycznych i retoryki w gimnazjum w Chieri. Ludwik był bardzo zdolny, miał łagodne usposobienie. Jego gorliwość budziła podziw, a pobożność była rzeczywiście głęboka. W nauce, jak i we wszystkich innych rzeczach, był pilny, zdyscyplinowany, i to do tego stopnia, że nie przypominam sobie, abym musiał go upominać choćby za najmniejszą niedbałość. Nigdy nie było najmniejszej sprzeczki, przeciwnie, uprzejmością i łagodnością odpowiadał na wyzwiska i drwiny. Wszystko to czyniło z niego prawdziwy wzór dla wszystkich uczniów. Kiedy zdecydował się aspirować do życia kapłańskiego byłem pewien, że mogę żywić największe nadzieje co do jego osoby. Powinien zostać – myślałem wówczas – wsparciem dla księdza-wuja w jego podeszłych latach. Poczciwy proboszcz Cinzano gorąco go miłował i to właśnie on potrafił zasiać w jego młodzieńczym sercu ziarenka najwznioślejszych cnót. O ile jego przedwczesna śmierć głęboko mnie dotknęła, to jednak pociesza mnie myśl, że w tak krótkim czasie pokonał długi bieg. Można także pomyśleć, że Bóg zechciał powołać go do siebie tak wcześnie, ponieważ widział już w nim duszę ozdobioną najświętszymi zasługami. W każdym bądź razie, uwielbiajmy w tym zrządzeniu Najświętszą Wolę Boga.

Cóż lepszego mógłbym odpowiedzieć na pytanie Księdza dotyczące tego, co szczególnego mogłem dostrzec w zachowaniu Ludwika, jeśli nie mówiąc o jego zawsze jednakowym usposobieniu, o nadzwyczajnej jak na jego wiek stałości. Obserwowaliśmy tego skutki przez dwa lata, które spędził w naszym gimnazjum…”

Takie było świadectwo jego byłego nauczyciela. Poza szkołą było podobnie; praktykował te same cnoty. Były opiekun jego pensji musiał przyznać, iż spostrzegł, że Ludwik praktykował cnoty „charakterystyczne nie tylko dla chłopca w jego wieku, ale i dla mocno dojrzałej osoby”. A świadek kontynuuje:

„Spokój i dobry humor nie opuszczały go nawet pod ciosem przeciwności. Wszystko mu odpowiadało, nigdy nie okazywał swoich zachcianek. Zawsze zadowolony, nigdy nie słyszano u niego najmniejszej skargi czy narzekania na smak potraw, ciepło, zimno, czy na coś, co mu proponowano. Nawet przy najbardziej uzasadnionym powodzie nigdy nie słyszano, aby wypowiedział choć jedno słówko, które byłoby nie na miejscu. Lubił natomiast podnosić poziom rozmów i mówić o sprawach duchowych. Jeśli ktoś poruszył przy nim zagadnienie dotyczące religii wówczas zawsze dopominał się, by rozmawiając zachowywać jak największy szacunek. Podobnie gdy rozmawiano o księżach i osobach zakonnych. Lubił samotność, ale nigdy nie oddalał się bez wyraźnej zgody opiekuna. Ustalał z nim miejsce, w które się udawał, godzinę powrotu, powód nieobecności. Podczas swojego pobytu u nas zdecydowanie pociągnął swoje otoczenie na drogę cnoty. Wszyscy żałowaliśmy, kiedy wyjeżdżał do seminarium. Jego nieobecność pozostawiła wielką pustkę, brakowało nam jego przykładu”.

Moje własne świadectwo nie mogłoby być odmienne przez cały czas, jaki spędziliśmy razem. Nigdy ani jednej skargi na trudności chwili, pogodę, czy nadmiar pracy. Nic nie było dla niego za trudne, by doskonale wypełnić obowiązki szkolne czy też inne. Przeciwnie, jeśli tylko dysponował wolną chwilą, szukał słabszego ucznia, żeby wytłumaczyć takie lub inne zagadnienie, które ów nie do końca zrozumiał, bądź aby porozmawiać na temat związany albo z nauką, albo z wiarą.

Bezwzględnie stosował się do obowiązków religijnych i pobożnych ćwiczeń. A oto, co na ten te mat pisze kierownik duchowy szkoły (2), osoba, która z pewnością najlepiej go poznała:

„Prosi mnie Ksiądz o notatkę o chłopcu, o którym zachowałem najdroższe wspomnienia. Odpowiadam z największą przyjemnością. Nie ma potrzeby upiększać, ubarwiać rzeczywistości: wystarczy proste świadectwo. Jak Ksiądz wie, Ludwik należał do tej mniejszości uczniów, którzy doskonalili się równocześnie w pobożności i w nauce. Lecz nawet w tym odróżniał się od innych. Szkoda bardzo, że prefekt Rabiola zmarł i nie może nam dostarczyć konkretnych przykładów tej szczególnej postawy w szkole i poza szkołą. Z mojej strony mogę wam powiedzieć tylko tyle: nigdy nie mogłem mu zarzucić czegokolwiek. Gorliwość, skromność, pobożność, szacunek dla słowa Bożego, stała obecność na Mszy Świętej i nabożeństwach, częste przystępowanie do Komunii Świętej i spowiedzi, cnoty wytrwale praktykowane, taki oto był z niego wzór i zwierciadło świętości; postawiłbym go najchętniej i innym. Na lekcji retoryki został mianowany przewodniczącym klasy. Odpowiedzialność ta jest przydzielana jedynie najpobożniejszym i najpilniejszym uczniom. Oby tacy uczniowie jak najczęściej przybywali w progi naszego gimnazjum… Jego imię przypominało nam świętego Ludwika Gonzagę, i rzeczywiście, swoją postaw ą odzwierciedlał wszystkie jego cnoty.

Wielką przyjemność sprawił mi fakt, iż mogłem wam dostarczyć tych kilku informacji; nigdy nie znużyłoby mnie wychwalanie cnót Ludwika. „Raptus est, ne malitia mutaret intellectum eius” (3). Miejmy nadzieję, że w tej chwili modli się za mnie w niebie.”

Oto jakie świadectwo przesłał do nas dyrektor szkoły w Chieri. Profesor Rabiola był jako prefekt nauczania delegatem rządu dla miasta Chieri. On również przychylnie wspominał Ludwika Comollo: „O jakżebym chciał postawić za wzór wszystkim uczniom tego wspaniałego chłopca!”.

Te jednomyślne opinie ukazują, w jaki sposób ten rzadki zbiór zalet chrześcijańskich mógł pozostawić ślady podziwu u wszystkich tych, którzy znali Ludwika. Chciałbym dorzucić tu jeszcze kilka cech jego zachowania, które sam osobiście mogę wyjawić. W niedziele i dni świąteczne po nieszporach, które odmawiano w kaplicy, większość uczniów szła na spacer lub zabierała się do zabawy. Ludwik Comollo zaś rezygnując z rozrywek wolał poświęcić te chwile przyjemności na nauczanie dzieci katechizmu, co zresztą miał już w zwyczaju. Wkładał w to całe swoje serce, podobnie jak we wszystkie zajęcia tego rodzaju.

Z natury lub osobistej, wewnętrznej dyscypliny wydawał się być wolnym od ciekawości patrzenia i słuchania, tak charakterystycznej dla jego wieku i wiejskiego pochodzenia. W drodze do szkoły i z powrotem szedł skromny, skupiony, bez rozproszeń. Co najwyżej przechodząc pozdrawiał z szacunkiem swoich przełożonych lub skłaniał się przed kościółkami i świętymi figurkami, jakie napotykał. Przechodząc obok miejsc świętych nigdy nie omieszkał odkryć głowy. Kiedy mu towarzyszyłem kilkakrotnie zdarzało się, że widziałem, jak podnosił swój beret, pozornie bez przyczyny, lecz było to właśnie dlatego, że zauważył figurkę Niepokalanej Dziewicy, która umknęła mojemu wzrokowi.

Pod koniec nauki w gimnazjum zapytałem go czy zna jakieś ciekawe miejsca miasta Chieri. Odparł mi, że nie zna żadnych, zupełnie jak gdyby był przyjezdnym.

– Jak to możliwe – zagadnąłem – że tylu ludzi przybywa z daleka, aby je zobaczyć i podziwiać, podczas gdy ty będąc tu na miejscu nie myślisz o tym, aby je zwiedzić?

– Mało troszczę się o to, czym nie będę mógł cieszyć się jutro.

Przez to rozumiał, że gdyby wszystkie te zabytki mogły wzbogacić jego wieczny skarb w niebie, to nigdy by ich nie lekceważył.

cdn.

Św. Jan Bosko

(1) Chodzi o księdza Jana Bosco z Chieri (nie mylić z autorem książki, świętym Janem Bosko). Był on doktorem filozofii i nauk humanistycznych na turyńskiej Akademii Wojskowej i profesorem mów kaznodziejskich na uniwersytecie królewskim. Poważne problemy zdrowotne nie przeszkodziły mu w osiągnięciu wielkiej sławy zarówno w dziedzinie religijnej, jak i naukowej.

(2) Chodzi o księdza Franciszka Colosso ówczesnego kierownika duchownego seminarium w Chieri. Później został on przeorem kanoników katedry. Była to osoba całkowicie oddana dziełom religijnym pobudzającym do wielkiej pobożności i żarliwości wiary.

(3) „Zabrany jest, aby złość nie odmieniła umysłu jego” (Mdr 4, 11).

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Ludwik Comollo. Wzór młodych.