Rozdział trzeci. Mężczyzna nawrócony

Historia Kościoła zna wiele spektakularnych nawróceń mężczyzn. Często pod wpływem silnego bodźca zmieniali diametralnie swoje życie i odtąd stawali się wierni Chrystusowi. Jednakże równie często, a można zaryzykować stwierdzenie, że nawet częściej, dochodziło do nawróceń powolnych, kiedy człowiek toczył długą walkę z Bogiem i dopiero po pewnym czasie dochodził do poznania Prawdy.

Nawrócenie – jak podaje Słownik teologiczny – „jest decyzją religijną całkowitego zwrócenia się ku Bogu, a nie tylko oderwaniem się od popełnionego grzechu, co wyrażałoby pojęcie skruchy; jest nie tylko ekspiacją za przewinienia, co nasuwałoby słowo «pokuta»… ale także i nieodzownie jest nową orientacją życiową na przyszłość”.

Nawrócenie zawsze opiera się na Bożej łasce, bardzo często – szczególnie w tych dłuższych procesach – połączonej z racjonalnym rozumowaniem.

Wszyscy znamy ewangeliczną wzmiankę o setniku z Golgoty, który pod wpływem śmierci Jezusa uznał Go za Syna Bożego. Tradycja nadała mu imię Longina. Inny z kolei nawrócony z Golgoty to św. Dyzma – Dobry Łotr, któremu tuż przed śmiercią Pan Jezus zapowiedział, że zobaczą się w raju.

Biblijne nawrócenie to także nagła przemiana serca u Szawła – św. Pawła. Było to tak ważne wydarzenie, że Kościół katolicki do teraz czci je 25 stycznia jako święto Nawrócenia św. Pawła. Zauważmy jednak, że moment silnego bodźca, jakim było objawienie się Chrystusa Szawłowi na drodze do Damaszku, nie „załatwił wszystkiego” i nie uczynił Pawła od razu świętym. Potrzeba było ciągłego doskonalenia się, walki z sobą samym i ze swoimi słabościami. Czasem nawet wspomina się o tzw. drugim nawróceniu św. Pawła. Apostoł Narodów przez długi czas swojej pracy ewangelizacyjnej za bardzo ufał bowiem swoim słowom, swoim zdolnościom. Przynosiło to marne efekty. Był wyrzucany z miast, nikt nie chciał go słuchać. Ponosił klęskę za klęską. Kiedy w trakcie drugiej podróży misyjnej dotarł do Aten, postanowił przemówić do narodu filozofów na Areopagu. Przygotował wybitną mowę, która nawet po dwóch tysiącach lat zadziwia swoim kunsztem retorycznym – był to swoisty majstersztyk. Apostoł odwołał się ironicznie do zabobonnej pobożności Ateńczyków, powołał się również na greckich poetów Kleantesa i Aratosa. Wydawało się, że za Pawłem pójdą tłumy. A poszedł tylko Dionizy Areopagita, Damaris i jeszcze kilka innych osób. Św. Paweł poniósł całkowitą porażkę. Kolejnym celem jego podróży był Korynt. Sześćdziesiąt kilometrów, które dzieliły te miasta, stanowiły trasę zupełnej przemiany apostoła. Później będzie pisał do Koryntian, że nie chciał znać niczego innego, jak tylko krzyż Pana Jezusa. Zaczął w końcu odnosić sukcesy misyjne, właśnie dlatego, że zaufał Bogu. Było to już zaufanie rozumowe, dojrzałe, nie pod wpływem emocji, chwili.

Bardzo wiele czasu na nawrócenie potrzebował św. Augustyn. Znamy historię jego matki, św. Moniki, która przez długi czas błagała na klęczkach o nawrócenie swojego rozpustnego syna. Augustyn już w wieku siedemnastu lat miał nałożnicę, z którą doczekał się syna. Prowadził życie rozpustne i rozwiązłe. Na lekturę Pisma Świętego reagował śmiechem – greka koine, w której został napisany Nowy Testament, była językiem pospólstwa – wolał starożytnych autorów. W końcu uwikłał się w groźną sektę manichejczyków, których po swym nawróceniu gorąco zwalczał. W międzyczasie urodził mu się syn. Wpływ na nawrócenie się św. Augustyna miała wśród ludzi przede wszystkim matka Monika, a także przyjaciele, którzy opowiadali mu historie pobożnych osób. W nawróceniu pomogły mu również kazania św. Ambrożego, biskupa Mediolanu, wobec którego Augustyn zachowywał szacunek ze względu na zdolności oratorskie i wiedzę. Przeprowadzili ze sobą wiele dyskusji na temat wiary.

Ojciec Święty Benedykt XVI, ogłaszając List apostolski Porta Fidei, w którym zapowiedział lata 2012–2013 Rokiem Wiary, napisał: „W tym Roku niezmiernie ważne będzie przypomnienie historii naszej wiary, którą cechuje niezgłębiona tajemnica, jaką jest splot świętości i grzechu. Podczas gdy pierwsza z nich ukazuje ogromny wkład, jaki wnieśli mężczyźni i kobiety we wzrost i rozwój wspólnoty przez świadectwo swego życia, to drugi musi pobudzać każdego do szczerego i trwałego wysiłku nawrócenia, by doświadczyć miłosierdzia Ojca, który wychodzi na spotkanie każdego człowieka”.

Bardzo ciekawym zagadnieniem są nawrócenia średniowiecznych władców. Często zastanawiamy się, czy Mieszko I lub Władysław Jagiełło przyjęli chrzest tylko z pobudek koniunkturalnych, czy też inspirowali się faktycznym nawróceniem na wiarę katolicką. Nie łudźmy się – na pewno względy polityczne były dla nich ważne. Natomiast później faktycznie przyjmowali wiarę chrześcijańską jako swoją. Mieszko I, kiedy został ranny zatrutą strzałą, wysłał bogate dary do miejsca pochówku św. Udalryka, by ten wyprosił mu łaskę uzdrowienia. Bolesław Chrobry, syn Mieszka I, był zaś tak gorącym chrześcijaninem, że stosował brutalne kary za nieprzestrzeganie postów czy przykazań.

Pan Bóg często działa w celu nawrócenia danego człowieka poprzez pośrednictwo innych osób, aż wreszcie sam interweniuje. Wspaniałym przykładem konwersji na katolicyzm był Żyd Alfons Ratisbonne, który we wczesnej młodości miał dość luźny stosunek wobec judaizmu, nie zamierzał jednak całkowicie porzucać religii przodków. W wyniku rozmów z przyjaciółmi zaczęło się w nim powoli zmieniać nastawienie wobec religii katolickiej, którą wcześniej pogardzał. Znajomi podarowali mu Cudowny Medalik, a także zaproponowali odmawianie Modlitwy św. Bernarda – „Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo…”. Ku zdziwieniu samego siebie, medalik zaczął nosić, a modlitwę odmawiać. Nadal jednak nie był przekonany do konwersji. Uważał, że skoro jest żydem, to powinien również umierać jako żyd. Postanowienie to przekreślił Pan Bóg. Wkroczył w jego życie z całym impetem. Podczas przechadzki po mieście Alfons poczuł wewnętrzne pragnienie wejścia do kościoła, który właśnie mijał. Kiedy do niego wszedł, ukazała mu się Najświętsza Maryja Panna, która wyglądała tak samo, jak Jej przedstawienie na Cudownym Medaliku. Matka Boża nie powiedziała doń ani słowa, mimo to później wspominał: „Nagle zrozumiałem – opłakany stan, w którym się do tej pory znajdowałem, spustoszenie, jakie poczynił we mnie grzech, i piękno wiary katolickiej. Zrozumiałem wszystko. Jak można by wyjaśnić to, co jest nie do wyjaśnienia? Każdy wzniosły opis byłby tylko profanacją niewypowiedzianej prawdy. Klęczałem na kolanach, skąpany we łzach, niewładnący sobą”.

Dobrze znany jest przykład Eugenio Zolliego, wcześniej Izraela Zolliego, naczelnego rabina Rzymu, wybitnego biblisty. Według relacji osób znających go, w 1944 roku podczas przewodzenia w synagodze uroczystościom Yom Kippur, przeżył natchnienie mistyczne i objawił mu się Jezus Chrystus. Wówczas postanowił zrezygnować z judaizmu, przyjął chrzest, a chrześcijańskie imię – Eugenio – przyjął na cześć ówczesnego papieża sługi Bożego Piusa XII – Eugenio Pacelliego.

Nawrócenia nagłe i szybkie są powiązane często z uczuciami i emocjami. Są piękne, choć czasem niestety szybko się wypalają. Z kolei nawrócenia długotrwałe, obudowane wątpliwościami, walką wewnętrzną, są zazwyczaj znacznie trwalsze. Jeżeli człowiek nie pyta stale „dlaczego?”, nie szuka odpowiedzi, nie pyta starszych i doświadczonych, to znaczy, że sprawy wiary są mu obojętne. Oczywistym jest, że permanentny stan kryzysu wiary nie jest sytuacją ani dobrą, ani pożyteczną, osoba ludzka nie jest jednak w stanie wyłączyć myślenia. Pamiętajmy, że Jakub walczył z Bogiem o błogosławieństwo, Księga Hioba pełna jest wyrzutów w stronę Boga, a Dawid wprost pyta: „Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?” (Ps 13, 1). Zawsze na takie sytuacje należy spojrzeć przez pryzmat wspomnianego Hioba. Bóg specjalnie dopuścił na niego cierpienie, ból, rozgoryczenie, po to, by wypróbować jego wiarę i wyprowadzić z tego jeszcze większe dobro. Podobnie poddał próbie również Abrahama, każąc złożyć mu Izaaka w ofierze. Bóg nie dopuścił do zła, ale dzięki próbie uczynił „ojca narodów” jeszcze bliższym swojemu sercu.

Nawrócenie to również codzienna, stała, mozolna przemiana serca. Przecież każdy z nas musi ciągle walczyć z samym sobą, ze swoimi słabościami, wadami, grzechami, by stawać się coraz lepszym i osiągnąć zbawienie. Nasze życie podobne jest do ścieżki, po której się czołgamy. Brniemy w błocie, dławimy się nim, czasem udaje nam się obmyć dzięki łasce Bożej przejawiającej się w szczególny sposób w sakramencie pokuty i pojednania. Cieszymy się zdobytym każdym centymetrem zbawienia, bolejemy nad utraconymi metrami. Najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić, to poddać się. Szatan tylko czeka, byśmy zwątpili w Opatrzność Bożą. Powszechnie znane jest powiedzenie: „Każdy, kto nie idzie naprzód, ten się cofa”. Używane jest ono w różnych kontekstach i sytuacjach, niemniej bardzo pasuje do codziennych, drobnych nawróceń. Jeśli nie będziemy kroczyć naprzód, pomimo wszystko zdobywając kolejne centymetry łaski Bożej, to spoczniemy na laurach i prześcigną nas ci, których o pobożność byśmy wcześniej nie posądzali.

***

Z nawróceniem związana jest konieczność, aby Bóg znowu znalazł się na pierwszym miejscu. A także, aby na nowo pragnąć wsłuchiwać się w słowa Boga, aby uznać je za coś realnego i pozwolić im oświecać nasze życie. Musimy odważyć się na nowo na eksperyment z Bogiem – pozwolić Mu wejść z Jego działaniem w nasze społeczeństwo (Benedykt XVI).

Kajetan Rajski

Powyższy tekst jest fragmentem książki Kajetana Rajskiego Prawdziwy mężczyzna… czyli kto?