Rozdział trzeci. Masaccio

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Fra Angelico pokrywał ściany klasztoru świętego Marka anielskimi obrazami, zupełnie inny malarz pracował w kościele Santa Maria del Carmine we Florencji.

Nie był łagodnym, wytwornym mnichem, lecz zwyczajnym człowiekiem ze świata – niezgrabnym i dobrodusznym, który nie dbał o wiele, dopóki miał obrazy do malowania. Mógł nawet zapomnieć, by poprosić o zapłatę za wykonaną pracę, a jeśli chodzi o schludny wygląd i ubranie – o to nie troszczył się nigdy.

Ile kłopotu musiała mieć z nim matka, gdy był chłopcem! Nie mogła go posłać, by załatwił jakąkolwiek sprawę, bo zapominał o niej, nim uszedł sto metrów. Był tak niedbały i nieporządny, że samo to wystarczyło, by stracić do niego cierpliwość. Ale wystarczyło tylko dać mu ołówek i gładką powierzchnię do rysowania, by stał się innym chłopcem.

Mówi się, że nawet teraz w małym miasteczku Castello San Giovanni, jakieś trzydzieści kilometrów od Florencji, gdzie urodził się Tommaso, można wciąż oglądać kilka znakomitych postaci, które narysował, gdy był chłopcem. W jego pracy nie było śladu niedbalstwa czy nieporządku.

Gdy chłopiec dorósł, wszystkie jego tęsknoty zwróciły się ku Florencji – pięknemu miastu, gdzie było wszystko warte poznania i zobaczenia. Posłano więc go tam i został uczniem w pracowni Masolina, znanego florenckiego malarza. Ale choć zrobił wielkie postępy w rysunku, nie zmienił swoich niedbałych przyzwyczajeń.

– Idzie malarz Tommaso – mówili ludzie, patrząc na dużą, niezgrabną postać zmierzającą ulicami miasta do pracy. – Naprawdę nie przejmuje się swoim wyglądem. Spójrzcie tylko na jego rozczochrane włosy i dziurawe buty.

– Rzeczywiście – odpowiadali inni. – Mówią jednak, że gdyby płacili mu jak należy, miałby dość złota, by jeszcze coś odłożyć. Ale czy on dba o coś, dopóki ma farby i pędzle? Powinien się nazywać Masaccio.

Tak więc przydomek Masaccio, czyli Brzydal, stał się tym, pod którym miał zyskać sławę. Ale nikt nie zastanawia się dzisiaj nad znaczeniem tego przezwiska, bo Masaccio to jedno z największych nazwisk w historii sztuki.

Artysta, który nie dbał o wiele, wkładał jednak mnóstwo uwagi i serca w wykonywaną pracę. Zdawało mu się, że malarzom nigdy nie udaje się tchnąć życia w obrazy. Postacie, które malowali, były płaskie, nie trójwymiarowe, jak powinny, i zdawały się zawisać w powietrzu, nie dotykając ziemi.

Operował więc światłem i cieniem, rysując starannie sylwetki, aż stawały się trójwymiarowe, nie płaskie, i stały pewnie stopami na ziemi. Jego modelami byli zwyczajni młodzi florentyńczycy, ale rysował ich tak, jak nikt przed nim. Budynki na jego obrazach też wyglądały jak prawdziwe domy, zbiegające się w oddali w perspektywie, a nie rysowane na jednym planie.

Brzydal namalował wiele fresków we Florencji i w Rzymie, ale nie doceniono go wtedy należycie, bo dla wszystkich był tylko wielkim, niezgrabnym młodzieńcem z głową w chmurach. Może zyskałby sławę i bogactwo, gdyby żył dłużej, lecz umarł młodo i niewielu zdawało sobie sprawę z tego, jak wielkim był artystą.

Ale w następnych latach wszyscy wielcy artyści przybywali do małej kaplicy w kościele Santa Maria del Carmine, by pobierać pierwsze lekcje malowania realistycznych postaci. Najczęściej stawali przed freskiem przedstawiającym świętego Piotra udzielającego chrztu tłumowi ludzi. A szczególnie uważnie studiowali figurkę chłopca, który, drżąc z zimna, właśnie wyszedł z wody – była to najbardziej realistyczna postać z dotychczas namalowanych.

Wszystkiego uczymy się stopniowo, a każda nowa rzecz, jaką poznajemy, jest krokiem naprzód. Tak więc postać drżącego z zimna chłopca wyznacza wyższy szczebel w złotej drabinie sztuki niż jakikolwiek osiągnięty wcześniej. I tylko to wystarczyłoby, by umieścić nazwisko Masaccia na liście największych malarzy w historii.

Amy Steedman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Amy Steedman Rycerze sztuki. Fascynujące opowieści o malarzach.