Rozdział trzeci. Lotne Skrzydło i Słodki Głos

Radosny powrót do domu!
Przyjemność wędrowania i radość poznawania
Będą pełne wtedy jedynie,
Gdy na koniec czas rozstania minie.
Radosny powrót do domu!
Nie ma strachu, że zginiemy, obawy, że pozostaniemy,
Nie mówiąc o tym nikomu,
Jeśli tylko się uda z radością powrócić do domu.

Mama gołębica i tata gołąb mieszkali z dwojgiem gołębiątek w gnieździe wysoko na słupie na królewskim dziedzińcu. Co rano, gdy świeciło słońce, wyfruwali, gdzie tylko mieli ochotę, a gdy dzień zbliżał się ku końcowi, wracali do domu.

Pewnego wieczora, kiedy rozmawiali ze sobą, miło gruchając, mama gołębica rzekła:

– Pewnie wszyscy mamy coś do opowiedzenia. Niech więc każdy mówi po kolei, a zacznie tata.

I ojciec gołąb rzekł:

– Byłem dziś nad błyszczącym strumykiem, który płynie przez las. Na obu brzegach rosną tam zielone paprocie, a woda jest przyjemnie chłodna. Zamoczyłem w niej nogi i żałowałem, że was tam nie ma.

– Znam ten potok – zagruchała mama gołębica. – Obraca koła młyna, płynąc szybko w stronę rzeki.

– A ja rozmawiałem dziś z ptakami w ogrodzie – powiedział Słodki Głos, jeden z młodych gołębi. – Z drozdem, kosem i skowronkiem. Śpiewały mi, a ja im gruchałem i razem rozweselaliśmy świat. Skowronek śpiewał o słońcu, kos o żniwach, ale najpiękniejsza była piosenka drozda o jego gnieździe na drzewie.

– Słyszałem was – wtrącił jego brat Lotne Skrzydło – kiedy siedziałem na kościelnej wieży. Byłem bardzo wysoko i myślałem, że wyżej nic już nie ma. Ale zobaczyłem wielkie słońce na niebie i białe chmury nade mną. Ujrzałem w oddali nasz dom i bardzo się ucieszyłem, że mam dokąd wracać.

– Nigdy nie odlatuję daleko od domu – wyjawiła mama gołębica – a dzisiaj odwiedziłam podwórko przy kurniku. Kury zagdakały na powitanie, indyk zagulgotał, a kogut piejąc, spytał: „Jak się masz?”. Kiedy z nimi rozmawiałam, przyszła dziewczynka z koszykiem żółtej kukurydzy i rzuciła nam trochę ziaren. Jedząc, tęskniłam za wami. A teraz dobranoc – zagruchała. – Pora spać.

– Guu, guu! Dobranoc! – Odpowiedzieli i w gołębniku zapadła cisza.

W tym czasie w pałacu, gdzie król i królowa mieszkali ze swoją jedyną córeczką, rozlegała się muzyka i śmiech. Królewska córka była jednak smutna, ponieważ następnego dnia jej ojciec wyruszał w podróż, a ona kochała go ponad wszystko i nie potrafiła znieść rozłąki.

Nie mogła wychodzić na zewnątrz i pławić się w słońcu jak Słodki Głos i Lotne Skrzydło. Leżała w pałacu na jedwabnych poduszkach, ponieważ jej drobne stópki w atłasowych pantofelkach były zbyt słabe, by ją nosić. Jej szczupła twarzyczka wydawała się biała niczym kwiat jaśminu.

Król kochał córkę tak mocno jak ona jego. Kiedy zobaczył, że jest smutna, zaczął się zastanawiać, jak rozweselić ją przed wyjazdem. W końcu zawołał księcia i szepnął mu coś do ucha. Książę powtórzył to hrabiemu, a ten dworzaninowi.

Dworzanin przekazał polecenie lokajowi, a lokaj jeszcze komuś innemu i w końcu dotarło do pomocnika kucharza.

Następnego dnia o świcie kuchcik poszedł do gołębnika, gdzie mieszkała gołębia rodzina. Wsunął rękę przez otwór, wyciągnął dwa młode ptaki o imionach Słodki Głos oraz Lotne Skrzydło i wsadził je do koszyka.

Były tak wystraszone, że zaniemówiły. Siedziały tuż obok siebie w zamkniętym koszu i zastanawiały się, kiedy znowu zobaczą rodziców i dom.

Przez cały czas, gdy tak tuliły się do siebie, rozmyślając, coraz bardziej oddalały się od swojego gniazda, ponieważ król wyruszył w drogę, a jeden z jego dworzan wiózł kosz z gołębiami na swoim rumaku.

Wreszcie konie się zatrzymały i koszyk zaniesiono królowi. Kiedy otworzył wieko, dwa małe gołąbki spojrzały w górę i ujrzały słońce wysoko na niebie. Wiedziały, że są daleko od domu.

Na myśl o tym wpadły w jeszcze większy popłoch. Król jednak przemawiał do nich czule i gładził delikatnie ich skrzydła, nie zamierzając uczynić nic złego.

Wyciągnął z kieszeni dwa małe listy przewiązane niebieską wstążką. Przymocował je pod skrzydłem każdego gołębia, a stojący wokoło dworzanie przyglądali się temu z zaciekawieniem.

– Lećcie do domu, gołąbki! – zawołał król, wypuszczając je z koszyka. – Fruńcie i zanieście moją miłość córce!

Lotne Skrzydło i Słodki Głos z radością wzbiły się w powietrze, bo wiedziały, że są wolne, i pragnęły wrócić do siebie.

Wszędzie widać było zielony las, a nie czerwone dachy i błyszczące okna miejskich domów. Słodki Głos zaczął się niepokoić, ale Lotne Skrzydło rzekł:

– Widziałem kiedyś ten las z kościelnej wieży. Do domu wcale nie jest tak daleko, jak się nam wydaje.

Nie traciły więc czasu na rozmowy i skierowały się ku znajomym terenom. Po drodze szare wiewiórki, skaczące po drzewach, zapraszały do zabawy, ale gołębie nie chciały się zatrzymywać.

Zobaczyła je synogarlica i zawołała z gałęzi:

– Kuzynowie mili, przybądźcie tutaj!

Gołębie jednak podziękowały za zaproszenie i pofrunęły dalej.

– Dom już pewnie niedaleko – rzekł Lotne Skrzydło. Bał się jednak trochę, że zabłądzili. Słodki Głos bardzo się zmęczył i prosił brata, aby ten leciał dalej sam.

Lotne Skrzydło go nie posłuchał. Rozmawiając, dotarli do niewielkiego strumyka, nad którym rosły zielone paprocie. To z pewnością był ulubiony potok ich ojca. Gołębie ochłodziły zmęczone stopy w orzeźwiającej wodzie i zagruchały z radości. Wiedziały, że są coraz bliżej gniazda.

Słodki Głos już się nie bał. Las pozostał w tyle i gołębiom ukazała się wysoka wieża kościelna ze złocistym wiatrowskazem.

Słońce zachodziło, a szyby w oknach połyskiwały w jego świetle, kiedy Lotne Skrzydło i Słodki Głos dotarli do miasta. Zobaczyły je dzieci i zawołały:

– Przyfruńcie do nas, gołąbki.

Gołębie jednak nie spoczęły, póki nie dotarły do białego gołębnika, gdzie oczekiwali ich rodzice.

Pomocnik kucharza także czekał i zabrał je zaraz do córki króla. Kiedy znalazła listy, które przyniosły pod skrzydłami, roześmiała się radośnie. Lotne Skrzydło i Słodki Głos byli bardzo dumni z tego, że przynieśli księżniczce dobre wieści.

Wciąż opowiadali o tym w domu, a ich mama i tata również cieszyli się z ich powrotu.

Rano ptaki w ogrodzie dowiedziały się o tym, co przydarzyło się braciom gołębiom, i nawet kury i kurczaki miały coś do powiedzenia na ten temat.

Drozd powiedział, że to wszystko przypomina mu jego własną ulubioną piosenkę i zaśpiewał wszystkim jeszcze raz:

– Kiedy gniazdo opuszczam po kryjomu,
Zawsze tam wracam, bo nie ma jak w domu.

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.