Rozdział trzeci. Duch rodzinny

Przed wojną duch rodzinny był w odwrocie i na krawędzi zaniku. Były tego przyczyny zewnętrzne i wewnętrzne.

Przyczyny zewnętrzne. – Środki lokomocji stały się powszechniejsze i zachęcały ludzi do jak najczęstszych wyjazdów z domu. Czasami cały dom wsiadał do pociągu lub samochodu i wyruszał na wycieczkę, lecz częściej jeden czy drugi członek rodziny sam wyjeżdżał sobie samochodem.

Młode dziewczęta zaczęły, częściej niż poprzednio, opuszczać dom rodzinny dla studiów, działalności Czerwonego Krzyża lub po prostu by podjąć pracę. Wielu natomiast, którzy nie mieli takiej potrzeby, opuszczało dom nie z innej przyczyny, jak po to, by nie musieć w nim pozostawać. Wszystko byle nie siedzieć dłużej w domu!

Różnego rodzaju aktywności i organizacje były zawsze wystarczającą wymówką lub pretekstem za nieobecnością w domu. Prace domowe nie pociągały tych młodych kobiet, a często budziły ich wstręt. Niektóre z nich przerażało wspomnienie zwierzeń ich matek na temat niektórych intymnych doznań.

Świat ze swą bezustanną, wyreżyserowaną i bezużyteczną aktywnością przyciągał wielu młodych mężczyzn, a jeszcze więcej młodych kobiet do swego szalonego tańca i sprzyjał porzucaniu domu.

Przyczyny wewnętrzne – Niektóre domy nie robi ą nic, żeby być atrakcyjnymi; życie w nich wydaje się dzieciom zbyt jałowe; matka jest aż nadto zajęta, ojciec ciągle zrzędzi, reaguje niezadowoleniem na najmniejszy hałas, łatwo się denerwuje i – może nawet nie zdając sobie sprawy – gdy zabiera głos, jest lodowaty i ostry… Czasami istnieje nieszczęsny brak zgody między rodzicami. Atmosfera jest nieustannie naładowana nadchodzącą burzą. Nie ma relaksu, spokoju, zaufania… Każdy chciałby móc pójść w swoją stronę. Dzieci wzięte w dwa ognie nie wiedzą, do kogo się udać. Więc i one odchodzą, a jeżeli nie mogą, zamykają się w sobie… A przecież każdemu z domowników należy się szacunek.

Jest bezsprzecznie prawdą, że trudniej jest dzisiaj wychowywać dzieci. Zawsze było to trudne, lecz obecnie stało się problemem większym niż dawniej. Rozwinęła się tendencja, by dawać dzieciom więcej luzu, co stworzyło nadmierny dystans pomiędzy ojcami a synami, a zwłaszcza między matkami a córkami; w wielu przypadkach była to trudność bardziej zmyślona niż rzeczywista, ale zbyt często dawała asumpt do przykrej rozłąki.

Nikt nie jest w stanie zniwelować różnicy mniej więcej dwudziestu lat pomiędzy ojcem a synem lub matką a córką; taka różnica jest czymś naturalnym, lecz nie powinna być barierą!

I choć są rodzice, którzy nie pamiętają, że mieli kiedyś dwadzieścia lat, to jednak większość pamięta.

„Marzę o córce, która będzie do mnie podobna, ale też i różna – napisała pewna matka – ponieważ nie chciałabym urodzić jedynie duplikatu, ale nie chciałabym też być tylko surową bryłą bardziej doskonałego wzorca”.

Następnie matka ta pisze dalej, że jej córka będzie mogła przyjść do niej z pełnym zaufaniem i opowiedzieć o swoim pierwszym zakochaniu; ona ją zrozumie i nawet jej opowie, jak to sama mając lat około osiemnastu zakochała się do szaleństwa w pewnym skrzypku o wyjątkowym talencie, i że jej rodzona matka tak bardzo wczuła się w jej przeżycia, że pomogła córce napisać płomienny, pełen za chwytu list, w którym ta dała ujście swemu świeżo zrodzonemu żarowi uczuć… Razem, matka i córka, czekały na płomienną odpowiedź… która nigdy nie nadeszła!

Biedne dzieci, które czują, że rodzice ich nie rozumiej ą! A jeżeli jednak rozumieją? Ich obowiązkiem jest nie zgadzać się na wszystko, ale rozumieć! Wówczas gotowi są pomóc, niekoniecznie pisząc listy miłosne, lecz zachęcając, ostrzegając, wspierając swe dzieci w ich przedsięwzięciach, podtrzymując ich entuzjazm, prowadząc je do celu.

„Całe morze”

Ludzie mówią czasem: „Po co się starać wychować dzieci na dobrych chrześcijan; stracimy je z pola widzenia w momencie, gdy wejdą w życie otoczeni masą innych ludzi. Czy ktokolwiek choćby dostrzeże ich obecność? Czy będą w stanie pozostawić swój ślad? Czy nie będą narażeni na ryzyko, że zostaną przygnieceni przez bezkształtną masę i przywaleni jakimiś wszechogarniającymi komunałami”. Lub znowu: „Co za sens starać się zbudować dom będący wspólnotą chrześcijańską, prawdziwym przybytkiem cnót chrześcijańskich – i pod tym pojęciem nie mamy na myśli atmosfery jak w kostnicy, lecz przykładną grupę inspirowaną chrześcijańskim poświęceniem i miłością – gdy wszędzie wokół nas tylko bardzo przeciętne rodziny? One nie są złe, lecz przesiąknięte duchem tego świata, nie sięgające po głębię chrześcijaństwa. Pogrążylibyśmy się razem z całą resztą!”

Pascal w ten oto sposób odpowiedział na te wątpliwości: „Morze całe unosi się przez jeden kamień w nie wrzucony”. Nawet gdyby wydawał się on nic nie znaczącym kamyczkiem, zapewnia przynajmniej czyjś wkład we wspólne dzieło. Czy to nie grupy mniejszościowe przemieniały świat?

Mówisz: „Po co mamy się trudzić i pracować, żeby ukształtować prawdziwych ludzi, gdy wszędzie wokół nas masy ludzkie coraz bardziej się dechrystianizuj ą i coraz bardziej braknie im męstwa?”. Lacordaire sugeruje odpowiedź zbliżoną do odpowiedzi Pascala: „My, którzy jesteśmy tylko zwykłymi kroplami wody, zastanawiamy się, jaki pożytek ma z nas ocean; ocean mógłby nam odpowiedzieć, że nie składa się z czego innego, jak tylko z kropel wody”.

To odnosi się do jednostek. To odnosi się do rodzin.

Jeżeli nie mogliśmy wpłynąć na liczby, to możemy przynajmniej wpłynąć na jakość – tak jak działa zakwas. Jakie znaczenie ma grubość i waga ciasta, skoro pracujący w nim zakwas ma niepowstrzymaną siłę?

Zasilmy społeczeństwo dynamicznymi osobowościami chrześcijańskimi; gdzie mogą się lepiej przygotować, jak nie w rodzinach i instytucjach chrześcijańskich? Powinniśmy tak uczynić, to oczywiste. Między nijakie rodziny zasiejmy kilka wyraziście chrześcijańskich rodzin, które nie wchodzą w kompromis, gdy w grę wchodzi powinność, które promienieją radością, ukazują piękno cnotliwego życia i świadczą o Chrystusie przez apostolski zapał. A później liczą na Boga, że zapewni efekt.

Rezultat jest pewny. Musimy mieć wiarę i wierzyć w moc promieniujących ośrodków.

„Jeżeli nie będzie w naszych miastach i miasteczkach domów kultywujących życie chrześcijańskie, zaniknie wszelka nadzieja na cywilizację chrześcijańską”, napisał pewien godny uwagi naukowiec na krótko przed wojną.

Żeby schrystianizować miasteczko, wieś, sąsiedztwo – krótko mówiąc jakiekolwiek środowisko, potrzeba więcej niż tylko mnożonych działań, które nawet nie przedostają się do krwiobiegu rzeczywistego życia; potrzeba znalezienia nowego stylu życia, uczestnicząc na przykład w grupowej formacji rodzin dających publiczny przykład cnót chrześcijańskich żyjąc w miłości i braterskich wspólnotach, zrywających z formami miernej egzystencji i zastępujących ją w swoich wzajemnych relacjach prawdziwą przyjaźnią zakorzenioną w duchu Ewangelii.

Co było prawdą przed wojną, jest jeszcze bardziej prawdziwe dzisiaj. Istnieje nadal rozpaczliwa potrzeba odnowy świata chrześcijańskiego oraz całego świata; taka odnowa będzie możliwa tylko dzięki chrześcijańskim rodzinom, bezkompromisowym chrześcijanom tworzącym owe solidne chrześcijańskie domy oraz dzięki gorliwym grupom rodzin chrześcijańskich.

Życie domowe

Ktoś zaproponował następujące „slogany” Szczęśliwego Życia Rodzinnego:

1. Zawsze okazuj przed rodziną dobry humor. – Nic bardziej nie przygnębia reszty rodziny jak ojciec czy matka nie w sosie. Dopilnuj, żeby rodzina nigdy nie musiała cierpieć przez twój atak nerwów lub twoją drażliwość.

2. Nie spoczywaj w rozweselaniu rodziny swoim uśmiechem. – Nie wystarczy unikać przygnębiania rodziny; to działanie czysto negatywne. Musisz ich wypogadzać, niech ich nastrój się rozpręży. Bądź szczególnie czujny, gdy maluchy są w pobliżu. Musisz obdarzyć ich uśmiechem, jak bardzo nie byłoby to czasami trudne. Jak niedobrze, gdy dziecko musi powiedzieć: „Nie podoba mi się w naszym domu”.

3. Mów to, co możesz powiedzieć otwarcie. – Jeżeli czegoś mówić nie należy, nie mów tego. Jeżeli możesz się tym podzielić, zrób to. Powinniśmy pozwolić innym korzystać z naszego doświadczenia, przede wszystkim zaś rodzinie.

4. W sposób przyjacielski okazuj zainteresowanie najmniejszymi rzeczami. – Problemy rodziny to przeważnie nie sprawy wagi państwowej. Jednakże wszystko, co dotyczy osób, które kochamy najbardziej na świecie, powinno być warte zainteresowania: pierwszy ząbek maleństwa, wstęga honoru zdobyta w szkole, wstąpienie jednego z maluchów do Stowarzyszenia Świętego Dzieciństwa.

5. Wyrzuć heroicznie ze swego życia przesadny ascetyzm. – Jeżeli twój dom jest chrześcijański i każdy członek rodziny uczy się nieść swój krzyż, wówczas najważniejsze jest dbanie, by ktoś nie cierpiał przez zbyt ostentacyjną lub nieodpowiednią surowość. Poza tym duże pole do samoumartwienia leży w poświęceniu się, dostarczaniu radości innym. Maria Antonina Geuser swą wielką tęsknotę za wspomnieniami oraz pragnienie prostego życia poświęcała na rzecz towarzyszenia swym braciom na wieczornych przyjęciach, podczas których ubrana była w suknie, które – jak mówiła – „sprawiały, że wyglądała próżno”.

6. Uważaj bardzo, żebyś traktował wszystkich tak samo. – Nic tak nie zakłóca życia domowego, jak wyraźne faworyzowanie jednego czy drugiego dziecka. Ta sama miara dla wszystkich!

7. Nigdy nie myśl o sobie, lecz zawsze o dzieciach w radosnym duchu. – Henryk IV, żeby ożywić wspólnotę rodzinną, pełzał na czworakach z dziećmi na plecach. Louis Racine, syn słynnego Racine’a, opowiada o swym ojcu: „Mój ojciec nigdy nie był bardziej szczęśliwy niż wtedy, gdy mógł opuścić dwór królewski i spędzić kilka dni z nami. Nawet w obecności nieznajomych chętnie okazywał, że jest ojcem; grał z nami we wszystkie gry. Pamiętam naszą procesję w ogrodzie, gdzie moje siostry grały zakonnice, ja byłem księdzem, a autor Atalii szedł niosąc krzyż, śpiewając z nami”.

8. Nigdy nie rozpoczynaj kłótni, zawsze przemawiaj rozważnie. – Dyskusji nie należy zabraniać, dopóki nie rozwinie się w sprzeczkę lub kłótnię. Zwyczaj swobodnej wymiany poglądów na szerokie tematy może być tylko pożyteczny; dzieci powinny być nawet zachęcane i wprowadzane do takich dyskusji, żeby rozwijały w sobie mądry i krytyczny umysł oraz zasadę odroczonego sądu. Niesmacznych i niepokojących tematów, jak również wykraczających poza ich percepcję, powinno się oczywiście unikać.

9. Zawsze działaj cierpliwie, odpowiadając zawsze łaskawie. – Jest rzeczą bezsporną, że potrzeba „anielskiej cierpliwości”, by panować czujnie nad małym światkiem rodziny. Muszę się do tego grzecznie dostosować.

10. Życzliwością zyskasz serca i dusze, bez wyjątku. – Kochaj bardzo – oto klucz do tego wszystkiego.

Te oto hasła Szczęśliwego Życia Rodzinnego – to nie skarby prozy, lecz coś, co wyraża cenną regułę mądrej dyscypliny rodzinnej.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. 2: Dom.