Badanie świętości jako przymiotu Kościoła prowadzi do analogicznego rezultatu. Świętość jest wzniosłością cnoty moralnej urzeczywistnioną za sprawą wyznawanych przez Kościół zasad. Nietrudno zauważyć, odwołując się do tekstów zaczerpniętych z Ewangelii, że stanowi ona główny i najbardziej charakterystyczny przymiot Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa. Celem Kościoła jest bowiem prowadzenie ludzi do zbawienia poprzez uświęcenie. Jeśli więc postaramy się teraz odkryć więź łączącą przymiot z istotą, to stwierdzimy, że wszystkie nadprzyrodzone przywileje Kościoła w dziedzinie jurysdykcji i nauczania podporządkowane są w ostatecznym rozrachunku świętości jego członków. Racja istnienia doktrynalnej jedności, zapewniona przez nieomylność, nie tkwi więc w niej samej. Ona jest środkiem uświęcenia, ponieważ dogmat jest podstawowym pokarmem pobożności wiernych. Jeśli widzialna hierarchia duchowna wdaje się w relacje pomiędzy duszą i Bogiem, to czyni to wyłącznie w celu zapewnienia ich prawego i płodnego charakteru (1).
Wzniosłe przywileje, w jakie Jezus Chrystus pragnął wyposażyć swój Kościół, nadają właściwe mu oblicze, jakiego żadna inna ludzka społeczność nie posiada. Zostało to wykazane w części pierwszej katolickiej argumentacji. Ta różnica gatunkowa właściwa Kościołowi może zostać streszczona w jednym słowie: duchowość. Wszystkie wspomniane przywileje czynią z Kościoła potęgę z istoty swojej duchową. Jego królestwo nie jest z tego świata. Kościół rządzi duszami i wpływa tylko na nie (2). Czyż to nie duchowość jest samym korzeniem jego katolickości? Gdzie indziej wykazaliśmy, że uniwersalizm implikowany przez pojęcie katolickości powinien być rozumiany w znaczeniu uniwersalizmu duchowego, który wyjaśnia i uzasadnia ogólnoświatowy rozwój Kościoła. Uniwersalizm ten sprzeciwia się przede wszystkim i w sposób bezpośredni wszelkim formom partykularyzmu, które usiłują nadać religii ustanowionej przez Jezusa Chrystusa bardziej ludzkie i humanistyczne oblicze, i wskutek tego przeszkadzają w jej rozprzestrzenianiu się po świecie (3).
Pierwsza część katolickiej argumentacji dowiodła nam również, że podmiotem władzy przyrzeczonej przez Chrystusa jest Kolegium Apostolskie. Rozważenie pojęcia apostolskości wyjaśnia nam natychmiast dlaczego tak się stało. Otóż apostolskość sukcesji w rządzeniu Kościołem pomaga nam rozpoznać Kościół Chrystusowy. „Zasadniczym przymiotem prawdziwego Kościoła jest z pewnością nieprzerwana sukcesja od apostołów w zarządzaniu sprawami religijnymi. Istotnie, skoro Jezus Chrystus ustanowił stałą hierarchię duchowną, aby rządziła Kościołem, i skoro zorganizował duszpasterską władzę apostołów w ten sposób, że jest ona przekazywana w drodze ustawicznej sukcesji, to prawdziwy Kościół może istnieć tylko wtedy, gdy jest podporządkowany następcom apostołów i posiada hierarchię, ustanowioną na mocy pozytywnego prawa Bożego” (4).
Przymioty Kościoła mogą być rozważane z dwojakiej perspektywy, statycznej i dynamicznej. Pierwsza polega na zbadaniu przymiotu w takiej formie, w jakiej wypływa on z ewangelicznych tekstów, a ponadto na wykazaniu jego jednorodności z istotą, którą przymiot ten dopełnia i której pełniejsze zrozumienie zapewnia. Druga perspektywa ma na celu znalezienie Kościoła, który potrafił na przestrzeni stuleci te wszystkie przymioty zachować. Przyjmując perspektywę statyczną rozważa się przymioty ujęte na sposób abstrakcyjny jako zawarte we wzorcu przedstawionym przez Jezusa Chrystusa. Natomiast w perspektywie dynamicznej rozważa się je w konkretnej postaci, dostępnej historycznemu i doświadczalnemu potwierdzeniu. Tak więc, skoro już statyczne badanie przymiotów jest tak użyteczne, a nawet nieodzowne dla dogłębnego zrozumienia istoty Kościoła, to również badanie dynamiczne stanie się wartościową pomocą przy umacnianiu wiarygodności Kościoła oraz dostarczy nam dokładniejszego i bardziej adekwatnego pojęcia samych tych przymiotów.
Jedynym dowodem żywotności jakiegoś organizmu jest samo życie. Dopóty, dopóki jakiś byt – indywidualny czy zbiorowy – nie przeszedł przez to decydujące kryterium, możliwe są wątpliwości i obiekcje. Oczekujemy na jego działanie, aby dokonać oceny. Jeśli dostarcza nam dowodów dając oznaki życia, przestaje być czystym ideałem czy logiczną możliwością i staje się natychmiast istniejącą rzeczywistością.
Nie ulega wątpliwości – skoro argumentacja katolicka zakłada argumentację chrześcijańską – że Chrystus jako posłaniec Boga nie mógł założyć społeczności niezdolnej do życia i rozwoju. Niezależnie jednak od tego jak mocny i uprawniony byłby wniosek, jaki można wywieść a priori z chrześcijańskiej argumentacji, zobaczmy jak bardzo i w jak znaczących proporcjach wzrośnie jego wartość dowodowa na widok samego istnienia Kościoła na przestrzeni stuleci! Jak potężną pobudkę wiarygodności Kościoła stanowi fakt, iż wyszedł on zwycięsko ze straszliwego doświadczenia realnego życia!
Wielka liczba osobników z rozmaitych gatunków zwierzęcych i roślinnych ginie z powodu niedostatecznego uzbrojenia do walki o życie. Słaba i rachityczna organizacja ich jestestwa nieuchronnie skazuje je na zagładę, częstokroć szybką. Jeśli pojedyncze osobniki mają takie trudności z przeżyciem, to o ileż bardziej dotyczy to ludzkich społeczności! One nie dysponują, jak ma to miejsce w przypadku bytów przyrodniczych, niewyczerpanymi zasobami mającymi swe źródło w gatunku, do którego przynależą. Są to organizmy, które zależne są od wolnej woli ludzi, od ich interesów, namiętności i konfliktów. Wskutek tego właściwe im warunki żywotności są nieskończenie bardziej skomplikowane niż warunki żywotności zwierzęcia czy rośliny. Pomyślmy tylko o tych wszystkich społecznościach, które wydawały się solidnie zbudowane, a które uległy rozproszeniu i rychło zakończyły żywot!
Jezus Chrystus założył społeczność tak całkowicie odmienną od pozostałych, że jakkolwiek jesteśmy przekonani o Jego Boskim posłannictwie, to nie pozostaje nam nic innego, jak z rosnącym zainteresowaniem przyglądać się sposobowi działania instytucji, której wzniosłe przywileje sprawiają wrażenie dosyć źle dopasowanych do „królestw tego świata”. Trzeba bowiem przyznać, że sama duchowość Kościoła stanowi poważne wyzwanie dla rozumu. Chodzi mianowicie o możliwość współistnienia Kościoła z doczesnymi społecznościami, które są tak bardzo zazdrosne o swoje prawa i tak mało skłonne uznawać panowanie rywala! Skoro Kościół rozwiązuje ten problem na swoją korzyść, skoro zdolny jest nie tylko przeżyć, ale ponadto zdumiewająco się rozwijać – oto mamy jeszcze jedno uderzające potwierdzenie jego nadprzyrodzoności! Oto mamy jeden z najbardziej poruszających dowodów jego Boskiej natury!
Historyczne i doświadczalne badanie pozwala nam uzupełnić i wzbogacić posiadaną już wiedzę na temat przymiotów Kościoła. Sama analiza przymiotów pozwala nam lepiej pojąć istotę Kościoła – i to jest już rezultat godny uwagi – niemniej obserwowanie ich w działaniu, w samym życiu Kościoła, daje nam zrozumienie jeszcze bardziej dogłębne.
Wszyscy uznają wartość tego, co doświadczenie dodaje do naszych nawet najbardziej jasnych i ścisłych pojęć. Nawet najdoskonalsza wiedza książkowa zawsze odniesie korzyść z ponownego zanurzenia swych koncepcji w żywej rzeczywistości, skąd wydobyte zostały na drodze abstrahowania. Oczywiście, abstrakcja jest nieodzowna, niemniej nieuchronnie zubaża ona rzeczywistość, ponieważ bierze pod uwagę tylko niektóre jej aspekty. Dlatego, aby uniknąć popadnięcia w logikę formalną, konieczne jest stałe odwoływanie się do konkretnych rzeczy. Zresztą idea nie zasługuje naprawdę na swoje miano, jeśli nie jest w stanie rozdzielić się na poszczególne indywidua. Czyż nie definiujemy jej jako unum versus alia, versus multa? Niebezpieczeństwa czyhające na naukę oderwaną od doświadczenia są zbyt dobrze znane, aby istniała tutaj potrzeba zwracania na to szczególnej uwagi. Taktyka przygotowana w zaciszu gabinetu nie wystarczy do tego, aby doprowadzić wojsko do zwycięstwa, jeśli nie rzucą nań swego światła i nie dopełnią jej rzeczywiste manewry wojenne.
Dlatego, aby w pełni zrozumieć sens jedności, świętości, powszechności i apostolskości jako znamion prawdziwego Kościoła Chrystusowego, trzeba rozważać je odwołując się nie tylko do tekstów ewangelicznych czy do ich związku z istotą Kościoła, ale również do ich rzeczywistego istnienia w historii.
Widząc, na przykład, że Kościół Rzymski na przestrzeni stuleci, w czasie długiej, przebytej już drogi, zawsze chronił się przed wszelkimi partykularyzmami, które w odszczepieńczych sektach zniekształciły, złagodziły i sprowadziły do rangi symbolu duchowy uniwersalizm religii Jezusa Chrystusa i wskutek tego zahamowały jej dalsze rozprzestrzenianie się, czyż nie sądzimy, że dostarcza nam to pełniejszego, bardziej treściwego i realistycznego pojęcia powszechności, niż jego doskonały schemat formalny, jaki sobie naszkicowaliśmy w oparciu o Ewangelię?
Zawsze warto wykazywać, iż żywe magisterium Kościoła oraz przywilej nieomylności są najskuteczniejszymi środkami zachowania doktrynalnej jedności. Ale jeszcze lepszą rzeczą jest uchwycić ją w praktyce; być świadkiem pracy, jaką wykonała; sprawdzać z bliska – na tyle, na ile to możliwe – rozmaite momenty jej rozwoju; towarzyszyć kryzysom, jakie przechodziła; wreszcie stwierdzić niemożność zachowania jedności przez sekty. Dzięki temu nasze pierwotne pojęcie jest teraz tak mocno potwierdzone przez doświadczenie i oparte na faktach, że nie możemy już wątpić o konieczności istnienia magisterium dla zapewnienia jedności Kościoła.
Protestanci zarzucają Kościołowi Rzymskiemu, że dokonał sekularyzacji duchowości Królestwa niebieskiego (5) i zniekształcił swoim autorytetem wolność oraz intymność relacji pomiędzy duszą i Bogiem. Czyż może być piękniejsza forma refutacji tych zarzutów od sporządzenia listy świętych, którzy ozdobili Kościół katolicki i wykazania dobroczynnego wpływu autorytetu na rozwój ich heroicznych cnót?! Czyż w tym wypadku to nie historia zdecyduje znów – i to wyłącznie ona – w której chrześcijańskiej wspólnocie znajduje się znamię świętości?
Statyczne badanie apostolskości ujawniło nam, iż jest ona zasadniczym przymiotem prawdziwego Kościoła. Jezus Chrystus ustanowił duszpasterską władzę apostołów, przekazywaną w drodze ustawicznej sukcesji. Pozostaje nam sprawdzić, czy obietnica Chrystusa została urzeczywistniona. Wyłącznie historyczne studium apostolskości może pozwolić nam stwierdzić istnienie sukcesji w kierowaniu Kościołem.
Na zakończenie dodajmy, że każde znamię – rozpatrywane nawet w oderwaniu od swego odniesienia do nadprzyrodzonych przywilejów, stanowiących istotę Kościoła – jako oznaka prawdziwego Kościoła posiada wartość autonomiczną.
Oczywiste jest, na przykład, że chrześcijańska społeczność pozbawiona doktrynalnej bądź hierarchicznej jedności nie może być wspólnotą założoną przez Chrystusa. Jedność utożsamiając się z bytem jest pierwszym warunkiem samego istnienia społeczności. Twierdzenie, że Chrystus pragnął założyć realną społeczność, a zarazem nie nadał jej jedności, jest wewnętrznie sprzeczne. Zatem brak jedności jest kryterium negatywnym, pozwalającym nam wykluczyć jako prawomocnego spadkobiercę zamysłu Jezusa Chrystusa każdy Kościół, który nie jest w stanie dowieść swej jedności.
To samo moglibyśmy powiedzieć o powszechności. Kościół, który jawnie staje się ofiarą politycznego bądź państwowego partykularyzmu, nie jest Kościołem obietnicy, który swoim życiem wyjaśnia sens przypowieści oraz duchowy uniwersalizm Królestwa niebieskiego.
Sama świętość powinna wystarczyć nam do rozpoznania Kościoła Chrystusowego i zwolnić nas z obowiązku badania wszystkich pozostałych cech zewnętrznych. „Istotnie, świętość – w tym znaczeniu, że jest «znamieniem» – ukazuje i zaświadcza w sposób rozstrzygający o uprzywilejowanym działaniu Chrystusa w jego prawdziwym Kościele. Znamię «świętości » każe uznać nie dowolną cnotę, lecz cnotę najwyższą, cnotę heroiczną za społeczne dobro Kościoła, który jest Oblubienicą Chrystusa. To oznaka nadprzyrodzona za sprawą moralnej wzniosłości, trwale obecnej w Kościele Chrystusowym na mocy przywilejów, które on publicznie głosi” (6).
Nie zamierzamy rozwijać tutaj wątku autonomicznej wartości znamion jako pozytywnych bądź negatywnych kryteriów, które pozwalają rozpoznać Kościół Chrystusowy. Chcieliśmy po prostu wspomnieć o niej na marginesie, aby dostrzec w niej nowy dowód apologetycznej użyteczności znamion w „katolickiej argumentacji”.
Tak więc różnorodne argumenty, które przytoczyliśmy wyżej, ukazują konieczność uzupełnienia pierwszej części „katolickiej argumentacji” przez studium znamion i przymiotów Kościoła.
Jak mogliśmy się przekonać w trakcie powyższego wywodu nieuniknionym skutkiem wszystkich przywołanych dowodów jest wzmocnienie wiarygodności. Jeśli wprowadzamy je do traktatu o Kościele, to wyłącznie ze względu na apologetyczne usługi, jakie świadczą one w tej dziedzinie. Jak widzimy, pojęcie wiarygodności jest pojęciem kluczowym, nadającym traktatowi o Kościele jedność.
Biorąc pod uwagę to, co powiedzieliśmy powyżej, widać wyraźnie, że zasadnicze podziały w drugiej części „katolickiej argumentacji”, zostały określone z góry. Celem części pierwszej będzie zbadanie przymiotów Kościoła samych w sobie, w odniesieniu do istoty Kościoła, zaś w części drugiej określone zostanie, który Kościół zawsze posiadał i wciąż posiada wspomniane przymioty.
O. Ambroży de Poulpiquet OP
(1) A. de Poulpiquet OP, Le Dogme source d’unité et de sainteté dans L’Eglise, rozdz. 2, par. 2.
(2) „Władza obiecana przez Chrystusa dotyczy dziedziny ewangelicznego nauczania, dziedziny zbawienia i świętości, dziedziny duchowej i religijnej. Władza obiecana przez Chrystusa nie dotyczy więc (bezpośrednio) porządku doczesnego i świeckiego, porządku politycznego i obywatelskiego. Tego typu sprawy z natury swojej pozostają poza królestwem Ewangelii”, Y. de la Brière SI, art. cit., col. 1239.
(3) A. de Poulpiquet OP, La notion de catholicité, Paryż 1910.
(4) Y. de la Brière SI, art. cit., col. 1283.
(5) Por. A. von Harnack, L’essence du Christianisme, Paryż 1902, s. 268–270.
(6) Y. de la Brière SI, art. cit., col. 1288.
Powyższy tekst jest fragmentem książki był o. Ambrożego de Poulpiqueta Tylko Kościół. Apologetyka.