Rozdział szósty. Wzorowa gorliwość

Michał do częstego przystępowania do sakramentów spowiedzi i Eucharystii, dołączył ćwiczenie się w nabożnych praktykach, a ponadto żywą wiarę, przykładową dokładność i budujące zachowanie. W czasie rekreacji przypominał jeszcze nieokiełznanego konia, a w kościele nie mógł sobie znaleźć ani miejsca ani postawy, która by mu odpowiadała. Natomiast po swoim nawróceniu niemal natychmiast, zdobywał się na takie skupienie, że mógłby być przykładem dla każdego pobożnego katolika. Rachunek sumienia robił jak należy. Przy konfesjonale, przepuszczał innych, by się przed nim wyspowiadali; zawsze skupiony i cierpliwy, ze spokojem oczekiwał na możność swobodnego zbliżenia się do spowiednika. Czasami widziano go nieruchomego, klęczącego na brukowanej posadzce, jak cierpliwie czekał cztery, nawet pięć godzin, na najbardziej odpowiednią chwilę na spowiedź. Jeden kolega zrazu próbował go naśladować w tym umartwieniu, lecz po upływie dwóch godzin stracił przytomność i już nigdy więcej tego nie zrobił. To wydawałoby się niemal niemożliwe w tak wczesnym wieku, gdyby autor tej książeczki nie był naocznym świadkiem (1). Michałowi niewymowną przyjemność sprawiało słuchanie opowieści o tym, w jak budujący sposób Dominik Savio zbliżał się do sakramentu pokuty i Eucharystii; i starał się ze wszystkich sił go naśladować (2).

Kiedy przybył do naszego domu, pozostawanie w kościele było dla niego niemal nieznośnym mozołem; w kilka miesięcy później uroczystości religijne, ile by nie trwały, były dla niego źródłem wielkiej radości. Mawiał: „To, co czyni się w kościele, czyni się dla Boga, a co czyni się dla Boga, nigdy nie jest na darmo”. Pewnego razu, tuż po tym jak przebrzmiał dzwonek na nabożeństwo, kolega próbował go jeszcze namówić, by został dokończyć rozpoczętą partię gry. „Dobrze, zostanę, pod warunkiem, że dasz mi takie wynagrodzenie, jakie daje mi Pan.” Ów kolega natychmiast umilkł i udał się z Michałem tam, gdzie wzywał go religijny obowiązek.

Inny kolega zapytał go raz:

– Nie nudzą cię modlitwy, kiedy są takie długie?

– Jaki z ciebie dzieciak! Jaki dzieciak! Dokładnie jak ja wcześniej – odparł. – Ty nie wiesz co jest pożyteczne. Zapomniałeś, że kościół jest domem Boga? Im dłużej jesteśmy w Jego domu, tu na ziemi, tym większa nasza nadzieja, że będziemy wiecznie z Nim, w Kościele Triumfującym w Niebie. Poza tym, jeśli można zdobywać dobra przemijające, to czemu nie zdobywać duchowych? A zatem, przebywając w materialnym domu Pana w tym świecie, nabywamy prawo pójścia z nim pewnego dnia do nieba.

Po złożeniu dziękczynienia, które zwykł odmawiać po spowiedzi i Komunii, podobnie jak i po nabożeństwach, zatrzymywał się jeszcze przed tabernakulum, lub przed ołtarzem Najświętszej Panny Maryi na szczególną modlitwę. Był tak bardzo uważny i tak skupiony, że wydawał się zupełnie obojętny na wszystko, co się wokół niego działo. Czasami, po wyjściu z kościoła, jego koledzy potrącali go przechodząc, potykali się o jego stopy, deptali je, lecz on, jak gdyby nic się nie stało, spokojnie kontynuował swoje modlitwy lub rozmyślania.

Michał miał także wielki szacunek do wszystkich przedmiotów kultu. Medalik, mały krzyżyk, obrazek, były dla niego przedmiotami szczególnej czci. Gdy w którymś momencie dowiadywał się, że roznoszono Komunię Świętą, odmawiano modlitwę lub śpiewano pieśń, czy to w kościele, czy na zewnątrz, natychmiast przerywał swoje zajęcia, aby wziąć udział w śpiewie czy innej pobożnej praktyce.

Przepadał za śpiewem, a mając dźwięczny i miły głos, poświęcił się nauce muzyki. W krótkim czasie nabył wystarczającej umiejętności, by móc uczestniczyć w publicznych i świątecznych uroczystościach. Zapewniał mnie w rozmowie, a nawet napisał, że chciałby, aby jego usta nie otwierały się po nic innego, jak tylko po to, by wymawiać słowa na chwałę Boga, aby nigdy nie otworzył ust, by wymówić choćby jedno słowo, które nie dążyłoby do większej chwały Boga. „Niestety mój język niegdyś nie wypełniał swojego obowiązku, obym choć w przyszłości mógł zadośćuczynić za to co było!” Na bileciku, pośród innych postanowień powziętych przez niego, było i takie: „O mój Boże, spraw raczej by mój język usechł między zębami, niż żebym wymówił choć jedno słowo, które by się Tobie nie spodobało”.

W roku 1858 Michał uczestniczył w Bożonarodzeniowej nowennie w jednym z klasztorów stolicy (3). Wieczorem jego przyjaciele zaczęli go wychwalać za sukces, jaki odniósł uczestnicząc w śpiewie. On zaś oddalił się od nich zmieszany i napełniony smutkiem. Zapytany o powód strapienia począł płakać mówiąc: „Na darmo się trudziłem, ponieważ przez upodobanie, jakie odczułem w tym śpiewie, straciłem połowę mej zasługi, a teraz przez te gratulacje tracę drugą połowę; dla mnie zaś nie pozostaje nic innego jak tylko zmęczenie”.

cdn.

Św. Jan Bosko

(1) Te długie oczekiwania u stóp konfesjonału są nader prawdopodobne. Dzieci zazwyczaj spowiadały się u don Bosko, który zresztą sam potwierdza, iż był naocznym świadkiem scen, które opisuje w tym rozdziale. Otóż, mógł on spowiadać chłopców „po dziesięć i dwanaście godzin bez przerwy”.

(2) Don Bosko takimi słowami opisuje modlącego się Dominika Savio: „Kiedy modlił się z innymi był podobny do małego aniołka. Nieruchomy, całą swoją postawą wyrażał wielką gorliwość; opierał się jedynie na kolanach, zawsze z anielsko pogodną twarzyczką, lekko pochyloną głową, spuszczonymi oczami, można by rzec: drugi święty Ludwik”. Michał chciał naśladować jego doskonałe skupienie, co mu się udawało.

(3) We Włoszech nowenna Bożonarodzeniowa jest zawsze szczególnie uroczyście obchodzona.

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Michał Magon. Dziecko ulicy.