Rozdział szósty. Święcenia kapłańskie, zawód albo biznes, nauka, śmierć

Oczywiście wiem, do czego służy ten sakrament – do wyświęcania kapłanów i biskupów oraz innych sług ołtarza, a także do udzielania im koniecznych sił wymaganych do urzędu, jaki mają sprawować.

Święcenia kapłańskie

Podobnie jak chrzest i bierzmowanie, udziela się go tylko raz, z tych samych powodów, czyli z braku potrzeby powtarzania, ponieważ raz wyświęcony kapłan nie musi być wyświęcany ponownie przed każdą Mszą Świętą czy spowiedzią. To zupełnie jasne. Muszę się zastanowić, czy zostałem wezwany do podjęcia się tego wspaniałego powołania? Czy mam powołanie do kapłaństwa?

Po pierwsze wiem, że jeśli je mam, to jest to wielki zaszczyt i ogromna, całkowicie niezasłużona łaska Boża. Już samo służenie do Mszy Świętej czy możność wejścia do prezbiterium, jako akolita czy ministrant światła albo ministrant kadzidła lub chórzysta, jest dla mnie przywilejem, zaszczytem, gdyż oznacza pozwolenie mi na poufne i bliskie obcowanie z Naszym Panem. Czy zatem istnieje jeszcze większy przywilej niż wypowiadanie słów konsekracji i trzymanie Boga w swoich rękach, powtarzanie formuły rozgrzeszenia i dokonywanie cudu nawrócenia duszy? Lecz bym nie stał się skrupulantem w tej kwestii, mogę być pewien, że jeśli otrzymam zaszczyt bycia powołanym do kapłaństwa, stanie się to dla mnie tak ewidentne, że nie będę mógł się pomylić. To powołanie rzeczywiście może być ciężarem w sensie poważnej odpowiedzialności, jaką ze sobą niesie, nie mniej jednak jest to ogromny zaszczyt.

Zatem, czy Bóg zaproponował mi ten zaszczyt? Czy mogę powiedzieć, że mam być księdzem, czy nie? Prawdopodobnie nie mogę. Czy mój spowiednik może to stwierdzić z pewnością? Nie, nie może. Kto ma to stwierdzić? Ja. Czy powinienem zapytać o radę swojego spowiednika? Tak. A potem? A potem powinienem modlić się i spytać swoich rodziców i przyjaciół o radę. A ostatecznie? Przede wszystkim, muszę zadać sobie dwa pytania po przemyśleniu modlitw i wskazówek:

a) Czy czuję, że chcę być księdzem? Pewne sprawy mogą mnie przerażać, ale ogólnie, czy chcę tego?

b) Czy mam wymagane predyspozycje? Czy jestem odpowiednio wykształcony, czy mam wystarczające siły do pracy, czy mogę zostać zwolniony z obowiązku utrzymania mojej rodziny, czy cieszę się wystarczająco dobrym zdrowiem?

Zakładając, że chcę być księdzem, i myśląc, że mam do tego predyspozycje, powinienem zapytać księdza, co dalej robić. Jeśli zaś nie chcę być księdzem, wtedy, ze względu na Boga, powinienem wypełnić Jego świętą wolę i zajmować się tym, do czego mnie wzywa.

Zawód albo biznes

Bóg jest mądry. A mądra osoba mówi i działa w określonym celu, a nie ot tak, bez żadnego powodu. Dlatego, skoro Bóg coś czyni lub mówi, możemy być zupełnie pewni, że ma ku temu powód, nawet jeżeli musimy przyznać, że nie mamy pojęcia, co może być tym powodem. W takim razie jest prawdą, jeśli powiem, że kiedy Bóg mnie stworzył, to miał w tym jakiś cel, który chciał, bym wypełnił. Może wydawać mi się dość trudnym rozpoznanie go, ale i odkrycie go powinno być dla mnie sprawą najwyższej wagi. Inaczej mówiąc, muszę dowiedzieć się, do czego Bóg mnie powołał na tym świecie.

Jak mam to zrobić? Muszę się zastanowić, być może sam mogę się czegoś domyślić. Jeśli Bóg chce, abym coś dla Niego uczynił, z pewnością udzieli mi naturalnych i nadzwyczajnych łask, które są potrzebne do wypełnienia tego dzieła. Jeśli chce, abym został piosenkarzem, obdarzy mnie głosem i umiłowaniem muzyki; jeśli chce, abym został maszynistą, obdarzy mnie zamiłowaniem do pojazdów i zabawek mechanicznych oraz pewną manualną zręcznością; jeśli chce, abym został żołnierzem, udzieli mi zamiłowania do tego rodzaju życia; jeśli zaś zechce, abym został marynarzem, wpoi mi oczarowanie i fascynację morzem. Bo jakiekolwiek dzieło Bóg mi przygotował, do takiego mnie uzdolnił. Dzięki temu mam szansę dostrzec, do czego zostałem stworzony; nie mam robić nic innego, jak podążać od moich darów do mojego celu.

Skoro Bóg chce, abym wykonał dane dzieło, musiał zatem udzielić mi potrzebnych do tego darów. Zatem mam obserwować swe dary i na ich podstawie osądzić, co chce, abym czynił. Ze strony Boga pierwszy jest mój cel, a potem potrzebne do wypełnienia tego celu dary. Dla mnie pierwsze są dary, które mam rozeznać, potem cel, który muszę na ich podstawie jak najlepiej odgadnąć. Nie mogę pozwolić, o ile to ode mnie zależy, na niewykorzystanie któregoś z nich, aby mój zawód czy biznes były ścieżką życia otwartą dla mnie, na której najlepsze z nich zostaną najpełniej ukazane. Kiedy dokonam wyboru, mogę być pewien, że jakiekolwiek będzie moje przeznaczenie: czy to wojsko, czy prawo, morze, biuro, teatr, sztuka, to jest to Boże powołanie, wezwanie, za którym godnie muszę podążać.

Nauka

Dla niektórych nauka jest ogromnym utrapieniem. Dla innych, jakkolwiek nie próbowali tego ukryć, jest na ogół interesująca. Dla jeszcze innych stanowi najwyższą fascynację życiową, ale dla wszystkich jest jedynym środkiem uzdalniającym do właściwego pełnienia dzieła, które Bóg chce, abyśmy czynili. Może to wydawać się trudne, ale jest oczywiste, że nauka ma wielkie znaczenie, gdyż inaczej byłoby trudno zrozumieć, dlaczego rolnik potrzebuje nauki w pełnieniu swojego Bożego powołania. Ale zacznijmy od przyjrzenia się znaczeniu tego słowa, najpierw na etapie szkoły. Jaka zatem powinna być postawa chłopaka wobec nauki? I jeśli musi się uczyć, to dlaczego?

Po pierwsze, chłopak musi się uczyć, ponieważ celem nauki jest ćwiczenie i zaostrzanie jego sprawności myślenia. Sam trud i nuda pochodzą z faktu, że myślenie jest ciężką pracą, a większość z nas jest raczej leniwa i prawie zawsze musi się przymuszać, chcąc wykonać to, co przychodzi z trudem. Dla niektórych chłopaków jeden przedmiot jest trudny, dla innych zaś inny; niektórzy zdają się nie mieć trudności w żadnym przedmiocie. Jednak nieświadomie cały czas, czy przedmiot jest trudny czy nie, powoli ćwiczę się w myśleniu. Byłoby łatwiej, jeśli kolega, który lubi matematykę, zajmowałby się tylko nią, a ten, który lubi przedmioty ścisłe czy literaturę albo rysunek lub języki obce czy historię, mógłby się uczyć tylko tego, co sam wybierze, lecz ten system edukacji prawdopodobnie ukształtowałby bardzo jednostronnego i ograniczonego chłopaka. Toteż mogę przekonać się, że chłopak musi być gorliwy w swej pracy (czy jest w niej dobry czy nie, tak naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia) właśnie dlatego, że przez naukę ćwiczy, sprawdza i poszerza swoją najwyższą zdolność, mianowicie, swój umysł i pamięć.

Szczególnie jednak chłopak musi się uczyć przyszłego fachu. Student medycyny lub prawa, który marnuje swój czas w szkole wyższej czy na uniwersytecie, być może pewnego dnia z tego powodu, przez nieświadomość, będzie narażał życie lub prawa ludzi. Biznesmen, artysta, aktor, który ponosi porażkę, ponieważ próżnował, zaprzepaszcza Boże dzieło i Boży cel. Nawet rolnik, który odnalazł się w tym powołaniu, a który zaniedbuje okazje do nauki, aby być lepszym rolnikiem, szkodzi doskonałemu planowi Boga. Dlatego nigdy nie mogę przestać się uczyć czy studiować aż do śmierci, abym pełniej i doskonalej pełnił dzieło, do którego On mnie wezwał: nauka nie ma końca.

Śmierć

Kresem wszystkich naszych poczynań jest śmierć. Jest to ostateczna granica wyznaczona przez Boga dla naszej zdolności wykonywania Jego planu. Pracujemy zawsze wbrew upływowi czasu, bo noc zapada, kiedy nasza praca musi być zrobiona. Myśl o śmierci powinna więc być umacniająca; jednak różnie oddziałuje na ludzi. Niektórzy rzeczywiście zdają się myśleć, że skoro śmierć zawsze jest blisko, to lepiej im wykonać tyle pracy, ile się da; tak więc krzątają się, gorączkowo zabiegając i w pośpiechu wykonując zadanie po zadaniu, żeby zdążyć na czas. Myślą, że zanim umrą, muszą wiele uczynić. Inni przyjmują zupełnie inny punkt widzenia, czyli taki, że skoro mają umrzeć, to nie potrzebują się spieszyć. Śmierć przyjdzie, gdy nadejdzie czas; będą więc bardzo cierpliwi w swoich sprawach, wypełniając wszystko solidnie i starannie, nie zważając zbytnio, czy dokończą dzieła, byleby to, co mają wykonać dzisiaj, było zrobione dobrze i było trwałe.

Także w wymiarze duchowym ludzie odbierają myśl o śmierci w dwojaki sposób. Niektórzy mówią, że na myśl o niej są przerażeni i nieszczęśliwi i próbują zaangażować się tak bardzo w życie, jak to tylko możliwe, skoro jest tak mało czasu, żeby cokolwiek uczynić. Powiedz takiej osobie, że musi umrzeć, a odpowie ci: „to niech się wyszumię, póki mogę”. Toteż myśl o śmierci wcale nie prowadzi tej osoby bliżej Boga. Dlatego możemy stwierdzić, że sama myśl o śmierci może czynić ludzi gorszymi, jak i lepszymi. Zatem, faktycznie, historycy powszechnie zauważają, że straszliwa plaga czy epidemia lub wojna zagrażająca narodowi, chociaż niektórych ludzi skłania do refleksji i otrzeźwia, innych czyni bezmyślnymi i nieodpowiedzialnymi – zrobią wszystko, próbując zapomnieć o jutrze, którego przyjścia nie mogą powstrzymać.

Otóż, jeśli chcę jakoś skorzystać z myśli o śmierci, powinienem wieść swoje życie całkiem naturalnie i spokojnie, czerpiąc z niego całą radość i uciechę, jaką tylko mogę, znosząc cierpliwie cierpienia i rozczarowania, jakie ze sobą niesie, korzystając w pełni ze wszystkich swoich zdolności, aby osiągnąć cel, dla którego Bóg mi ich udzielił, a Jemu zostawiając troskę o resztę. To prawda, że śmierć jest zawsze raczej przerażająca, gdy patrzę na nią, jakby była gapiącym się szkieletem; jest łagodna, jeśli patrzę na nią jako na czułego anioła Bożego, posłanego po to, by mnie sprowadzić, kiedy nadejdzie czas. Moja modlitwa z dzieciństwa jest słuszna:

„Dobry Jezu, cichy i łagodny,
Spójrz na mnie – małe dziecię;
Zmiłuj się nad nami
I pozwól mi przyjść do Ciebie”.

O. Bede Jarrett OP

Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Bede Jarretta OP Szlachetny rycerz.