Rozdział szósty. Przyjaciele i wrogowie Króla

Potem Jezus rozesłał siedemdziesięciu dwóch swych uczniów, by nauczali w miastach i miasteczkach, i by przygotowywali lud na Jego przyjęcie. Kazał im leczyć chorych i wszędzie głosić:

– Bliskie jest Królestwo Boże.

Nie wiem jak długo uczniowie wędrowali przez miasta i wsie, lecz kiedy wrócili do Pana, bardzo się radowali i opowiadali:

– Złe duchy słuchały nas, kiedy wypędzaliśmy je w Twoim imieniu!

Pan odpowiedział:

– Widziałem szatana spadającego z nieba niczym błyskawica.

Jezus ujrzał diabła, którego wyrzucali uczniowie, jak spada z nieba tak szybko jak błyskawica!

Pan mówił dalej:

– Oto dałem wam władzę stąpania po jadowitych wężach i wyrzucania złych duchów. Lecz nie radujcie się z tego, radujcie się raczej, że wasze imiona są zapisane w niebie.

Niedługo potem, kiedy Jezus nauczał, stał wśród zgromadzonych pewien uczony w Prawie faryzeusz. Spytał on Naszego Pana:

– Jakie jest największe przykazanie?

Jezus odpowiedział:

– Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem. A drugie po tym jest: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Nie ma większego przykazania niż te dwa.

Młody uczony w Prawie odparł:

– Mistrzu, prawdziwie powiedziałeś, że jest jeden Bóg, i że człowiek powinien Go kochać całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem, a kochać bliźniego swego jak siebie samego więcej znaczy, niż wszystkie ofiary składane w Świątyni.

Kiedy Jezus to usłyszał, rzekł:

– Niedaleko jesteś od Królestwa Bożego.

Widzicie, byli i mądrzy, dobrzy faryzeusze, chociaż większość z nich była wrogo nastawiona do Jezusa. Zaś młody uczony w Prawie nie skończył na tych słowach; chciał wszystko wyjaśnić, toteż zadał kolejne pytanie:

– Kto jest moim bliźnim?

W odpowiedzi Jezus opowiedział następującą historię:

– Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli i wszystko mu zabrali, ale jeszcze go poranili i zostawili na wpół umarłego, po czym odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo inny Żyd, przyszedł na to miejsce, zobaczył go i minął. Pewien zaś cudzoziemiec, Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko, podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem posadził go na swego osiołka, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia, wyjeżdżając, dał pieniądze gospodarzowi i powiedział: „Opiekuj się nim, a jeśli co więcej na niego wydasz, oddam ci gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?

Młody uczony w Prawie odparł:

– Ten, który mu okazał miłosierdzie.

Jezus mu rzekł:

– Idź i ty czyń podobnie.

W dalszej podróży Jezus z uczniami dotarli do wsi Betania, blisko Jerozolimy. Tutaj zatrzymali się w domu człowieka o imieniu Łazarz, mieszkającego z siostrami – Martą i Marią. Kiedy przyszli do ich domu, Marta zaczęła się w pośpiechu krzątać, przygotowując kolację, ścieląc łóżka i zajmując się tym wszystkim, co trzeba zrobić, gdy przybędą goście. Maria natomiast przyszła i siadła u stóp Jezusa, słuchając Jego słów, nie chcąc uronić żadnego.

Marta zobaczyła to, przyszła do Pana i powiedziała:

– Panie, czy nie jest Ci obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.

Lecz Jezus odpowiedział:

– Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało, albo tylko jednego. Maria najlepszą cząstkę wybrała, której nie będzie pozbawiona.

I była to najlepsza cząstka, prawda? Słuchanie Naszego Pana, a nie nadmierna troska o kolację. Nie należy przez to jednak rozumieć, że powinniśmy odejść i modlić się, kiedy mama czy ktoś inny prosi nas o pomoc!

Być może Jezus nauczył Marię modlitwy, którą niedługo później przekazał uczniom:

Ojcze nasz, Któryś jest w niebie, święć się imię Twoje. Przyjdź Królestwo Twoje. Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen.

Odmawialiście tę modlitwę już wiele razy, prawda? Jest to najlepsza modlitwa ze wszystkich, gdyż to sam Nasz Pan nauczył jej swych uczniów. Później ostrzegł ich, że jeśli nie przebaczą ludziom, Bóg też im nie przebaczy. Powiedział im jeszcze więcej rzeczy o modlitwie.

– Przypuśćmy, że ktoś z was – mówił – ma przyjaciela, a ten przybędzie do was późno, po długiej podróży. Jeśli nie macie chleba, a on jest głodny, pójdziecie do któregoś z sąsiadów, obudzicie go stukaniem w drzwi, prosząc o chleb. Być może sąsiad zawoła na to z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się, drzwi są już zamknięte, dzieci leżą już w łóżku. Nie mogę wstać i dać ci chleba”. Jeżeli jednak naprawdę zależy wam na chlebie, będziecie uparcie stukać w drzwi i wołać, aż w końcu sąsiad przyjdzie i da go wam z powodu waszego natręctwa. I podobnie jest z modlitwą: każdy bowiem kto prosi, otrzymuje, a każdy kto szuka, znajduje.

Przez cały ten czas w faryzeuszach narastała coraz większa złość. Niektórzy z nich widzieli jak Jezus wyrzucał złe duchy i mówili:

– Wyrzuca demony dzięki Belzebubowi, władcy złych duchów.

Lecz Jezus powiedział:

– Jak może szatan wyrzucić szatana? Jeśli szatan skłóciłby się ze swymi własnymi demonami, jego królestwo musiałoby upaść! Jeśli zaś ja wyrzucam złe duchy dzięki mocy Bożej, musi nadejść Królestwo Boże.

Faryzeusze nie znaleźli na to odpowiedzi, lecz wkrótce znów coś wymyślili, nie troszczyli się bowiem o to, czy Pan ma słuszność czy nie, ale tylko o to, by Go pokonać. Dlatego też Jezusa ogarnął gniew.

Oto niektóre rzeczy jakie im powiedział:

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, Obłudnicy, bo lubicie pierwsze miejsca w synagogach, I pozdrowienia na rynku.

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, Obłudnicy; bo zamykacie Królestwo Boże przed ludźmi; Sami do niego nie weszliście, A przeszkodziliście tym, którzy chcieli wejść.

Oczywiście, po tych słowach faryzeusze nie poczuli się lepiej, i wszyscy – prócz Jezusa – bali się co teraz mogą Mu zrobić. Byli zdecydowani przerwać Jego nauczanie, nawet jeśli miało to oznaczać śmierć Jezusa.

Nasz Pan wiedział to wszystko, powiedział więc do tych, co szli za Nim:

– Nie może być uczeń ponad Mistrza, ani sługa ponad swego Pana. Wystarczy gdy uczeń jest jak Mistrz, a sługa jak Pan. Widzicie jak się do mnie odnoszą, więc nie dziwcie się, gdy do was też się tak będą odnosili; gdyż skoro nazwali Pana domu Belzebubem, jak nazwą Jego sługi? Powiadam wam, nie bójcie się ludzi, którzy zabijają ciało, i nic więcej zrobić wam nie mogą. Bójcie się Boga, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła.

Te słowa mogły przestraszyć, lecz Nasz Pan mówił dalej:

– Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? (As to moneta.) A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Kto się przyzna do mnie przed ludźmi, do tego przyzna się i Syn Człowieczy wobec aniołów Bożych. Będą was ciągnąć przed sędziów i władze jako więźniów, gdyż jesteście moimi uczniami, ale nie martwcie się co macie mówić, bo Duch Święty pouczy was w tej właśnie godzinie co macie powiedzieć.

Nasz Pan zaczął przygotowywać uczniów na wszystkie te rzeczy, jakie miały im się przydarzyć już za kilka miesięcy, kiedy to pójdą na cały świat i będą nauczać po Jego Wniebowstąpieniu. Teraz nadszedł czas, by zaczęli to lepiej rozumieć, gdyby bowiem Jezus powiedział im to na początku, pewnie byliby zbyt przestraszeni, by w ogóle przy Nim zostać.

Jezus nauczał dalej:

– Nie martwcie się o to, co będziecie jeść ani w co będziecie się ubierać. Przypatrzcie się krukom. Nie sieją ani żną, nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! A któż z was rozmyślaniem może sobie dodać wzrostu? Jeżeli nawet tego nie potraficie zrobić, czemu troszczycie się o tak wiele rzeczy? Przypatrzcie się liliom polnym. Nie pracują ani nie przędą by mieć wełnę na ubrania. A powiadam wam: nawet król Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, ludzie małej wiary. Nie martwcie się więc o to, co będziecie jeść, ani czym się macie przyodziać. O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a te rzeczy będą wam dodane.

Jezus nauczał ich jeszcze o wielu sprawach, co możecie przeczytać w Ewangeliach.

Wiecie już, że Król i Jego Królestwo zostało wpierw przyobiecane Narodowi Wybranemu, Żydom, i to ich Jezus nauczał. Gdyby Go przyjęli, nowe, obejmujące cały świat Królestwo, wyrosłoby z religii, jaką Bóg dał Narodowi Wybranemu, i dzisiaj nie byłoby osobnej religii żydowskiej – judaizmu, nie byłoby synagog, ale tylko katolicy i kościoły katolickie. Nie byłoby ważne, czy ludzie są Żydami, czy nie, narodowość byłaby dla Żydów jedynie dodatkowym powodem, by kochać Pana i Jego Królestwo. Jednak wielu Żydów w czasach Jezusa tego nie rozumiało, i w końcu Królestwo zostało założone bez ich udziału, zamiast jako ich własne.

Nasz Pan po raz pierwszy zaczął wyjaśniać Żydom co się stanie, jeśli nie będą się starać, w trakcie uczty w domu faryzeusza. Wielu gości było również faryzeuszami. Jeden z nich powiedział do Jezusa:

– Błogosławieni ci, którzy będą ucztować w Królestwie Bożym.

Pan zwrócił się do niego i opowiedział taką przypowieść:

– Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wiele osób. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiadomił zaproszonych, że wszystko jest już gotowe. Jednak oni zaczęli się wymawiać. Pierwszy kazał powiedzieć gospodarzowi: „Kupiłem pole i muszę wyjść i je obejrzeć. Proszę, uważaj mnie za usprawiedliwionego!”. Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować: proszę, uważaj mnie za usprawiedliwionego!”. Jeszcze inny rzekł: „Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść”. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź tu ubogich i ułomnych, niewidomych i chromych!”. Sługa wkrótce powrócił i oznajmił: „Panie, stało się jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i przynaglaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. I powiadam wam: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”.

Goście zaproszeni na początku to Żydzi, a my jesteśmy ludźmi zebranymi z dróg, opłotków i zaułków, by zapełnić miejsca! Nie wiem czy faryzeusze zrozumieli o czym Jezus mówił, wiem za to, że wciąż uskarżali się na wszystko co czynił.

Oto, co im Jezus odpowiedział pewnego razu, kiedy znów wyrzucali Mu, że przyjaźni się z celnikami i grzesznikami:

– Kto z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm (to rodzaj monety) zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca.

Nie wiem co pomyśleli sobie o tym faryzeusze, którzy zawsze starali się udowodnić, że są dobrzy. Nasz Pan uznał za tak ważną rzecz ukazanie im (i nam) jak bardzo Bóg pragnie powrotu grzeszników, że opowiedział jedną ze swych najsłynniejszych historii by to lepiej wyjaśnić. Oto ta opowieść:

– Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi moją część majątku”. Ojciec więc podzielił majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał w owej krainie ciężki głód, i młodzieniec zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł na służbę do jednego z gospodarzy w owej krainie, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Młodzieniec był tak głodny, że chciał jeść strąki, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Wstanę i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z najemników”. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko: wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, nie jestem godzien zwać się twoim synem…”. Lecz ojciec nie pozwolił mu dokończyć i zawołał do sług, by przynieśli najlepszą szatę i sandały, i przyodziali syna, i by dali mu też pierścień na rękę. Kazał im też zabić utuczone cielę, i przygotować ucztę, tańce i zabawę, gdyż – jak powiedział – „ten mój syn był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się bawić.

Tymczasem starszy syn był na polu i nic nie wiedział o powrocie brata. Gdy wracał z pracy i był już blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i spytał go co to ma znaczyć. Sługa odpowiedział: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Na to starszy syn rozgniewał się i nie chciał wejść na ucztę. Ojciec wyszedł do niego, tłumaczył mu czemu wyprawił ucztę, i pytał czemu nie chce wejść. Na to starszy syn odparł: „Już tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu, ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, abym się zabawił z przyjaciółmi. Kiedy zaś wrócił mój brat, który przepuścił pieniądze, kazałeś zabić dla niego tuczone cielę!”.

Lecz ojciec mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko co moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że twój brat był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”.

Bóg czeka na nas i wita, gdy powstajemy z grzechów i wracamy do Niego. Nie chce jednak, byśmy byli niewdzięczni. Nasz Pan doceniał, gdy ludzie Mu dziękowali, cieszy się, gdy i my okazujemy Mu wdzięczność.

Pewnego dnia Jezus wędrował w stronę Galilei przez Samarię. Wyszło mu na spotkanie dziesięciu trędowatych, czyli chorych na straszną chorobę – trąd. Dziś na szczęście niewielu ludzi cierpi na tę chorobę, a w Europie i Ameryce prawie nikt. Jednak w czasach Jezusa, i jeszcze długo później, była ona powszechna. Jest to choroba zaraźliwa, tak jak ospa, tylko żeby się nią zarazić trzeba więcej czasu. Trąd jest groźny, gdyż – w przeciwieństwie do ospy – choruje się na niego przez całe lata; z czasem jest coraz gorzej, aż w końcu chory umiera. Kiedy ktoś zachorował na trąd, musiał opuścić ludzi i żyć samotnie lub z innymi trędowatymi, tak by nikogo nie zarazić.

Jak widzicie, odkrycie, że jest się chorym na trąd, było okropną rzeczą – trzeba było rozstać się z rodziną i przyjaciółmi, żyć samotnie na odludziu i nigdy się do nikogo nie zbliżać, chyba że też był trędowaty. Wyobraźcie więc sobie jak czułby się człowiek wyleczony z trądu!

Owych dziesięciu trędowatych spotkało więc Jezusa. Stanęli w pewnej odległości od Niego, tak jak było w zwyczaju, i wykrzyknęli:

– Jezusie, Mistrzu, miej litość nad nami!

Nasz Pan zawołał do nich:

– Idźcie i pokażcie się kapłanom!

W religii żydowskiej kapłani mieli prawo decydować, kto jest chory na trąd, a kto nie. Trędowaci wyruszyli w drogę, a kiedy szli, by pokazać się kapłanom, jak im powiedział Jezus, nagle odkryli, że trąd zniknął, i że znów są całkiem zdrowi. Jeden z nich, skoro to tylko zobaczył, wrócił biegiem do Naszego Pana i upadł do stóp Jezusa, wychwalając Boga i dziękując Jezusowi z całego serca. Ten uzdrowiony był cudzoziemcem, Samarytaninem.

Nasz Pan rzekł:

– Czyż nie dziesięciu było uzdrowionych? A gdzie jest pozostałych dziewięciu? Czy nikt z wyjątkiem tego cudzoziemca nie wrócił by oddać cześć Bogu?

Po czym zwrócił się do Samarytanina:

– Wstań i idź. Twoja wiara cię uzdrowiła.

Pewnego dnia faryzeusze spytali Jezusa kiedy nadejdzie Królestwo Boże. On im odpowiedział:

– Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie. Nie powiedzą: „Oto tu jest” albo „Tam jest”. Bowiem Królestwo Boże jest pośród was.

I było pośród nich – Nasz Pan, Król, i apostołowie, Jego pierwsi poddani – ale faryzeusze oczywiście tego nie wiedzieli.

Nawet apostołowie nie do końca pojmowali, jakie to będzie Królestwo i jaki Król. Kiedyś kilka matek przyprowadziło swoje dzieci, by zobaczyły Naszego Pana, zaś apostołowie kazali im odejść i nie naprzykrzać się Jezusowi. Jednak Pan to usłyszał i upomniał uczniów:

– Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, gdyż do nich należy Królestwo Niebieskie.

Ucałował i pobłogosławił dzieci, po czym matki wróciły z nimi do domów.

Później Jezus ukazał apostołom, jakim ludziom najtrudniej wejść do Królestwa, a uczniowie byli równie zdziwieni, jak wtedy, gdy wezwał do siebie dzieci.

Pewien bogaty młodzieniec przybył do Jezusa i ukląkł u Jego stóp.

– Nauczycielu dobry – spytał – co mam czynić, by osiągnąć życie wieczne?

Jezus mu odpowiedział:

– Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Tylko Bóg jest dobry. (Jezus może zastanawiał się czy młody człowiek odgadł kim On jest!) Znasz przykazania.

– Tak – odparł bogaty młodzieniec. – I przestrzegałem je od młodości.

Może zabrzmiało to dla nas jak przechwałka? Jednak Jezus spojrzał na młodzieńca z miłością i rzekł:

– Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź za mną.

Jednak młodzieniec miał naprawdę wielkie bogactwa i nie potrafił się ich wyrzec. Odszedł zasmucony. Wówczas Pan zwrócił się do apostołów i powiedział:

– Jak trudno bogatym wejść do Królestwa Bożego! Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego.

Domyślacie się jak zdumieni byli apostołowie; byli przecież tacy jak my i uważali, że bogactwo to wspaniała rzecz. Zaczęli pytać o to siebie nawzajem, w końcu zwrócili się do Pana:

– Któż więc będzie zbawiony?

Jezus odparł:

– Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga. Piotr rzekł na to:

– My opuściliśmy swoją własność i poszliśmy za Tobą. Jaka będzie nasza nagroda?

Zaś Nasz Pan odpowiedział mu i apostołom:

– Wy, którzy poszliście za mną, zasiądziecie na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń Izraela. Zaś każdy, kto opuszcza swój dom, braci, siostry, ojca, matkę, żonę, dzieci lub pole dla Królestwa Bożego, otrzyma sto razy więcej już tutaj, w tym czasie – domów, i braci, sióstr, matek, dzieci, i pól, wśród prześladowań, a życie wieczne w czasie przyszłym.

Czyż nie jest dziwne, że Nasz Pan powiedział o prześladowaniach, jakby były częścią nagrody! Wiecie jednak, że wszystko co mówił sprawdziło się wiele razy od tamtego czasu i dzieje się także teraz! Ludzie, którzy zostawili wszystko dla Boga to księża, zakonnicy i zakonnice, prawda? I czyż nie dostali pod swą opiekę dziesiątków braci, sióstr, bezdzietnych matek i dzieci bez rodziców? I czy ludzie nie dają im domów lub nie pomagają im ich budować, czy nie mają ogrodów i ziemi, nawet w obcych krajach – gdy jadą na misje? Znoszą też prześladowania, tak jak powiedział Nasz Pan.

Jeśli więc kiedykolwiek usłyszycie: „Nie podoba mi się Kościół katolicki. Spójrzcie na te piękne budowle, w których mieszkają zakonnicy i siostry! Wcale nie wydają się biedni, tylko bogaci”, albo: „Coś jest nie tak z tymi katolikami. Zawsze mają kłopoty, jak nie w tym państwie, to w innym”, możecie wtedy przypomnieć, że Jezus przepowiedział, iż to właśnie czeka Jego najlepszych przyjaciół!

Czy pamiętacie Łazarza i jego siostry, Martę i Marię, mieszkających w Betanii? Nasz Pan kiedyś już ich odwiedzał.

Otóż Łazarz źle się poczuł. Siostry obawiały się, że może umrzeć, pchnęły więc posłańca do Naszego Pana z wiadomością: „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz”.

Jezus usłyszawszy to wyrzekł tajemnicze słowa:

– Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą.

Jezus bardzo kochał Łazarza i jego siostry, toteż rodzeństwo musiało być bardzo rozczarowane, otrzymawszy taką wiadomość. Dziwili się co to znaczy. Pan zaś został tam gdzie przebywał jeszcze przez dwa dni i dopiero potem powiedział do uczniów:

– Chodźmy znów do Judei.

Uczniowie rzekli do Niego:

– Nauczycielu, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?

Jezus odparł:

– Łazarz, nasz przyjaciel, zasnął i idę by go obudzić.

Uczniowie odpowiedzieli na to:

– Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje.

Myśleli, że Jezus mówi o zwyczajnym śnie, On jednak miał na myśli śmierć, sen wieczny. Pewnie pamiętacie, że podobnie mówił o córeczce Jaira. Nasz Pan zobaczył, że uczniowie Go nie rozumieją i powiedział otwarcie:

– Łazarz umarł, ale raduję się, że mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Chodźmy do niego!

Tomasz rzekł na to do współuczniów:

– Chodźmy także i my, a jeśli Go zabiją, umrzemy razem z Nim.

Gdy przybyli do domu Łazarza w Betanii blisko Jerozolimy, okazało się, że Łazarz nie żyje już od czterech dni i że już go pogrzebano. W tamtych czasach chowano ludzi w jaskiniach skalnych, a wejście zamykano wielkim głazem. Do Marty i Marii przybyło wielu gości, by je zobaczyć i pocieszyć, tak jak to było też w domu Jaira, gdy umarła jego córeczka.

Gdy tylko Marta usłyszała o przybyciu Jezusa, wybiegła Mu na spotkanie, Maria zaś została w domu. Marta rzekła do Jezusa:

– Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś Go prosił.

Jezus powiedział do niej:

– Brat twój zmartwychwstanie.

Marta odparła:

– Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym.

Jednak Jezus nie to miał na myśli. Rzekł:

– Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?

Marta odpowiedziała Mu:

– Tak, Panie, wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat.

Po czym Marta wróciła do domu i przywołała swoją siostrę, Marię, mówiąc:

– Nauczyciel tu jest i woła cię.

Gdy Maria to usłyszała, szybko wstała i wyszła Jezusowi na spotkanie. Pan nie przybył jeszcze do wsi i był w tym samym miejscu na drodze, gdzie zostawiła Go Marta. Goście, którzy byli w domu i pocieszali Marię, zobaczyli, że szybko wstała i wyszła, i udali się za nią, myśląc, że idzie płakać do grobu.

Ona jednak poszła prosto do Jezusa, a ujrzawszy Go, upadła Mu do nóg i rzekła do Niego:

– Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł.

Jezus zasmucił się na widok łez Marii i przybyłych z nią ludzi. Spytał:

– Gdzieście go położyli?

Maria odrzekła:

– Panie, chodź i zobacz!

Jezus zapłakał. Niektórzy widząc to mówili:

– Patrzcie jak miłował Łazarza!

Inni powiedzieli:

– Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić by Łazarz nie umarł?

Przyprowadzili Jezusa do grobu. Pan nakazał:

– Usuńcie kamień!

Marta nie chciała tego zrobić, powiedziała, że Łazarz jest pochowany już od kilku dni, ale Jezus przypomniał jej:

– Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?

Marta pozwoliła więc ludziom odsunąć głaz. Jezus wzniósł oczy ku niebu i rzekł:

– Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Wiem, że zawsze mnie wysłuchujesz, ale powiedziałem to ze względu na tych ludzi, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał.

Powiedziawszy to zawołał donośnym głosem:

– Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!

I oto Łazarz, od czterech dni umarły, wyszedł z grobu! Był całkiem zdrowy, choć wciąż owijały go lniane chusty, w których go pochowano. Gdy Jezus go ujrzał, polecił zebranym:

– Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić.

Wielu ludzi, którzy widzieli ten cud, uwierzyło w Jezusa – czy to nie dziwne, że nie uwierzyli wszyscy? – lecz niektórzy udali się do faryzeuszy i arcykapłanów, i donieśli im o tym wydarzeniu. Faryzeusze i arcykapłani zwołali radę i stwierdzili, że jeśli sprawy będą się toczyły tak jak do tej pory, to wszyscy pójdą za Jezusem. I od tego dnia jeszcze bardziej spiskowali przeciw Panu, chcąc Go zabić.

Tymczasem Jezus zabrał swych uczniów w pobliże pustyni. Zbliżało się święto Paschy i wrogowie Jezusa czekali czy przybędzie On do Jerozolimy. Rozkazali by każdy, kto zobaczy Jezusa, zaraz im o tym powiedział, aby mogli Go uwięzić.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Życie Chrystusa.