Rozdział szósty. Prawa Piotrowe, cz. 2

John raz jeszcze zwraca się do Ewangelii i czyta, jak pewnego poranka Jezus Chrystus stał na plaży, mając dookoła siebie uczniów, a niewiernego wybrańca u stóp i jak trzykrotnie ugodził pytaniem to gorące, zbolałe serce.

Jeśli kiedykolwiek jakiś człowiek utracił wszelkie prawo do zaufania swego Pana, to jest to Piotr, który te raz tu klęczy. Uczyniono go skałą, a on ustąpił jak woda. Otrzymał klucze i zaprzeczył, że zna bramę. A na znak tego nazwany jest swym dawnym imieniem, które nosił, zanim sieć galilejska przeobraziła się w sieć królestwa Boga: „Szymonie, synu Jony, czy kochasz Mnie?”.

Wtedy właśnie, po trzykrotnym powtórzeniu, połączonym z napomnieniem, potwierdzone zostaje jego pełnomocnictwo: „Paś baranki moje… Paś owce moje… Paś owce moje” (J 21, 15–17).

Uczyniono go zatem, rozważa John, pasterzem dusz, przewodnikiem wędrowców, oparciem utrudzonych. Ma paść trzodę Chrystusa i łagodnie prowadzić te owce, które mają młode. Jeśli słowa Dobrego Pasterza znaczą cokolwiek, to muszą oznaczać właśnie to.

Obok stoją inni: Jan, którego „Jezus miłował”, Jakub, który miał pierwszy za Niego umrzeć (por. Dz 12, 2), Andrzej, który był pierwszym powołanym (por. J 1, 40), ale to nie do tego, czy do tamtego przemawia Pan, a do tego jednego człowieka, bardziej niewiernego, niż oni wszyscy.

W stadzie nie ma wyjątków. To nie tylko Żydzi, spośród których on się wywodził, ani poganie, do których poszedł, ani Rzymianie, którzy mieli go poprowadzić, dokąd nie chce (por. J 21, 18). To po prostu baranki Chrystusa, owce Chrystusa.

„Ty – fundament, odźwierny i rybak, ty, który drżałeś pod atakiem piekła, który na odgłos stóp i blask latarni uciekłeś od tego, co ci powierzono, który porzuciłeś swą sieć i trzy razy wyparłeś się, że Mnie znałeś w Galilei – masz być pasterzem tych, za których oddałem życie”.

John pyta znowu, czy jest ktoś, kto rości sobie prawo do posiadania laski pasterskiej powszechnej jurysdykcji. Pierwsza odpowiedź przychodzi z Canterbury.

„Ja nie roszczę sobie do tego prawa, a jedynie do tych, co należą do mej własnej rasy. W Anglii – tak – prymat jurysdykcji, w Irlandii, Szkocji i Ameryce – jedynie prymat czci. Dla całej trzody Chrystusa – nie”.

„Zatem nie zostało to wypowiedziane do Waszej Miłości”, odpowiada John.

Z innych stolic nadchodzą zaprzeczenia, pełne jeszcze większego oburzenia.

„Nie roszczę sobie do tego prawa”, wykrzykuje głos w Exeter Hall. „Ani do tego, ani do czegokolwiek w tym rodzaju! Bogu dzięki, rozprawiliśmy się z takimi tyrańskimi zapędami. Znieśliśmy księdzostwo oraz mieszanie się pomiędzy duszę ludzką a jej Twórcę, kiedy ścięliśmy głowę Lauda (1) i obaliliśmy tron biskupi w Edynburgu. Ludzie nie są owcami! Nasi srodzy, dawni purytańscy przodkowie umierali, aby dowieść swego człowieczeństwa, a my – ich srodzy potomkowie jesteśmy gotowi umrzeć za tę samą sprawę. Wasze sądy, znajdujące się we władzy kleru, pełne są naszych męczenników w tym sporze. W tysiącach angielskich domów wasza sugestia wzbudziłaby pogardę. Anglicy nauczyli się bowiem wreszcie, że żaden człowiek nie ma prawa dyktować im warunków zbawienia, ani warunków zbawczego kontraktu Boga. Nie jesteśmy winni posłuszeństwa ani obcym, ani miejscowym prałatom – nikomu oprócz Boga przemawiającego w sumieniu. Jesteśmy wolnymi, silnymi, ufnymi we własne siły, wychowanymi na Biblii, zdecydowanymi obywatelami brytyjskimi, gotowymi odpowiedzieć przed naszym Twórcą za to, co robimy i w co wierzymy. Tyranię, katechizmy i wyznania wiary, wraz z kadzidłem, bałwochwalstwem i zabobonem, pozostawiamy tym nieoświeconym papistom i rytualistom, wciąż pracującym pod średniowiecznym jarzmem, które my na zawsze odrzuciliśmy. Jesteśmy ludźmi, nie owcami. Jak śmiesz nas tak nazywać?”

John odwraca się.

„Taka może być mądrość świata – mówi – ale nie Boga. Nie tak mówił Boski Pasterz. Ludzie są owcami, a ja jestem najsłabszą i najgłupszą z nich. Spójrzcie, jak podążają jedna za drugą w poprzek żywopłotów, zasadzonych prawem Boga, jakby występek, który jest modą, przestawał być występkiem, jak piją z zatrutych wód i jedzą zabójczą żywność, jak podążają ubitym traktem i sądzą, że znaleźli drogę dla siebie, jak pewni siebie, kiedy myślą, że są sami, jak bezradni, kiedy upadają.

Z pewnością potrzebują opieki i czułości, przewodnictwa i karania. Czyż nie tak powiedział Boski Pasterz? Czy nie ma nikogo, kto im to zapewni? Czy nie ma nikogo, kto zaprzestanie pochlebstw i powie im o ich głupocie, kto poprowadzi je na zielone pastwiska i pozwoli leżeć nad wodami, gdzie mogą odpocząć, kto będzie do nich wołał, kiedy nadchodzi wilk, kto będzie szukać i ocali tę, która się zagubiła (por. J 10, 1–16)? A przede wszystkim, czy nie ma nikogo, kto im powie, że są jedną trzodą, nie wieloma – że nie ma «Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus» (Kol 3, 11)… który pozbiera je, kiedy się rozproszą w dzień ciemny i mroczny (por. Ez 34, 12–16) i będzie je wołać głosem, który znają – tak aby nastała, jak powiedział sam Chrystus, jedna owczarnia i jeden pasterz (J 10, 16)”.

I znów dochodzi z Rzymu pokorny głos:

„Tak, ja roszczę sobie prawo do tego wszystkiego, ponieważ ja jestem Piotr, pasterz chrześcijan i namiestnik Chrystusa. To do mnie Chrystus powiedział dawno temu w Galilei: «Paś baranki moje… paś owce moje». Ten głos wciąż dźwięczy w moich uszach, a ja nie wstydzę się być mu posłusznym. Kiedy ludzie schlebiają sobie nawzajem, nie wstydzę się nazywać ich owcami i tak ich traktować. Kiedy ludzie mówią o wolności i sile, ja mówię im, że jeszcze lepsze jest posłuszeństwo. Nie wstydzę się nazywać jednego rodzaju pożywienia złym i nakazywać wszystkim tym, którzy mnie słuchają, aby się do niego nie zbliżali, a innego – dobrym i zachęcać ich do jego spożywania. Przemawiam zarówno miłością, jak i gniewem – laską pasterską i kijem. Przyciągam ku sobie to przerażone stworzenie, a tamtego zarażonego grzesznika przepędzam z mojej trzody. Nie rozróżniam ich według ras, kolorów skóry czy urodzenia – wszyscy są owcami Chrystusa, a zatem wszyscy są moimi. Anglicy i Hindusi, tak samo są mi powierzeni i ja władam nimi przy użyciu tej samej laski pasterskiej, w obrębie jednej zagrody. Mam także inne owce – owce, które nie są jeszcze z tej owczarni (J 10, 16) – i wobec nich jestem tak samo gorliwy, jak wobec tych, które mnie znają. Przez cały dzień wyciągam ręce, tak jak wyciągałem je przez stulecia, wzywając je tak samo, jak tysiąc lat temu i wiedząc, że pewnego dnia one także usłyszą mój głos, jak to przyobiecał mój Pan. Powracają już tysiącami z północnych wzgórz, gdzie zaprowadzili je ich ojcowie.

A czynię to wszystko wobec pogardy ludzi i wycia wilków oraz roztargnienia lub ignorancji, czy też uporu tych, którzy już należą do mnie, ponieważ to Dobry Pasterz postawił mnie tutaj i nakazał mi władać (Ez 24, 23). Jestem gotów oddać za nich moje życie, tak jak On to uczynił i jak ja sam już to zrobiłem przed Neronem, jak też w Klemensie, Urbanie i Grzegorzu – ponieważ dla nich każdego dnia umieram (por. 1 Kor 15, 31), jak to czynił Paweł. Ponieważ ja jestem Piotr, oczekujący, aż mój Pan powróci, aby zapytać mnie o trzodę, piękną trzodę, którą dał mi pod opiekę. Czy jest ktoś, kto spiera się ze mną o moją laskę pasterską?…”

John odwraca się z bólem i tęsknotą. Ma jeszcze setkę pytań, ale pragnie, jak nigdy przedtem, być posłusznym komuś, kto nie wstydzi się władać i być prowadzonym przez kogoś, kto twierdzi, iż posiada autorytet. Czyż poza wszystkim nie jest on barankiem Chrystusa?

Ale iluzja mija, kiedy pośród kontrowersjalistów wybucha chór protestów.

„Mój drogi, czy właściwie postrzegasz różnicę pomiędzy Petros i Petra? Czy studiowałeś ją w greckim oryginale? Czy wziąłeś pod uwagę, że Chrystus mówił po aramejsku i wszystkie kwestie, które z tego wynikają? …Czy konsultowałeś się z pismami doktora Takiego-to- -a-takiego i rozważyłeś przykład pana Iks, który opuścił tę trzodę, o której tak pięknie mówisz? – on nie uważał jej wcale za tak słodką i pełną pokoju, jak ty twierdzisz. Powinieneś posłuchać jego opowieści!… Czy odbyłeś długą rozmowę z ojcem Jakimś-tam, który jest wnikliwym uczonym i zbadał te kwestie daleko bardziej dogłębnie, niż ty kiedykolwiek mogłeś lub będziesz mógł to zrobić?… Czy zastanawiałeś się nad niezwykłym ożywieniem życia religijnego w Anglii na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu lat?… Co sądzisz o Honoriuszu, Liberiuszu i całej reszcie udawanych pasterzy, którzy swymi własnymi słowami zadają kłam własnym pretensjom?… Te teksty nie mogą oznaczać tego, co ci się wydaje, że znaczą. To zupełnie niepodobne do całego nauczania i przykładu Chrystusa, który nauczał nie poprzez definicje, ale przez przypowieści, metafory oraz niejasne wypowiedzi… Kościół nie jest zbudowany na Piotrze – każdy kontrowersjalista może ci to powiedzieć – ale na wierze Piotra – na jego wyznaniu, że Jezus jest Bogiem – to był jedynie osobisty przywilej. A jeśli nie na tym, to na wierze – to jest na Wcieleniu… Przez wzgląd na Boga odsuń te wiarołomne myśli. A jeśli nie możesz, przynajmniej przeprowadź kilkuletnie, intensywne studia, zanim ośmielisz się sformułować jakąś opinię. Jednak dzięki studiom nie staniesz się bardziej kompetentny niż przedtem, ponieważ z pewnością nie ośmielisz się współzawodniczyć z dr Puseyem czy dr Chalmersem albo z Robertsonem z Brighton, czy z pięciuset innymi żyjącymi obecnie i pięciu tysiącami jeszcze nienarodzonych. Zatrzymaj się, mój drogi, zanim zobowiążesz się nieodwołalnie do tego przerażającego aktu intelektualnej arogancji”.

John wyswobadza się od nich.

„Jestem zwykłym człowiekiem – woła – którego Chrystus przyszedł zbawić. Jest całkowicie niemożliwe i śmieszne, aby zbawienie zależało od głębokich studiów. Wziąłem pod uwagę niektóre z trudności, jakie wymieniliście. Inne zamierzam rozważyć, a co do jeszcze innych, nie mam zamiaru być takim głupcem, aby się nad nimi w ogóle zastanawiać, ponieważ, jak powiedzieliście, nie posiadam do tego kompetencji.

Nie dbam jednak o to, czy jestem niekompetentny. To niekompetentnych Chrystus przyszedł nauczać i zbawić. A zatem w sprawach żywotnych i fundamentalnych, takich jak tożsamość Kościoła katolickiego, jestem w stanie decydować tak samo, jak dr Pusey czy dr Jakiś-tam, ponieważ ich potrzeba nie jest większa od mojej.

Chrystus powiedział, że owce poznają Jego głos i że nie pójdą za obcym (por. J 10, 4, 5). Zamierzam zatem słuchać i będę zobowiązany, jeśli zostawicie mnie w spokoju i przestaniecie krzyczeć. Być może całkowicie się mylę – jeszcze nie wiem. Ale słyszę głos, który mówi: «Pójdź za Mną» i muszę mieć nieco ciszy i spokoju, zanim będę wiedział, czy to wołanie Dobrego Pasterza, czy też ktoś naśladuje Jego głos.

Zatem proszę, zostawcie mnie. Zamierzam słuchać, pytać mego serca i modlić się”.

Ks. Robert Hugh Benson

(1) Mowa o Williamie Laudzie, biskupie Londynu 1628–1640, zwolenniku króla, ściętym w 1645 roku.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Religia zwykłego człowieka.