Rozdział szósty. Misja

Kiedy Katarzyna powróciła do Sieny, przywitały ją smutne wieści. Nie tylko Bernabo Visconti, książę Mediolanu, jeden z najbardziej gwałtownych i zdradliwych mężczyzn w tym czasie, wywołał bunt przeciwko papieżowi w całych północnych Włoszech, ale także Republika Florencji przyłączyła się do Ligi i próbowała nakłonić inne miasta do pójścia za jej przykładem.

Państwo Papieskie miało wiele doświadczyć. Grzegorz mianował na swoich legatów ludzi bez honoru i pokory, którzy nie myśleli o niczym poza własnym awansem, a których okrutne i niesprawiedliwe rządy uczyniły papieża obcym, wyjątkowo niepopularnym Francuzem, którego Włosi nawet nie widzieli. Katarzyna czuła, że moce piekła zaczęły panoszyć się w Kościele. Widziała i opłakiwała zło, które wywoływało gniew w ludziach, ale najbardziej przerażającym złem był dla niej bunt przeciwko papieżowi.

Grzegorz postanowił sięgnąć po bardzo surowe środki. Nałożył interdykt na Florencję. Kościoły były zamknięte, księżom zabroniono sprawować sakramenty, a innym miastom i narodom zakazano handlu z republiką. Armia najemników pod dowództwem kardynała Roberta z Genewy, człowieka o wspaniałych osiągnięciach, ale złym życiu, została wysłana, aby odbić Państwo Papieskie.

Dla Katarzyny, której jedynym pragnieniem był pokój, było to podwójne nieszczęście. Napisała list do Grzegorza, błagając go, aby porzucił przemoc i zwracając mu uwagę, jak bardzo hańbiące jest zachowanie legatów. Prosiła, by pozbył się tych złych doradców i powołał mądrych księży i gubernatorów. „W Imię Chrystusa Ukrzyżowanego proszę Cię – pisała – pokonaj ich złośliwość swoją dobrodusznością. Nie patrz na niewiedzę i pychę swoich synów, ale z dobrocią i miłością daj łagodną karę i udziel upomnienia, co przyniesie Tobie świętość, a nam – dzieciom, które naruszyły Boże prawo – da pokój. Mówię Ci, Słodki Chrystusie na ziemi, w Imię Chrystusa w Niebie, jeśli tak postąpisz, przyjdą w żalu i złożą swe głowy u Twoich kolan”.

W czasie tych dni cierpienia Katarzyna miała wizję. Boski Pan ukazał się jej, kładąc Krzyż na jej ramiona, a gałązkę oliwną dając do ręki, nakazał zaprowadzić pokój w Jego Imię. Święta zdążyła właśnie napisać do władców Florencji list z ostrymi wyrzutami; teraz napisała kolejny, w którym zaoferowała siebie jako mediatora pomiędzy papieżem a nimi. „Ten, który buntuje się przeciwko Kościołowi jest marnym członkiem – pisała – i wszystko, co jest zrobione Zastępcy Chrystusa na ziemi, czy to cześć, czy zniewagi, jest uczynione Bogu w Niebie. Nie myślcie, że Bóg nie zwraca uwagi na rany, jakie są zadawane Jego Oblubienicy… Jeśli przeze mnie cokolwiek może być uczynione, aby zjednoczyć was z Kościołem świętym… jestem gotowa oddać swoje życie”.

Florencja właśnie boleśnie odczuwała dolegliwości interdyktu. Władcy wiedzieli już o tym, że Katarzyna miała pewne wpływy w Awinionie i przyjęli jej ofertę. Zaraz po Wielkanocy, w towarzystwie małej grupki uczniów, przybyła do zbuntowanego miasta. Została przyjęta z wszelkimi oznakami czci, a jej propozycja wysłuchana z szacunkiem. Gubernatorzy zapewnili ją, że są gotowi udać się przed majestat papieża i poddać mu się z całą pokorą. Pod takim warunkiem Katarzyna zgodziła się podjąć obronę ich sprawy. Ambasadorzy mieli podążyć jej śladem, gdy tylko po nich pośle, i w każdej sprawie słuchać jej rad.

Pod koniec maja mały orszak został wysłany do Awinionu, podążając przez wspaniałe szlaki Riwiery, obmywanej przez błękitne wody Morza Śródziemnego, skąpanej w gorącym letnim słońcu i usłanej cudownymi dzikimi kwiatami. Osiemnastego czerwca osiągnęli wreszcie kres swojej podróży – Awinion, miasto nazywane również, z powodu wciąż bijących dzwonów La ville sonnante.

Nie upłynęło wiele czasu od momentu, gdy Petrarka napisał: „Nie ma tam żadnej pobożności, żadnej wiary, czci i bojaźni Bożej, nic świętego, nic sprawiedliwego, nic szlachetnego dla człowieka”. Inny autor tamtych czasów tak przedstawił zło w Kościele: „Bogactwo jakim są świętość i cnoty zostało przyćmione w Kościele przez pożądane wszędzie złoto materialne. Za nie sprzedawane i kupowane są święcenia i sakramenty”. Ale zasłona ukrywająca przerażającą rzeczywistość była wystarczająca. Radośni dworzanie i piękne damy paradowali po ulicach miasta, które było domem tak wszelkiej sztuki, jak wszelkich wad. Zabawa i przyjemność stały się tam treścią życia.

Wśród wspaniałej świty kardynałów i dworzan, tłumów prałatów, pięknie odzianych służących, minstreli, dam dworu, aktorów i pieśniarzy, szczupła postać odziana w białą togę i czarną opończę cicho przemierzała drogę przez nikogo niezauważona. Teraz, na słowa tej pokornej ambasadorki, wspaniałości tego, znanego jako „Babilon Zachodu”, miasta miały skruszyć się w pył przeszłości.

Papież na użytek Katarzyny i jej przyjaciół oddał wygodny dom z pięknie przystrojoną kaplicą. Niedługo po przybyciu, wezwał ją do siebie. Jakie były myśli Grzegorza, kiedy pierwszy raz spotkał się twarzą w twarz z Beata Popolana ze Sieny – dziewicą z ludu, której silny umysł i czyste serce miały tak ogromną władzę nad umysłami i sercami ludzi jej czasu? Wiemy tylko, że zanim rozmowa się skończyła, papież był pod tak wielkim wrażeniem Katarzyny – chociaż nie znała francuskiego i musiała korzystać z pomocy ojca Rajmunda jako tłumacza – że powierzył jej zawarcie traktatu z Florencją, ostrzegając jedynie:

– Uważaj, aby nie narazić czci Kościoła.

Katarzyna nie tracąc czasu posłała dobre wieści do Florencji. Na dniach spodziewano się ambasadorów; ale mijały dni i tygodnie, a poselstwo nie przybywało. Katarzyna często odwiedzała papieża i mówiła mu, że nie rozumie tego opóźnienia.

– Uwierz mi, Katarzyno – odpowiedział jej – oni cię oszukali; nie wyślą ambasadorów, a jeśli nawet to zrobią, do porozumienia nie dojdzie.

Nie był daleki od prawdy. Florentczycy przygotowywali się do kontynuowania wojny, choć aby zachować twarz, wysłali trzech ambasadorów do Awinionu. Katarzyna wysłała im wiadomość, aby przyszli do niej, jako że papież powierzył jej opiekę nad porozumieniem. Odpowiedzieli niegrzecznie, że nie otrzymali rozkazów, aby się z nią naradzać; przyjechali negocjować z papieżem. Nie zważając na pogardę, z jaką została potraktowana, Katarzyna wciąż namawiała Grzegorza do pobłażliwości, ale ponieważ Florentczycy nie chcieli się poddać, poselstwo zakończyło się fiaskiem, a ambasadorzy wrócili do Włoch.

Katarzyna jednak miała większą misję do spełnienia niż zaprowadzenie pokoju dla Florencji. Od swego przyjazdu do Awinionu nigdy nie przestała nakłaniać Grzegorza do powrotu do Rzymu. Wyrzucała mu wszelkie niegodziwości, jakie panowały na papieskim dworze i prosiła, aby wybierając prałatów, zwracał więcej uwagi na świętość ich życia niż urodzenie i rangę.

Ludzie zaczęli podejrzewać, jaki może być rezultat tych ciągłych rozmów i wpływu Katarzyny na Grzegorza. Francuscy kardynałowie ponad wszystko bali się powrotu do Rzymu. W interesie Francji leżało zatrzymanie papieża w kraju, a wielkie damy Awinionu były bez szczególnego powodu załamane możliwością utraty wspaniałości i wesołości papieskiego dworu. Niektóre z nich odwiedzały Katarzynę, mając nadzieję, że uda im się przekonać ją do ich racji.

Z tego powodu udawały świętość i pobożność, i starały się rozmawiać z Katarzyną o Bogu tak mądrze, że czasami nawet ojciec Rajmund był skłonny im uwierzyć. Nie mogły jednak oszukać Katarzyny, która czytała w ich sercach. Ona, zawsze pełna współczucia i czułości dla największych grzeszników, wiedziała, że nie może tutaj nic zrobić i w ich obecności siedziała cicho z welonem opuszczonym na twarz, a jeśli już musiała coś powiedzieć, mówiła ze smutkiem:

– Najpierw musimy oczyścić się z grzechu i uwolnić od szatana, a potem możemy rozmawiać o Bogu.

Hrabina Valentinois, siostra papieża, była dobrą kobietą i prawdziwą przyjaciółką Katarzyny. Gorąco pragnęła zobaczyć ją w uniesieniu, poprosiła więc ojca Rajmunda, aby pozwolił jej przyjść pewnego ranka do kaplicy na Mszę świętą. Zabrała ze sobą Elys de Turenne, samolubną i światową młodą żonę bratanka papieża. Była prawie pewna, że uniesienia Katarzyny są kłamstwem i zdecydowana, aby to oszustwo ujawnić. Uzbrojona w długą szpilkę czy innego rodzaju ostry przedmiot, niby pochylając się, aby ucałować rąbek togi Katarzyny, z całej siły wbiła go wiele razy w jej stopę. Katarzyna nic nie poczuła w tym momencie, ale kiedy doszła do siebie ogromny ból przeszywał jej stopę i nie mogła chodzić przez następnych kilka dni.

Kochający przyjemność i światowe życie mieszkańcy Awinionu rzeczywiście mieli powód do zmartwień. Porywające słowa Katarzyny oddziaływały na wszystko, co było najlepsze w Grzegorzu, pomimo wysiłków francuskich kardynałów. Grzegorz, mimo wielkiej miłości do swego kraju i rodaków, wiedział, że powrót do Rzymu był jego obowiązkiem. W pierwszych dniach swego pontyfikatu złożył nawet przyrzeczenie, że tego dokona. Kiedy pewnego dnia Katarzyna przypomniała mu o tym przyrzeczeniu, o którym nikt oprócz niego nie wiedział, zrozumiał, że kieruje nią sam Bóg i to On chce jego powrotu.

To była ciężka walka. Włochy były dla niego dziwnym krajem, rozdartym przez walki, dręczonym przez niebezpieczeństwa; mimo iż miał dobre intencje, był bojaźliwy i zbyt wrażliwy na opinie innych. Kardynałowie i inni jego doradcy robili wszystko, aby przedstawić mu najczarniejszy scenariusz tego, co mogło stać się po opuszczeniu Francji.

Żeby uciec od tych zabiegów i tych członków rodziny papieża, którym nie był w stanie przeciwstawić się, Katarzyna namówiła go, aby swoje przygotowania utrzymywał w sekrecie i ogłosił tę wiadomość dopiero, gdy wszystko będzie gotowe. Na jego prośbę odłożyła swój powrót do Włoch, tak aby mogła być przy nim do końca. Jak się później okazało, słusznie uczyniła.

List, który miał być napisany przez świątobliwego ojca z Włoch, o którym mówiono, że ma dar prorokowania, trafił do rąk Grzegorza. Ostrzegano go w nim, że został zawiązany spisek, mający na celu otrucie go, jak tylko powróci do Rzymu i radzono, że lepiej by zrobił, gdyby pozostał w Awinionie. Papież przestraszył się i przesłał list Katarzynie, która trochę nad nim popracowała.

„Dla mnie wygląda to na fałszerstwo – odpisała po niedługim czasie – a ręka, która go napisała nie należy do najzręczniejszych; człowiek ten nie rozumie najprostszych prawd… Podziwiam słowa tej jadowitej osoby, która radzi ci dobre i święte działania, a potem pragnie, abyś je porzucił z powodu strachu o własne bezpieczeństwo fizyczne… to nie jest język sługi Bożego… To on podaje ci najgorszą truciznę – radzi, abyś nie robił tego, czego oczekuje od Ciebie Bóg… Modlę się w Imię Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego, abyś nie był już dłużej bojaźliwym dzieckiem, ale mężnym człowiekiem. Otwórz swoje usta i przełknij gorycz dla przyszłej słodyczy. Wybacz mi, Ojcze, moje może nazbyt aroganckie słowa. Pokornie proszę o wybaczenie i udzielenie mi błogosławieństwa”.

Wreszcie przygotowania zostały ukończone. Piętnastego września 1376 roku Grzegorz, pośród łez i lamentów ludzkich, opuścił na zawsze pałac papieski w Awinionie. Jego stary ojciec, hrabia Gillaume de Beaufort, rzucił się na ziemię w miejscu, gdzie miał przechodzić jego syn i powiedział, że jak ma stąd odejść z Awinionu, to tylko po jego ciele. Ale była to godzina siły Grzegorza; wyraźnie widział już przed sobą obowiązek i poszedł zdecydowanie swoją drogą – drogą najeżoną trudnościami. Pośród wielu burz flota papieska dotarła do Genui, gdzie czekała już na nich Katarzyna. Kardynałowie oświadczyli, że wszystkie trudności, jakie napotkali na drodze, były znakiem od Boga, aby zawrócić papieża z drogi, którą obrał. Grzegorz znów zachwiał się w swojej decyzji. Wieczorem poszedł do domu, w którym przebywała Katarzyna, aby wsparła jego siłę i odwagę do podołania zadaniom, jakie na niego czekały. Niedługo potem dotarł do Rzymu, gdzie mieszkańcy przywitali go z entuzjazmem i radością.

Po długim pobycie w Genui, spowodowanym poważną chorobą Neriego i Stefana, Katarzyna wróciła do Sieny, gdzie Mona Lapa niecierpliwie wyczekiwała jej powrotu. Katarzyna wypełniła swoją misję, lecz coraz czarniejsze chmury zbierały się nad Kościołem Chrystusowym.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Katarzyna ze Sieny. Doktor Kościoła.