Rozdział szósty. Mężczyzna kapłanem

„To jest bowiem Ciało moje” – tymi słowami Jezus Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy ustanowił dwa silnie połączone ze sobą sakramenty: Eucharystii i kapłaństwa. W ten sposób rozpoczęła się niezwykła historia całych zastępów księży, którzy w różnych czasach ponawiali na ołtarzach całego świata bezkrwawą Ofiarę Chrystusa. W Nim, jako w Najwyższym Kapłanie, upatrują swój ideał i starają się do Niego dążyć, często nawet za cenę własnego życia.

Przyszły czasy, kiedy możemy zaobserwować pewien spadek szacunku do instytucji kapłaństwa. W dawnych czasach, a obecnie m.in. na dawnych kresach wschodnich Rzeczpospolitej, księdza całowano w rękę przy powitaniu. Obyczaj ten ostał się również wśród Polaków mieszkających w Kazachstanie. Gest ten wyraża głęboką cześć dla daru kapłaństwa, którym niejako został naznaczony dany ksiądz. Wierni ci doskonale wiedzą, co to znaczy brak kapłana.

Księży łatwo krytykować – trudniej się za nich modlić. Sami zapewne znamy przykłady księży, których moglibyśmy zaliczyć do najbardziej wartościowych ludzi spośród nam znanych, ale niestety czasem będziemy potrafili wskazać takiego kapłana, który źle spełnia swoje powołanie, nie tylko jest złym księdzem, ale również złym człowiekiem. Pamiętajmy jednak, że ludziom tym został dany tak wielki dar, jakim jest moc skutecznego wypowiadania słów przy konsekracji, że zły duch tym bardziej stara się taką osobę sprowadzić na złą drogę, ponieważ może uczynić wiele dobrego.

Przykładem sprawowania swej kapłańskiej posługi jest starotestamentowy Zachariasz. To właśnie jemu, w czasie wejścia do przybytku Pańskiego i składania ofiary kadzenia, objawił się anioł Boży, zapowiadając mu narodziny syna, Jana Chrzciciela. Zachariasz, bardzo pobożny, zwątpił jednak w słowa anioła, za co został ukarany odebraniem mowy. Język mu się rozwiązał dopiero po narodzinach syna, kiedy wyśpiewał Bogu wspaniały hymn Benedictus, odmawiany do teraz w brewiarzu na jutrznię: „Błogosławiony Pan Bóg Izraela…”.

Wspaniałym męstwem w obronie tajemnicy spowiedzi odznaczył się żyjący w XIV wieku św. Jan Nepomucen. Był spowiednikiem królowej Czech Zofii Bawarskiej. Według jednego z przekazów, król Wacław, posądzając swą żonę o zdradę, starał się wymusić na św. Janie Nepomucenie wydanie tajemnicy spowiedzi. Ten jednak oparł się torturom i został utopiony w Wełtawie.

Świadectwo wiary i przywiązania do Kościoła katolickiego dał również św. Jozafat Kuncewicz, arcybiskup połocki obrządku grekokatolickiego, bazylianin. Żył w XVII wieku, kiedy to unia między katolikami a częścią prawosławnych została świeżo zawarta. Jozafat stał się obiektem ataków dyzunitów – przeciwników unii. W końcu został przez nich bestialsko zamordowany w 1623 roku.

Innym wspaniałym duchownym był bł. Jan Beyzym, jezuita, który na misjach na Madagaskarze wybudował szpital dla trędowatych pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej; otoczył ich troską i opieką. Umarł wśród swoich podopiecznych w 1912 roku.

Na podstawie powyższych przykładów widzimy, że w historii niejednokrotnie pojawiali się kapłani, którzy potrafili z heroizmem służyć powierzonym im owcom, mając zawsze za wzór Dobrego Pasterza. Teraz również żyją tacy kapłani, tyle że nie są zauważani przez środki masowego przekazu, zainteresowane raczej ukazywaniem przykładów nieodpowiedniego zachowania niektórych księży.

Nie jest trudnym do zauważenia proces, że tam, gdzie brakuje kapłanów, równocześnie zaczyna zataczać coraz szersze kręgi ateizacja i obojętność religijna. W sensie duchowym od księży zależy bardzo wiele: mają wyłączną moc udzielania wszystkich sakramentów, pouczają wiernych o moralności i prawdach wiary, w końcu odprowadzają zwłoki człowieka na cmentarz i modlą się nad grobem. Jeżeli zabraknie kapłanów, znacznie trudniej będzie nam prowadzić życie chrześcijańskie. Stanie się to prawie niemożliwe.

W Związku Sowieckim, kiedy brakowało księży, wierni sami gromadzili się w kościele, kaplicy lub w domach prywatnych, składali ornat na ołtarzu, ministranci ubierali się jak do Mszy Świętej, a jedna osoba, najczęściej kościelny, prowadziła nabożeństwo. Bł. Jan Paweł II w Liście do kapłanów na Wielki Czwartek 1979 napisał: „Pomyślcie o tych miejscach, na których ludzie tak bardzo oczekują kapłana, gdzie latami całymi odczuwając jego brak, nie przestają pragnąć jego obecności. I bywa czasem tak, że zbierają się w opuszczonej świątyni i kładą na ołtarzu pozostałą jeszcze kapłańską stułę, i odmawiają wszystkie modlitwy liturgii mszalnej, a przed przeistoczeniem zapada głęboka cisza, może tylko przerywana płaczem… tak bardzo pragną usłyszeć te słowa, które tylko kapłańskie usta mogą skutecznie wypowiedzieć, tak bardzo pragną tej eucharystycznej Komunii, która tylko przez posługę kapłana może stać się ich udziałem, i tak bardzo pragną usłyszeć Boskie słowa przebaczenia: i ja odpuszczam tobie grzechy! Tak bardzo przeżywają obecność nieobecnego wśród nich… kapłana! Takich miejsc nie brak na świecie”.

Warto zatem tym bardziej docenić obecność kapłanów na naszym „polskim podwórku”. Ale zauważmy, że liczba powołań stale spada. Trudno wyobrazić sobie puste kościoły w naszej Ojczyźnie i księży „obsługujących” naraz pięć parafii. A taka jest – niestety – rzeczywistość państw Europy Zachodniej. Laicyzacja społeczeństw i trwanie hierarchii kościelnej w błogim spokoju doprowadziło do straszliwego spadku liczby wierzących. Trzeba zrobić wszystko, by katastrofa duchowa nie dotarła do naszej Ojczyzny.

Św. Jan Maria Vianney, którego Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił patronem kapłanów, nie zapowiadał się w młodości na wybitnego człowieka. Nauka szła mu bardzo słabo, część egzaminów w seminarium musiał zdawać w języku francuskim, a nie po łacinie, co w ówczesnych czasach było ewenementem, długotrwale wyproszonym przez życzliwego Janowi księdza. Św. Jan Maria Vianney, mimo braku zdolności, miał zapamiętane świetne wzorce kapłaństwa – w czasie szalejącego terroru republikańsko-demokratycznego w trakcie rewolucji francuskiej uczestniczył w Mszach Świętych potajemnie odprawianych przez niezaprzysiężonych księży (to znaczy tych, którzy nie poszli na współpracę z władzami rewolucyjnymi, pozostając wiernymi Stolicy Apostolskiej). W czasie tych skromnych Mszy Świętych, mających miejsce często w ekstremalnych warunkach – stodołach, lasach, prywatnych domach, kształtowało się powołanie kapłańskie Jana. Później, już po ukończeniu nauk i święceniach kapłańskich, został wysłany do małej, biednej, wiejskiej parafii w Ars. Tam jednak zasłynął z gorących, przepełnionych pobożnością kazań, całkowitego poświęcenia dla bliźnich i wytrwałej modlitwy. Nic dziwnego, że umierał w opinii świętości.

Trzeba modlić się za kapłanów, pościć w ich intencji i ofiarować za nich drobne umartwienia. Oni bardzo potrzebują naszej modlitwy. Warto również zawsze pamiętać o tym, że każdy ksiądz naznaczony jest sakramentem kapłaństwa, godnością, przed którą należy klęknąć. Nawet jeśli nie będziemy zgadzać się z danym księdzem jako człowiekiem, to winniśmy mieć szacunek wobec daru, który otrzymał od samego Pana Boga.

Kajetan Rajski

***

Kapłan ma również być ludowi chrześcijańskiemu dobrym pasterzem, za przykładem swego Mistrza i Pana winien oddać życie za owieczki swoje. Tak dobry pasterz kocha swe owieczki, a ta miłość zapala go do najpiękniejszych ofiar i wysiłków (o. Jacek Alojzy Hoszycki OFM).

Powyższy tekst jest fragmentem książki Kajetana Rajskiego Prawdziwy mężczyzna… czyli kto?