Rozdział szósty. Jak rozumieć, że Słowo Boże cierpiało i umarło?

W jakim sensie należy przyjąć słowa, że Słowo Boże cierpiało i umarło, a także, że nie wynika stąd nic niestosownego?

Rozważając powyższe zagadnienia można łatwo stwierdzić, że nic niestosownego nie wynika z tego, że wyznajemy, iż Bóg jednorodzony, Słowo Boże cierpiał i poniósł śmierć. Nie przypisujemy tego bowiem Jego Boskiej, ale ludzkiej naturze, którą przyjął w jedności Osoby dla naszego zbawienia.

Można postawić zarzut, że ponieważ Bóg jest wszechmogący, to mógł inaczej zbawić rodzaj ludzki, niż przez śmierć swego jedynego Syna. Autor takiego zarzutu powinien się zastanowić, że w odniesieniu do Bożego postępowania trzeba rozważyć to, co byłoby stosowne, nawet gdyby dało się przeprowadzić także w inny sposób. W przeciwnym razie każde dzieło Boże można by w podobny sposób poddać w wątpliwość. Jeżeli więc rozważymy z jakiego powodu Bóg stworzył ogromne niebo i niezliczone gwiazdy, wówczas mądry człowiek dochodzi do wniosku, że chociaż Bóg mógł postąpić inaczej, to jednak takie dzieło mogło być stosowne. Stwierdzam więc, że zgodnie z zasadami wiary katolickiej, cały porządek natury i ludzkie postępowanie poddane są Bożej Opatrzności. Bez takiej wiary znosi się wszelki kult Boży. Zakładamy jednak, że prowadzimy dyskusję z tymi, którzy uważają się za czcicieli Boga, niezależnie od tego czy są chrześcijanami, muzułmanami czy żydami. W innym zaś miejscu dyskutowaliśmy z tymi, dla których wszystkie zdarzenia dokonują się na mocy konieczności spowodowanej przez Boga (1).

Jeżeli zatem ktoś nabożnie rozważy stosowność męki i śmierci Chrystusa, to odkryje tak wielką głębię mądrości, że ciągle będzie dochodził do licznych coraz to wznioślejszych refleksji. W ten sposób można pojąć słuszność wypowiedzi Apostoła, który powiada, że głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów i głupstwem dla pogan, ale dla nas jest Chrystusem – mocą i mądrością Bożą (2). A dalej św. Paweł powiada, że to, co jest głupstwem dla Boga, jest zbyt wielką mądrością dla ludzi (3).

Po pierwsze zatem należy rozważyć, że skoro Chrystus przyjął naturę ludzką, aby naprawić upadek człowieka (jak o tym już wyżej mówiliśmy), to wypadało, aby Chrystus doznawał i działał w ludzkiej naturze i w ten sposób uleczył upadek człowieka spowodowany grzechem. Grzech człowieka polega zaś przede wszystkim na tym, że wiążąc się z dobrami materialnymi lekceważy się dobra duchowe. Przystało więc Synowi Bożemu, aby w przyjętej ludzkiej naturze okazać (przez swe uczynki i cierpienie), że ludzie nie powinni przeceniać doczesnego dobra i zła, a także aby nieuporządkowane pragnienia materialne nie były dla nich przeszkodą w oddawaniu się sprawom duchowym.

Z tego powodu Chrystus wybrał sobie rodziców ubogich, ale doskonałych w cnocie, aby nikt się nie chlubił samą tylko szlachetnością rodu i zamożnością rodziny. Chrystus prowadził ubogie życie, aby nauczyć nas lekceważenia bogactwa. Żył w ukryciu i nie zajmował żadnych stanowisk, aby powstrzymać ludzi od nieuporządkowanego dążenia do uzyskania wysokich godności. Przyjął na siebie utrudzenie, głód i pragnienie, a także męki cielesne, aby ludzie nie poświęcali się przyjemnościom i uciechom, a trudy życia doczesnego nie odciągały ich od czynienia dobra. Na koniec Chrystus przyjął na siebie śmierć, aby nikt nie porzucał prawdy z lęku przed śmiercią. Chrystus wybrał sobie najbardziej pogardzany rodzaj śmierci, a mianowicie śmierć na krzyżu, aby nikt się nie obawiał niesławnej śmierci za prawdę. W ten sposób było stosowne, że Syn Boży, który stał się człowiekiem, poniósł śmierć, aby swoim przykładem pobudzić ludzi do cnoty. Prawdziwe są zatem słowa świętego Piotra, który powiada, że Chrystus za nas poniósł cierpienia, pozostawiając nam przykład do podążania Jego śladami (4).

Ludziom do zbawienia jest ponadto niezbędne nie tylko godziwe postępowanie, dla uniknięcia grzechów, ale także poznanie prawdy, dla uniknięcia błędów. Z tego powodu dla zbawienia rodzaju ludzkiego konieczne było, aby jednorodzone Słowo Boże, które przyjęło ludzką naturę, umocniło ludzi w pewnym poznaniu prawdy. Prawdzie nauczanej przez ludzi nie zawsze jest okazywane zaufanie, gdyż człowiek może się sam pomylić, a także innych może wprowadzić w błąd. Jedynie Bóg daje gwarancję pewnego poznania prawdy. Dlatego wypadało, że Syn Boży, który stał się człowiekiem, przedstawił ludziom naukę Boskiej prawdy. Za pomocą wielu cudów ukazał zaś, że nie jest to ludzka, ale Boska nauka. Gdy bowiem mówił o sprawach Bożych, należało wierzyć Temu, który sprawiał rzeczy możliwe tylko dla samego Boga, na przykład wskrzeszał zmarłych i przywracał wzrok niewidomym. Jeżeli bowiem ktoś działa mocą Bożą, ten również mocą Bożą naucza.

Cuda, które sprawił Chrystus były widziane tylko przez tych, w których obecności się dokonały, a następne pokolenia mogłyby je uznać za zmyślenia. Aby temu zapobiec Boża Mądrość posłużyła się słabością Chrystusa. Gdyby bowiem Chrystus przyszedł na świat bogaty i zajmował wysokie stanowisko, wówczas można by uznać, że Jego nauka i cuda zostały przyjęte ze względów ludzkich i ludzką mocą. Dla ukazania dzieła mocy Bożej, Chrystus wybrał więc to wszystko, co na świecie było poniżone i słabe. Miał ubogą matkę, żył w biedzie, miał prostych uczniów i posłańców, był odrzucany i potępiany aż do śmierci przez wielkich tego świata, aby jasnym się stało, że przyjęcie Jego cudów dokonuje się mocą Bożą, a nie ludzką.

W działaniach i doznaniach Chrystusa spotkała się ludzka słabość i Boża moc. Po narodzeniu został bowiem zawinięty w płótno i złożony w żłobie, ale był adorowany przez aniołów i wielka gwiazda przywiodła tych, którzy Go wielbili. Kuszony był przez diabła, ale aniołowie Mu usługiwali. Chrystus żył ubogo i jak żebrak, ale wskrzeszał umarłych i wzrok przywracał niewidomym. Umarł przybity do belki krzyża i był policzony między łotrów, ale przy Jego śmierci słońce się zaćmiło, zatrzęsła się ziemia, rozpadały się skały, otwarły się groby i powstały z martwych ciała zmarłych. Gdy więc ktoś ujrzy, jakie owoce wyniknęły z takich początków, a mianowicie nawrócenie całego niemal świata do Chrystusa, a szukać będzie jeszcze innych znaków, aby uwierzyć, tego można uznać za twardszego niż skała, bo przy śmierci Chrystusa nawet skały pękały. O tym właśnie mówi św. Paweł w swym liście do Koryntian, gdy powiada, że słowo krzyża jest głupstwem dla idących na zatracenie, ale dla tych, którzy doświadczają zbawienia (czyli dla nas) jest mocą Bożą (5).

W tej kwestii trzeba jeszcze rozważyć, że stosownie do tego samego postanowienia Bożej Opatrzności, wedle którego Syn Boży, który stał się człowiekiem, chciał doznać słabości, także i Jego uczniowie, którzy zostali ustanowieni sługami ludzkiego zbawienia, mieli być odrzuceni przez świat. Dlatego Chrystus nie wybrał uczonych i szlachetnych, ale nieuczonych, niskiego stanu, a mianowicie ubogich rybaków. Gdy ich wysyłał, aby troszczyli się o zbawienie ludzi, nakazał im trwać w ubóstwie oraz wytrwać w prześladowaniach i obelgach, aby ich nauczanie nie wyglądało na starania o jakieś dobra ziemskie, zaś zbawienie świata, aby nie było przypisywane ludzkiej mądrości bądź mocy, ale Bogu. Chociaż Jego uczniowie wydawali się więc odrzuceni w porządku tego świata, to jednak nie zabrakło im mocy Bożej, którą czynili cuda.

Dla zbawienia człowieka było bowiem konieczne, aby ludzie nauczyli się ufać Bogu, a nie sobie samym w pysze. Dla doskonałej ludzkiej sprawiedliwości niezbędne jest całkowite poddanie się człowieka Bogu, od którego winien spodziewać się wszelkich dóbr i aby umiał poznać, że je od Niego otrzymał. Chrystus przez swą mękę i śmierć mógł zaś najlepiej nauczyć swych uczniów pogardy dla dóbr tego świata i znoszenia każdej przeciwności, aż do śmierci. W Ewangelii świętego Jana Chrystus sam powiada, że „będą was prześladować, skoro mnie prześladowali” (6).

Na koniec trzeba rozważyć, że porządek sprawiedliwości domaga się kary za grzechy. W przypadku sądownictwa ludzkiego, sędzia (dla naprawienia niesprawiedliwości) odbiera nadmiar temu, który wziął zbyt wiele i daje temu, który miał mniej. Jeżeli zaś ktoś grzeszy, ten pozwala swej woli na więcej, niż powinien i dla wypełnienia swej woli przekracza porządek rozumu i prawa Bożego. Aby zaś naprawić sprawiedliwy porządek, należy pozbawić wolę części jej pragnień. Dokonuje się to, gdy wola jest karana albo przez pozbawienie części dóbr, które chciałaby posiadać, albo przez nałożenie na nią zła, którego nie chce doznać.

Takie przywrócenie sprawiedliwości za sprawą kary odbywa się albo dobrowolnie, gdy ktoś sam sobie wymierza karę dla powrotu do sprawiedliwości, albo ma miejsce na drodze przymusu. Wówczas, chociaż winny nie wraca do sprawiedliwości, to jednak sprawiedliwość wypełnia się na nim. Cały zaś rodzaj ludzki był poddany grzechowi i aby mógł być usprawiedliwiony niezbędna była kara, którą człowiek przyjąłby sam na siebie, dla wypełnienia porządku Bożej sprawiedliwości.

Żaden człowiek nie był jednak aż tak czysty, aby mógł spełnić wystarczające zadośćuczynienie Bogu przez dobrowolne przyjęcie na siebie jakiejś kary, nawet gdy chodzi o jego własny grzech, a cóż dopiero mówić o grzechu wszystkich. Gdy bowiem człowiek popełnia grzech, wtedy przekracza prawo Boże, sprawia niegodziwość Bogu, a Boży Majestat jest nieskończony. Niegodziwość jest tym większa, im godniejszy jest ten, komu została wyrządzona. Oczywiste jest bowiem, że większą niegodziwością jest zranić żołnierza niż chłopa, a jeszcze większą króla bądź księcia. Grzech przeciwko prawu Bożemu jest więc w pewnym sensie nieskończoną niegodziwością.

Należy jeszcze rozważyć, że zadośćuczynienie ocenia się również zależnie od godności tego, który go wypełnia. Więcej znaczy bowiem jedno słowo wypowiedziane przez króla w intencji naprawienia jakiejś niegodziwości, niż gdyby ktoś inny błagał klęcząc albo bez odzieży, czy też poniżyłby się w jakiś inny sposób w tym samym celu. Żaden zaś człowiek, nawet gdyby był sprawiedliwy, nie posiada nieskończonej godności, aby mógł godnie zadośćuczynić niesprawiedliwości, które zostały uczynione przeciwko Bogu. Potrzeba więc było człowieka o godności nieskończonej, który przyjąłby na siebie karę za wszystkich ludzi i dokonał godnego zadośćuczynienia za grzechy całego świata. W tym zaś celu jednorodzone Słowo Boże, prawdziwy Bóg i Syn Boży przyjął naturę ludzką. W niej zechciał ponieść śmierć, aby oczyścić cały rodzaj ludzki z grzechów dokonując zadośćuczynienia. Święty Piotr powiada więc, że Chrystus raz jeden umarł za nasze grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas ofiarować Bogu (7).

Nie było więc stosowne, żeby Bóg oczyścił ludzi z grzechów bez żadnego zadośćuczynienia (jak twierdzą niewierni), a także aby pozwolił człowiekowi uniknąć grzechu. To pierwsze sprzeciwiałoby się bowiem porządkowi sprawiedliwości, a drugie porządkowi natury ludzkiej, bo człowiek jest wolny i może wybrać dobro lub zło. Opatrzność Boża nie niszczy zaś porządku świata, ale zachowuje go od zniszczenia. Sprawiedliwość Boża objawiła się zatem w szczególny sposób zachowując jednocześnie porządek sprawiedliwości i natury oraz, że miłosiernie zatroszczyła się o lekarstwo służące zbawieniu człowieka przez wcielenie i śmierć Syna Bożego.

Św. Tomasz z Akwinu

(1) Por. Św. Tomasz, Summa contra gentiles, lib. 3, cap. 64, 72, 73.

(2) Por. 1 Kor 1, 23–24.

(3) Por. 1 Kor 1, 25.

(4) Por. 1 P 2, 21.

(5) 1 Kor 1, 18.

(6) J 15, 20.

(7) Por. 1 P 3, 18.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Taka jest nasza wiara.