Rozdział szesnasty. Zakładanie domu, cz. 1

Każdy dom świątynią

Pomyślcie, o wszystkim, co już od lat dziecięcych to jedno słowo „dom” znaczyło dla waszego serca! Plasowaliście tam całą swoją miłość, która skupiała się na ojcu, matce, braciach i siostrach. Jedną z największych ofiar, jakich Bóg żąda od duszy, gdy wzywa ją na wyższy stopień doskonałości, jest żądanie opuszczenia domu. „I każdy, kto dla mego imienia opuści dom… życie wieczne odziedziczy” (Mt 19, 29).

A jeśli chodzi o was, którzy w zwykły sposób podlegacie przykazaniom, rozległo się wezwanie nowej i przynaglającej miłości: „Opuśćcie dom swego ojca – apelowało do każdego i każdej z was – bo musicie założyć inny dom, który będzie wasz”. Od tego momentu waszym gorącym pragnieniem było znalezienie i założenie tego, co dla was będzie „domem”.

I dlatego, jak mówi Pismo Święte, „Pierwszymi potrzebami życia są: woda, chleb, odzienie i dom…” (Syr 29, 21). Czyż nie mieć domu, być bez dachu nad głową, jak niestety dzieje się z wieloma nieszczęśnikami, nie jest najbardziej czytelnym symbolem niedoli i nędzy?

A jednak, zapewne pamiętacie, że Jezus, nasz Zbawiciel, chociaż zaznał słodyczy domu rodzinnego pod dachem skromnego domu w Nazarecie, to jednak w czasie swej działalności apostolskiej, chciał być człowiekiem bezdomnym. „Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8, 20).

Zastanawiając się nad tym wzorem naszego Boskiego Odkupiciela, łatwiej zaakceptujecie warunki waszego nowego życia, nawet jeżeli nie będą one pod każdym względem od razu odpowiadały temu, co sobie wymarzyliście.

W każdym razie, zwłaszcza wy, panny młode, nie omieszkajcie zrobić wszystko, by uczynić wasze mieszkanie intymnym, stosownym i spokojnym, w harmonii dwojga serc lojalnie wiernych swym ślubom, a później, gdy Bóg zechce – w radosnym i chwalebnym kręgu dzieci. Wieki temu Salomon, rozczarowany i świadom próżności bogactw ziemskich, powiedział: „Lepszy jest suchy kęs chleba w spokoju niż dom pełen biesiad kłótliwych” (Prz 17, 1).

Nie zapominajcie jednak, że wszelkie wysiłki pójdą na marne, jeżeli nie znajdziecie szczęścia przy swoim własnym kominku, jeżeli Bóg nie zbuduje z wami domu, aby mógł tam zamieszkać ze swą łaską. Wy też musicie, że tak powiem, „poświęcić” tę „bazylikę”, to znaczy musicie poświęcić Bogu, wzywając Błogosławionej Dziewicy i swoich świętych patronów, swoją małą rodzinną świątynię, gdzie wzajemna miłość musi być owym życzliwym monarchą i gdzie przykazania Boże będą wiernie przestrzegane.

Z tym życzeniem prawdziwie chrześcijańskiego szczęścia, udzielamy wam, jako gwarancji Bożych łask, drodzy nowożeńcy, naszego z serca płynącego apostolskiego błogosławieństwa.

Święte przymierze

Małżeństwo nakłada rzeczywiście nowe obowiązki. Do tej pory wielu z was żyło pod dachem rodzicielskim, bez własnej odpowiedzialności, ograniczając się – wedle własnego wieku i sił – do pomocy udzielanej kochanym rodzicom, którzy zapewniali wam miejsce przy rodzinnym stole i ognisku domowym. Teraz z kolei wy założyliście nową rodzinę, za którą będziecie odpowiedzialni przed Bogiem i człowiekiem. Dopilnujcie, by od pierwszego dnia wasz dom miał charakter wyraźnie chrześcijański – by Najświętsze Serce Jezusa było jego Królem, a wizerunek Ukrzyżowanego Zbawiciela i Najłaskawszej Dziewicy Maryi zajmowały tam honorowe miejsca.

W ten sposób pokazujecie oczom wszystkich, że w waszym mieszkaniu służy się Bogu oraz że goście i przyjaciele, a również i wy, musicie usunąć z tego domu wszystko, co mogłoby pogwałcić Jego święte prawo – np. nieprzyzwoite rozmowy, fałsz, kłótnie, umyślne niedociągnięcia.

Wy również przypominacie sobie, że Jezus i Maryja są najbardziej stałymi i umiłowanymi świadkami, nieomal uczestnikami zdarzeń mających miejsce w waszej rodzinie – jej radości, których – jak mamy nadzieję – nie zabraknie wam, a także jej zmartwień i doświadczeń, które niewątpliwie przyjdą, wy bowiem – tak jak wszyscy ludzie na świecie – będziecie mieli swoje chwile smutku.

Być może w tej chwili żyjecie słodkim snem, lecz jakiż to sen może stawić czoło rzeczywistości codziennego życia? Łaska sakramentalna wzmacnia was wobec nieuniknionych rozczarowań i trudności nieodłącznych od życia w małżeństwie. W każdej okoliczności życia, smutnej czy radosnej, wielkie zadanie chrześcijańskiego małżeństwa pozostaje zawsze takie samo. Dla was jako chrześcijan małżeństwo nie jest tylko czystym przymierzem czy jedynie ludzką umową; jest kontraktem, w którym swoje miejsce ma Bóg, a jedynym odpowiednim dla Niego miejscem jest miejsce pierwsze. Zostaliście przed ołtarzem złączeni nie tylko po to, by nawzajem ująć sobie ciężaru życia, lecz także po to, żeby współpracować z samym Bogiem w kontynuowaniu Jego stwórczo-odkupieńczego dzieła. Akceptując i błogosławiąc wasze obietnice, Bóg udzielił wam jednocześnie specjalnej łaski, byście mogli łatwiej wypełnić te nowe i szczególne obowiązki.

Czym jest dom?

Radość, jakiej doświadczamy zawsze, przyjmując młodych małżonków proszących o nasze błogosławieństwo, wynika między innymi z nadziei, którą wywodzimy zastanawiając się nad szerokim i świętym dziełem, jakie Bóg im powierza: dziełem odbudowania i propagowania silnego i zdrowego społeczeństwa, opartego na głęboko praktycznym duchu i poczuciu chrześcijańskim. Czyż to nie powołania do założenia domu On od nich wymaga?

Dom! Ileż to razy, drodzy nowożeńcy, zwłaszcza odkąd zaczęliście po swoich zaręczynach myśleć o małżeństwie, słowo to brzmiało w waszych uszach wśród powinszowań i dobrych życzeń od waszych krewnych i przyjaciół! Ileż to razy pojawiło się ono spontanicznie w waszych sercach! Ileż to razy napełniło was niewypowiedzianą słodyczą, ucieleśniając absolutne marzenie, absolutny ideał, absolutne życie! Słowo miłości, magiczne słowo, które rozumieją wszystkie dobre dusze i którym się delektują, czy to smakując jego rzeczywistej przytulności, czy to myśląc o nim z bólem, będąc nieobecnym gdzieś daleko, w więzieniu, czy wreszcie witając radośnie nadzieję na szybki powrót!

A jednak chyba jego magia sprawia łatwo, że pojmujemy dom w sposób mglisty, tak jakby był zawinięty w różany i pozłacany obłok. Dzisiaj więc rano pragnęlibyśmy, byście wypróbowali jego znaczenie. Dokładne zrozumienie nie ujmie niczego z jego poetyki; ujawni raczej lepiej jego piękno, wielkość i owoce, jakie przynosi.

Jednakże na to piękne miano trzeba zasłużyć spełniając dwa warunki: skupienie ciepła i promieniowanie światła. Jasne, że nie ma domu tam, gdzie jedyna satysfakcja młodych małżonków polega na jak najczęstszym wychodzeniu z domu, ani tam, gdzie nie czerpią oni zadowolenia, bo nie zaznają świąt, wizyt, podróży, wakacji oraz światowych, a raczej lepszych niż światowe, rozrywek. Nie. Miejsce zamieszkania, które jest zaniedbane, zimne, opuszczone, milczące, ciemne oraz bez wesołości i jasnego ciepła życia rodzinnego, nie jest domem. Nie są też domami te miejsca zamieszkania, które są zbyt zamknięte, odgrodzone i niemal niedostępne, jak gdyby były więzieniami lub samotnymi pustelniami, gdzie światło i ciepło nie ma dostępu ani nie promieniuje od wewnątrz.

A przecież przytulny dom jest tak piękny, gdy promieniuje! Oby wasze, drodzy synowie i córki, były na obraz i podobieństwo domu nazaretańskiego! Nie było nigdy domu bardziej przytulnego, a jednocześnie serdecznego, bardziej miłego, jaśniejącego pokojem ubóstwa i bardziej promiennego; dlaczego nie funkcjonuje on już dzisiaj, oświecając całą społeczność chrześcijańską swym promieniowaniem? Otóż, na ile jest on zapomniany, na tyle świat staje się ciemny i zimny.

Co to jednak za promienie, które muszą zrodzić się w waszym domu i znaleźć tam moc, by rozwinąć się w szerokie pasma światła i ciepła? Podobnie jak te, które emanują ze słońca, rozkładają się one w nieskończoną gamę kolorów i odcieni – niektóre jaśniejsze, niektóre cieplejsze. To są łaski i powaby ducha, serca, duszy; nazywamy je cechami, darami, talentami. Cechy są skarbami podwójnego dziedzictwa po przodkach; talenty zostały nabyte pracą, energią i walką; najcenniejsze są dary, owe cnoty tajemniczo wszczepione w naturę ludzką przez łaskawą miłość Ducha Świętego oraz spotęgowane przez praktykę życia chrześcijańskiego.

Jeszcze do wczoraj obie wasze rodziny byłe sobie obce. Każda z rodzin kultywowała swoje tradycje, pamiątki, własne rysy ducha i serca, które stanowią o ich własnym charakterze; każda miała własne relacje z krewnymi i przyjaciółmi. I oto w dniu waszego ślubu oba wasze serca łączą się w nowej harmonii, która rozciągnie się na waszych potomków, a która już zaczęła pobrzmiewać wśród was. Ubogaceni tym podwójnym dziedzictwem, radujecie się z waszych połączonych osobistych osiągnięć. Wydarzenia i potyczki waszych domowych, zawodowych i społecznych aspektów życia, wasze rozmowy, wasza lektura, wasze zapoznawanie się z literaturą, studia naukowe, w zakresie sztuki, może nawet filozofii, a nade wszystko religii, sprawiają, że doceniacie te powroty w chwilach intymnych, jak pszczoły napełnione nektarem wracające do ula. I w swoich zwierzeniach możecie wydestylować najsłodszy miód, karmiąc się nim i dzieląc, może nawet nieświadomie, z wszystkimi, którzy się z wami stykają.

W trakcie swych codziennych relacji oraz koniecznej konfrontacji umysłów, którą osiąga się przez niezliczone małe ustępstwa i niezliczone małe zwycięstwa, nabędziecie i wzniesiecie się na wyższy poziom cnót moralnych: siły i łagodności, entuzjazmu i cierpliwości, otwartości i taktu. Zjednoczą was one w ciągle rosnącej miłości, postawią waszą pieczęć na edukacji dzieci i nadadzą waszemu zamieszkaniu fascynujący powab, który nie przestanie nigdy promieniować na kręgi towarzyskie, gdzie bywacie oraz które was otaczają.

Takie powinny być cnoty domu rodzinnego. U chrześcijańskich małżonków i w chrześcijańskich rodzinach są one uświęcone i postawione w porządku nadprzyrodzonym i dlatego stoją nieporównywalnie wyżej od jakichkolwiek zdolności naturalnych, gdy bowiem zostaliście dziećmi Bożymi, w dusze wasze wszczepione zostały przez łaskę moce porządku Boskiego, których zwykłe ludzkie wysiłki, nawet heroiczne, nie byłyby w stanie zrodzić w najmniejszym choćby stopniu.

Rola żony

Wchodzicie z radością na drogę życia małżeńskiego; kapłan pobłogosławił związek waszych serc. My również błogosławimy was z tymi samymi dobrymi życzeniami łaski i pocieszenia, zawartymi w modlitwie Kościoła w intencji szczęśliwości waszego domu. Jednakże u początków waszego domu rozejrzyjcie się wokoło, by dostrzec te liczne rodziny, które znacie lub których historię wam powtarzano – rodziny znajdujące się w pobliżu lub oddalone, rodziny skromne lub ważne. Czy wszystkie małżeństwa, które założyły te rodziny, są szczęśliwe? Czy wszystkie one żyją w niezmąconej atmosferze i w pokoju? Czy wszystkie te pary doczekały się spełnienia swych nadziei lub żarliwych oczekiwań? Na próżno byłoby to sobie wyobrażać. Rodziny są często nękane kłopotami, chociaż ich nie szukają, nawet jeśli nie ma powodu ani okazji, by ściągnąć na siebie kłopoty. „Nieszczęścia – jak mówi wielki pisarz chrześcijański Manzoni – często przychodzą, ponieważ jest po temu jakiś powód, lecz nawet najbardziej czujne i niewinne zachowanie nie gwarantuje wolności od nich. A gdy przychodzą, zawinione czy nie, ufność w Bogu osładza je i sprawia, że stają się impulsem do lepszego życia”.

Najbardziej nieszczęśliwe życie wiodą te małżeństwa, u których gwałcone jest poważnie prawo Boże, czy to przez jedną, czy wręcz obie strony. I chociaż te wykroczenia są najbardziej śmiercionośnym źródłem nieszczęścia rodziny, nie zamierzamy się nad nimi dzisiaj zatrzymywać. Mamy raczej na myśli te pary, których postępowanie jest właściwe, które są wierne zasadniczym obowiązkom swego stanu, które jednak nie są szczęśliwe w swych związkach małżeńskich, które bywają poirytowane, czują się nieswojo, mają poczucie wyobcowania, chłodu, wstrząsu. Kto odpowiada za ten niepokój i utrapienie?

Nie ma wątpliwości co do tego, że żona może zrobić więcej niż mąż, by sprawić, by dom był szczęśliwy. Pierwszorzędną rolą męża jest zapewnienie bytu i zabezpieczenie przyszłości rodzinie i domowi w sprawach, które dotyczą przyszłości jego samego oraz dzieci. Rola kobiety obejmuje te niezliczone, niekończące się kwestie szczegółowe, owe nieuchwytne codzienne zajęcia i troski tworzące atmosferę rodzinną i – w zależności od tego, czy są wykonywane właściwie czy nie – sprawiające, że dom jest bądź zdrowy, przyciągający i wygodny, bądź zdemoralizowany i nieznośny. Działania żony w domu muszą nosić zawsze charakter pracy „niewiasty dzielnej”, tak wysoko ocenionej w Piśmie Świętym, niewiasty, której „serce małżonka ufa” i która „nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia” (Prz 31, 11–12).

Czyż nie jest to odwieczna prawda, prawda zakorzeniona w warunkach fizycznych życia kobiety, nieubłagana prawda głoszona nie tylko doświadczeniami odległych stuleci, ale również tych bliższych naszym czasom: ery konsumpcyjnej industrializacji, szukania usprawiedliwienia, rywalizacji – że kobieta tworzy dom i troszczy się o niego i że mężczyzna nie będzie nigdy w stanie jej w tym zastąpić? Oto misja, jaką nałożyła na nią natura oraz jej związek z mężczyzną, dla dobra samego społeczeństwa. Odwiedźcie ją, wywabcie daleko od rodziny za pomocą jednej z tych atrakcji, które dążą do przełamania woli i zawładnięcia nią, a zobaczycie, jak zaniedbane zostanie przez kobietę ognisko rodzinne. Bez tego ognia atmosfera domu oziębia się. Dom przestanie funkcjonować na rzecz wszelakich praktycznych celów i zamieni się w niepewne schronisko na kilka godzin. Ośrodek powszedniego życia przesunie się dla męża, dla niej samej oraz dla dzieci w inne miejsce.

Otóż, czy tego chcą czy nie, mąż i żona, powinni pozostać wiernymi obowiązkom swego stanu; wspaniałą budowlę szczęścia zdołają wznieść jedynie na solidnym fundamencie życia rodzinnego. Czy znajdziecie prawdziwe życie rodzinne bez domu, bez najważniejszego punktu, by ogarnąć, zakotwiczyć i podtrzymać to życie, pogłębić i rozwinąć je, sprawić, żeby zakwitło? Nie mówcie, że dom zaczyna istnieć materialnie od momentu, gdy splata się dwoje rąk i nowożeńcy zaczynają używać tego samego pokoju, pod jednym dachem w swoim mieszkaniu lub w miejscu pobytu – większym lub mniejszym, bogatym lub biednym. Otóż, nie. Dom materialny to za mało dla duchowej budowli szczęścia. Dom materialny musi wznieść się na bardziej solidny poziom i żywy, ożywczy płomień nowej rodziny musi wystrzelić z ziemskiego ogniska domowego. Nie będzie to praca na jeden dzień, zwłaszcza gdy nie mieszka się w domu przygotowanym już przez poprzednie pokolenia, lecz – jak to najczęściej dzisiaj bywa, przynajmniej w miastach – w czasowym miejscu zamieszkania, wynajętym po prostu od kogoś.

Stworzenie więc – stopniowo, dzień po dniu – prawdziwego domu duchowego będzie ukoronowaniem tej, która została „panią domu” – tej, której „serce małżonka ufa”. Kim nie byłby mąż: robotnikiem, rolnikiem, jakimś fachowcem, literatem, naukowcem, artystą, urzędnikiem, przedsiębiorcą – nieuniknionym jest, że większość czasu poświęca on na działania poza domem, a jeżeli przebywa w domu – zamyka się na długie godziny w ciszy swego gabinetu, z dala od centrum rodziny. Dla niego ogniskiem rodziny będzie miejsce, gdzie po zakończeniu dnia pracy, będzie mógł zregenerować siły fizyczne i psychiczne, odpoczywając spokojnie w radosnym nastroju. Natomiast dla kobiety dom jest zwykle centrum jej zasadniczej aktywności i pomału – jak biedny by on nie był – przemieni ona ów dom materialny w dom rodzinny. Stanie się on miejscem pokoju i radości, zdobnym nie tyle umeblowaniem i dekoracjami jak hotel bez indywidualnego stylu, smaku czy charakteru, ale pamiątkami w umeblowaniu lub na ścianie, nawiązującymi do przeżytych razem zdarzeń: dzielonych wspólnie upodobań, pomysłów, radości i cierpień – spraw czasem widocznych, czasem ledwie dostrzegalnych, od których w miarę upływu czasu dom nabiera swego ducha. A całą jego duszę nada kobieca ręka i dotknięcie, którym żona uatrakcyjni każdy kąt domu, zakładając zadbanie, porządek i czystość oraz że wszystko, co potrzebne i pożądane będzie w zasięgu ręki.

Bóg wyposażył kobietę bardziej szczodrze niż mężczyznę w poczucie wdzięku i dobrego smaku wraz z darem czynienia najprostszych rzeczy miłymi i mile widzianymi, dokładnie dlatego, że – chociaż ukształtowana jest podobnie jak mężczyzna, żeby mu pomagać i tworzyć wraz z nim rodzinę – urodziła się, by szerzyć życzliwość i słodycz w domu swego męża oraz by dbać, żeby ich wspólne życie było harmonijne, owocne i w pełni dojrzałe.

A kiedy Pan Nasz w swojej dobroci pobłogosławi żonę godnością macierzyństwa, płacz nowo narodzonego dziecięcia ani nie zakłóci, ani nie zniszczy szczęścia domowego. Przeciwnie: powiększy je i podniesie do owej Boskiej chwały, gdzie jaśnieją aniołowie niebiescy oraz skąd zstępuje promień życia zwyciężający naturę i odradzający dzieci ludzkie w dzieci Boże. Oto świętość łoża małżeńskiego! Oto wzniosły charakter chrześcijańskiego macierzyństwa! Oto zbawienie dla zamężnej kobiety! Kobieta, jak głosi wielki apostoł Paweł, zbawi się przez swą misję matki, o ile trwa „w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem” (1 Tm 2, 15). Rozumiecie więc teraz, że „pobożność… przydatna jest do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść” (1 Tm 4, 8) oraz ponieważ, jak wyjaśnia św. Ambroży, jest ona „podstawą wszelkich cnót”.

Kołyska uświęca matkę rodziny, a wiele kołysek uświęca i wychwala ją w oczach męża, dzieci, Kościoła i ojczyzny. Naprawdę niemądre, nieznające siebie i nieszczęśliwe są te matki, które narzekają, gdy dziecko przywiera do nich i domaga się pokarmu u zdroju ich piersi! Narzekać na błogosławieństwo od Boga, które ogarnia i powiększa dom – to narażać na szwank szczęście rodziny. Heroizm macierzyństwa jest dumą i chwałą żony- -chrześcijanki. W pustce domu bez radości z tych małych aniołków Boga, jej samotność staje się modlitwą i wołaniem do nieba, a jej łzy dołączają do szlochu Anny, która u bramy świątyni błagała Pana o dar syna Samuela.

Dlatego też, drodzy nowożeńcy, nieustannie miejcie na uwadze własną odpowiedzialność osiągnięcia pogodnej błogości życia małżeńskiego, jesteście bowiem niewątpliwie świadomi jego doniosłego i poważnego charakteru.

Pius XII

Powyższy tekst jest fragmentem książki Piusa XII Małżeństwo na zawsze.