Rozdział szesnasty. Zagadnienie przyszłości, cz. 1

Żyć

W jakiejś komedii stryj pyta swojego bratanka, lekkomyślnego młodzieńca, który trwoni i marnuje swoje młode lata – jakie jest jego życie: „O, ja nie żyję – odpowiada młodzieniec – ja tylko istnieję. Ale i to już jest wiele”.

Ilu ludzi nie ma większego ideału jak istnieć. Być. Używać. I to wszystko. Ale nie troszczą się o to, aby żyć prawdziwie, to znaczy, aby uczynić swe istnienie owocnym, aby używać swojej młodości, zdolności, jeśli je mają, majątku, jeśli go posiadają, dla polepszenia bytu innych, dla rozszerzenia Królestwa Bożego. Tymi rzeczami nie zaprzątają sobie głowy.

Moim ideałem będzie nie tylko istnieć, ale żyć.

Rozwinę i wykorzystam wszystkie dary otrzymane od Boga; nie przez egoistyczną pychę, nie dlatego, aby stać się kimś, aby innych zaćmić lub prześcignąć, ale żeby uwydatnić i ujawnić w sobie bogactwa, którymi Bóg mnie obdarował, aby przysporzyć Bogu jak najwięcej chwały. To zrobię dla siebie.

A dla drugich będę starał się, aby te dary Boże ze mnie promieniowały. Będę starał się rozsiewać dookoła siebie jak najwięcej światła, entuzjazmu, ciepła, zapału do wszystkiego co dobre, i to nie kiedyś tam, później, ale zaraz, od teraz, w zakresie mojego codziennego życia.

Czego pragnie się przede wszystkim w osiemnastym lub dwudziestym roku życia? Pragnie się żyć. Rozumiem to pragnienie. Będę często powtarzał sobie to słowo: żyć; będę starał się je zrozumieć, dotknąć jego istoty.

Przygotowania

„Jak to się dzieje, że przygotowanie zajmuje o tyle więcej miejsca w dziełach Stworzyciela niż w dziełach stworzeń?” – mówił o. Faber (1).

Rzeczywiście, Bóg daje przygotowaniom szczególnie ważne miejsce. Przed przyjściem Chrystusa cztery tysiące lat, a pewno i więcej. Od Zwiastowania do Jego Narodzin dziewięć miesięcy. Już się narodził Zbawiciel, ale jeszcze nie nadszedł czas, aby pokazać Go światu; przed ostatecznym objawieniem trzydzieści lat życia ukrytego.

Będę naśladował Chrystusa. Będę przywiązywał ogromną wagę do powolnego kiełkowania ziarna, tego ziarna, które w swoim czasie dojrzeje w owocne żniwo.

Często chciałbym dojść zanim wyruszę w drogę. Jeżeli rezultat natychmiast nie uwieńczy moich wysiłków, to prędko się zniechęcam. Czyżbym sądził, że wystarczy kilka minut, aby zostać świętym? O. Olivaint, męczennik komuny paryskiej, mówił co prawda „że mniej trzeba czasu niż odwagi, aby zostać świętym”, ale nie chciał przez to powiedzieć, że trwanie i czas są wartościami małej wagi, tylko że odwaga jest czynnikiem jeszcze ważniejszym niż czas.

„Czas nie oszczędza tego, czego się dokonało bez czasu.” Szybko dokończyłem swoją pracę: nie będę spodziewał się wielkich wyników. Czasem, przypadkowo wyniki przejdą moje oczekiwania… Ale najczęściej nie osiąga się ich; rzeczy są tyle warte, ile kosztują.

Będę umiał się przygotowywać. Im lepiej, z im większym natężeniem teraz, w moim studium, w mojej pracowni, w moim warsztacie będę umiał pracować – im lepiej będę umiał czekać – tym moja późniejsza działalność będzie wydatniejsza, moja pozycja mocniejsza, mój czyn owocniejszy.

Czy będę kapłanem?

„Jestem przekonany, że na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy mieli powołanie kapłańskie i którzy za nim nie poszli” (R. Bazin).

Albo wiem jasno, jakie jest moje życiowe powołanie, albo nie. Jeśli wiem, to bardzo dobrze. Ale jeśli nie widzę jasno swojej przyszłości, to czy mam pewność, że kapłaństwo nie jest właśnie moją drogą?

Przedwstępne pytanie: czy między kapłaństwem a mną są przeszkody nie do przezwyciężenia albo przynajmniej przeszkody bardzo poważne, jak: zdrowie, niezdolność do potrzebnych studiów, usposobienie, które wykluczałoby kapłaństwo?

Lojalnie się nad tym zastanowię.

Jeśli nie ma przeszkód, pozostaje kwestia upodobania, pragnienia. Chodzi oczywiście o nadprzyrodzone upodobania: o pragnienie szerzenia dobra, pomagania duszom w zbliżeniu się do Chrystusa… Odraza czy przyrodzony wstręt, jaki mógłbym czuć przeciwko temu stanowi, np. niechęć do opuszczenia rodziny, wygód życia itd. nie są jeszcze argumentami przeciwko powołaniu.

Tak, w pewnych chwilach mam mniej lub bardziej wyraźne pragnienie nadprzyrodzone! (Nawiasem mówiąc, takie pragnienie nie jest niezbędne.) Czy to wystarcza? W jaki sposób zdobyć pewność, że Bóg mnie woła? Gdybym był pewny, poszedłbym natychmiast za moim powołaniem.

Odwrócę pytanie. Nie będę się tak bardzo zastanawiał nad tym, czego Bóg chce ode mnie, ale raczej nad tym, co ja chcę dać Bogu. Przeczytam u św. Mateusza rozmowę Chrystusa z młodzieńcem (Mt 19, 16–22).

Ostatecznie upewnią mnie i wszystko mi objaśnią rekolekcje.

Wszystko oddać

„Dopóki się nie oddało wszystkiego, nic się nie oddało” – mówił dzielny lotnik Guynemer, gdy pewnego dnia przyjaciele chcieli go powstrzymać od lotu, mówiąc: „Jak to? Znowu pojedziesz? To szaleństwo! Dziś latałeś już trzy razy! Wystarczająco wiele już zrobiłeś”.

A ja?… Czy dałem już cokolwiek? Co?… Widzę prawie same braki i niedociągnięcia w moich ofiarach. Jak rzadko daję Bogu doskonałe dzieła.

Modlę się, ale tak źle! Czasem się poświęcam, ale tak niezupełnie! Pracuję, ale nieraz tak leniwie!…

Wszystko uporządkuję. Wszystko, co robię będę starał się robić lepiej.

Czy do tego ogranicza się wszystko, co mogę dać?… Czy Bóg nie żąda ode mnie czegoś więcej? A jeśli zażąda wszystkiego, czy oddam Mu wszystko?

Powinienem porzucić moje wygody i przyzwyczajenia? Możliwe. Wtedy powiem sobie: Dopóki nie dałem wszystkiego…

Może powinienem porzucić moją pozycję, zacząć myśleć o czymś innym, o życiu bardziej ofiarnym… Bądź ostrożny. Dobrze się namyśl, aby nie pomylić się. Ale jeśli widzisz, że tego, czego chce tylu innych, ty także mimo wszystko mógłbyś chcieć… gdybyś chciał… dlaczego nie zrobić decydującego kroku?… Dopóki się nie dało wszystkiego…

Może powinienem opuścić swoich najbliższych; wyrzec się radości domowego ogniska… Może. Jeśli jesteś pewien, że to wielkie wołanie zwrócone jest do ciebie, to dlaczego nie?… Będzie ciężko… I to możliwe… Toteż bądź pokorny i módl się. Módl się, aby dobrze wiedzieć, a jeśli zobaczysz, że trzeba chcieć, przypomnij sobie Guynemera: „Dopóki się nie dało wszystkiego, nic się nie dało”.

Chybione powołanie

„Jeśli człowiek powołany na apostoła nie pójdzie za swym powołaniem, to wiele dusz nie pozna Ewangelii.” Słowa te pisał ks. biskup Hulst o Renanie (2), o tym Renanie, który najpierw był klerykiem, a potem zbiegiem, i którego smutnej pamięci pisma wyrządziły tyle złego.

Ze zbawieniem każdej duszy współdziałają trzy rodzaje wolnej woli: wola Boga, który rozdziela łaski; wola zainteresowanego, który zawsze może przyjąć lub odrzucić tę łaskę; wola nas wszystkich w większej lub mniejszej mierze, według tego, jak Bóg przeznacza nam w mniejszej lub większej mierze być narzędziem dobra względem danej duszy.

Ten a ten był powołany na apostoła – to znaczy, że Bóg liczył na niego, liczył, że będzie ewangelizował swych braci… Nie wypełnił swojej misji. Następstwem tego będzie, że dusze będą pozbawione normalnego sposobu zbawienia i będzie im potrzeba specjalnej interwencji Opatrzności, interwencji, której Bóg nie zobowiązał się udzielać ludziom.

Na tym polega wielkie niebezpieczeństwo chybionych powołań. Czasami słyszy się zdanie: nie pójść za powołaniem jest grzechem. Na to, aby był grzech, musi być rozkaz. Tu nie ma nakazu, tylko prosta rada: „Jeśli chcesz”. Nie chcieć (chodzi tu oczywiście o powołanie prawdziwe) jest tchórzostwem, niedelikatnością, niedoskonałością, ale winą samo w sobie nie jest (chyba, że jest oczywistość, że poza tą drogą człowiek zbawić się nie może).

Wielkie niebezpieczeństwo chybionych powołań tkwi w tym, że niejako wytrącamy Bogu z rąk narzędzie, które od wieków przygotował dla zbawienia dusz. To nie tyle ja narażam się na zgubę, albo ściślej mówiąc na przeoczenie wielu dla mnie przeznaczonych łask, ale przeze mnie, przez moje tchórzostwo, inne dusze, może wiele dusz nie będzie zbawionych albo nie będzie uświęconych.

Jest to odpowiedzialność, której nie chcę brać na siebie… Dobrze się zastanowię, czego Bóg żąda ode mnie… Nie chcę rozminąć się z moim powołaniem! Chcę wypełnić przeznaczoną mi przez Boga misję!

Ks. Raoul Plus SI

(1) Frederick William Faber (1814–1863) – pod wpływem kardynała Newmana w roku 1845 nawrócił się na katolicyzm, w roku 1847 wyświęcony na księdza; znakomity kaznodzieja, autor hymnów i licznych książek religijnych, zwłaszcza z zakresu teologii mistycznej i ascetycznej.

(2) Joseph-Ernest Renan (1823–1892), francuski historyk, filozof i filolog; członek Akademii Francuskiej; wybitny przedstawiciel francuskiej prozy literackiej i eseistyki; zajmował się głównie filologią orientalną, filozofią kultury oraz historią religii; napisał głośną pracę Żywot Jezusa.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.