Rozdział szesnasty. Praca w Rzymie

Zdumiewająco niewiele czasu wystarczyło, by Dominik przekonał biskupa Iwo, że jeszcze nie wszystko stracone. Po krótkim czasie formacji w klasztorze Świętej Sabiny jego kuzyni i słudzy mieli doń powrócić. Taka grupa mogła zdziałać cuda! Mieli nawet dostać upoważnienie do zakładania nowych zgromadzeń mnichów kaznodziejów, by zwracać umysły innych młodzieńców na ścieżkę wiodącą do Boga!

– Nigdy o tym nie myślałem – przyznał biskup. – Och, ojcze Dominiku…

– Tak, ekscelencjo?

– Jak mogę ci podziękować za wszystko, co robisz dla Polski i dla mnie?

Dominik odpowiedział mu uśmiechem.

– Niech ekscelencja wspomni o mnie w modlitwie – rzekł. – To najlepszy podarunek, jaki można ofiarować przyjacielowi.

Serce biskupa przepełniła radość na myśl o tym, że Dominik naprawdę uważa go za przyjaciela, i chętnie obiecał modlić się za niego. Później, szczęśliwy bardziej niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić, rozpoczął oczekiwanie na zakończenie okresu szkolenia swych młodych podopiecznych.

Naturalnie Dominik nie spędzał całego czasu u Świętej Sabiny. Co parę dni odwiedzał zakonnice u Świętego Sykstusa, zachęcając je i doradzając na ich nowej drodze życia. A tam żadna z sióstr nie oczekiwała na jego wizyty tak gorliwie, jak siostra Cecylia, ledwie siedemnastoletnia dziewczyna, która jako pierwsza otrzymała habit z jego rąk w dniu uroczystości przyjęcia klauzury.

– Tak bardzo pragnę opisać jego żywot! – zwierzyła się pewnego dnia matce Eugenii. – Przynajmniej jakąś jego część.

Przełożona popatrzyła na nią z zainteresowaniem. – Czemu nie spróbujesz, moje dziecko? Masz lekkie pióro.

– Czy to oznacza pozwolenie, matko?

– Oczywiście. Pewnego dnia to, co napiszesz może okazać się bardzo pożyteczne.

Siostra Cecylia z wielką radością przystąpiła do swego nowego zadania. Zadawała pytania o to i tamto, i skrupulatnie zapisywała odpowiedzi. Naturalnie, większość zebranych przez nią informacji była powszechnie znana, na przykład to, że ojciec Dominik urodził się w Hiszpanii, w miejscowości Calaroga w 1170 roku, i że jego rodzice – don Feliks de Guzman i doña Juana de Aza – pochodzili ze szlachty. Niewielu jednak wiedziało, że nadano mu imię Dominik ze względu na cześć, jaką jego matka darzyła świętego Dominika z Sylos, jedenastowiecznego opata klasztoru benedyktynów pod wezwaniem świętego Sebastiana, położonego w pobliżu Calarogi. Święty ukazał się doñi Juanie, gdy modliła się przy jego grobowcu (nie żył już wtedy od prawie stu lat) i zapewnił ją, że jej prośba się spełni. Miała urodzić syna, który dokona wielkich czynów apostolskich.

Doña Juana przeżyła jeszcze jedno cudowne doświadczenie. Przy grobowcu świętego Dominika miała wizję, w której ujrzała czarno-białego psa z płonącą pochodnią w pysku, biegnącego poprzez zaciemniony glob. Gdy tak pędził, pochodnia świeciła tak jasno, że cienie rozpływały się a cały świat napełniał blaskiem.

„Doñi Juanie dano do zrozumienia, że piesek przedstawiał jej nienarodzonego syna, ciemność oznaczała herezję, a płonąca pochodnia – dzieło nauczania, przez które pewnego dnia jej syn miał wymazać ignorancję i grzech” – napisała siostra Cecylia.

Był jeszcze jeden cud godzien odnotowania. Na chrzcie Dominika jego babka ujrzała niebiańską światłość, podobną do gwiazdy, opromieniającą jego czoło. Od tamtej pory wielu ludzi twierdziło, że także ją widzieli. Mówili, że czasami światło przybierało kształt gwiazdy, a kiedy indziej było po prostu blaskiem pozbawionym kształtu.

– Ja sama widziałam to światło – przyznała matka Eugenia, gdy przeczytała zapiski siostry Cecylii. – Wygląda jak gwiazda. Nigdy go nie zauważyłaś, moje dziecko?

Siostra Cecylia skinęła głową.

– O tak, matko. Widziałam je wiele razy. Zwłaszcza, gdy ojciec Dominik mówi o Bogu i Niebie.

Naturalnie praca siostry Cecylii wzbudzała wielkie zainteresowanie pośród zakonnic u Świętego Sykstusa. Wiele z nich miało uwagi dotyczące książki. Na przykład, co ze starszymi braćmi ojca Dominika, Antonim i Manesem? Chyba należałoby o nich wspomnieć, przynajmniej o tym gdzie byli i czym się zajmowali.

„Obaj poświęcili się służbie Bożej” – napisała Cecylia posłusznie. „Antoni jest proboszczem w Hiszpanii, a Manes należy do naszego zakonu i pełni obowiązki kapelana sióstr z Prouille”.

Jeśli mowa o wczesnych cudach Dominika, siostra Cecylia odnotowała, że pierwszy z nich zdarzył się niedaleko francuskiego miasta Arzens. Było to w dniu świętego Jana Chrzciciela w roku 1206, gdy Dominik dopiero zaczynał pracę wśród heretyków. Dowiedziawszy się, że niektórzy z nich zajmują się żniwami w polu zamiast iść na Mszę Świętą do kościoła (w tych stronach dzień ten był świętem kościelnym), pragnął im pokazać, że zbłądzili, zapewniając, że Bóg z pewnością ukarze ich za ten grzech. Lecz oni wyśmiewali go tak długo aż wpadł w gniew. Wreszcie jeden z mężczyzn, który już prawie przepędził Dominika sierpem ze swego pola, wydał okrzyk przerażenia. Kłosy, które zbierał były poplamione krwią! Podobnie te zbierane przez jego towarzyszy! A i jego i ich dłonie… „miały przerażającą barwę głębokiej czerwieni” – poinformowała zgromadzenie siostra Cecylia. „Żeńcy tak wystraszyli się widoku krwi na swych rękach i na kłosach zboża, że natychmiast padli na kolana błagając ojca Dominika o zmiłowanie i wyrzekając się herezji.”

W miarę upływu czasu młoda mniszka zdwoiła wysiłki pragnąc dowiedzieć się wszystkiego, co możliwe o historii Dominika. Nie przeszkadzałoby jej gdyby „księga” miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego, gdyby pozostała zbiorem luźnych notatek. Samo zapisywanie czyniło wiele dobrego dla niej i dla całego zgromadzenia.

– Powinnam zawrzeć tam opis naszego dobrego ojca – postanowiła pewnego dnia. – Ludzie w przyszłości będą chcieli dowiedzieć się jak wyglądał.

Tak więc po namyśle napisała: „Ojciec Dominik jest człowiekiem średniego wzrostu i dość szczupłej budowy. Ma piękne, rumiane oblicze. Jego włosy i broda mają odcień kasztanowy z nitkami siwizny, a jego oczy są wyjątkowo doskonałe. Z jego czoła zdaje się wydostawać jaśniejące światło, które wyzwala szacunek i miłość u każdego, kto je zobaczy. Jest zawsze wesoły i pełen radości, z wyjątkiem chwil, kiedy jest poruszony czyimś cierpieniem. Dłonie ma długie i kształtne, głos czysty i śpiewny…”.

Dominik naturalnie wiedział wszystko o pracy siostry Cecylii. Wiedział jednak też coś więcej. Pewnego dnia ta młodziutka mniszka miała wyruszyć do Bolonii z inną zakonnicą od Świętego Sykstusa, siostrą Amatą. Tam obydwie miały zamieszkać i pracować razem z Dianą Andalo przy zakładaniu pierwszego zakonu żeńskiego w mieście. Co więcej, wiele stuleci później siostry Cecylia i Amata, podobnie jak Diana, miały być czczone jako „błogosławione” w zakonie braci kaznodziejów, zwłaszcza w dniu im poświęconym, 9 czerwca.

– Jakie to cudowne! – myślał często. – Zaiste, to cudowne!

Tak mijały dni, spokojnie, bez większych wydarzeń. Od czasu do czasu Dominik przerywał pracę u Świętej Sabiny i Świętego Sykstusa by głosić kazania w różnych kościołach. Jak zawsze przekonywał słuchaczy, że powinni prawdziwie zaufać Matce Boskiej, bo to Jej rękami Bóg rozdaje łaski, które uzyskał dla nas Chrystus przez swą śmierć na Krzyżu.

– Moje dzieci, proście o te łaski! – błagał. – Proście! Proście! Proście! Najświętsza Panna zawsze wysłucha naszych błagań o pomoc…

Naturalnie Dominik żył tak, jak głosił w swoich kazaniach. Nie było dnia, żeby nie błagał Maryi o błogosławieństwo dla swego dzieła. Wreszcie pewnego dnia, na krótko przed jutrznią, Królowa Niebios ukazała mu się odziana w powiewny płaszcz w kolorze szafirowym. I cud nad cuda! U Jej boku stał Syn Boży!

Dominik nie posiadał się ze szczęścia! Lecz gdy na nich patrzył, poczuł ukłucie bólu w sercu. Stało przed nim wiele innych postaci, w habitach rozmaitych zakonów. Wszyscy wpatrywali się w Pana Naszego i Jego Matkę z największym oddaniem i miłością. Lecz nie było pośród nich nikogo z zakonu Dominika.

Łzy popłynęły mu strumieniem z oczu. Jakie to straszne, że nikt z Zakonu Kaznodziejów nie okazał się godnym stanąć przy boku Przenajświętszych! Ta myśl ciążyła na jego sercu jak kamień, nawet gdy Maryja skinęła nań, by się zbliżył. Stopy miał ciężkie jak ołów, i dopiero gdy Chrystus także przywołał go skinieniem, Dominik ośmielił się zbliżyć, a później padł krzyżem w rozpaczy.

Wreszcie Pan przemówił.

– Synu, dlaczego płaczesz? – zapytał.

Dominik ledwie ośmielił się podnieść głowę.

– Panie, to dlatego że widzę tu zakonników ze wszystkich zakonów oprócz mojego.

– Chciałbyś zobaczyć swój własny zakon?

– T-tak, Panie.

Chrystus z wielką czułością położył prawą dłoń na ramieniu Maryi.

– Powierzyłem twój zakon Mojej Matce – rzekł, a po chwili dodał:

– Czy rzeczywiście pragniesz zobaczyć swoich podopiecznych?

– O tak, Panie!

Na te słowa Matka Boska rozchyliła poły płaszcza, a Dominik ujrzał jak szafirowa tkanina stopniowo rozszerza się by objąć cały świat, a wewnątrz, pod fałdami płaszcza, znajdowało się nieprzeliczone mrowie mężczyzn i kobiet, wszyscy odziani w czarno- biały habit jego zgromadzenia!

– Panie, jak mam Ci dziękować? – krzyknął Dominik wyciągając ramiona. Lecz gdy mówił te słowa, cudowna wizja zbladła. Klęczał samotnie, w ciemności. I… tak, był już najwyższy czas zwołać braci na jutrznię!

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Święty Dominik.