Rozdział szesnasty. O liczbie predestynowanych do nieba, cz. 2

A jakże pięknie i miło w Nowym Testamencie, zakonie dobroci miłosierdzia, brzmią w naszych uszach przypowieści Zbawiciela o zgubionej owcy lub o synu marnotrawnym (1), które to przypowieści mają nas douczyć o miłosierdziu Bożym w stosunku do grzeszników! „Powiadam wam, że taka będzie w niebiesiech radość z jednego grzesznika czyniącego pokutę, jak z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy pokuty nie potrzebują” (2) – mówi Chrystus. Z wielkim rozrzewnieniem czytamy w Ewangelii opis, jak Chrystus przebacza jawnogrzesznicy. „Przyprowadzili doktorzy i faryzeusze niewiastę, którą zastano na cudzołóstwie, postawili ją w pośrodku i rzekli mu: Nauczycielu, niewiastę tę nastano dopiero co na cudzołóstwie. Mojżesz w Prawie rozkazał nam takie kamienować. Cóż więc ty powiadasz?… Gdy jednak nie przestawali go pytać, podniósł się i rzekł im: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem ». I znowu schyliwszy się pisał na ziemi. A usłyszawszy to jeden za drugim wychodzili, poczynając od starszych, i został tylko sam Jezus i niewiasta w pośrodku stojąca. A podniósłszy się Jezus rzekł jej: «Niewiasto, gdzież są twoi oskarżyciele? Nikt cię nie potępił?». A ona rzekła: «Nikt, Panie». A Jezus powiedział: «I ja cię nie potępię, idź, a nie grzesz więcej»” (3). Chrystus w stosunku do grzeszników jest niepojęcie miłosierny; w człowieku potępia zło, ale człowiekiem się nie brzydzi. Robi wszystko, by go wyleczyć ze złych nałogów.

„Lekarzu wielki! Ty najlepiej widzisz
Chorobę moją, a mną się nie brzydzisz!
Sędzio straszliwy! Tyś ognie rozdmuchał
Sumieniu złemu – a Tyś mnie wysłuchał” (4).

Chrystus przyszedł na ziemię nie po to, by wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników (5), i za nich przede wszystkim przelał Krew swoją, dla nich pozwolił na krzyżu żołnierzowi otworzyć włócznią swe Serce jako pewną „ucieczkę zbawienia – ut paenitentibus pateret salutis refugium” (6). Dlatego św. Piotr sam doznawszy na sobie zbawiennych skutków miłosierdzia Bożego, pisze do wiernych: „Nie ociąga się Pan w spełnieniu obietnicy swojej, jak niektórzy mniemają, ale cierpliwością się kieruje względem was, nie pragnąc niczyjej zguby, ale dążąc do tego, żeby wszyscy weszli na drogę pokuty” (7).

Miłosierdzie Boże jest większe, aniżeli złość ludzka. Niegdyś skruszony król Dawid wyznał przed Natanem: „Zgrzeszyłem Panu!”. I rzekł Natan do Dawida: „Pan też przeniósł grzech twój; nie umrzesz!” (8). Wystarczy, że skruszony grzesznik obrzydzi sobie grzechy, potępi je i wyzna w sakramencie pokuty, a natychmiast otrzyma zapewnienie: „Odpuszczają ci się grzechy… Idź w pokoju (9), a nie grzesz więcej” (10). Owszem, nawet wtedy, gdy grzesznik nie jest w stanie wyznać swych win w sakramencie pokuty, może mimo to otrzymać odpuszczenie wszystkich swoich grzechów, jeśli tylko wzbudzi sobie żal doskonały z miłości ku Bogu. „Gdy będziesz szukać Pana, Boga twego, znajdziesz Go, jeśli Go jeno całym sercem szukać będziesz i wszystkim utrapieniem duszy twojej” (11). A Chrystus o wielkiej skuteczności żalu doskonałego powiedział: „Odpuszczone są liczne jej grzechy, bo wielce umiłowała” (12). Gdzie indziej zaś powiedział Chrystus: „Jeśli mnie kto miłuje, będzie przestrzegał nauki mojej, i Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego i przebywać u niego będziemy” (13). Żal doskonały z miłości ku Bogu posiada tak wielką siłę, że gładzi jakiekolwiek grzechy. Dla tych więc, którzy znajdują się w niebezpieczeństwie śmierci, a sakramentalnej spowiedzi odprawić nie mogą, żal doskonały jest jedynym i ostatnim środkiem ratunku i osiągnięcia zbawienia.

Bóg nigdy nie odmawia człowiekowi łask potrzebnych do zbawienia, gdyż chce szczerze, „aby wszyscy ludzie byli zbawieni”. Sobór Trydencki powtarza za Doktorem Łaski – św. Augustynem, że „Bóg tych, których przez swoją łaskę raz usprawiedliwił, nie opuszcza, chyba że oni Go wpierw opuszczą – non deserit, nisi deseratur” (14). Jeśli zaś człowiek po śmierci zostaje skazany na potępienie, to tylko dlatego, że do końca, do ostatniego tchnienia życia odrzucał od siebie zbawienne poruszenia łaski i trwał w grzechu ciężkim. „Jedno nie ulega wątpliwości – mówi Ad. Tanquerey – a mianowicie to, że żaden człowiek dorosły, nawet wśród niewiernych, nie będzie potępiony, chyba że świadomie i dobrowolnie wykroczy ciężko przeciw poznanym przez siebie prawom i w swoim grzechu uparcie będzie trwał aż do końca” (15).

Mając na uwadze nieskończoność miłosierdzia Bożego, teologowie sądzą, że przynajmniej wśród katolików więcej jest zbawionych, aniżeli potępionych. Wybitny teolog o. Faber, który idąc za hipotezami innych teologów, jest zdania, iż bardzo dużo katolików, a „może prawie wszyscy” będą zbawieni, na poparcie swej opinii przytacza między innymi argument z działania Boskiego miłosierdzia przy śmierci człowieka. „Czegóż to nie dokonuje nieskończona Miłość u łoża umierającego! Sto razy więcej, niż dostrzegamy, tysiąc razy więcej, niż możemy przypuszczać! Wyznaję, że jest to sfera zupełnie nam nieznana; ale skoro w tej ostatniej chwili miłosierdzie jest tak bardzo potrzebne, skoro wolą Boga jest, by ta dusza zbawioną została, skoro Bóg jest samą miłością – śmiało twierdzę, że ta nieznana sfera u łoża umierających katolików jest państwem Boskiego współczucia jedynie. Ta ostatnia godzina jedynie wytłumaczyć może wiele trudnych do pojęcia zbawień. Umysł najsilniej uprzedzony musi przyznać, że wtedy mogą się nadarzyć tysiączne tajemne możliwości zbawienia, a z takim jak nasz Bogiem możliwości te stają się prawdopodobieństwami, które natychmiast przemieniają się w słodką rzeczywistość” (16). „Współczucie Boga dla umierających przechodzi wszelkie pojęcie, i Bóg zdaje się tym szczodrzej szafować dla nich swe łaski, im mniej są już oni w stanie nadużyć takowych” (17). Jeden z pisarzy w swoich dialogach dogmatycznych opisuje przeżycia tych osób, które zostały uratowane z niebezpieczeństwa śmierci wskutek jakiegoś tragicznego wypadku. I tak pisze w imieniu jednej osoby: „Niczego tam nie widziałem… po tamtej stronie. Ale stwierdziłem na sobie owo dość znane zjawisko, że w takich chwilach jakby przedśmiertnych przesuwa się przez świadomość z piorunującą chyżością całe życie. Może to nawet nieścisłe wyrażenie, że się «przesuwa», raczej widzimy je całe w jednym błyskawicznym, szybkim i jasnym spojrzeniu. Gdy się później nad tym niezwykłym przeżyciem nieraz zastanawiałem, upewniłem się co do dwóch bardzo dziwnych okoliczności… Po pierwsze, że w zjawisku tym nie wyczuwałem trwania; czas jakby przestał istnieć, nie było dystansu dni, miesięcy, lat, wszystko było równoczesne. A po wtóre, że na to życie moje spojrzałem, czy też spoglądałem (bo nie mam pojęcia, jak długo to trwało) pod jakimś niezwykłym kątem widzenia – pod kątem odpowiedzialności”. A dalej tak pisze wspomniany pisarz: „Miałem kiedyś w ręku niewielką książeczkę pod tytułem L’au – delà, której autor – bardzo światły jezuita o. Roure – cały rozdział poświęca tym właśnie ciekawym przejawom jakiejś retrospekcji, o której mówią tak często ludzie przywróceni do życia, i to nie tylko tonący, ale również spadający z gór, a ostatnio także – lotnicy wyratowani z katastrof. Nie jest to zjawisko powszechne, ale na tyle częste i od tak dawna notowane, że o. Roure skłonny jest przypuszczać, iż takie same przeżycia miewa wielu nieuratowanych… O. Roure cytuje bardzo poważne dzieła i czasopisma naukowe traktujące o tym zjawisku psychicznym nazywanym zwykle la suractivité (albo l’exaltation) de la mémoire. Uczeni rozciągają je na ostatnie chwile nie tylko ludzi umierających wskutek katastrof, lecz również wskutek chorób. Przy tym wielu badaczy podkreśla fakt, że przy tych niewytłumaczonych jeszcze dostatecznie objawach czas fizyczny zmienia się jakby w czas psychiczny… Z tego wynikałoby, że w duszy ludzkiej u progu śmierci dzieją się jakieś rzeczy dziwne, nie mające precedensów w życiu. O. Roure widzi w tym nagłym przetoczeniu się życia przed oczami umierającego ostatnią Bożą próbę uratowania duszy dalekiej może od żalu, od skruchy, od jednego jedynego choćby w gasnącej myśli – okrzyku: «Boże, zmiłuj się», który by wystarczył do zbawienia” (18), oczywiście razem z aktem doskonałego żalu obudzonego nawet w oka mgnieniu pod wpływem skutecznej łaski Bożej. „Przy świetle ostatniego odbłysku życia Bóg się czasem ukazuje duszom, których głównym nieszczęściem było to, że Go wpierw nie znały. Ostatnie westchnienie zrozumiałe tylko dla Tego, który serca ludzkie przenika, może być jękiem żalu, przyzywającym przebaczenie” (19).

Oprócz tego każdy człowiek, a zwłaszcza katolik, zdawać by się mogło nawet najgorszy, ma w sobie coś dobrego. Nieskończenie dobry Bóg patrzy z czułą miłością na odkryte w człowieku dobro i „stąd wypływa to zmiłowanie w chwili śmierci, ta niewysłowiona tkliwość i to usiłowanie uratowania od piekła dusz, w których ojcowski wzrok odkrywa jeszcze piękne strony. Ale świat zawsze widzi powierzchownie i wnioskuje, że człowiek, który popełnił tak złe uczynki, musi być potępiony” (20).

Gdy razu pewnego wydobyto z wody zwłoki samobójcy, który rzucił się z mostu do rzeki, przechodnie powiedzieli do św. Alfonsa Liguoriego, że ten człowiek na pewno jest potępiony, boć przecież nie mógł w sobie obudzić żalu za grzechy. Święty odpowiedział im na to: „Miłosierdzie Boże mogło przejść między mostem a wodą” (21). Słusznie mówi L. Rouzic: „Z powodu tej pomocy, która działa nieustannie pod różnymi postaciami, z korzyścią dla wiernych, Kościół, znając serce niebieskiego swego Oblubieńca, nigdy nie wydaje wyroków wiecznego potępienia, chociaż z radością wydaje dekrety kanonizacyjne. Kościół bowiem posiada listę świętych, nie ma jednakże listy potępieńców. Wbrew najrozpaczliwszym nieraz pozorom zawsze trzeba mieć nadzieję. Pozwólmy więc, by ta nadzieja zakwitła w duszach naszych, które zasmuca nieraz lub zasępia czyjaś nagła śmierć w smutnych okolicznościach” (22).

Nawet tych, którzy żyją poza Kościołem katolickim, pozostających w herezji nie wolno lekkomyślnie potępiać. Wiele bowiem z tych jednostek żyje w dobrej wierze, sądząc, że ich przekonania religijne są prawdziwe. I im udziela Bóg swych łask, z których korzystając na pewno się zbawią. Owszem, jeśli nawet chodzi o tych, co są poza źródłami Objawienia, jak np. ludzie żyjący w judaizmie, islamizmie lub w pogaństwie, posiądą szczęście wieczne, jeśli w dobrym przekonaniu zachowują wiernie przepisy swej religii i prawa naturalnego, wierzą w Boga wynagradzającego i w prawdę przez Niego objawioną. Miejsce sakramentalnego chrztu jako koniecznego warunku zbawienia, a którego nie posiadają, może zastąpić chrzest pragnienia, zawierający się pod wpływem działania łaski Bożej w akcie doskonałego żalu i w ochotnej woli spełnienia wszystkiego, czego Bóg wymaga od człowieka, by go zbawić (23). „Bez wiary nie podobna podobać się Bogu, a przystępujący do Boga winien wierzyć, że Bóg jest i że nagradza tych, którzy Go szukają” (24) – pisał św. Paweł apostoł w Liście do Hebrajczyków.

Kwestię zbawienia niewiernych negatywnych teologowie wyjaśniają w różny sposób. Pisarze z pierwszych wieków istnienia Kościoła sądzili, że Słowo Boże, które „oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego” (25), w czasach przedchrystusowych udzielało poganom łaski wiary. Jeśli tę łaskę wiary przyjęli, zbawili się. Inni znowu teologowie, jak Klemens Aleksandryjski, Orygenes, św. Grzegorz z Nazjanzu, św. Cyryl Aleksandryjski, św. Hilary i inni byli zdania, że Chrystus po śmierci na krzyżu „do tych duchów, które były w więzieniu, udał się przepowiadać” (26). Zstąpił mianowicie do otchłani i przebywającym tam duszom ogłosił prawdy wiary. Te dusze, które uwierzyły w poznane prawdy, zostały zbawione. Ripalda, D. Soto, A. Vega, Fischer i Gutberlet sądzą, że w wypadku konieczności do zbawienia prawdopodobnie wystarcza wiara naturalna, za którą w ślad idą dostateczne łaski Boże, uświęcenie i wytrwanie w dobrem. L. Capéran zaś jest zdania, że Bóg może udzielać niewiernym negatywnym wewnętrznego objawienia, nawet w chwili śmierci; pod wpływem tego objawienia powstaje nadprzyrodzony akt wiary, łaski uczynkowe i doskonały żal za grzechy. La Methe le Vayer i A. Straub sądzą, że do zbawienia niewiernych negatywnych wystarcza wiara wirtualna. L. Billot i inni wreszcie twierdzą, że niektórych niewiernych można zrównać z duszami dzieci umierających bez chrztu przed użyciem rozumu. Po śmierci tacy otrzymują szczęście naturalne.

Które zdania przytoczonych teologów są słuszne, trudno powiedzieć. Jedno jest pewne, a mianowicie, że Bóg używa różnych sposobów, by ludzi doprowadzić do zbawienia. „Łatwo powiedzieć – mówi biskup Bougaud (27) – poza Kościołem nie ma zbawienia; a nieświadomi prędko stąd wnioski wyciągają, że wszelki heretyk, poganin, schizmatyk nie należący do Kościoła, jest nieodwołalnie potępiony. Gdyby tak było, co by się stało ze sprawiedliwością Boga? «A od każdego, któremu wiele dano, wiele żądać będą» (28), powiedział sam Zbawiciel. Otóż poganie mało otrzymali, bo tylko prawo natury, według tego też prawa będą sądzeni. Prawo naturalne dało im poznać, że jest Bóg, Stwórca, Zbawiciel, wynagradzający wszystkich ludzi. To wszyscy mają wypisane w głębi swej istoty i muszą w to wierzyć. Ale kiedy, jak, w jaki sposób ten Bóg Stworzyciel zbawi dusze? Jasna odpowiedź nie będzie od nich wymagana. «O Ty, ktokolwiek jesteś, Ty, który stworzyłeś ludzi, Tobie się oddaję. Gotów jestem przyjąć wszelkie środki służące do zbawienia, jakie wskażesz, lub jakie mi zostaną przedstawione jako pochodzące od Ciebie». To już dosyć. Ta wiara niewyraźna, ten chrzest in voto, wystarczy, zdaniem najpoważniejszych teologów, by pogan doprowadzić do nieba” (29).

Mając na uwadze wyżej przytoczone racje, „można mieć nadzieję, że ostateczne amen Boskiego dzieła rozlegnie się nieskończoną i niezliczoną aklamacją” (30). Wszechmocny Bóg posiada niezmierną ilość skutecznych środków, by zbawić człowieka. Dowiemy się o tym szczegółowo na sądzie Boskim… Wówczas „pokaże Pan, którzy do niego należą, i świętych przyłączy do siebie” (31).

Ks. Marcin Ziółkowski

(1) Łk 15, 1–7, 11–32.

(2) Łk 15, 7.

(3) J 8, 3–11.

(4) Adam Mickiewicz, Rozmowa wieczorna.

(5) Mt 9, 13.

(6) Missale Romanum, Praef. de Sacratis. Corde Iesu.

(7) 2 P 3, 9.

(8) 2 Krl 12, 13.

(9) Łk 7, 50.

(10) J 8, 11.

(11) Pwt 4, 29.

(12) Łk 7, 47.

(13) J 14, 23.

(14) Denz. 804; por. św. Augustyn, De natura et gratia, 26, 29, PL 44, 261.

(15) Synops. theol. dogm., Paryż 1933, t. II, s. 326.

(16) Stwórca i stworzenie, przyt. u bp Bougaud, dz. przyt., s. 281.

(17) Zdanie o. Condrena, przyt. u bp Bougaud, dz. przyt., s. 281.

(18) S. Jeleński, Światła tajemnic, Poznań 1945, s. 230–232.

(19) Ks. E. Elter SI, Czy poznamy się za grobem, Kraków 1936, s. 32– 33.

(20) Bp Bougaud, dz. przyt., s. 278–279.

(21) L. Rouzic, dz. przyt., s. 132.

(22) Por. L. Rouzic, dz. przyt., s. 133.

(23) Por. L. Capéran, Le probléme du salut des infideles, Tuluza 1934; por. ks. W. Granat, Dogmatyka katolicka, t. V, O łasce Bożej udzielanej przez Chrystusa Odkupiciela, Lublin 1959, s. 472– 475; R. Lombardi, La salvezza di chi non ha fede, Rzym 1945; ks. S. Moysa SI, Problem zbawienia niekatolików, „Ruch biblijny i liturgiczny” 13, 1960, s. 287–302.

(24) Hbr 11, 6.

(25) J 1, 9.

(26) 1 P 3, 19.

(27) Dz. przyt., s. 269–270.

(28) Łk 12, 48.

(29) Por. S. th. II-II, q. 2, a. 7, ad 3.

(30) A. D. Sertillanges, Katechizm niewierzących, t. II, tłum. Artur Chojecki, 1938, s. 185.

(31) Lb 16, 5.

Powyższy tekst jest fragmentem książki był ks. Marcina Ziółkowskiego Niebo i piekło. Eschatologia, t. 2.