Rozdział szesnasty. Greta

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, kiedy jednym z białych morskich statków przypłynęła niemiecka dziewczynka wraz z rodzicami, aby osiedlić się na tutejszej ziemi.

Greta wiedziała o świętach wszystko. Wiele raz słyszała historię o małym Jezusie i w swoim domu w Niemczech zawsze obchodziła Jego urodziny i bardzo to lubiła.

Co roku tuż przed świętami zostawiała swoje buty w ogrodzie dla Ruperta, niemieckiego pomocnika świętego Mikołaja, aby włożył do nich prezenty.

I zawsze o tej porze w jej domu stała pięknie udekorowana choinka, na której w dzień świąteczny zapalano lampki.

Płynąc przez ocean, zastanawiała się czasem, jak będzie wyglądać Boże Narodzenie w nowej ojczyźnie. A gdy dotarli do wielkiego miasta i ich kufry wniesiono po schodach na wysokie piętro do małego pokoju w pensjonacie, zaczęła myśleć o tym jeszcze częściej.

Matka Grety nie lubiła takich miejsc i od razu postanowili znaleźć jakieś mieszkanie, gdzie poczują się jak w domu. Jednak następnego dnia ojciec dziewczynki tak bardzo rozchorował się po długiej podróży, że nie mógł unieść głowy znad poduszki. Greta i jej mama posmutniały na wiele dni. Na górnym piętrze zajazdu nie jest przyjemnie, zwłaszcza gdy ktoś bliski choruje (choć wydaje się stąd blisko do gwiazd). Greta zaczęła przypuszczać, że święty Mikołaj i Rupert zapomnieli o niej, bo kiedy wystawiała swoje drewniaki za drzwi, nikt do nich nigdy nic nie wkładał i ludzi tylko potykali się o nie i złorzeczyli.

Łzy spływały po różowych policzkach Grety i wpadały do pustych butów. Doszła do wniosku, że ludzie w Ameryce nie obchodzą świąt Bożego Narodzenia i chciała znowu znaleźć się w Niemczech. Któregoś dnia pewnej dobrej kobiecie z pensjonatu zrobiło się żal samotnej dziewczynki, która nie znała angielskiego. Spytała jej mamę, czy może zabrać małą na spacer i pokazać jej sklepy. Była tylko biedną kobietą i nie miała nic do rozdawania, ale wiedziała, jak sprawić Grecie przyjemność. Gdy szły przez zatłoczone ulice, trzymała ją za rękę i uśmiechała się do niej często.

Było to na dzień przed świętami Bożego Narodzenia i mnóstwo ludzi biegało za sprawunkami. Greta wkrótce poczuła się oszołomiona. Wciąż ktoś ją trącał i popychał, aż się zmęczyła. W końcu weszły do wielkiego domu handlowego, gdzie dziewczynka wybałuszyła oczy, ponieważ był to sklep z zabawkami, najpiękniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziała. Znajdowały się tutaj rzeczy, które, podobnie jak Greta, przybyły zza oceanu. Piękne lalki z Francji, spędzające swoje pierwsze święta poza domem, wełniste baranki, pięknie malowane ołowiane żołnierzyki, maleńkie meble, cała masa wspaniałych zabawek z Niemiec, a nawet lalki ze skośnymi oczami z dalekiej Japonii.

Jak wspaniale było w sklepie z zabawkami tuż przed Bożym Narodzeniem! Ołowiane żołnierzyki stały prosto, jakby gotowe do wymarszu, gdy tylko duży bęben i małe werble zagrają nad ich głowami.

Osiodłane konie na biegunach czekały, by pogalopować w dal. Bąki niecierpliwiły się, kiedy w końcu zawirują, a piłki czasem same się toczyły, bo trudno było im wciąż tkwić w jednym miejscu.

Wytworne lalki ubrane były w najpiękniejsze stroje. Jedna z nich wyglądała jak księżniczka i miała na sobie białą atłasową sukienkę oraz koronę na głowie. Siedziała na tronie w jednej z witryn w otoczeniu swoich towarzyszek. Właśnie na tej wystawie Greta zobaczyła lalkę-niemowlę, która sprawiła, że dziewczynka zapomniała o wszystkich innych zabawkach. Lalka wyglądała jak dziecko i nie była może tak elegancka jak inne, ale miała taki wyrazem twarzy, jakby chciała, żeby ją ktoś pokochał. Na jej widok serce Grety zabiło mocniej, bo wszystkie dziewczynki na świecie są dla swoich lalek jak mamy.

„Jaka ona urocza!” – pomyślała Greta. „Na pewno przeznaczono ją specjalnie na świąteczny prezent. Jeśli ktoś, kto rozdaje podarki, trafi do tego dziwnego kraju, z pewnością ją tu znajdzie. Jak powiadomić go o tym, gdzie ona jest?” Greta zastanawiała się nad tym przez całą drogę do domu i resztę dnia. W wielkim mieście zapalono latarnie, gwiazdy zabłysły na niebie, a czas przybycia świętego Mikołaja zbliżał się coraz bardziej.

Ojciec Grety czuł się już lepiej, ale matka powiedziała ze łzami w oczach, że tego roku nie będzie choinki. Dziewczynka, nie chcąc martwić rodziców, owinęła się kocem i szalem, wzięła buty w rękę, zeszła na dół po schodach i wymknęła na werandę. Tego dnia padał drobny śnieg, ale nie było zbyt zimno. Greta ustawiła równo swoje buty i usiadła obok, ponieważ chciała zobaczyć, kiedy przyjdzie święty Mikołaj.

W całym mieście biły dzwony, jakby wołały do siebie nawzajem i wszystkich wokoło: „Wesołych Świąt!”. Tego wigilijnego wieczora brzmiały tak miło dla ucha Grety, że ukołysały ją do snu.

Setki lat upłynęło od czasu, gdy maleńki Chrystus spał w żłobie, ale tego wieczora w wielkim amerykańskim mieście w rocznicę Jego narodzin pewna mała dziewczynka o imieniu Małgorzata poczuła tak wielką miłość i radość, że zapragnęła uszczęśliwić wszystkich w imię Jezusa.

W Wigilię obudziła się wczesnym rankiem i przez cały dzień spełniała dobre uczynki, a kiedy nadszedł wieczór i zaczęły bić dzwony, wybrała się z koszem zabawek do kościoła, żeby pomóc świętemu Mikołajowi rozdawać prezenty biednym dzieciom.

Szła ze swoim tatą i oboje byli w tak dobrych humorach, że śpiewali po drodze wesołe kolędy. Mijali właśnie drewniany ganek, na którym drzemała Greta przy swoich pustych butach. Ujrzał je księżyc i napełnił srebrzystym blaskiem. Zobaczyły je gwiazdy i spojrzały na nie z żalem. A gdy Małgorzata i jej ojciec je dostrzegli, aż zakrzyknęli, ponieważ byli kiedyś w Niemczech i wiedzieli, że ta mała dziewczynka czeka na świętego Mikołaja.

– Co jej damy? – spytał cicho tata Małgorzaty, patrząc na swoje pakunki. Ona jednak wiedziała od razu. Wyciągnęła z kosza lalkę wyglądającą jak niemowlę – jedną z tych, które sprawiają wrażenie, jakby chciały, żeby je ktoś pokochał – i włożyła ją ostrożnie do buta Grety. Potem uniosła róg koca z zaróżowionej twarzy śpiącej i zawołała: „Wesołych Świąt!” tak serdecznie, że dziewczynka zaraz się obudziła. Nie ujrzała jednak Małgorzaty ani jej ojca, ponieważ umknęli. Zobaczyła natomiast najcudowniejszy prezent świąteczny, jaki kiedykolwiek dostała dziewczynka tęskniąca za domem. Podarek, który sprawił, że poczuła się jak w domu.

Dzwony wciąż biły, a Małgorzata i jej ojciec zawtórowali im, śpiewając na ulicy wesołą kolędę:

– Kolęda, bracia, kolęda!
Kolęda radosna!
Dobre wieści nam
Kolęda przyniosła!

Składamy wszystkim bliźnim
Najlepsze życzenia.
Kolęda, bracia, kolęda!
Znów święta Bożego Narodzenia!

Niech radość świąt Bożego Narodzenia
Jak wieniec ziemię opromienia.
Niechaj narody łączy miłość ludzi,
Ta, którą Chrystus w nas obudził.

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.