Rozdział siódmy. Wspólne dążenie do świętości

Piękne dzieło, jakie mąż i żona mogą wykonać razem – to ich wspólny wysiłek pracy nad swymi wadami. Oto, co Maurice Retour, przemysłowiec i jeden z najmłodszych kapitanów I wojny światowej, i jej ofiara, zaproponował kobiecie, którą kochał, gdy jeszcze byli narzeczonymi. Pisał do niej: „Muszę ci coś wyznać… zdałem sobie sprawę z twoich niedoskonałości i pomyślałem sobie, jak bardzo by mnie bolało, gdybym nie był potrafił tak jasno zajrzeć do twojej duszy… Widzisz, jak szczery chcę być z tobą. Jesteśmy dopiero co zaręczeni, a jednak zamiast prawić ci komplementy, nie obawiam się rozmawiać z tobą o twoich niedoskonałościach, których moja miłość do ciebie nie może ukryć… Powiedz, że mi to wybaczysz”.

Innym razem pisał: „W ogóle to narzeczeni chcą świecić w oczach drugiego. My natomiast zaczęliśmy ukazywać sobie nawzajem wszystkie nasze wady… Ty uznałaś wobec mnie wszystkie swoje wady; ja wyznałem ci całą swoją słabość… Dziękuję ci za twoje wielkie do mnie zaufanie. Lecz nigdy nie zapomnij, że jeżeli pozwolę sobie na danie ci jakiejś rady, która wydaje mi się słuszna, zawsze mogę się mylić i powinnaś to przedyskutować ze mną. Inaczej nigdy nie ośmielę się przedstawić ci swojego zdania”.

W późniejszym liście powiedział jej: „Nadużyłem już wolności, którejś mi udzieliła. Powiedziałem ci otwarcie wszystko, co o tobie myślę, ani nie bałem się potwierdzić przed tobą tego, co nazywasz wielkimi wadami. Muszę przyznać, że najtrudniejszym dla mnie było powiedzieć ci to, ponieważ cię kocham tak bardzo, że drżę na samą myśl, że mógłbym ci sprawić ból”. I dodał: „Życie wewnętrzne polega na tym, żeby korygować swoje niedociągnięcia, i jeżeli chcesz, od tej chwili będziemy pracowali nad wzrastaniem w nim”.

Otóż, ten obopólny wysiłek męża i żony nad wyzbywaniem się wad – to niewątpliwie dużo, ale to nie wszystko, co należy uczynić. Pozostaje jeszcze coś piękniejszego: zdecydowanie dążyć do świętości poprzez wzajemne pouczanie, życzliwą zachętę oraz wspólną i ufną gorliwość o wzajemną doskonałość.

„Dlaczegóż nie mielibyśmy prowadzić świętego życia?” – prosił Maurice Retour swoją wybrankę, która miała być jego żoną. I zdecydowali o kilku bardzo jednoznacznych zasadach, którymi będą się kierowali.

„Nie pokładajmy nadziei w fortunie, przyjemnościach, a nawet w naszej miłości własnej, która zawsze rośnie i grozi, że staniemy się ślepi… To z nas, które otrzyma więcej łaski, da drugiemu wynieść z tego korzyść. Niech nas nie obchodzi, co mówi świat! On powie, co zechce, lecz nigdy nie będzie mógł powiedzieć, że nie jesteśmy prawdziwymi katolikami… Nasze życie będzie święte i proste.

Co do klejnotów – komentował Maurice – rozumiem cię doskonale. Jeżeli ich pragnęłaś, nie powinienem był wcale przeciwstawiać się twoim gustom. Lecz mówię ci szczerze, ja bym odcierpiał. My nie będziemy popełniać błędów przez ekstrawagancję na tym tle. Możemy zrobić tyle dobra dzięki pieniądzom, że nie byłoby słusznym, mimo iż pragnę ci dogodzić, wydać je tylko na ciebie. Będziemy oszczędzać, ile zdołamy, żebyśmy mogli dać więcej na cele charytatywne. Będziemy szli zawsze prosto do celu i nie będziemy hołdować światowemu stylowi życia”.

Nie ma jednak niczego godnego podziwu w ponurym stylu życia. „Nasze życie wewnętrzne musi być tak intensywne, żeby przejawiać swą żywotność we wszystkich naszych zewnętrznych czynnościach, naszych przyjemnościach, naszej pracy, naszych radościach i smutkach. Nie myślę o życiu wewnętrznym, które kazałoby nam zamknąć się w sobie, bez pożytku dla innych. Przeciwnie, powinniśmy naszą wesołość rozsiewać szczodrze wokół siebie i poświęcić całą energię naszej młodości, żeby przyciągać tych, z którymi się spotkamy. Lecz aby zostać świętymi, musimy – wśród najbardziej urzekających przyjemności i najbardziej intensywnej działalności – umieć zachować spokój wewnętrzny, gwarantujący nam pozostanie zawsze opanowanymi…”

Święty, który jest smutny, jest w smutnej potrzebie świętości!

Oto prawdziwie inspirujący program!

Ideały małżeńskie

Przy jakiejś okazji, gdy Maurice Retour rozmawiał z kilkoma kolegami o swoich ideałach małżeńskich, zauważył jak niektórzy z nich uśmiechali się sceptycznie. Ten, który napisał: „Miłość była dla mnie zawsze święta. W imię takiej miłości pragnąłem pozostać wierny swojej narzeczonej, nawet jej jeszcze nie znając”, miał się przekonać, że nie wszyscy jego towarzysze podzielają jego szlachetne uczucia, jego pragnienie czystego małżeństwa.

Nie spowodowało to jednak u niego obniżenia standardów. Starał się po prostu doprowadzić swych towarzyszy do bardziej chrześcijańskiego rozumienia życia małżeńskiego, a jeżeli się to nie udawało, pokazywał przynajmniej swoją dezaprobatę i wycofywał się z dyskusji.

Pisząc do swej przyszłej żony, mówił: „Słyszałem kilka komentarzy na temat naszej przyszłości: co jeden to obraźliwszy. Lecz żal mi tych nieszczęsnych osobników, którzy nigdy nie wiedzieli, jak prawdziwie kochać, którzy nigdy nie doświadczyli rzeczywistej intymności z żoną i których interesował jedynie wygląd zewnętrzny oraz zaspokojenie własnych zachcianek.

Niech mówią, co chcą; mogą mówić, że jestem młody lub nawet trochę naiwny, ale ja nigdy nie zmienię swego poglądu. Nie są w stanie nigdy zniszczyć mojej wiary – przede wszystkim wiary w ciebie, ze względu na Boga, który rzeczywiście prowadził mnie, żebym mógł cię znaleźć… po drugie – wiary w siebie, ponieważ wiem, że różnię się od pewnych otaczających mnie osobników, i nie wstydzę się tego powiedzieć, nawet jeśli to brzmi trochę zarozumiale”.

Jeżeli to jest zarozumialstwo, to jest to dopuszczalne zarozumialstwo! Jest to raczej wyraz doskonałego opanowania! Jest to owa wspaniała godność chrześcijanina, który wie oczywiście, że jest słaby, ale który odmawia z góry usprawiedliwienia swych niedociągnięć i tchórzostwa oraz który liczy nie na swoje, a Boże siły do przetrwania.

„Nie zwracaj uwagi na tych, co ci mówią, że ja się zmienię”, pisał. „Nie słuchaj tych, którzy mówią, że mężczyźni, którzy młodo się żenią, będą później niewierni. Nie, nie chcę, żeby ktokolwiek wierzył w takie okropne rzeczy w odniesieniu do mnie”.

Kto miał mu dać siłę oparcia się pokusom, które były przecież możliwe?

„Sakrament małżeństwa da nam łaski niezbędne do dotrzymania naszych postanowień. Jak niewielu rozumie ten sakrament! Jak niewielu przygotowuje się do niego i oczekuje, że otrzyma dzięki niemu łaski udzielane tym, którzy o nie stosownie zabiegają”.

Wspaniała i porywająca argumentacja! Przywołuje ona na myśl słowa Lacordaire’a: „Kto nie podjął trudu przezwyciężenia swych namiętności i kto nie doznał niewinnej radości, zadowala się przywarami, głosząc, że są konieczne, tudzież przykrywa maską pseudonauki świadectwo zdeprawowanego serca”.

Niewątpliwie małżeństwo jest sakramentem, ale nie jest cudownym czynnikiem. Kto przygotował się do niego jedynie poprzez młodzieńcze eskapady, prawdopodobnie nie zdoła pozostać niezłomnym. Ale czy nie należy ufać temu, kto przygotował się poprzez czystość wstrzemięźliwości do czystości małżeństwa, że z pomocą Bożą zachowa czyste małżeństwo?

Jedno serce, jedna dusza

Jak szczęśliwi są ci, którzy mogą powiedzieć żonie, jak Maurice Retour: „Kochamy się wzajemnie ze względu na swoje ideały. Widzimy tylko Boga i jesteśmy złączeni po to, by Mu służyć”. Taka jest miłość chrześcijańska.

„Będziemy prosili Chrystusa, który uświęcił małżeństwo, żeby dał nam wszystkie potrzebne nam łaski. Modlimy się z mocą, ale też z radością, ponieważ żywimy wielką ufność co do przyszłości, bo oboje oczekujemy szczęścia od Boga samego”.

Po Komunii świętej, którą oboje przyjęli w dzień swego ślubu, błagali Boga, „żeby ich wzajemna miłość zawsze przyczyniała się do ich osobistej świętości, żeby błogosławił ich domowi, dając im dużo dzieci, żeby darzył swoją łaską ich samych, ich potomstwo i wszystkich, którzy będą kiedykolwiek mieszkali pod ich dachem”.

Czasami słyszymy, że nie ma przykładów par wypełniających skutecznie prawo małżeńskie nakazane przez Boga i usankcjonowane przez Chrystusa.

Jest ich wiele. Więcej niż można by przypuszczać. I – Bogu dzięki – było ich parę w każdych czasach.

W okresie wczesnego chrześcijaństwa Tertullian, sądząc, że zbliża się śmierć, napisał dwie książki zatytułowane Ad Uxorem oraz Do mojej żony. W ostatnim rozdziale drugiej książki ukazuje niezapomniany obraz małżeństwa. Nie można przecenić konieczności częstej medytacji na ten temat.

Chwali on szczęście małżeńskie, „które aprobuje Kościół, potwierdza Najświętsza Ofiara, przypieczętowuje Boże błogosławieństwo, zaświadczają aniołowie, a sankcjonuje Bóg. Jakiż to sojusz dwóch wiernych dusz złączonych w jednej nadziei, w tej samej dyscyplinie, w tej samej zależności. Oboje są sługami tego samego Pana. Nie ma różnicy umysłu czy ciała. Oboje są rzeczywiście jednym ciałem; gdzie jest tylko jedno ciało, tam też jest tylko jedna myśl. Klękają razem do modlitwy, uczą jeden drugiego, wspierają się wzajemnie. Są razem w kościele, razem na Uczcie Bożej, razem w próbach, w radości. Nie są zdolni ukrywać czegokolwiek przed sobą, opuścić drugiego, dokuczać sobie nawzajem. W pełni dobrowolnie odwiedzają chorych i pomagają biednym. Bez niepokoju o drugiego dają w sposób wolny jałmużnę, uczęszczają na Mszę świętą i bez zakłopotania manifestują na co dzień swoją gorliwość. Nie wiedzą, co znaczy uczynić ukradkiem znak krzyża, wymamrotać nieskładne pozdrowienie, przywołać milczące błogosławieństwo. Wyśpiewują hymny i psalmy konkurując ze sobą w oddawaniu większej chwały Bogu. Chrystus raduje się widząc ich i słysząc, i udziela im swego pokoju. Gdziekolwiek są, Chrystus jest z nimi.

Takie właśnie jest małżeństwo, jak mówi o nim Apostoł… Wierni nie mogą być inni w swoim małżeństwie”.

Obyśmy mogli zrealizować ten ideał w naszym małżeństwie! Musimy się o to modlić i rzeczywiście tego chcieć.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. 1: Małżeństwo.