Rozdział siódmy. Wierność obowiązkom

Jego żywe usposobienie, bujna wyobraźnia i serce przepełnione gorącymi uczuciami w naturalny sposób sprawiały, że był niezwykle energiczny i na pierwszy rzut oka wydawał się być rozproszony. Niemniej jednak, kiedy zachodziła taka konieczność, potrafił się przemóc i zapanować nad sobą. Jak już powiedzieliśmy, w czasie rekreacji biegał od jednego końca podwórka do drugiego. W kilka chwil nogi naszego małego Magon pokonywały, wzdłuż i wszerz, szerokie podwórze domu. Nie było takiej gry, w której nie doszedłby do mistrzostwa. Lecz na dźwięk dzwonka wzywającego na lekcje, do klasy, na nocny spoczynek, na posiłek, czy na modlitwę, wszystko przerywał i biegł, by udać się do swoich obowiązków. Było coś zadziwiającego w tym, że pierwszy przychodził tam, gdzie wzywały go obowiązki, ten, który był duszą rekreacji i który wszystkich pociągał za sobą niczym trąba powietrzna.

Jeśli chodzi o jego szkolną pracę, uważam za właściwe przytoczenie tutaj fragmentu słusznego oświadczenia profesora ojca Jana Francesii (1), który uczył Michała łaciny.

„Bardzo chętnie złożę publiczne świadectwo potwierdzające cnotę mojego ulubionego ucznia Michała Magon. Przebył pod moim kierownictwem cały rok szkolny 1857 oraz część 1858–1859. O ile wiem, nic szczególnego nie wydarzyło się w czasie jego pierwszego roku łaciny. Cały czas dobrze się uczył. Dzięki jego staranności i pilności zaliczył w jeden rok dwa lata łaciny. Dlatego pod koniec roku zasłużył na to, by zostać przyjętym na trzeci rok łaciny. To wystarczy, żeby wykazać, że jego inteligencja wykraczała ponad przeciętną. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek musiał go upominać za brak dyscypliny. Na lekcji był bardzo spokojny, mimo jego wielkiej żywiołowości, której dawał donośne dowody na podwórzu w czasie rekreacji. Wiem również, że zaprzyjaźniony z najzdolniejszymi kolegami starał się naśladować ich przykład. W kolejnym roku szkolnym (1858–1859), otoczony zostałem uroczą grupką wesołych chłopców, jednomyślnych w pragnieniu, by nie tracić ani jednej odrobinki czasu, by wykorzystać do końca każdą chwilę na postęp w nauce. Michał Magon był pomiędzy najlepszymi z grupy. Z drugiej strony, w ciągu tego roku szczególnie zaskoczyła mnie jego przemiana fizyczna i moralna. Pewna niezwyczajna surowość, wraz z poważnym wyrazem twarzy i spojrzenia, wskazywały, że jego serce było pogrążone w poważnych rozważaniach. Sądzę, że ta zewnętrzna przemiana wynikała z postanowienia zupełnego oddania się pobożnemu życiu. Z pewnością można było go postawić za przykład cnoty. Och, zdaje mi się, że wciąż jeszcze go widzę, mojego nieodżałowanego ucznia, w skupionej postawie słuchającego mnie, swojego mistrza, a w rzeczywistości nieudolnego naśladowcę jego cnót! Wydawał się być prawdziwie odartym ze starego człowieka. Patrząc na niego, tak wiernie wypełniającego swoje obowiązki, obojętnego na marzenia – które w jego wieku są czymś zupełnie naturalnym – któż nie zastosowałby do niego wersu wiersza Dantego: «Pod jasnoblond włosami dojrzała dusza» (2).

Pamiętam, jak pewnego dnia, aby wybadać uwagę i postęp tego ucznia, który zawsze był mi drogi, kazałem mu wyrecytować dwuwiersz, który podyktowałem wcześniej.

– Jestem do tego mało zdolny – odpowiedział Michał ze skromnością.

– W takim razie, posłuchamy tego twojego «mało» – odparłem.

I oto proszę! Tak dobrze się z tego wywiązał, że został przyjęty długimi oklaskami przez swojego nauczyciela i zachwyconych kolegów. Po tym zdarzeniu «mało» Michała Magon stało się przysłowiowym powiedzeniem w klasie odnoszącym się do szczególnie pracowitego i uważnego chłopca”.

Oto jakie przedstawił świadectwo jego nauczyciel. W wypełnianiu wszystkich innych obowiązków Michał pod każdym względem był wzorowy. Przełożony domu powiedział jednego razu, że każda chwilka czasu jest skarbem (3). „W związku z tym – powtarzał często – ten kto traci minutę, traci skarb.”

Zgodnie z tą myślą nie pozwalał umknąć ani jednej chwili nie robiąc wszystkiego, na co tylko siły pozwalały. Mam przed oczyma jego oceny tygodniowe z zachowania i pilności w nauce, z okresu kiedy był u nas. Podczas pierwszych tygodni jego zachowanie było przeciętne, potem dobre, a na końcu bardzo dobre. Po trzech miesiącach zaczął otrzymywać piątki. I tak już pozostało w całej linii, do samego końca jego pobytu w tym domu (4).

Przed Wielkanocą 1858 roku uczestniczył w rekolekcjach ku wielkiemu podbudowaniu swoich kolegów, wynosząc z rekolekcji wielkie pocieszenia duchowe. Wtedy to wypełnił swe żarliwe pragnienie odbycia generalnej spowiedzi, a następnie spisał różne postanowienia, które praktykował do końca życia (5). Chciał między innymi złożyć śluby, że nigdy nie zmarnuje ani jednej chwili, na co jednak nie uzyskał zgody. „Pozwólcie mi przynajmniej obiecać Panu, że moje zachowanie będzie odtąd zawsze idealne.” „To możesz zrobić – odparł jego kierownik duchowy – ale w ten sposób, by ta obietnica nie miała mocy ślubu”. Wtedy zrobił sobie kajecik, w którym zapisywał z wyprzedzeniem ocenę, jaką koniecznie chciał otrzymać każdego dnia tygodnia.

„Z pomocą Bożą i wspomożeniem Najświętszej Dziewicy – mawiał – chcę otrzymać:
Niedziela: bardzo dobry
Poniedziałek: bardzo dobry
Wtorek: bardzo dobry, itd.”

Następnie każdego ranka jego pierwszą myślą było rzucenie okiem na ten mały kajecik; a później jeszcze kilka razy w ciągu dnia czytał i odnawiał swoje postanowienie, że będzie się bardzo dobrze zachowywał. Kiedy, według swojej oceny, pozwolił sobie nawet na najlżejsze uchybienie, sam stosował kary, zadając sobie dobrowolne pokuty, na przykład pozbawiając się części rekreacji lub czegoś co szczególnie lubił, albo dokładając jeszcze modlitwy czy inne tym podobne środki.

Ten kajecik został odkryty przez kolegów po jego śmierci; byli bardzo zbudowani pobożnymi metodami, jakich używał ich kolega, by postępować na drodze cnoty. Dążył do doskonałości we wszystkim; to dlatego na dany sygnał przerywał zabawę, rozmowę, a często nie kończył zaczętego słowa; przed wyjściem na przerwę kładł pióro w środku linii, tak aby po powrocie natychmiast zorientować się, gdzie dalej pisać. Wielokrotnie mawiał: „To prawda, że kończąc to, co zacząłem, wypełniam dobry uczynek, ale moje serce nie odczuwa wtedy żadnej przyjemności, przeciwnie, jest niespokojne. Największą radość odczuwa moja dusza, gdy wypełniam obowiązek w miarę jak jest mi on wyznaczany głosem moich przełożonych lub dźwiękiem dzwonka”.

Jego dokładność w wypełnianiu obowiązków nie przeszkadzała mu w stosowaniu się do gestów grzeczności, zalecanych przez savoir-vivre i miłość bliźniego. Chętnie poświęcał swój czas na pisanie listów, dla tych, którzy tego potrzebowali. Ochotnie oddawał się różnym posługom, takim jak czyszczenie ubrań innych, pomoc w przynoszeniu wody, ścielenie łóżek, zamiatanie, podawanie do stołu, ustępowanie w zabawie, tym którzy tego chcieli, nauczanie innych katechizmu i śpiewu, tłumaczenie trudności napotykanych na lekcjach. I to wszystko wypełniał za każdym razem, jak tylko nadarzyła się ku temu okazja (6).

cdn.

Św. Jan Bosko

(1) Ksiądz Francesia (1838–1930) liczył zaledwie dwadzieścia lat, kiedy został nauczycielem Michała Magon.

(2) Wers ten należy w rzeczywistości do zbioru wierszy Petrarki zatytułowanego Rym (Za życia Pani Laury, CCXIII, t. 3).

(3) „Nie znosił lenistwa i uczył, że każdy nasz dzień powinien być wypełniony pracą dla Boga. Na drzwiach jego pokoju widniał napis: „Każda chwilka jest skarbem”. Don Bosko poświęcił zagadnieniu pracy jeden rozdział regulaminu domu.

(4) Dziennik, o którym mówi don Bosko zachował się w archiwach Valdocco. Na jego podstawie, od listopada do grudnia 1857 roku Michał Magon otrzymywał „9” z zachowania, a już od stycznia do czerwca 1858, był zawsze oceniany na „10”.

(5) Don Bosko chętnie zezwalał na spowiedź generalną swoich uczniów w pewnych okolicznościach: wstąpienie do Oratorium, wybór stanu życia w czasie rekolekcji…

(6) Michał Magon stosował pewne drobne umartwienia (będzie o nich mowa w rozdziale VIII), jakie don Bosko zalecał swoim chłopcom.

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Michał Magon. Dziecko ulicy.