Rozdział siódmy. Tajne rozkazy

Kim był don Bosko? Czym było Oratorium? Ponieważ ksiądz Bosko i Oratorium odegrali najważniejszą rolę w życiu Dominika, dobrze byłoby w tym miejscu coś o nich powiedzieć.

Don Bosko to ksiądz Jan Bosko, najlepszy przyjaciel młodzieży, jakiego kiedykolwiek miał Turyn. Tak lubił młodych ludzi, że zaczął rozglądać się za możliwością zrobienia dla nich czegoś wielkiego.

W święto Niepokalanego Poczęcia roku 1841 ubierając się do Mszy Świętej, usłyszał odgłosy szamotaniny w drzwiach zakrystii. Józef Camotti, zakrystian, wypychał z niej właśnie siłą jakiegoś chłopca. Księdzu Bosko to się nie spodobało.

– Józefie! Józefie! – zawołał.

Józef przyszedł zziajany.

– Co ty sobie myślisz, traktując w taki sposób mojego przyjaciela?

– Przyjaciela? – Józef był zdumiony. – Chcesz, ojcze, powiedzieć, że ten brudny, bezczelny chłopak wałęsający się koło mojej zakrystii, choć nie może służyć do Mszy Świętej, jest jednym z twoich przyjaciół?

– Tak właśnie powiedziałem. Zawołaj go z powrotem.

Chłopak wrócił, trochę wystraszony, i stanął przed don Bosko, obracając w rękach starą czapkę.

– Jak się nazywasz, synku?

– Bart Garelli.

W odpowiedzi na pytania księdza Bosko Bart wyznał, że nie ma domu, matki ani ojca, ani też żadnego zajęcia czy wykształcenia.

– Czy umiesz śpiewać, Bart? – zapytał kapłan, szukając punktu zaczepienia.

– Ksiądz ze mnie żartuje?

– Gwizdać?

Bart uśmiechnął się zmieszany. Roześmiał się głośno, kiedy zobaczył, że ksiądz Bosko się śmieje.

– Chciałbyś wstąpić do naszego stowarzyszenia?

– Pewnie, proszę księdza. – Bart czuł się już zupełnie swobodnie.

– Co powiesz na przyszłą niedzielę?

– Pasuje mi.

Bart przyszedł w następną niedzielę i przyprowadził z sobą kilku przyjaciół. Liczba chłopców wciąż wzrastała i don Bosko musiał szukać dla nich nowego lokum. Dotąd stowarzyszenie przenosiło się z miejsca na miejsce. Tym razem zakwaterowanie miało być stałe. Ksiądz Bosko wciąż próbował, aż w końcu się poddał.

Pewnego dnia siedział na boisku w otoczeniu chłopców. Wszyscy byli bardzo smutni. Ksiądz Bosko powiedział im, że jeśli Bóg chce, by jego praca była kontynuowana, sam musi coś zrobić w tym kierunku, bo on, don Bosko, uczynił już wszystko, co było w jego mocy.

Jakiś mężczyzna podszedł i powiedział, że ma dom na sprzedaż. Znajdował się w niebezpiecznej dzielnicy, ale księdzu Bosko to nie przeszkadzało. Ludzie nigdy nie wydawali mu się niebezpieczni. Poprosił przyjaciół o pieniądze, kupił posiadłość i nazwał ją „Oratorium”. Chłopcy w Oratorium zyskali szansę na dobre, czyste życie. Mogli nawet zostać świętymi. Don Bosko zawsze wierzył, że chłopcy chcieliby stać się świętymi, gdyby wyjaśniono im wszystko we właściwy sposób.

Stwierdził, że nadszedł już czas, by urządzić schronisko, w którym chłopcy mogliby nocować, zamiast spać na ulicy. Pierwsi podopieczni, których przyjął, uciekli z kocami i prześcieradłami. Spróbował jeszcze raz. Tym razem pomysł chwycił i liczba chłopców zwiększyła się.

Don Bosko uczył chłopców czytania i pisania oraz zawodu. Wychodził i znajdował dla nich pracę. Znajdował im również domy i dobre, bezpłatne szkoły. Sprowadził ze wsi swoją matkę, by się nimi zajmowała.

Poświęcił dla swych chłopców tyle, iż ludzie zaczęli myśleć, że jest szalony. Mówili, że dla swego własnego dobra powinien trafi ć do zakładu zamkniętego i pewnego dnia wysłali parę osób, by zabrały go tam powozem. Ksiądz Bosko uśmiechnął się do spiskowców. Nalegał uprzejmie, by obaj wysłannicy wsiedli do powozu przed nim. Kiedy byli w środku, cofnął się i zatrzasnął drzwi.

– Do szpitala dla umysłowo chorych! – zawołał do biednego, zmieszanego woźnicy. – I, na Boga, nie zatrzymuj się po drodze! Wieziesz dwóch bardzo niebezpiecznych szaleńców!

Zaczęła go ścigać miejscowa policja. Twierdzili, że żaden zdrów na umyśle człowiek nie będzie się zadawał z bandą chuliganów, jak nazywali chłopców księdza Bosko. Chyba, że coś tu się święci. Jeden z policjantów sądził, że znalazł odpowiedź: don Bosko zakłada następne tajne stowarzyszenie! Policjant ów przysporzył księdzu sporo zmartwień. Pewnego dnia olśniło go, że odkrył tajne rozkazy dla don Bosko z Watykanu.

Wielkie zamieszanie trwało, dopóki ksiądz Bosko nie pokazał „tajnych rozkazów” śledczym.

Były to rachunki za jedzenie dla Oratorium.

W Oratorium don Bosko starał się, by wszystko było jak najprostsze. Stosował minimum dyscypliny. Na przykład, chłopcy mieli uczestniczyć w porannej Mszy Świętej, ale nikt tego nie kontrolował. By potwierdzić swój udział, każdy chłopiec umieszcza ł przy swoim nazwisku mały drewniany kołeczek. Kilku starszych chłopców pomagało prowadzić Oratorium.

Podczas posiłków brali swoje porcje – przeważnie chleb i pożywną zupę lub gulasz i siadali, gdzie chcieli. Po jedzeniu zmywali po sobie naczynia, zbierali się wokół księdza Bosko i rozmawiali z nim. Kapłan zdobył ich zaufanie i przyjmowali wszystko, co im mówił, bo pochodziło od człowieka, któremu ich szczęście leżało na sercu.

Dominik zjawił się, gdy w Oratorium przebywało od osiemdziesięciu do stu chłopców – uczniów lub praktykantów. Obie grupy musiały wychodzić rano do pracy lub szkoły, ponieważ don Bosko był zbyt biedny, by zapewnić im sale lekcyjne lub warsztaty. Dominik trafił w atmosferę ubóstwa i prostoty, dnia 10 października 1854 roku, i od razu poczuł się jak w domu.

cdn.

Peter Lappin

Powyższy tekst jest fragmentem książki Petera Lappina Dominik Savio. Nastoletni święty.