Rozdział siódmy. Stella Maris

Wody zatoki neapolitańskiej są spokojne i błękitne jak górujące nad nimi niebo. Delikatne zmarszczki na ich powierzchni tworzą się jedynie wówczas, kiedy znad lądu przylatuje wietrzyk, a woda drży lekko pod jego pocałunkami.

Małe łódki rybackie uwijają się po zatoce niczym wesołe motyle, cieszące się życiem w ciepłym słońcu. Ale morze nie zawsze jest tu takie spokojne i jasne. Znienacka potrafi spaść na te wody burza i zmienić uśmiechniętą zatokę w czarną kipiel wściekłych fal, wysokich jak góry i syczących pod wściekłymi uderzeniami wiatru. Straszny jest los łódek rybackich, jeśli zapadnie wtedy ciemność. Nigdzie nie widać przyjaznych świateł, które poprowadziłyby je do domu, w bezpieczne miejsce, a wokół wznoszą się wściekłe, wielkie bałwany, mieniąc się purpurą na tle burzowego nieba.

Właśnie wtedy rybacy tulą się do siebie w strachu, a gdy wiatr znosi ich w morze, zanoszą modły do swej Madonny Stella Maris, Gwiazdy Morza. To Jej portret wisi w kościele stojącym wysoko na wzgórzu nad zatoką, a rybacy są przekonani, że Ona ochroni ich przed niebezpieczeństwem i zaprowadzi bezpiecznie do domu. Bo czyż nie była zawsze ich przyjacielem? Czy śmią w to wątpić ci, którzy znają historię Jej cudownego objawienia?

Dawno, dawno temu, nim zbudowano tu klasztor, wzgórza były odludnym i przerażającym miejscem. Powiadano, że zamieszkują je złe duchy, krasnoludy, górskie gnomy i chochliki, które psotami szkodzą spokojnym ludziom. Nikt nie śmiał tam chodzić, szczególnie po zmierzchu, a jednak, choć to dziwne, co noc ktoś rozpalał na odległym wzgórzu ogień, który służył łodziom za latarnię morską.

Z pewnością nie mogło to być dzieło ani złych duchów, ani rąk ludzkich. Mimo to ognisko zapalało się co noc, rozjaśniając światłem zatokę i pozwalając łodziom uniknąć groźnych skał.

Wdzięczni żeglarze, których to światło prowadziło do domu, dziękowali niebiosom za pomoc, ale i tak nikt nie śmiał udać się w miejsce, gdzie rozpalano ogień.

Aż wreszcie pewnej nocy, kiedy grupa rybaków wyciągała właśnie sieci pełne srebrzystych ryb połyskujących w świetle tajemniczego ognia, jeden z nich spojrzał w górę i krzyknął głośno ze strachu i zdumienia.

Bo tam, nad ciemnymi wodami zatoki, w świetle ogniska, które rozjaśniało mrok na wzgórzu, pojawiła się cudowna wizja. Do ich łódki zbliżała się sama Madonna, odziana w błyszczącą szatę ze światła. Spoglądała na nich łagodnym wzrokiem pełnym matczynej miłości, jaka wypełniała Jej serce, i z uśmiechem zstępowała coraz niżej.

– Moje dzieci, wiedzcie, że to światło, które wskazuje wam drogę do domu, ja rozpalam, ponieważ matka musi zawsze dbać o bezpieczeństwo swoich dzieci. Dziś jednak przyszłam was prosić o przysługę. Tam, gdzie co noc pali się na wzgórzu ogień, znajduje się też stara studnia, a w niej ukryty jest mój wizerunek. Idźcie zatem do biskupa i poproście, by kazał go odszukać i umieścił w miejscu, gdzie moje dzieci będą mu mogły oddawać cześć.

Po tych słowach światło zgasło, a Madonna zniknęła.

Rybacy popatrzyli jeden na drugiego, trzęsąc się ze strachu.

– Czy ktoś rzucił na nas czary? – pytali. – Co ma znaczyć ta wizja?

Zbyt się lękali, by komuś o niej opowiedzieć i nawet przez myśl im nie przeszło, żeby iść do biskupa, jak nakazała im Madonna.

Ale następnej nocy Madonna przyszła do nich ponownie i powtórzyła swą prośbę, lecz oni nadal wątpili i nie wykonali polecenia.

Wtedy trzeciej nocy objawiła się im Madonna nie jako czuła matka, ale jako Królowa Niebios, surowo napominając ich za nieposłuszeństwo.

Tym razem nie śmieli sprzeciwiać się wizji, więc rankiem zostawili na brzegu łódź i pospieszyli do biskupa.

– Ale kto nam uwierzy? – zapytał jeden z rybaków, kiedy wspinali się stromą ścieżką. – Nawet jeśli biskup nas przyjmie, pomyśli, że oszaleliśmy, kiedy mu opowiemy tę historię.

– Lepsze to, niż narazić się ponownie na gniew Madonny – odparł drugi.

– Musimy tylko zrobić co nam kazała i nie przejmować się resztą – dodał trzeci.

Ale kiedy dotarli do domu biskupa, można by pomyśleć, że ich tu oczekiwano. Nikt nie pytał po co przyszli, wręcz przeciwnie, potraktowano ich z wielką uprzejmością i natychmiast zaprowadzono przed oblicze biskupa.

– Witajcie – powiedział biskup, kiedy trzej prości, biednie odziani rybacy uklękli, by otrzymać jego błogosławieństwo. – Powiedzcie mi szybko, jaką macie sprawę. Objawiono mi we śnie, że przyjdziecie jako posłańcy niebios, więc mówcie bez strachu.

Wówczas rybacy, jeden przez drugiego, opowiedzieli o tym, co im się przydarzyło, o samotnym czuwaniu na mrocznych wodach zatoki, o przyjaznym świetle, które świeciło na samotnym wzgórzu i o cudownej wizji, która ukazała im się w te ciche noce.

– Nigdy wcześniej nie widzieliśmy niczego równie pięknego – mówili. – Jej szaty utkane były ze światła, a Jej oczy jaśniały niczym gwiazdy. Jej głos brzmiał w naszych uszach jak muzyka dzwonów, które dobiegają z odległego kościoła i szeptem witają nas w domu, gdy nocny połów dobiega końca. Początkowo sądziliśmy, że to tylko sen, ale już od trzech nocy widujemy tę wizję i dłużej nie śmiemy się jej sprzeciwiać.

Biskup nie pytał o nic więcej, tylko natychmiast przygotował się do drogi. Nakazał swym księżom przywdziać uroczyste szaty i pod przewodnictwem rybaków procesja ruszyła w góry. Śpiewając psalmy wędrowali wąską i stromą ścieżką prowadzącą na dzikie i odludne wzgórze, aż dotarli w miejsce, gdzie co noc pojawiał się ogień. Tutaj, jak przepowiedziała Madonna, znaleźli starą, zrujnowaną studnię, a na jej dnie ukryty piękny obraz, który wisi teraz w kościele przy klasztorze.

Tak brzmi stara opowieść, którą do dziś opowiadają tutejsi rybacy. Nigdy więcej podczas nocnych połowów nie widziano już Madonny, zstępującej po złotej ścieżce wśród ciemnych wód morza. Ale rybacy często kierują wzrok na światła klasztoru, gdzie wisi Jej obraz, a myśl o Jej pięknej twarzy pociesza ich w niebezpieczeństwie. Nazywają ją „Naszą Panią Gwiazdą Morza” na pamiątkę ognia, który niegdyś rozpalała, by pokazać biednym rybakom drogę do domu.

Amy Steedman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Amy Steedman Marziale, herszt zbójców oraz inne fascynujące opowieści.