Rozdział siódmy. „Stała Matka boleściwa”

„Kto jest serca tak twardego, żeby z Matką Pana swego bardzo rzewnie nie płakał? Kto by się nie wzruszył w sobie, pomnąc o ciężkiej żałobie Matki z jedynym Synem?” (z hymnu „Stała Matka boleściwa”).

Zdaje się być rzeczą niepodobną, aby mogło znaleźć się choć jedno serce tak twarde, tak nieużyte, które by na widok Bogurodzicy Dziewicy, na widok Maryi, tej Matki Bolesnej, nie poczuło jakiegoś błogiego, słodkiego wzruszenia, a jeśli jest w smutku, boleści, tęsknocie, aby promień pociechy nie wcisnął się w smutną duszę i nie rozwidnił ciemnej nocy, którą zamroczone jest serce. Bo Maryja jest Matką – a to wspomnienie, a to słowo „matka” nigdy bez oddźwięku nie obije się o nasze serce. Przesuwają się przed nami drogie pamiątki dziecięcych, niewinnych lat naszego życia, z mimowolnym westchnieniem dostrzegamy: O, między tym: „niegdyś” a „teraz” – jak wielka różnica! Jak okropna przepaść rozdzieliła moje życie! Tak jasno i błogo rozpoczęło się to życie – tak ciemno się rozwinęło – w tak groźną przyszłość się przekształca! Oby tylko te chwilki rozczulenia nie były błyskawicą przelotną – oby przejęły nasze serce miłością Jezusa i Maryi – tą miłością, która jedna może nas uspokoić, pocieszyć i zbawić! Czy widok Maryi nie obudzi tęsknoty ku Niej, czy nie zapali w naszym sercu iskierki miłości ku Niej? A poznawszy, że Ona jest Matką, a my Jej dziećmi, czyż ta miłość nie wskaże dziecku drogi do Matki? Ale ta droga krwawa i bolesna, zaprowadzi nas pod krzyż – tam nasza Matka, tam nasz Zbawca! Miłość Maryi obudzi w naszym sercu miłość Jezusa! To nabożeństwo do Matki Boskiej bolesnej zawsze, wszędzie i wszystkim przynosiło i przynosi pociechę i ulgę w cierpieniach, jeśli tylko nasze boleści z boleściami Maryi zechcemy połączyć. Nie rozdwajajmy tak naszego serca, aby Maryja pod krzyżem zbawienia, a my pod krzyżem świata cierpieli. Połączmy naszą boleść z Jej boleścią, nasze serce z Jej sercem. Uczcijmy choć czasem, uczcijmy i teraz krótkim rozważaniem boleści Maryi, a Ona nie omieszka przybyć nam z pomocą w smutkach i dolegliwościach tego życia.

Zaledwie Symeon wyrzekł te słowa: I twą duszę przeniknie miecz (Łk 2, 35) – w tej samej chwili to bolesne proroctwo spełniło się na Maryi, w tej samej chwili ostry miecz przeszył Jej Serce. Cała gorzka męka naszego Pana i Zbawiciela stanęła żywo przed oczyma Jej duszy – męka Syna przed oczyma Matki! I od tej chwili Maryja nosiła w sercu całą bolesną przyszłość. Trzymając Jezusa dzieciątko na ręku, widziała Go rozpiętego na twardym drzewie krzyża; widziała te niewinne rączki poprzebijane gwoździami, widziała te usta pojone żółcią i octem, widziała tę najświętszą głowę okrutnie skłutą cierniami, widziała to całe ciało od stóp do głowy zorane biczami, widziała tę twarz zeszpeconą plwocinami, policzkowaną – widziała to Serce przebite włócznią i widziała tę najświętszą krew przelaną do ostatniej kropli! Maryja cierpi – a cierpi przez tak długi czas, cierpi bez ustanku, bo co w takim przewidzeniu przyszłości pocieszyć by Ją zdołało? A jednak nie narzeka, nie rozpacza; Jej dusza okropnie wzruszona nie traci pokoju, i z sercem przebitym mieczem wypełnia najświęciej wszystkie swoje obowiązki– bo Ona poddała swoją wolę, złączyła z wolą Boga, z wolą swego Syna.

O, czemu i my, znajdując się w podobnych okolicznościach, nie idziemy za przykładem Maryi? Jeśli odgadujemy groźną i bolesną przyszłość; jeśli trwoga i bojaźń przeraża nasze serce na widok tych cierpień, które przewidujemy: idźmy do Maryi, otwórzmy Jej całą boleść naszego serca – powiedzmy z Nią i Jej Synem: Panie, jeśli być może, niechaj ten kielich ode mnie odejdzie, ale nie jak ja chcę, lecz jako Ty chcesz (Mt 26, 39). Wiem, że bez Twej woli i wiedzy nic mi się złego stać nie może; wiem, że wola Twoja nie jest inna, jak moje zbawienie! Ty najlepiej wiesz, jaką drogą masz mnie prowadzić do tego zbawienia; prowadź mnie, nie będę wyrywał się z twoich rąk. Ty nie oszczędziłeś, Ojcze Przedwieczny, Twego Syna, Jego Matki; a ja grzeszny chciałbym nie doznawać żadnej przykrości? Chcę więc cierpieć, jeśli Ty chcesz, abym cierpiał; ale proszę Cię, abym nie cierpiał na próżno; proszę Cię o moc i poddanie się woli Twojej zawsze i wszędzie i we wszystkim. Twoja Matka niech mi u Ciebie wyprosi tę łaskę. Maryja będzie dla mnie przykładem w cierpieniu. Maryja będzie moją pociechą i ochłodą, niechaj Maryja będzie odtąd moją opieką w życiu i przy śmierci; niechaj Maryja wprowadzi mnie do Ciebie. O Matko Bolesna, módl się za nami!

Maryja bez zwłoki, bez wymówek, bez namysłu – jak tylko widzi grożące niebezpieczeństwo – aby nie utracić swego Syna, aby nie utracić swego skarbu, aby nie utracić Jezusa, porzuca dom, kraj, znajomych, porzuca wszystko co posiada – w późnej porze roku, wśród zimnej nocy, bez opieki innej jak tylko podeszłego w latach św. Józefa – nie zważając na przygody i niebezpieczeństwa podróży, spieszy, ucieka w dalekie, nieznane, bałwochwalcze kraje. Ale boleśniejszą nad te wszystkie trudy i smutki była dla Maryi przyczyna, powód tej ucieczki. Widzi to Dzieciątko Jezus, swego Syna, swego Boga, prześladowane, ścigane przez ludzi, od pierwszej chwili Jego żywota. Zstąpił z nieba na ziemię, przyjął na siebie ludzkie ciało i całą nędzę ludzkiej natury – a ludzie, którym nic nigdy złego nie uczynił, chcą Mu wszystko złe uczynić!

Przyszedł po to, aby zbawić świat – a świat Go odtrąca, odpycha. Przyszedł, aby zwyciężyć śmierć – a ludzie chcą Mu odebrać życie. Przyszedł, aby odkupić zgubiony ród ludzki – a ludzie zmuszają Go do ucieczki. Od kolebki świat Go prześladował i nie poprzestał, pokąd Go nie przybił do krzyża!

Maryja wszystko opuszcza, aby nie utracić Jezusa; my opuszczamy Jezusa, aby nie utracić świata. Maryja z Jezusem ucieka przed światem; my ze światem uciekamy przed Jezusem. Ach, nie tylko, że nie uciekamy od tego wszystkiego, przez co byśmy mogli utracić spokój sumienia, łaskę uświęcającą, naszą duszę – ale sami szukamy okazji do tego, sami rozważnie, dobrowolnie, z całą wesołością serca wikłamy się w te sidła zastawione na naszą zgubę! Chcemy pozbyć się naszej niewinności, chcemy co prędzej zrzucić łaskę Boską z naszej duszy, jakby jakiś nieznośny ciężar. I ten głos anioła do św. Józefa: Uchodź! (Mt 2, 20) Ile to razy odezwał się on w naszej duszy. Tym aniołem ile to razy było nasze sumienie! Uchodź od tej osoby, która chce ci wydrzeć wiarę; uchodź od tego domu, na którym widocznie ciąży przekleństwo Boga; uchodź od tych interesów, krzywdzących twoich bliźnich; uchodź od tych towarzystw, gdzie Bóg bywa bluźniony i znieważany; uchodź od tego wszystkiego, co może być dla ciebie przyczyną upadku, bo kto miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie (Ekle 3, 27). Nie mówi Bóg: kto znajduje się – zmuszony okolicznością, pomimo swojej woli – w niebezpieczeństwie; ale: kto miłuje niebezpieczeństwo i szuka go.

Dla Maryi bolesną była ta ucieczka; bolesną może będzie ona i dla ciebie. Ale jak Maryja miała pociechę, bo miała Jezusa przy sobie – tak i ty podobną osłodę możesz mieć. Jeśli porzucisz okazję grzechu, jeśli porzucisz świat, który nosisz w twoim sercu – Jezus będzie z tobą! Żyj w tym stanie, do którego Bóg cię powołał, wypełnij swoje obowiązki: kochaj ludzi, czyń im dobrze ile możesz, jak możesz – ale kochaj Jezusa nade wszystko. „Strzeżonego Bóg strzeże” – więc w boleściach, pokusach, niebezpieczeństwach grożących tobie upadkiem, nie od Jezusa i Maryi do świata, ale od świata uciekaj pod straż Jezusa i Maryi. Jezus i Maryja niechaj będą towarzyszami twojego pielgrzymstwa na ziemi. Przyłącz się do nich sam, przyłącz się z całą twoją rodziną, abyś tę pielgrzymkę życia z tą świętą Rodziną: Jezusem, Maryją i Józefem mógł przebyć i zakończyć.

Tylko raz czytamy w życiu Maryi, że żal i wewnętrzną boleść na zewnątrz odkryła słowem: Synu, czemu nam tak uczyniłeś? Ojciec twój i ja z bólem serca szukaliśmy Cię (Łk 2, 48). I ta, co milcząc patrzyła na mękę swego Syna i milcząc piła z kielicha cierpienia, nie może w milczeniu znieść boleści, którą poczuła przy zgubieniu swego Syna!

My zaś czynimy przeciwnie. Najmniejsza strata, czy to na majątku, czy na zdrowiu lub sławie, strata nieraz najnikczemniejszej rzeczy, pobudza nas do szemrania, rozpaczania, zażalenia, narzekania i gniewu; ale gdy utracimy Jezusa i Jego łaskę, to nas tak mało obchodzi, tak nam jest obojętnym! Ach, my nie tracimy Jezusa, jak tylko dlatego, że sami chcemy i pragniemy Go utracić. My Go sami zmuszamy, aby ustąpił ze swymi łaskami z naszego serca, w którym tak miłośnie założył swoje mieszkanie. Ustąp, Jezu, z mego serca! Ustąp, Jezu pokorny, bo moja duma i pycha z Tobą się nie pogodzą; ustąp, Dawco czystej miłości, bo nieczysta miłość zajęła to serce; ustąp, Jezu królu pokoju i miłosierdzia, bo zemsta, nienawiść nie może razem z Tobą mieszkać w jednym sercu. Ty jesteś życiem mojej duszy, i dlatego ustąp, bo ona chce żyć w śmierci i przekleństwie.

Maryja dotąd nie miała spokoju, dokąd nie odzyskała swego Syna; my dotąd nie mamy spokoju, dokąd Go nie utracimy. Maryja szukała Jezusa – nas szuka Jezus, bo On mówi o sobie: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę (Mt 11, 28). On mówi o sobie: Oto stoję u drzwi i kołacę (Ap 3, 20). Stoję u drzwi twego serca i kołaczę – stoję jak żebrak proszący o jałmużnę, ja Pan nieba i ziemi; stoję jak winowajca proszący o zlitowanie, ja Sędzia żywych i umarłych; stoję jak opuszczony proszący o radę, ja Mądrość nieskończona; stoję jak chory proszący o uleczenie, ja Dawca żywota wiecznego. Kołaczę do serca twego natchnieniem, słowem, napomnieniem, przykładem – krzyżem! Ach, wszystko na próżno! Obyśmy raz poznali nasze zaślepienie! – A jak w śmiechu i radości straciliśmy Jezusa i Jego łaskę, tak obyśmy w żalu i łzach mogli Go odzyskać! Weźmy za przewodniczkę Maryję szukającą swego zgubionego Syna: Ona nam wskaże drogę, gdzie – Ona nas nauczy, w jaki sposób – zdołamy odzyskać utraconą łaskę!

O jak wielka była żałość Maryi w czasie gorzkiej męki Jej Syna, gdy usłyszała ten głos ludu wybranego: Ukrzyżuj go, ukrzyżuj go! (J 19, 6). Ukrzyżuj oczekiwanego od wieków Zbawcę świata – ukrzyżuj Tego, co nam nic złego nie uczynił, który przechodził wioski i miasteczka wszędzie dobrze czyniąc (Dz 10, 38), który leczył naszych chorych, wskrzeszał umarłych, grzechy odpuszczał; ukrzyżuj Go, a krew Jego niechaj padnie na nas i dzieci nasze!… (Mt 27, 25).

O, słyszy Maryja i dzisiaj te słowa nowych krzyżowników Chrystusa, a może już niejeden raz te słowa powtarzały jeśli nie nasze usta to uczynki; sami może wywołaliśmy krew Jego na nasze przekleństwo i nieszczęścia. O, Maryjo! Jaka boleść może być zrównana z boleścią twoją (Lm 1, 12), gdy wśród tłumu rozjuszonego ludu i łaknącego niewinnej krwi, ujrzałaś Syna swego upadającego pod krzyżem, w tej koronie cierniowej własną krwią zbroczonego! A ten bolesny widok, o, czy nie powtarza się i dziś tak często dla twego serca!? Ach, czy w tym tłumie dzisiejszych nieprzyjaciół Jezusa nie widzisz Go niosącego swój krzyż – krzyż daleko boleśniejszy, jak był ów, który Mu zgotowali Żydzi? Czy w tym tłumie nie widzisz może i nas gotujących narzędzia męki do ukrzyżowania w naszych sercach naszego Boga? Ach, i dzisiaj nasz Zbawca jest tym najsłodszym Barankiem na zabicie wiedzionym (Iz 53, 7); dziś to tą górą kalwaryjską jest świat cały, bo nie ma miejsca, nie ma godziny, w której by ludzie nie krzyżowali Boga swymi grzechami, nie znieważali Jego krwi najświętszej! Krzyżujemy Go każdym naszym zmysłem, każdą pożądliwością myśli i naszego serca; krzyżujemy Go w naszym bliźnim dla niedostatku miłości, i krzyżujemy Go najboleśniej naszym niedowiarstwem, i wołamy szydząc: Zstąp z krzyża, a uwierzymy w Ciebie… (Mt 27, 42). O Jezu! Nie, nie zstępuj, bo jak zstąpisz z krzyża, zginąłem! Ach, dokąd widzę Ciebie na krzyżu, nie tracę mojej nadziei. Dla mnie, dla mnie te ręce rozpięte; ku mnie ta głowa nachylona; dla obmycia moich grzechów wytryska ta krew spod cierni; dla ożywienia mego serca ten zdrój żywotny z twego Serca wytryska!

Ale jeśli Ciebie nie ujrzę na krzyżu, gdzie się udam? Gdy Ty zstąpisz z krzyża – i Matka od krzyża odstąpi, a z Nią ostatnia moja nadzieja! O nie – nie zstępuj z krzyża, a raczej mnie pod swój krzyż pociągnij, aby tam między twoją Matką i ulubionym uczniem stojąc, mógł z Tobą zawołać: Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mojego (Łk 23, 46).

Dwa Serca przybite do jednego krzyża – dwie ofiary na jednym ołtarzu! My zaś goniąc po wszystkich drogach za szczęściem i rozkoszą, uciekamy od wszelkiego cierpienia i boleści, a jednak wyznajmy szczerze: czym jest nasze życie, jeśli nie ciągłym udręczeniem i niepokojem – przejściem z krzyża na krzyż? Dziś na krzyżu pychy i dumy, która nas dręczy i trwoży; jutro na krzyżu rozpusty, która zabija duszę i nasze ciało. Dziś miłość własna – jutro miłość świata, ci dwaj oprawcy, wydzierają sobie wzajemnie ofiarę! Prawda, że świat szydząc z nas i z naszych boleści, podaje nam do ust kielich zaprawiony zatrutą słodyczą; ale ta słodycz, jak tylko ją skosztujemy, zamienia się w gorycz. Ach, czemu zmęczeni, znękani, przesyceni, znudzeni światem, nie czując już w sobie ani sił do dalszej walki, ani zachęty do dalszej uciechy, nie chcemy przemienić tego przeklętego krzyża na krzyż błogosławiony, pod którym czeka na nas nasza Matka, aby pocieszyć nas, otrzeć nasze łzy – na którym nasz Zbawca z całą miłością i swoim zlitowaniem woła i wabi nas do siebie? Z krzyża świata przejdziemy do grobu wiecznej śmierci – z krzyża zbawienia przejdziemy do przybytków życia wiecznego! O, wspomnijmy tylko na całe nasze przeszłe życie; ile to wycierpieliśmy! A te wszystkie cierpienia były tym czczym ziarnem, rzuconym na niwę naszego życia, które nie przyniosło i nie przyniesie żadnego owocu. Przypomnijmy sobie, ile to łez przelaliśmy w życiu; ale te łzy stały się martwym jeziorem, z którego nie wypłynie zdrój żywej wody, bo nie dla Boga, nie z Bogiem, ale dla świata i ze światem cierpieliśmy i płakaliśmy. O, inaczej pojęła boleść Maryja, i dlatego nie unikała tego strasznego widoku konającego na krzyżu swego Syna! Bo wiedziała, że jeśli ten widok porani, to i zagoi Jej serce. Czemu i my z naszą boleścią nie idziemy pod krzyż? Wolimy sami dźwigać krzyż, niż z Jezusem i Maryją. O, raczej w boleści zwróćmy oko do krucyfiksu, a oko pociągnie serce za sobą, i zawołamy: Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!

Zakończył na krzyżu najsłodszy Zbawiciel swoje boleści. – Ach! Ale twoje boleści, Maryjo, nie ustały ze śmiercią twego Syna. Szósty miecz, przepowiedziany przez Symeona był przygotowany dla Ciebie! Kielich gniewu Ojca Przedwiecznego wylał się na głowę twego Syna, ale kielich goryczy nie był jeszcze dla Ciebie opróżniony. Ustały boleści Syna, ale nie ustały boleści Matki. Stoi Maryja pod krzyżem i widzi wzniesioną włócznię Longinusa, wymierzoną do tego najświętszego Serca, które przestało już bić. Jeszcze tej rany Serca, jeszcze potrzeba było tej ostatniej krwi do spełnienia dzieła naszego odkupienia. I uderzyła włócznia w to Serce, i wytoczyła strumień krwi i wody; i uderzyła włócznia w Serce i morzem goryczy zalała Jej duszę!

Dzień śmierci Boga-Człowieka był dniem naszego narodzenia. Boleści Maryi stały się początkiem naszych radości. Tajemnicza zasłona uchyla się – wypełnia się proroctwo – figury ustępują prawdzie. Cała nasza mądrość, cała nasza prawda, całe nasze szczęście przybite są do krzyża. Jeśli żyjąc w błędzie i niedowiarstwie, wzgardzimy krzyżem – zginiemy! Będziemy jak tonący chwytać się wiotkich gałązek nadbrzeżnych, ale każda z nich nas zdradzi, dopóki sercem i duszą, uczuciem i rozumem nie chwycimy się krzyża, tej kotwicy naszego zbawienia. Ta włócznia przebiła dla nas dwa serca. Serce Maryi i Serce Jezusa są schronieniem dla naszego serca, tyle razy zdradzonego, zawiedzionego od świata, który nieraz ubiczował nas językami potwarczymi, ukoronował cierniem udręczeń i wyrzutów sumienia, napoił żółcią i octem miodem zaprawionych uciech zmysłowych, okrył nas łachmanami czczej mądrości ludzkiej, dał nam słabą trzcinę honoru do ręki – a obdarłszy nas z szat niewinności, ze złudy na złudę z przepaści na przepaść nas prowadził. Świat odebrał mi wiarę, odebrał miłość, wydarł mi nadzieję – wydarł mi moją Matkę! Wrócę do Ciebie, wróci dziecko do Matki, nie zważając na urągania świata. Może już bliska godzina mojej śmierci; ach, jeżeli żyć będę bez Ciebie, bez Ciebie będę umierał! A jeśli bez Ciebie skonam – kto się za mną wstawi, kto się za mną wstawi przed strasznym sądem mego Boga! Dlatego, o Maryjo, w ranę Serca Twego składam moje serce, abyś je przechowała na wieki.

Maryja nie odstępuje krzyża, dopóki widzi martwe ciało Syna rozpięte na nim. Patrzy, jak Józef z Arymatei i Nikodem ciało to z krzyża, z tego łoża boleści, zdejmują. Ludzie ostatnią boleść zadali – ludzie oddają ostatnią usługę miłości swemu Bogu. I ta krwawa, bolesna scena na górze kalwaryjskiej zakończyła się – ale ją niestety daleko boleśniej codziennie odnawiają ci, którzy na nowo krzyżują grzechami swego Zbawcę: znowu krzyżujący sami sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko (Hbr 6, 6) – jak się wyraża święty Paweł. Bo odnawiając przyczynę gorzkiej męki Zbawiciela, odnawiamy i skutki. Lecz jaka różnica między tym dwojakim ukrzyżowaniem? Na pierwsze szedł Zbawiciel z radością i utęsknieniem: Pożądaniem pożądałem (Łk 22, 15); ale na ten krzyż, który Mu gotują nasze grzechy, ze wstrętem, boleścią musi wstępować! Bo na pierwszy szedł dla zbawienia naszej duszy, na drugi zmuszamy Go, aby szedł dla naszego potępienia. Żydzi do twardego drzewa, raz tylko – a my tyle razy do twardszego nad wszystkie drzewa naszego serca Go przybijamy! A krzyżując Syna, odnawiamy wszystkie boleści naszej Matki; przebijamy to Serce, które tylko jedno zastawić nas może, chce i pragnie przed gniewem Sprawiedliwości Boskiej.

I złożono ciało Jezusa w grobie, w skale wykutym! Ach, czy tym grobem nie jest nasze serce twardsze nad skały? Tu składamy przez niegodne Komunie to Ciało, nie martwe, ale żywe, z duszą, bóstwem i człowieczeństwem złączone; bójmy się, aby z tego grobu naszego serca nie powstał ten Bóg na sąd nasz! O czas, czas, abyśmy do życia łaski powstali i przebłagali naszego Boga. Czas, aby nasze nawrócenie już było ważne, mocne i prawdziwe, a nie jak to próchno świecące blaskiem udanych cnót i uczuć, którym ludzi, ale nie Boga możemy oszukać. Czas obmyć łzami pokuty brudy naszej duszy i wyrzucić z serca te śmieci grzechów; aby to serce, które było grobem łaski, stało się odtąd grobem grzechu i przez ścisłe połączenie się z Sercem Jezusa i Maryi, nowym życiem zaczęło żyć, które byłoby początkiem życia wiecznego. Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.