Rozdział siódmy. Religia zwykłego człowieka. Rozwój, cz. 1

Jednak dla umysłu Johna istnieje pewna znacząca trudność, kiedy przygląda się roszczeniu Rzymu do reprezentowania katolickiego Kościoła Chrystusa.

Mógłby ją wyrazić w następujący sposób:

„Wyobraźnia jest w równym stopniu darem Boga, co intelektu. Tak długo, jak długo dotyczy to intelektu, przyznaję, że trudno jest odpowiedzieć na argument Piotrowy. Rozumiem, że – historycznie rzecz biorąc – Piotr był pierwszym biskupem Rzymu, a Pius – ostatnim i nie mogę sobie bezpośrednio odpowiedzieć na domniemanie, że Pius odziedziczył zarówno przywilej, jak i Stolicę Piotrową, ale tu wkracza moja wyobraźnia, moja intuicja, moje rozstrzygające odczucie i mówi mi, że to niemożliwe. Kiedyś pewien anglikanin powiedział mi, iż zawsze mu się wydawało, że gdyby św. Paweł powrócił na ziemię, poczułby się jak u siebie nie na Mszy świętej w bazylice św. Piotra, ani na nieszporach we własnej katedrze w Londynie, ale w takim miejscu, jak schronisko Armii Zbawienia. Ta uwaga prześladowała mnie. Przypuszczam, że mój przyjaciel upewnił się jakoś, że pomimo swych uczuć postępuje słusznie, modląc się u św. Pawła, ale ja nie jestem pewien, iż tak samo łatwo zadowolę się św. Piotrem.

Postaw obok siebie praktyki religijne, system dogmatyczny, organizację wspólnoty w Kościele apostolskim oraz w Kościele współczesnym i zobacz, jak zupełnie niepodobny jest jeden do drugiego.

Spójrz na wymyślny baldachim, na te światła, to tabernakulum. Obserwuj tych trzech księży przy ołtarzu, ich staroświecki strój, w którym nawet krój jest regulowany przez rubryki, patrz na ich uporządkowane ruchy, ich gesty i pozy, słuchaj ich starannego śpiewu, nierealnej monotonii i tercji molowych, zauważ milczenie ludu. Całość jest z pewnością dostojna i imponująca, ale to rodzaj świętego dramatu, uświęconego tańca, całkowicie niepodobnego do swobodnych, spontanicznych praktyk Kościoła pierwotnego.

Spójrz na św. Pawła w jego wieczerniku, zauważ jego żarliwą realność, jego niepohamowaną wymowność, swobodę ludzi siedzących na podłodze i ławeczkach w oknach. Obserwuj sposób, w jaki bierze on w dłonie chleb i wino, słuchaj prostych słów, zapamiętaj brak ceremoniału, nagi stół, migocącą lampę i naturalne ruchy zgromadzenia – raz ten się modli, raz tamten, tak jak duch prowadzi.

Albo postaw obok siebie Piotra i Piusa. Piotr, stary ogorzały rybak, powłócząc nogami przemierza ulice Rzymu, schodzi z lampą do katakumb, gdzie są zebrani wierni, aby słuchać, co ma do powiedzenia. Zauważ brak hołdów oraz pompy i celebry! A teraz Pius, ukoronowany i odziany jak pogański bożek, przemieszcza się, niesiony w swym sedia gestatoria, poprzedzają go kardynałowie, szambelani i monsignori w purpurze, gronostajach i szkarłacie, a za nim podążają wielkie wachlarze. Słuchaj wrzasków ludu wobec papieża-króla i ostrego dźwięku srebrnych trąb. Porównaj światowy splendor i widowiskowość jednego z naturalną chrześcijańską prostotą drugiego!

Porównaj doktrynę jednego i drugiego okresu. Weź wyznanie etiopskiego eunucha: «Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Boga» (Dz 8, 37), a obok postaw Penny Catechism, z jego wyszukanymi stwierdzeniami, wnioskami i argumentami. Jeśli eunuch był dobrym katolikiem, dlaczegóż przed swoim chrztem nie musiał powtórzyć wyznania wiary papieża Piusa IV? Z kolei jeśli pani Taka-to-a-taka, przyjęta do Kościoła wczoraj, była apostolską chrześcijanką, dlaczego żądanie Filipa nie wystarczyło?

Wreszcie, postaw swobodny ruch wczesnego Kościoła obok wysoce zorganizowanego współczesnego systemu, z jego diecezjami, wikariatami, stolicami metropolitalnymi, misjami. Postaw Pryscyllę o poważnej twarzy obok siostry Marii Józefy Alojzy od Eucharystycznego Serca Jezusa, zwykłego Tymoteusza obok Jego Eminencji Przewielebnego Jana Arcybiskupa Mezopotamii…

Mówienie, że to to samo, jest po prostu śmieszne! Czy św. Piotr siedział przez trzy godziny każdego sobotniego popołudnia w rzeźbionym, dębowym konfesjonale ze świecą i brewiarzem oraz w komży i purpurowej stule? Czy można wyobrazić sobie Tymoteusza, śpiewającego Mszę pontyfikalną w swym kościele katedralnym na Krecie i ogłaszającego odpust zupełny na święto Świętych Stygmatów świętej Marii Angeli di Sisto na zwykłych warunkach?… Nie, nie.

Mam świadomość, że ów argument wyobraźni uderza tak samo ostro w Kościół anglikański, jak w Kościół rzymski – ponieważ jest równie trudno wyobrazić sobie Tytusa śpiewającego nieszpory w tonacji G w katedrze w Ely, czy św. Bartłomieja, głoszącego kazanie podczas święta zbiorów z kazalnicy, udekorowanej dyniami – pytanie bowiem brzmi (prawie że twierdzenie!): Czy my wszyscy razem się nie mylimy? I czy nie powinniśmy powrócić do pierwotnych metod, jeśli rościmy sobie prawo do pierwotnych przywilejów?”

Gdyby John skonsultował się z jakimś teologiem, ów przypomniałby mu pewnie kilka faktów, które umknęły jego uwadze. Przypomniałby mu, że poza wszystkim, św. Piotr prawdopodobnie wypowiadał podczas Mszy te same słowa, które wypowiada Pius, że św. Paweł ogłosił odpust w swym drugim Liście do Koryntian (por. 2 Kor 2, 6–10) i wysłuchał wielu spowiedzi spirytualistów w Efezie i że rzeczeni spirytualiści z pewnością dopełnili aktów żalu, wyznania grzechów i zadośćuczynienia – ponieważ wyraźnie nam to powiedziano – i prawdopodobnie otrzymali odpuszczenie grzechów (por. Dz 19, 18 i 19), że hołd, składany św. Piotrowi przez wiernych był daleko większy, niż ten oddawany Piusowi X, ponieważ cień obecnego papieża nie służył nigdy do celów medycznych (por. Dz 5, 15), że etiopski eunuch otrzymał długie i dokładne pouczenie od diakona, zanim został dopuszczony do chrztu (Dz 8, 35), że zróżnicowanie klas i funkcji zaczyna się natychmiast po Pięćdziesiątnicy (Dz 6, 1–6) – i tak dalej.

Ale John nie skonsultował się z tym teologiem.

W zamian, pewnego jesiennego dnia poszedł na spacer. Podniósł żołądź i włożył go do kieszeni. Napotkał dziecko w wózeczku i obserwował zawody lekkoatletyczne. Następnie wrócił do domu.

Wyjął żołądź z kieszeni i siedząc przy stole, zaczął rozmyślać.

„Jakie to nadzwyczajne – powiedział sam do siebie – że taka mała rzecz posiada tak ogromne moce! Gdybym go nie podniósł, zagłębiłby się w ziemię i zbrązowiał. Potem pękłby i wypuścił biały pęd. Ten biały pęd wspinałby się do słońca i zrobił się żółty, a potem znowu brązowy. Po mniej więcej roku, wiosną, wypuściłby jeden liść, który jesienią by opadł. W następnym roku dwa liście, i tak dalej… Nawet jeśli teraz włożę go do ziemi, do czasu, kiedy dzieci Jacka się zestarzeją, będzie z niego już na tyle duży dąb, aby można było pod nim usiąść – z gałęziami, liśćmi i własnymi żołędziami. Kruk, który teraz połknąłby ten żołądź jednym kłapnięciem dzioba, za pięćdziesiąt lat mógłby zbudować gniazdo na drzewie, którym on może się stać.

Albo to dziecko, które widziałem dziś po południu, z czerwoną buzią z dołeczkami, słabymi paluszkami, nóżkami, które umieją kopać, ale nie chodzić, ustami, które umieją krzyczeć, ale nie mówić, wolą, tak całkowicie zniewoloną przez okoliczności, tak żałośnie zdane na łaskę i niełaskę innych – to dziecko, jeśli będzie żyło, może wyrosnąć na takiego lekkoatletę, jak ci, których widziałem na zawodach, z ramionami i nogami ze stali, naprężonymi mięśniami, szczupłą, opaloną twarzą, wolą napiętą jak ścięgno przy maksymalnym naprężeniu.

Jeśli zatem taki byłby Kościół Boga, mógłbym pojąć, w jaki sposób Piotr stał się Piusem, jedno zdanie – katechizmem, Pryscylla – siostrą Marią Józefą, itd. Ale Kościół nie jest niczym w tym rodzaju. Św. Paweł mówi swojemu przyjacielowi, aby «strzegł depozytu [wiary]» (por. 1 Tym 6, 20 i n.), nie aby dodawał do niego. W istocie, w Księdze Apokalipsy znajduje się klątwa przeciw tym, którzy dodają coś do wyroczni Boga (por. Ap 22, 18). Jesteśmy zobowiązani zachowywać wiarę, raz przekazaną świętym (por. Jud 3) i odrzucić nawet anioła z nieba, jeśliby głosił on inną Ewangelię, niż ta, którą głosił Paweł (por. Gal 1, 8 i 9). Nie ma nawet cienia dowodu – w tym miejscu John zaczyna przewracać kartki swojej Biblii – ani cienia dowodu, że Kościół jest podobny do żołędzia, albo do ciała dziecka…”

Po dziesięciu minutach John wpatruje się w następujące fragmenty tekstu:

„Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie… staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach” (Mt 13, 31 i 32).

„…celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4, 12 i 13).

„Ależ to niezwykłe” – woła John. „Dlaczego nigdy przedtem nikt mi tego nie wskazał? Dlaczego «Church Times» zawsze tak wiele mówi o «wierze objawionej niegdyś świętym», a tak mało o tych zdumiewających tekstach? Zmieniają one całkowicie postać rzeczy.

Oto sam Chrystus mówi tak jasno, jak to tylko można wyrazić słowami, że królestwo niebieskie całkowicie zmieni swój wygląd, od małego, okrągłego ziarenka o prostym kształcie, kolorze i teksturze, do czegoś na kształt ogromnego, rozbudowanego, wspaniałego drzewa, o tysiącach płaszczyzn i krzywizn, o niezliczonych konarach, gałęziach, liściach, korzonkach i korzeniach. Od ziarna, które ptak może zjeść, do drzewa, na którym może żyć kolonia ptaków.

Oto św. Paweł, który, jak teraz sobie przypominam, powtarza raz za razem, że Kościół jest Ciałem Chrystusa (por. Ef 2, 16; 1, 22 i 23, i n.), oznajmia, że za jego czasów Ciało to jest jak ciało dziecka, które co prawda zawiera w sobie budowę lekkoatlety, jego członki i jego możliwości, ale faktycznie tego nie uzewnętrznia, i że to Ciało będzie stopniowo «budowane» do «jedności» – nie «różnorodności» – «wiary i pełnego poznania Syna Bożego» aż stanie się w pełni dojrzałe – aż stopniowo zacznie rzeczywiście odpowiadać swym wyglądem zewnętrznym i postawą myśli i duchowi Chrystusa, które w nim były od początku!

Co, na Boga, mam o tym myśleć?…”

Ks. Robert Hugh Benson

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Religia zwykłego człowieka.