Rozdział siódmy. O miłości Serca Jezusowego

Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? (4 Krl 10, 15).

O przedmiocie najświętszym, naszej czci i miłości najgodniejszym, mam, najmilsi, dzisiaj do was mówić, tj. o Boskim Sercu Pana Jezusa, w którym, według słów apostoła, „mieszka wszystka zupełność Bóstwa cieleśnie” (Kol 2, 9). Z tego Boskiego Serca, jakby z obfitej i niewyczerpanej krynicy, płyną dla nas wszystkie łaski i obfita woda na żywot wieczny. W Boskim Sercu znajdujemy światło na rozjaśnienie ciemności naszych dusz, moc i wytrwałość w przeciwnościach, pociechę w smutkach, zwycięstwo w pokusach. Czy jest między nami ktoś, kto nie doznałby cudownych skutków i innych podobnych łask od Boskiego Serca Jezusa? A ponieważ to Serce jest dla nas tak dobre i łaskawe, zdaje mi się, jakoby każdemu z nas zadawał Jezus to pytanie, które niegdyś Jehu zadał idącemu przeciw sobie Jonadabowi: Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? Chcąc na to pytanie dać Panu Jezusowi odpowiedź, porównajmy Jego Serce z naszym. Rzućmy okiem na obraz Serca Jezusowego. Cóż tam widzimy? Płomienie i ciernie. Oba mają swe znaczenie. Płomienie – godło miłości Pana Jezusa ku nam, ciernie – nieszczęsne godło naszej niewdzięczności ku Niemu. I to będzie stanowiło sens dzisiejszego kazania.

Rozważmy więc jakim jest Serce Jezusa ku nam, a zobaczymy w Nim same płomienie miłości, jakim jest serce nasze względem Serca Jezusa, a zrozumiemy, co oznaczają te ostre ciernie, które ranią najsłodsze Serce Jezusa.

Gdy zestawimy ze sobą te uwagi, nietrudno wam wreszcie będzie odpowiedzieć na to pytanie: czy nasze serce jest tak proste z Sercem Jezusa, jak Jego z naszym. Zdrowaś Maryjo.

Zobaczmy najpierw jakie jest Serce Jezusa. Cóż więcej prócz gorejących płomieni miłości możemy w nim dostrzec? Zaiste – nic więcej. W Boskim Sercu Jezusa płonie ustawicznie i nigdy nie stygnie Jego nieskończona miłość ku nam, bo to Serce ukochało nas aż do końca i bez końca.

Ukochało nas do końca, aż do ostateczności. Pan Jezus objawił nam przez bł. Małgorzatę swoje Serce w postaci gorejącego ogniska, z którego buchają płomienie najżywszych względem nas uczuć. Jak zaś te uczucia są gorące, jak płomienne, dał nam znać Zbawiciel Pan, gdy wyrzekł: „Pożądaniem pożądałem…”. Czego tak pożądał Jezus? Umrzeć z miłości ku nam – ludziom i dać nam swoje Serce przy śmierci. Gdyby nic więcej nam nie darował, prócz drogich skarbów swych łask, swych zasług, przykładów, trudów i cierpień, już by tym dowodem najwidoczniej potwierdził nieskończoną miłość ku nam, niegodnym stworzeniom swoim. Lecz On nie zadowolił tym jeszcze swej miłości i nie spoczął, aż nam wszystko, a w końcu i swe Serce oddał. O! Gdyby tak wolno nam było wstąpić choć na chwilę do Jego Boskiego Serca, byśmy te żary Jego płomiennej miłości mogli lepiej poznać, odczuć, uwielbić!

Lecz oto widać otwór. Wejdźmy przezeń i przekonajmy się, czy jest jeszcze w tym Sercu coś, czego by nam Jezus nie oddał na własność, czego by nam nie darował? Ach, nie znajdziemy tam już ani jednej kropelki krwi. Skoro bowiem ostra włócznia przeszyła bok najświętszy i otwarła Serce, miłość zaczerpnęła z niego i wytoczyła do reszty krew przenajświętszą, tak, że po ostatniej jej kropelce już tylko woda wyciekła, jak świadczy Ewangelista, mówiąc: Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda (J 19, 34). I czyż to nie znaczy ukochać aż do końca? Jest to dziwne i cud prawdziwy, mówi św. Tomasz, że z martwego ciała wypłynęła krew. A któż uczynił ten cud, jeśli nie bezgraniczna miłość Jezusa? Dozwolił swej krwi aż do ostatniej kropelki wypłynąć, aby ludzi upewnić, że ich ukochał nad życie, więcej niż Serce i krew swoją.

Takie jest Serce Jezusa. Nie ma w nim nic, oprócz wybuchających na zewnątrz płomieni miłości, ale jakiej? Miłości czułej, która to Boskie Serce na wskroś przenika, trawi i wyniszcza. Miłości szczerej, bo gdzie nie usta, ale samo serce przemawia i swoje uczucia objawia, tam tylko szczera prawda, tam rzetelna tkliwość być musi. Miłości hojnej, bo czy można coś więcej dać, dając Serce, a w nim wszystkie dobra i bogactwa, których ono jest źródłem i początkiem? Miłości bezinteresownej, bo Boski nasz Zbawca nic w nas godnego miłości nie widział, ale umiłował nas, jak mówi apostoł, gdy jeszcze byliśmy Jego nieprzyjaciółmi (Rz 5, 10), więc tylko w niezgłębionym morzu swego miłosierdzia znalazł powody do kochania nas, pomimo naszej niegodności. Miłości wspaniałomyślnej, której ani nędza trzydziestoletnia, ani najokrutniejsze męczarnie pokonać nie mogły. W końcu miłości trwałej i stałej, bo nas nie tylko ukochał do końca, lecz ukochał nas bez końca, ciągle, nieustannie. W Najświętszym Sakramencie ukochał nas Pan Jezus bez końca, w sposób niepojęty i zadziwiający. Ta cudowna tajemnica jest największym, iście Boskim wynalazkiem miłości, by nam swe Serce nie tylko obrazowo, lecz prawdziwie i istotnie pod postacią chleba zostawić – zostawić nie na sto, nie na tysiąc lat, lecz po wszystkie czasy. Oto Ja jestem z wami – mówi – po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Nie dla innego zaiste powodu, jak tylko po to, aby, godnie i pobożnie do naszych wnętrzności przyjęty, mógł swe Serce jak najściślej z naszym sercem połączyć, płomieniami swej świętej miłości rozpalić i z nami nie tylko teraz, lecz przez całe wieki, być jedno, jako On i Ojciec są jedno (J 17, 2).

Tak więc Serce Pana Jezusa umiłowało nas do końca, aż do ostateczności, miłuje bez końca, ciągle, nieustannie.

A cóż spostrzega Boski Zbawca w naszych sercach, gdy je ze swoim porównuje, pytając każdego z nas: Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? Smutna jest odpowiedź, którą nam własne sumienie daje. Pan Jezus widzi w sercach teraźniejszych chrześcijan niezliczone niewdzięczności, ciernie kolące, które Jego Boskie Serce nieustannie ranią. Prawda, że tu i ówdzie między ludźmi znajduje i dzisiaj swych wiernych miłośników, lecz cóż On w sercach największej części ludzi dostrzega? Dostrzega bardzo mało szczerej miłości, jeszcze mniej miłości wspaniałomyślnej, a najmniej stałej i trwałej.

Serce Jezusa znajduje w ludzkich sercach zbyt mało szczerej miłości. Objawia się to szczególnie na modlitwie, w przyjmowaniu Komunii Świętej. Jak mało w nas wówczas serdecznego nabożeństwa, tego wylania uczuć przed Bogiem naszym! Jak powierzchowna, jak zimna jest nasza modlitwa! Niekiedy zapala się wprawdzie w naszym sercu jakiś ognik miłosnego zapału, ale jakże słabym płomyczkiem się tli i prędko gaśnie!… Kiedy Pan Jezus, Bóg żywy, z Sercem swoim płomiennym, do serca naszego zawitał, czy się wtedy z Nim serdecznie rozmówiliśmy? Jakie Mu wtedy złożyliśmy postanowienia? Jaką wadę obiecaliśmy wykorzenić? Czy sercem gorącym i szczerym przemówiliśmy do Niego w ten mniej więcej sposób: Panie, ty znasz serce moje; ach, ono jeszcze nie jest takim dla Ciebie, jakim być powinno! Serce moje niestety lgnie zbytnio do stworzeń… przywiązuje się grzesznie do ludzi… ugania się za marnym szczęściem ziemskim… goni za nicością… lubuje sobie w gwarze i zgiełku tego świata… chwieje się w wierze, chwieje w ufności, w miłości stygnie… Panie! Ja nie mogę poskromić mojego serca… Ty je weź w całkowite posiadanie… odmień, przekształć je na wzór Serca Twego, aby było pokorne, cierpliwe, ciche jak Twoje, oderwij je, Panie, od świata, rozpal ogniem Twojej świętej miłości… Ja zaś dołożę wszystkich sił, abym wytrwał w tych pięknych pragnieniach i postanowieniach, które mi podsuwasz, abym Cię w twej pracy nad moim uświęceniem przez współdziałanie wspomógł, abym usłuchał twego głosu i Twą świętą wolę wypełnił, a tak cel mój i zadanie całkowicie osiągnął… Tak powinniśmy rozmawiać z Sercem Jezusa, gdy się Ono z naszym sercem połączyło. Powinniśmy w tej drogiej chwili otworzyć przed Nim nasze wnętrza, jeśli nasza miłość ku Niemu ma być szczera. Lecz cóż się dzieje? Poprzestając na powierzchownym nabożeństwie, serce tymczasem mamy, według proroka, twarde jak diament (Zach 7, 12), który z wierzchu błyszczy i wabi oko, lecz wewnątrz – inaczej jak złoto lub srebro – ani się zmiękczyć, ani zmienić nie daje.

Przejrzyjcie, najmilsi, zakamarki waszych serc, czy tam nie ukrywa się coś, co by was w oczach Pan Jezusa nieszczerymi czyniło. Postępujcie względem waszego Zbawcy z otwartością i szczerością, aby was ten Miłośnik niebieski uznał za swych zwolenników, przycisnął do Serca i ogniem swej miłości jeszcze bardziej rozpalił. Nie uskarżajcie się na oschłość na modlitwie, do której nie daliście powodu, nie troszczcie się o zapał serca, polegający tylko na uczuciu. Przynieście tylko dobry materiał, czyli serce proste, szczere, oczyszczone z cierni kolących i wybujałych namiętności. Tylko w ten, a nie w inny sposób Serce Jezusa może stanowić jedno z waszym sercem, tylko w ten, a nie w inny sposób może się wasze serce zapalić od miłosnych płomieni Serca Jezusowego.

Jeśli Boskie Serce Jezusa znajduje mało szczerej miłości w sercach ludzkich, tym mniej jest ona wspaniałomyślna. Przyjmujemy w Komunii Świętej najbardziej wspaniałomyślne Serce tego, którego Pismo Święte nazywa lwem mocnym z pokolenia Judy (Ap 5, 3). Dlatego powinniśmy też, mówi św. Jan Chryzostom, wracać od stołu Pańskiego jako lwy ziejące ogniem, tj. mocni i odważni do walki o cześć Bożą i o nasze zbawienie. Lecz gdzie są dzisiaj tacy odważni i wspaniałomyślni chrześcijanie? My śpimy na łożu martwego nabożeństwa: wiele afektów, wiele uczuć i westchnień, lecz ani energii, ani wytrwałości… Mamy nieraz dużo wrodzonej skłonności do modlitwy, lecz brak nam siły i dzielności do zwycięstwa, którą powinniśmy czerpać z Komunii Świętej, z tego pokarmu wzmacniającego. Nie jesteśmy lwami wspaniałomyślnymi, gotowymi napaść i zniszczyć wszelkie złe skłonności naszego serca. Nasza miłość nie chce być lwicą, nie chce się zdobyć na wielkie postanowienia, na odważne wysilenia, aby pobić domowych wrogów, aby poskromić złe żądze, które nam przeszkadzają w zjednoczeniu serca z Boskim Sercem Pana Jezusa.

Zbliżając się do Boskiego Serca w Komunii Świętej, pragniemy pociech daleko chciwiej, niż zgłodniały Jonatas leśnego miodu, lecz nigdy Samsonowej przemowy nie możemy zgadnąć, która brzmi: Z mocnego wyszła słodkość (Sdz 14, 14). Samson znalazł plaster miodu w paszczy lwa, lecz najpierw musiał zdobyć się na czyn odwagi, musiał tego lwa pokonać w otwartej walce. Tak i my musimy wcześniej poskromić i zwalczyć dzikie bestie, nasze nałogi i występki, a wtedy, uspokoiwszy serce, zakosztujemy prawdziwej słodkości niebiańskiej. Najświętszy Sakrament, ów chleb mocnych, w którym ukryte jest Serce Pana Jezusa, może, bylebyśmy z niego korzystali, wzmocnić nasze siły, przemienić nas w dzielnych wojowników, w olbrzymów, byśmy wszelkie trudności i przeszkody na drodze cnoty pokonali i tak przygotowali się do zakosztowania prawdziwej słodkości. Lecz my, przeciwnie, zamiast szukać siły do zapasów z wrogami u Boskiego Serca w Komunii Świętej, szukamy wprost uczuciowych pociech, łez, chwilowych zachwytów, bez zadania sobie pracy. Wskutek tego daleko nam do miłości wspaniałomyślnej, daleko do prawdziwej pociechy serca.

Jednak najmniej w naszych sercach znajduje Boskie Serce Pana Jezusa miłości stałej i trwałej.

Powiedział niegdyś ukoronowany prorok: A jam rzekł w dostatku moim: nie będę poruszony na wieki (Ps 29, 7). Tak i my mawiamy, gdy nasze oczy ronią łzy nabożeństwa, a serce rozpływa się w czułościach. Sądzimy, że mamy nowe, odrodzone serce, żeśmy dość mocni na przyszłość, aby się oprzeć wszystkim burzom i pokusom. Mówimy pewni siebie: Nie będę poruszony na wieki. Lecz jak to długo trwa? Zaledwie obudzimy się z tego słodkiego zachwytu, wnet, jak przedtem, zaglądamy w oczy okazjom do grzechu, pozwalamy się, jak przedtem, unieść wybuchom gniewu, zazdrości… bijemy czołem przed światem i jak słabe trzciny, chwiejemy się na wszystkie strony pod powiewem lada wietrzyku ludzkiego zaszczytu… I czego tacy chrześcijanie, których niestety wielka liczba, czego oni szukają, czego chcą? Rano chleb, a wieczór mięso (Wj 16, 12) mieć pragną, jak niegdyś niewierni Żydzi na pustyni. Rano u Stołu Pańskiego, a wieczór na miejscu rozpusty. Dziś płoną żarem miłości, a jutro skostnieją od zimna obojętności. Teraz całkiem w Sercu Jezusa, a potem całkiem w niegodziwych zabawach!

O Zbawco świata! Jak to jest bolesne dla Twego miłującego Serca! Ileż kolących cierni – ach, co mówię? – ileż włóczni jadem grzechowym zapuszczonych rani Twe Serce? O, co za boleść dla Twego Serca, gdy pośród tych, co się mienią Twymi czcicielami, tyle widzisz niestałych, zmiennych i niewiernych serc! O, co za boleść dla Twego Serca, kiedy tak mało posiadasz serc ludzkich, o których byś mógł powiedzieć: To odpocznienie moje na wieki wieków, tu mieszkać będę, bo je obrałem (Ps 131, 14).

Otóż widzieliśmy, jakie jest Serce Jezusa wobec nas, a jakie nasze serce wobec Serca Jezusa. Gdyby teraz Pan Jezus zapytał się każdego z nas: Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? – cóż byśmy odpowiedzieli, widząc w Jego Sercu sam ogień miłości, a w naszych sercach tysiączne niewdzięczności i grzechy, które, jak ostre ciernie, ranią Jego najświętsze Serce. I jakże nie mamy podziwiać niepojętej miłości Zbawiciela, że raczy wejrzeć jeszcze na nasze serce, choć ono tak niewdzięczne, tak niedołężne i nędzne, że go nie odpycha od siebie, lecz owszem pragnie je posiadać, mówiąc: Synu, córko, daj mi serce twoje! (Prz 23, 27) Jeśli mi je teraz oddasz szczerze, przyjmę je z całą miłością. Choćby ono zestarzało się w nieprawościach, ja zapomnę i odpuszczę mu wszystkie przeniewierstwa, a pomny na mnogość dawniejszych zlitowań moich, chcę je łaskami moimi obdarzyć. Nawróć się więc do mnie, a nie odwrócę oblicza mego od ciebie (Jer 3, 12) i przynajmniej od tego czasu nazywaj mnie: Ojcze mój (Jer 4).

Najmilsi! Czy możemy dłużej słuchać obojętnie tych nalegań, tych próśb naszego Miłego, a nie oddać Mu naszego serca zupełnie, całkowicie, nieodwołalnie? Wszak nasze serce Jemu się słusznie należy. Ono jest Jego dziełem, sam je stworzył, a zrobił to dla siebie. Ono jest Jego najdroższym skarbem. Posiadanie całego materialnego świata nie ma Dlań tyle wartości, jak nasze serce. Jest ono Jego najistotniejszą zdobyczą. Pan Jezus sam je zdobył wszystką krwią swoją, kupił za cenę najboleśniejszej śmierci na krzyżu. A komu oddamy nasze serce, jeśli je odmówimy Panu Jezusowi? Czy ono znajdzie gdzie indziej pokój, jeśli nie w Sercu Jezusa? Cóż bowiem bez Niego kiedykolwiek znalazło, prócz czczych marzeń, goryczy, niepokoju?…

Wspomnijmy sobie, najmilsi, z boleścią na owe dni upadku i ciemności, gdy otumanieni powabami zwodniczego świata, ujarzmieni przez dumę, chciwość, zmysłowość i inne występne nałogi, stawialiśmy sobie ze stworzeń cielce i bożyszcza wedle woli naszej i im spokój, wolność, swobodę, sumienie, wiarę, Boga nawet prawdziwego składali w ofierze, gdy, krótko mówiąc, z dala od Serca Jezusa błąkaliśmy się po manowcach grzechu? Zażyliśmy wówczas prawdziwego szczęścia? Lub przeciwnie, czy w tym stanie serce nasze nie doznało niewypowiedzianych udręczeń, smutków i wyrzutów sumienia? Czy złe skłonności, jakby jędze piekielne, nie zadały naszemu sercu okropnych męczarni, będących jakby przedsmakiem piekła? A co gorsza, chociaż rozumieliśmy to nasze nieszczęśliwe położenie, nie mieliśmy jednak na tyle siły, aby porzucić ten stan, który nam się już sprzykrzył, aby skruszyć te kajdany piekielnej niewoli, w której jęczeliśmy, aby zrzucić z siebie owo brzemię grzechów, które nas przygniatało. Otóż własne doświadczenie nauczyło nas, że prawdziwy pokój, rzeczywistą swobodę i istotne szczęście dla naszego serca nie gdzie indziej znaleźć możemy, tylko w miłości i przyjaźni Bożej, w zjednoczeniu serca naszego z Sercem Jezusa. O, jak zatem niesłusznie, nierozsądnie, jak głupio postępowaliśmy, lgnąc naszym sercem do stworzeń i szukając prawdziwego spokoju gdzie indziej, niż w Sercu Pana Jezusa naszego.

Kiedy więc Pan Jezus żąda naszego serca, czy mielibyśmy Mu odmówić? O, nie odmawiajmy, ale oddajmy je natychmiast bez zastrzeżeń, tym bardziej, że nawet jeszcze teraz, gdy nasze serce jest tak schorowane, wynędzniałe i skalane grzechami, Pan Jezus chce je przyjąć, chce uleczyć, oczyścić, uświęcić i uszczęśliwić sobą samym.

O, gdzie teraz byłoby moje biedne serce, gdzie by się teraz znajdowało, gdybyś je, Boże, odrzucił od siebie po pierwszym grzechu? Ach, byłoby w tej chwili łuczywem piekielnym, pastwą ognia i wiecznych udręczeń. A Ty chcesz, aby ono płonęło nie ogniem piekielnym, lecz niebieskim ogniem miłości… Ty chcesz, aby ono było nie ohydną siedzibą szatana, lecz uświęconym przybytkiem Twoim, w którym byś mógł mile spoczywać… Aby ono gorzało nie w piekle nienawiścią ku Tobie, lecz w niebie miłością wieczną.

O Serce, Serce najsłodsze Jezusa! Przyjmij na wyłączną własność nasze serca, które Ci dziś składamy w ofierze! Odtąd chcemy Cię nimi szczerze, wspaniałomyślnie i statecznie kochać. Ty zaś wspieraj nas i wzmacniaj, rządź i władaj sercami naszymi i nie pozwalaj nam odłączać się od Ciebie, aż w niebie połączywszy się nierozdzielnie z Tobą, kochać Cię i wychwalać będziemy po wszystkie wieki. Amen.

Ks. Stanisław Kusiacki SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.