Rozdział siódmy. Mały podróżnik

Pewnego razu był sobie mały chłopiec, który musiał odbyć długą podróż. Miał kochaną mamę, która nie chciała, by opuszczał dom, ale wiedziała, że syn musi wyjechać, objęła go więc i rzekła:

– Nie obawiaj się niczego, bo zawsze będę o tobie myśleć i Bóg się tobą zaopiekuje.

Chłopiec pocałował ją na pożegnanie i wyruszył w drogę, śpiewając wesoło. Póki mógł dostrzec matkę w oddali, odwracał się i machał do niej, ale wkrótce znikła z widoku. I wtedy dotarł do strumyka zagradzającego drogę.

– Jak przejść na drugą stronę? – rzekł do siebie chłopiec. Po chwili podpłynął do niego biały łabędź, przywitał go i powiedział:

– Zawsze jest jakiś sposób na przedostanie się przez strumień. Chodź za mną!

I chłopiec podążył za łabędziem. Dotarli do rzędu wielkich kamieni wystających nad powierzchnię wody i malec zaczął przeskakiwać z jednego na drugi, licząc je po drodze. Kiedy dotarł do siódmego, znalazł się bezpiecznie na drugim brzegu. Odwrócił się, by podziękować ptakowi i zawołał:

– Biały łabędziu, pływający wesoło!
Nieś dzisiaj wieść moją wokoło:
Kocham swą matkę – niech o tym wie.
Ona w swym sercu ma zawsze mnie.

I biały łabędź odpłynął, by zanieść wiadomość matce, a chłopiec poszedł dalej.

Tyle było wokół pięknych dźwięków – śpiewały ptaki, brzęczały pszczoły – i tyle wspaniałych rzeczy do oglądania: kwiaty, motyle i łąki. Po chwili chłopiec dotarł do lasu, gdzie każde drzewo miało zieloną sukienkę, a przez cienistą gęstwinę płynął szemrzący potok.

– Jak przejść na drugą stronę? – zastanawiał się głośno chłopiec.

Odpowiedział mu szeptem mądry wiatr:

– Zawsze jest jakiś sposób, żeby przedostać się przez wodę. Chodź za mną!

Chłopiec podążył więc za szumem wiatru, który dmuchnął na wysoką sosnę. Zwaliła się w poprzek potoku i leżała tam niczym kładka, aby chłopiec mógł po niej przejść. Przedostał się na drugi brzeg i podziękował swojemu wybawicielowi, mówiąc:

– Mądry wietrze wiejący wesoło!
Nieś dzisiaj wieść moją wokoło:
Kocham swą matkę – niech o tym wie.
Ona w swym sercu ma zawsze mnie.

I wiatr powiał w drugą stronę, aby zanieść wiadomość matce, a chłopczyk dalej ruszył w drogę. Wiodła teraz przez łąkę porośniętą koniczyną, gdzie w słońcu pasły się białe owce i jagnięta.

Po jednej stronie łąki płynęła srebrzysta rzeczka. Chłopiec chodził tam i z powrotem wzdłuż brzegu, szukając sposobu przedostania się na drugą stronę, ponieważ wiedział, że musi iść dalej. Spotkał tam stolarza, który powiedział:

– Zawsze jest jakiś sposób, żeby przejść przez rzekę. Chodź za mną!

I chłopczyk podążył za stolarzem, który razem z innymi robotnikami budował most z żelaza i drewna, który miał połączyć oba brzegi. Gdy most był gotowy, malec bezpiecznie przeszedł na drugą stronę. Podziękował stolarzowi i rzekł:

– Stolarzu, stolarzu śpiewający wesoło!
Nieś dzisiaj wieść moją wokoło:
Kocham swą matkę – niech o tym wie.
Ona w swym sercu ma zawsze mnie.

Stolarz zgodził się chętnie i zawrócił, aby zanieść wiadomość matce chłopca, a malec ruszył dalej ścieżką, która wiodła przez wzgórze pośród skał i urwisk, krzaków jeżyn i dzikiej róży. Szedł, aż nogi zaczęły mu ciążyć, a kiedy znowu znalazł się w dolinie, zobaczył przed sobą wielką rzekę, ciemną i głęboką.

Nie było tam białego łabędzia ani mądrego wiatru, żeby mu pomóc. Żadnego drzewa na kładkę ani stolarza i jego robotników.

– Muszę dostać się na drugi brzeg. Na pewno jest jakiś sposób – rzekł chłopczyk śmiało, a kiedy usiadł, żeby odpocząć, usłyszał naraz szemranie. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał małą łódkę przywiązaną do wierzby.

– Jestem łodzią i mam dwa wiosła.
Na drugi brzeg będę cię niosła.

Tak powiedziała łódka. Chłopiec odwiązał ją od drzewa, wskoczył do środka i zaczął wiosłować przez ciemne wody.

Gdy tak płynął, zobaczył ptaka fruwającego nad głową. Ptak nie potrzebował łodzi ani mostu, bo miał dwa silne skrzydła. Chłopiec zawołał:

– Ptaszku fruwający wesoło!
Nieś dzisiaj wieść moją wokoło:
Kocham swą matkę – niech o tym wie.
Ona w swym sercu ma zawsze mnie.

Ptak poleciał szybko w drugą stronę, by zanieść wiadomość, a chłopiec wiosłował dalej, aż dotarł na drugi brzeg. Podziękował łódce za pomoc, przywiązał ją do drzewa i ruszył w drogę, śpiewając wesoło.

Naraz ktoś mu opowiedział i chłopiec pomyślał, że to wielkie morze go woła:

– Chodź tutaj! Chodź!

Kiedy dotarł na brzeg, gdzie błękitne fale tańczyły na złocistym piasku, zaklaskał w ręce z radości. Stał tam bowiem, kołysząc się na wodzie, piękny statek z żaglami tak białymi jak kobiece dłonie.

– Wiedziałem, że znajdzie się jakiś sposób! – zawołał malec. Wskoczył na pokład i pożeglował. Płynął tak i płynął dzień po dniu, noc po nocy po błękitnym morzu.

Nocą gwiazdy spoglądały z góry, migocząc, a chłopiec, patrząc na nie zawołał:

– Gwiazdeczki, gwiazdeczki, białe jak mleko!
Zanieście dziś wieść moją daleko:
Kocham swą matkę – niech o tym wie.
Ona w swym sercu ma zawsze mnie.

Żeglował dalej, aż dotarł do lądu za morzem, tak pięknego, iż poczuł, że jego podróż dobiegła końca. Pewnego dnia jednak rozpętała się wielka burza.

Wiał wiatr, pioruny trzaskały, błyskawice przecinały niebo, a deszcz lał się strumieniami i chłopiec zapragnął wrócić do domu.

– Znajdę jakiś sposób! – zawołał w końcu. Kiedy to wyrzekł, słońce zabłysło, burzowe chmury się rozproszyły, a na niebie pojawiła się tęcza, która zdawał się sięgać aż do ziemi.

Serce chłopca zabiło szybciej. Lekko niczym ptak podbiegł do kolorowego łuku rozpiętego na niebie. Kiedy dotarł na jego szczyt, spojrzał w dół na drugą stronę. Zobaczył dom i swoją matkę na drugim końcu tęczy.

– Mamo! Mamo! – zawołał, wpadając w jej ramiona. – Cały czas o tobie myślałem, a Bóg się o mnie troszczył.

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.