Rozdział siódmy. Kobiety a edukacja

Godna uwagi wychowawczyni w swej książce L’Education selon l’Esprit („Edukacja według ducha”) wyraża opinię ze wszech miar godną aprobaty: „Najlepiej, gdy kobieta nie jest całkowicie zaabsorbowana pracami materialnymi i opieką nad dziećmi, lecz gdy ma jakąś swobodę jeśli chodzi o czas i umysł, żeby kontynuować swój rozwój intelektualny. Dar, jaki zrobi swoim bliskim z siebie, będzie tym bardziej cenny; usługi, które im wyświadczy będą przedniej jakości. Ona sama uszlachetni się owymi bezinteresownymi przyjemnościami, wyjdzie obronną ręką z pokus, które rodzą się ze znużenia, nudy i pustego życia wewnętrznego”.

Są niestety takie młode kobiety, dla których pójście za taką radą byłoby niezwykle trudne, jeśli nie niemożliwe; muszą bowiem w czasie wolnym od obowiązków rodzinnych pracować, by zaspokoić potrzeby rodziny. Lecz są takie, które dysponują czasem i jest oczywiste, że powinny wykorzystywać go do rozwoju intelektualnego.

Podstawowy powód już wymieniliśmy: móc przekazać później coś z intelektualnych zasobów, jakie sobie przyswoiły, swoim dzieciom. Te powinny znać tyle różnych rzeczy, żeby oświecić swoje umysły, otworzyć swoje duszyczki właśnie na progu życia; ich pytania zasługują na coś lepszego niż zdenerwowaną odpowiedź: „Przestań mi zawracać głowę!”.

Inna korzyść ze wzrostu kulturalnego – to ta, że pomaga on w walce przeciw poczuciu pustki. Nie to, żeby setki zajęć koniecznych w domu, były bezużyteczne. Lecz poza sprawami ważnymi jest tysiąc małych, nic nie znaczących, rzeczy, na które marnuje się czas. To ogromna dziedzina czczych rzeczy, wokół których kobiety krzątają się niezmordowanie, jak ptak skaczący między poprzeczkami w klatce, piękny ptak rajski.

Lecz jest coś gorszego niż zajmowanie się błahostkami, a jest to nierobienie niczego. I oto niewypełniony, zbyt wielki obszar pozostawiony do myślenia o niebieskich migdałach, i w konsekwencji otwarty na pokusę.

– Bo co robić w domu, jeżeli nie marzyć?

Jeżeli nie skieruje się umysłu ku poważnym i wyższym refleksjom, diabeł będzie tuż przy nas, żeby zwrócić go ku fantastycznym złudzeniom: ożywają przeczytane historie, zaczyna się powracać krok po kroku do dziewczęcych zadurzeń, przemyśliwa się domniemane lub rzeczywiste niedostatki u męża.

– Pokusa czyha niedaleko!

Nawet jeżeli sumienie powstrzymuje taką osobę od grzechu, jest ona zawsze narażona na tarapaty, potężną nadwrażliwość i nudę z powodu mordęgi codziennych obowiązków.

Dobra lektura, która dźwiga dusze i pobudza do myślenia, która uzupełnia wiedzę religijną, pozwala na kontakt z wielkimi osobowościami – będzie inspirowała do zdobywania cnoty i przyniesie duszy cudowne korzyści.

W obecnych czasach, kiedy to działalność apostolska musi borykać się z tyloma problemami, czy to zbyt wiele wymagać od kogoś, kto jest dobrej woli, żeby był wysoce kompetentny? Odrodzenie religijne musi rozpocząć się od grup wykształconych. Myśl będzie zawsze rządzić światem.

Jakaż to bieda, gdy kobietom, mimo iż są tak oddane apostolatowi, nie dostaje wykształcenia, gdy żyją tylko na zasadzie rutyny! Zapomniały tego jednego: zapalić swoje lampy!

Wytrwałość

Opat Perreyve napisał do młodego człowieka w wieku lat dwudziestu, który opowiedział mu o swych nadziejach na dobry ożenek:

„Otóż, przyjacielu, zaraz po szczęściu służenia Bogu w konsekrowanym dziewictwie, cóż może być piękniejszego, niż złączyć swe życie z życiem ukochanej kobiety, niż dzielić z nią całą swą duszę, to jest wszystkie jej smutki, zacząć z nią tę krótkotrwałą pielgrzymkę, w czasie której jest tyle radości, że prawie nie ma czasu, żeby zrobić coś dobrego? Cóż jest bardziej godnego duszy nieśmiertelnej od oddania za młodu swojej miłości – duszy, którą trzeba już kochać zawsze i oczyszczać przed Bogiem zapał swych pragnień, poddając je obowiązkowi wierności i ojcostwa?

Nie śmiej się z miłości, jak czynią to owi głupcy do niej niezdolni. Nie ma wśród ludzi bardziej szlachetnego słowa. Miłość – to nie przyjemność, nie egoizm doznań; nie jest to omam brutalnej namiętności. Ten, który kocha daje bardziej siebie niż cokolwiek innego.

Najwyższym stopniem miłości jest ofiara. Dlatego ten tylko wie, jak kochać, kto poświęca swój odpoczynek, swoje radości, swoją majętność, nawet życie dla istoty, którą powinien kochać na ziemi i w niebie”.

Tam, gdzie małżeństwo jest traktowane poważnie i prawidłowo, słowo „ofiara” jest częścią słownika. Nie ma co do tego wątpliwości: małżeństwo niesie ze sobą najsłodsze ludzkie radości, których można smakować na tej ziemi, lecz pociąga też za sobą samowyrzeczenia, które są bardzo istotne.

Hrabina Adhemar pisała do opata Fremonta: „Mężczyzna i kobieta jednoczą się nie po to – jak często sądzi się w najlepszej na świecie wierze – by dać sobie wzajemnie szczęście, lecz w istocie, by szukać go u partnera. Jako że ich indywidualne koncepcje szczęścia mogą się różnić, następuje u nich obojga bolesne przebudzenie”.

Znakomity biuletyn: „Association du Marriage Chretien” („Stowarzyszenie Małżeństwa Chrześcijańskiego”) zawierał świetny artykuł napisany przez kogoś o inicjałach C. B. Myśli w nim wyrażone stanowią niezły przyczynek do naszego tematu:

„Miłość to nie handel, to nawet nie wymiana; to ofiara, która powinna być zawsze wzajemna. Każda ze stron rezygnuje z najlepszego, co ma, i ofiarowuje to, tak by najlepsze, co stanowi «ja» drugiej strony mogło żyć i wzrastać.

Wyraźnie wytrwałość jest wielką próbą. O, gdyby tak miesiąc miodowy mógł trwać wiecznie. Ale to niemożliwe. Oni muszą przejść od miłości ślepej do jasno widzącej; czas domaga się tej przemiany, lecz przekroczenie «tego równoleżnika» nie jest łatwe: nie tak prosto przejść ze strefy upalnej do umiarkowanej. Muszą się chronić, by nie popaść w fikcję na tym tle”.

„Dwoje młodych podchodzi do ołtarza z zamiarem odbycia pięknej ceremonii zaślubin” – pisze ojciec Lacordaire. „Przynoszą ze sobą całą radość i szczerość swej młodości; przysięgają sobie wieczną miłość.

Lecz wkrótce ich radość słabnie, wierność zawodzi, wieczność ich przysięgi rozsypuje się w drobny mak.

A cóż takiego się stało? Nic. Godzina upływała za godziną; są tymi samymi, co byli, poza jedną godzin ą, lecz jedna godzina to dużo”.

Autor dodaje, że to prawda, bo „bez Boga”.

Żeby pokonać czas, jego trwanie, monotonię, tarcia wynikające z różnicy charakterów, która objawia się bardziej wyraźnie w miarę postępu czasu, absolutnie konieczny jest duch nadprzyrodzoności; tylko on potrafi zdobyć się na ofiarę, podtrzymać poświęcenie inspirowane miłością.

Nieznośni mężowie

Św. Franciszek Salezy nie mógł powstrzymać się, żeby powiedzieć pewnego dnia jednemu ze swych braci, bardzo mało cierpliwemu: „– Jest jedna kobieta na świecie, która musi być bardzo szczęśliwa.

– Kto taki? – zapytał brat.

– Kobieta, z którą mogłeś się ożenić, a ożeniła ciebie”.

Madame Acarie, matka sześciorga dzieci, została wdową w 1613 roku. Następnie wstąpiła do Karmelu przybierając imię Marii od Wcielenia. Jej mąż był postacią mało przyjemną i w niemałym stopniu przyczynił się do nabycia przez nią cnót, które doprowadziły do jej beatyfikacji.

Kiedyś w rzadkim przypływie dobrego humoru przyznał: „Mówią, że któregoś dnia zostanie świętą; ja jej w tym pomogę; będą o mnie mówić przy jej kanonizacji”.

Guy de Rabutin-Chantal, teść św. Joanny Franciszki de Chantal, który zabrał świętą do swego domu po śmierci jej męża, był niezwykle trudny we współżyciu.

„Należał do tych trudnych starszych panów, o jak najlepszych intencjach, pracujących skutecznie, by ze swych kobiet zrobić święte, o ile są dobrym materiałem na święte”, komentował jeden z jego biografów.

Po śmierci sławnego filozofa, jego żona uzyskała audiencję u króla Szwecji. Ten ostatni zapytał z życzliwym zainteresowaniem o zwyczaje zmarłego. Żona wybuchając nagle, wykrzyknęła: „Wasza wysokość, on był nie do zniesienia!”. Pewien historyk, odnotowując jej uwagę, dodał: „Gdyby wszyscy biografowie byli równie szczerzy, jak ta dama, mogliby wyryć jej opinię na postumentach wszystkich pomników wzniesionych na cześć bohaterów”.

Bez przyjmowania tej opinii o bohaterach za swoją – i być może przyznając, że bardziej niż inni skłonni jesteśmy wybaczyć im ich słabostki – czy nie jest surowym osądem mężów ujawnienie nie za dobrej o nich opinii?

I moglibyśmy ciągnąć dalej tę litanię. Szaliapin opowiada, że pewien znajomy rosyjski generał dawał w domu upust potężnym napadom złego humoru. Życie żony owego generała było prawdziwym piekłem.

Na szczęście pewnego dnia odkryła sprytną strategię. W chwili, gdy wściekłość generała zaczynała nabierać rozpędu, pędziła do pianina i zaczynała grać hymn narodowy. Czy możemy uwierzyć w cudowne efekty tego zabiegu? Generał stawał na baczność, jego gniew się uśmierzał.

Nie każda kobieta może mieć za męża generała, ani kogoś tak wrażliwego na harmonię. Wiemy, że muzyka łagodzi obyczaje. Jakie cuda może zdziałać na tym polu. Lecz najlepszą muzyką dla żony w przypadkach tego rodzaju jest muzyka milczenia.

Mąż św. Moniki zwykł strasznie pić, i gdy wracał do domu z obraźliwymi wyzwiskami na ustach lub wypowiadał niestosowne lub niezrozumiałe słowa, biedna żona musiała się nie lada hamować, by zmusić się do milczenia. Nic nie odpowiadała, czekając aż burza minie, po czym łagodnie i czule przypominała mu o prawie Bożym.

Udało się jej uzyskać zupełnie nieosiągalne efekty, które świadczyły o jej świętości: wyprosiła całkowite wyleczenie męża, który stał się człowiekiem powściągliwym i opanowanym.

Czy jest we mnie coś przykrego, co przyczynia cierpień mojej rodzinie? Usunę to jak najszybciej.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. 2: Dom.