Rozdział siódmy. Cherubini i Serafini

Ezechiel został wywieziony do Babilonu kilka lat później niż Daniel. W przeciwieństwie do Daniela nie wysłano go jednak do szkoły, gdyż był już zupełnie dorosły, a poza tym był kapłanem prawdziwego Boga. Wysłano go na wieś, miał żyć nad brzegami rzeki Kebar, gdzie osiedliło się wielu Izraelitów. Tam ukazał się Ezechielowi Bóg i wyjawił mu, dlaczego został uprowadzony. Bóg chciał, aby Żydzi na wygnaniu mieli swojego proroka, a Ezechiel miał właśnie zostać prorokiem. Prorok to oczywiście człowiek, którego Bóg wykorzystuje do przekazywania ludziom swojego posłania.

Ezechiel spisał historię swoich przeżyć, która w Biblii wygląda podobnie jak tutaj, tyle że jest znacznie dłuższa.

Przeżył niezwykłe widzenie aniołów nazywanych Cherubinami. Sporządzały coś w rodzaju rydwanu dla Bożego tronu. Wizja przypominała obraz na niebie. To coś zupełnie innego niż widzieć anioła chodzącego po ziemi w ludzkiej postaci.

Góra na wschód od świątyni, występująca w tej historii, to Góra Oliwna, z której Pan Jezus odszedł do nieba.

Adonis to wymyślony bóg, który według ówczesnych wierzeń rodził się każdej wiosny i umierał w środku lata. Kiedy tylko zaczynały się letnie upały, jego wyznawcy siadali i opłakiwali śmierć biednego Adonisa. Brzmi to strasznie głupio, lecz naprawdę tak było.

Róg, o którym będzie mowa, to prawdziwy zwierzęcy róg zaopatrzony w pokrywkę. Ludzie, którzy dużo pisali, używali go do noszenia atramentu, tak jak znacznie później myśliwi i żołnierze używali rogów do noszenia prochu strzelniczego do swoich broni.

Historia Ezechiela

Żyłem razem z zesłańcami nad rzeką Kebar, kiedy otworzyły się niebiosa i doświadczyłem widzenia Bożego. Z północy zerwał się nagle gwałtowny wicher. Niósł przed sobą wielką ciemną chmurę, a we wnętrzu chmury płonął jakby ogień i jasność biła od niego. A w sercu chmury, w jego ognistej części, ujrzałem bursztynowy blask. I były tam żyjące istoty.

Wyglądali jak ludzie, lecz każdy miał cztery twarze i dwie pary skrzydeł. Nogi ich były proste i zakończone kopytami jak u cieląt, a lśniły one niczym brąz. Ich ramiona, ukryte pod skrzydłami, wyglądały jak ramiona ludzkie. Każdy trzymał dwa skrzydła blisko przy ciele, a pozostałych dwu używał do latania. Kiedy się poruszali, szli wszyscy razem przed siebie, nie odwracając się. Każdy miał z przodu twarz człowieka, lecz oglądana z prawej strony wyglądała ona jak lew, z lewej miała wygląd wołu, a z góry orła.

Pomiędzy nimi poruszał się w różne strony jakby blask ognia, a z niego wychodziła błyskawica.

Stałem i patrzyłem, jak poruszają się te istoty, lśniące niczym błyskawice. I kiedy tak patrzyłem, nagle ujrzałem obok nich wielkie koła, po jednym przy każdej z nich. Wszystkie koła były koloru morskiej wody i każde miało wewnątrz jeszcze jedno koło, koło w kole. Poruszały się tak jak te istoty, zawsze prosto przed siebie. Były straszliwie wysokie, a ich obręcze były pełne oczu.

Kiedy te żyjące istoty się poruszały, ich skrzydła dźwięczały jak ryk rwącej rzeki albo gromu czy gwar wielkiego tłumu. Dźwięk ustawał tylko wtedy, kiedy nieruchomiały. Nad żyjącymi istotami wznosił się jakby wysoki łuk, niczym sklepienie z olśniewającego kryształu wsparte na ich głowach. Ponad tym kryształowym łukiem wznosił się szafirowy kształt jakby tronu, a na tym tronie widniał kształt człowieka. Wszystko wokół niego płonęło bursztynowym płomieniem. Powyżej i poniżej jego bioder świecił blask jak od tęczy; jasność biła wszędzie wokół Niego.

Tak wielką widziałem chwałę Pańską, że na jej widok padłem twarzą do ziemi.

Wtedy usłyszałem Głos, który rzekł do mnie:

– Wstań, synu człowieczy. Mam ci coś do powiedzenia.

Słowa te dały mi taką siłę, że mogłem wstać i słuchać.

– Synu człowieczy – rzekł Głos – posyłam cię do ludu Izraela. Opuścił mnie i powstał przeciwko mnie. Ty przekażesz im wieść, bez względu na to czy zostaniesz wysłuchany. Przynajmniej dowiedzą się, że mają wśród siebie proroka. Zrób co ci każę, synu człowieczy. Otwórz swe usta i zjedz co ci dam.

Usłyszawszy te słowa ujrzałem wyciągniętą rękę trzymającą księgę. Kiedy księga się otworzyła, przekonałem się, że wszystko, co jest w niej napisane, jest pełne smutku i nieszczęścia.

– Zjedz tę księgę – powiedział Głos Boży, po czym otworzył moje usta i zjadłem ją. Była słodka jak miód.

– Teraz – rzekł Głos – idź do swoich towarzyszy zesłania i przekaż im moje posłanie.

Potem nastało wielkie poruszenie wśród żyjących postaci i zamieszanie wśród skrzydeł i kół, a obraz ruszył przed siebie. Wtedy skierowałem się z powrotem ku zesłańcom, wśród których mieszkałem.

Przez siedem dni nie mogłem się do nich odezwać; byłem wyczerpany i pełen smutku.

Potem słowo Boże nawiedziło mnie ponownie: Pan kazał mi wziąć tabliczkę i wykonać na niej rysunek. Miał on przedstawiać Jerozolimę. Nakazał mi też wziąć żelazny garnek i zakopać go tak, by nad ziemię wystawała jedynie jego krawędź. I miałem tam włożyć tabliczkę, tak by krawędź garnka otaczała ją niczym żelazny mur.

– Oznajmisz im – powiedział Głos Boży – że to jest oblężenie Jerozolimy. Przełamać je będzie rzeczą tak niemożliwą, jak złamać tę żelazną obręcz. Nabuchodonozor będzie oblega ł miasto, a ono upadnie. Upadnie, gdyż mój lud, który tam żyje, opuścił mnie.

Wszystko to przekazałem, i wiele jeszcze innych znaków, które ukazał mi Pan, lecz niewielu mnie słuchało. Mówili, że mówię tylko przypowieściami, ale tak naprawdę nie chcieli mnie zrozumieć. Lecz Bóg kazał mi wciąż przepowiadać im upadek, czy mnie słuchają, czy nie.

Wreszcie pewnego dnia, kiedy siedziałem w moim domu ze swymi przyjaciółmi, znów zstąpiła na mnie moc Boża. Pojawiła się postać ludzka, która wyglądała jakby była z ognia i bursztynowego światła. Ręką chwyciła mnie za kosmyk włosów i dźwignęła mnie pod niebo, a potem zaniosła do Jerozolimy.

Stanąłem u wrót wiodących do głównej sali świątyni. Pełna była jasności Bożej jaką widziałem nad rzeką Kebar.

– Spójrz, synu człowieczy – powiedział Jego Głos.

Spojrzałem i zobaczyłem bożka stojącego u samego wejścia do świątyni Bożej.

– Oddają się tu niegodziwościom – powiedział Głos Pański. – Nic dziwnego, że opuściłem święte miejsce, gdzie mój lud wyrządza mi taką krzywdę. Ale zobaczysz jeszcze gorsze rzeczy.

Mówiąc to przywiódł mnie do wrót świątyni i ujrzałem tam dziurę w ścianie. W swoim widzeniu ujrzałem samego siebie jak poszerzam tę dziurę i przechodzę na drugą stronę. Uczyniłem to i znalazłem się naprzeciw drzwi.

– Wejdź do środka – powiedział Głos Boży – i zobacz co się dzieje w mojej świątyni.

Otworzyłem drzwi i przeszedłem na drugą stronę, a tam ujrzałem tylko namalowane zwierzęta i węże – obrazy wszystkich bogów czczonych przez niegodziwych Żydów. A przed nimi stało siedemdziesięciu wodzów Izraela, każdy z rozpalonym kadzidłem, tak że było tam pełno dymu.

– Oto widziałeś – powiedział Głos Boga – co robią tutaj, w tych ciemnościach, przywódcy Izraela. „Nie potrzeba nam bojaźni Bożej”, powiedzieli. „Nie zobaczy nas; opuścił nas na dobre i na złe.” I zobaczysz jeszcze więcej.

Przeprowadził mnie przez kolejne wrota świątyni i ujrzałem tam kobietę opłakującą Adonisa!

– Jest jeszcze coś gorszego – rzekł Głos Boży i zabrał mnie do wewnętrznej części świątyni, świętego miejsca Boga, a tam, między krużgankiem i ołtarzem, stało dwudziestu pięciu ludzi. Zwróceni na zewnątrz, spoglądali w niebo, nie na ołtarz. Oddawali cześć słońcu!

– Czy widziałeś już wystarczająco wiele rzeczy, które dzieją się w moim domu? – spytał Głos Boży. – Są zajęci swoją nikczemności ą, a na końcu ja będę zajęty swą zemstą.

Potem usłyszałem Jego Głos krzyczący donośnie:

– Wpuśćcie plagi, które mają spaść na to miasto!

I ujrzałem, jak nadchodzi sześciu mężów, wszyscy uzbrojeni, a pośrodku nich człowiek odziany w lnianą szatę. Człowiek ten miał u pasa róg jak pisarze. Cała siódemka stała w gotowości przy ołtarzu, a chwała Pańska wzniosła się wysoko ponad próg. Bóg wezwał człowieka w lnianej szacie i kazał mu przejść przez całą Jerozolimę. Gdziekolwiek znajdzie dobrych ludzi, którzy szczerze żałują kultu bożków w Świątyni, boją się Boga i zechcą być Mu miłymi, miał nakreślić im na czołach znak krzyża. A sześciu uzbrojonym mężom kazał iść za nim, zabijając wszystkich, którzy nie będą naznaczeni. I w wizji swej ujrzałem jak wszystko to się dokonuje; niegodziwcy zostali zabici, począwszy od bałwochwalców w świątyni.

I stojąc pośród śmierci i zniszczenia zwołałem:

– Biada, biada, Panie Boże! Czy zniszczysz nawet tych, którzy ocaleli z Izraela, rozsiejesz zniszczenie nad całym krajem?

– Czy powinienem ich żałować? – zapytał Głos Boży. – Skoro napełnili miasto i kraj zbrodnią i wszelką nikczemnością?

I ujrzałem jak wraca człowiek odziany w len. Stanął przed tronem Boga i rzekł:

– Uczyniłem jak mi rozkazałeś.

Potem spojrzałem w górę, ponad łuk z kryształu i szafirowy błękit wznoszący się na kształt tronu, i usłyszałem Głos Boży, który rzekł do niego:

– Wejdź pomiędzy Cherubinów. Weź spomiędzy nich garść gorących węgli i ciśnij je na miasto.

Widziałem jak człowiek odziany w len wchodzi między Cherubinów, owe żyjące istoty; byli blisko prawej strony świątyni. Stał obok wirujących kół, a jeden z Cherubinów odszedł od pozostałych i sięgnął w płomienie. Wyciągnął garść gorących węgli i wręczył człowiekowi, który otrzymawszy je odszedł.

Potem ujrzałem jak Cherubini i jasność Boża unosi się i opuszcza świątynię, by spocząć przy wschodniej bramie, i mnie również tam zabrano.

Tam ujrzałem dwudziestu pięciu mężów rozmawiających ze sobą.

– Synu człowieczy – przemówił Głos Boży – ci ludzie knują intrygę; chcą źle doradzić miastu. Przepowiedz im ich los, synu człowieczy.

Wtedy przemówiłem głośno w mojej wizji, ostrzegając spiskowców przed zniszczeniem, które widziałem, tym zniszczeniem, które miało spaść na miasto. I powiedziałem im, że stanie się to, ponieważ opuścili Boga i zwrócili się w stronę bożków.

Tak prorokowałem i kiedy mówiłem do nich, jeden z mężczyzn padł martwy na ziemię. Potem padłem na twarz i zawołałem głośno do Boga:

– Panie Boże! Czy zniszczysz nas wszystkich?

Lecz Jego Głos odpowiedział:

– Masz jeszcze swoich braci, synu człowieczy; masz jeszcze braci. Twoi najbliżsi krewni są daleko stąd, to wygnani synowie Izraela, rozproszeni z dala od mojej świątyni. W mojej przyjaźni odnajdą swoje święte miejsce. Powiedz im to w moim imieniu, imieniu Pana Boga: „Zgubiliście się wśród ludów świata, lecz ja was odnajdę. Pozwolę wam jeszcze raz zamieszkać w tej krainie i otrzymacie nowe serca, które zwrócą się ku mnie”. W owym czasie uczynią to, co im nakazałem i będą moim ludem, a ja będę ich Bogiem. Tylko ci, których serca przepełnia nikczemność, zostaną ukarani.

I oto Cherubini rozwinęli swe skrzydła i odlecieli, z kołami obok nich i jasnością Bożą nad nimi, a jasność ta, uchodząc znad świątyni i miasta, spoczęła na chwilę na szczycie górskim na wschód od Jerozolimy. Wtedy widzenie zniknęło mi z oczu i znalazłem się z powrotem wśród zesłańców nad brzegami rzeki Kebar.

Opowiedziałem im wszystko, co pokazał mi Pan.

Zgodnie z przepowiednią Jerozolima została podbita i zniszczona przez babilońskiego króla, który zabił wielu ludzi, a jeszcze więcej uprowadził. Lecz wiedziałem, że zesłańcy w końcu wrócą do domu, zbudują miasto od nowa i odbudują świątynię, żeby zwrócić ją Bogu.

Oto co mówi Pan Bóg:

– Pójdę odszukać moje stado, odnajdę je sam, tak jak pasterz idzie odnaleźć rozproszone owce. Uratuję je ze wszystkich ciemnych miejsc, w które zabłądziły we mgle. Znajdę je wszystkie i przywiodę z powrotem do domu; w końcu otrzymają prawdziwego pasterza.

I ukazał mi również tę wizję, aby ich pocieszyć. Zdawało mi się, że duch Boży unosi mnie do góry i sadza na środku wielkiej równiny. Cała była pokryta kośćmi ludzkimi, starymi i wyschniętymi. Wyglądała tak, jakby dawno temu odbyła się tam wielka bitwa i zabici pozostali niepogrzebani.

– Synu człowieczy – zapytał Głos Boży – czy te kości mogą ożyć?

– Panie Boże – powiedziałem – tylko Ty wiesz.

Wtedy kazał mi mówić głośno, prorokować do tych suchych kości, i rzekłem:

– Słuchajcie, suche kości, posłania od Boga. Pan mówi: „Tchnę w was mojego ducha i przywrócę was do życia. Znów połączą was ścięgna, obrośnie was ciało, pokryje skóra i tchnę w was życie. Czy wątpicie w Bożą potęgę?”

Kiedy to mówiłem, nad całą równiną rozległ się głos i wielkie poruszenie. Kości zaczęły się łączyć, każda z tą, do której pasowała. Ujrzałem, jak okrywają się ciałem i skórą, lecz wciąż leżały martwe na równinie.

– Synu człowieczy – rzekł Głos Boży – przekaż to posłanie tchnieniu życia od Pana Boga: „Przyjdź, tchnienie życia, z czterech wiatrów, i tchnij w tych zabitych, aby ożyli”. Zatem prorokowałem, jak mi kazał, a tchnienie życia weszło w nich i wszyscy powstali wielką armią, jeden obok drugiego.

– Zobacz – powiedział Głos Boży. – Te kości są całym ludem Izraela. Skarżą się, że nie ma już dla nich nadziei. Ty masz im przekazać tę wieść ode mnie: „Wyprowadzę cię z grobów i przywrócę do życia, mój ludzie. Przywiodę cię z powrotem do twojej ojczystej ziemi. Czy wtedy będziesz we mnie wątpić? Jak obiecałem, tak uczynię”.

Opowieść Izajasza

Izajasz był wielkim prorokiem żyjącym w Jerozolimie około stu pięćdziesięciu lat przed narodzinami Ezechiela. Pozostawi ł więcej proroctw o Panu Jezusie niż ktokolwiek inny, był też cudownym człowiekiem. Doświadczył jednego widzenia aniołów, które wspominamy na każdej Mszy Świętej. Wyglądali podobnie jak aniołowie Ezechiela, ale zamiast Cherubinami nazwał je Serafinami. Opowiada o nich tak:

W roku śmierci króla Ozjasza miałem widzenie. Ujrzałem Pana siedzącego na tronie, który wzbijał się wysoko nade mną. Fałdy Jego szaty wypełniały całą świątynię, a nad nimi wznosili się Serafini. Każdy z nich miał po sześć skrzydeł. Jedną parą skrzydeł zakrywali twarz Boga, drugą Jego stopy, a trzeciej używali do latania. Unosząc się w powietrzu śpiewali:

– Święty, święty, święty Pan Bóg zastępów. Cała ziemia pełna Jego chwały.

Futryny nad drzwiami zadrżały od ich głosów i uniósł się dym wypełniając nawy świątyni.

– Biada! – zawołałem. – Aż odbiera mi mowę. Jestem grzeszny i nieczysty, jak wszyscy ludzie w kraju. Moje usta nie są dość czyste, aby mówić o Bogu, mimo że ujrzałem Pana Zastępów.

Wtedy jeden z Serafinów wziął obcęgi i wyciągnął nimi z ołtarza rozżarzony węgiel. Trzymając go przyleciał do mnie i dotknął nim moich ust.

– Oto dotknąłem twoich warg – powiedział – i twoja wina została zmazana. Twoje grzechy są odpuszczone.

I usłyszałem Głos Pana:

– Kto będzie moim posłańcem? Kto wypełni moją misję?

I powiedziałem:

– Oto jestem na Twoje wezwanie. Uczyń mnie swoim posłańcem.

Dlatego właśnie przed czytaniem Ewangelii podczas Mszy Świętej ksiądz mówi, że Bóg oczyści jego usta, tak jak oczyścił usta proroka Izajasza rozżarzonym węglem. I tak jak Serafini śpiewamy „Święty, święty, święty” przed Kanonem Mszy Świętej.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.