Rozdział siódmy. By nie zapomnieć

Dni wolne od pracy są jedynie kiepską namiastką świąt kościelnych. Ta zmiana stanowi niezbity dowód na to, że ludzie pracują obecnie o wiele ciężej niż w czasach, kiedy rytm roku świeckiego wyznaczała kościelna liturgia. Poza tym to najlepsze świadectwo, że żywiołowa, popularna, obrazowa metoda nauczania wiary niechybnie zanika. Tak więc jedynie osoby pracujące z młodymi ludźmi w szkołach czy rozmaitych organizacjach młodzieżowych albo z rodzinami, w których są małe dzieci mogą zadbać o to, by taki sposób przybliżania religii nie zaginął zupełnie.

Wiele z tych świąt obchodzono w dziecinny, ekspresyjny, a czasem nawet wręcz prostacki sposób. Jednak to właśnie powinno być uważane raczej za zaletę niż wadę. Kiedy chłopcy i dziewczęta oddalają się od wiary, zwykle dzieje się tak dlatego, że nigdy nie była ona dla nich wystarczająco żywa. Popularne uroczystości, które do niedawna były tak rozpowszechnione w naszym kraju, naprawdę pomagały biorącym w nich udział ludziom obcować bliżej z wiarą i znowu mogą to czynić.

Nie należy podchodzić do tych obrzędów z pogard ą. Być może to dziecinne odbywać procesje z figurką Chrystusa skrywającą w sobie Najświętszy Sakrament albo zrzucać kawałki zapalonego sznura z dachu kościoła w święto Zesłania Ducha Świętego. Równie niepoważne może się wydawać urządzanie majowych wypraw ku czci Matki Bożej albo okazywanie dziadkom w dniu świętej Anny wyjątkowego szacunku. Jednak Kościół nigdy nie był społecznością wyłącznie intelektualnej elity, a poza tym sam Pan Bóg zapowiedział przecież, że królestwo niebieskie należeć będzie do tych, którzy stali się jak dzieci.

Nie wspomnieliśmy na kartach tej książki o wielu innych kościelnych świętach. Tradycja angielska zna przecież mnóstwo świątecznych dni ku czci pierwszych biskupów, zakonników i przeorysz, ludzi takich, jak Dunstan, Samson i Hilda, celtyckich mnichów, takich jak Kolumban, czy angielskich męczenników na czele z Morem i Fisherem. Wielka Brytania wydała tylu świętych, a jednak ich imiona stanowią dla większości mieszkańców wysp kompletną zagadkę, zamiast być dla nich inspiracją. Ilu Brytyjczyków zna żywoty takich świętych jak Alphege, Ethelburga, Winifreda, Teilo, Illtyd czy Edmund? Któż wie przynajmniej z jakim regionem kraju są oni związani? A przecież tacy rodzimi święci stanowią nasze dziedzictwo i zasługują na szczególną uwagę. Dlatego warto zrobić dobry początek i spróbować uczcić w jakiś sposób dni takich właśnie narodowych świętych.

Co więcej, powinniśmy również pamiętać o świętach maryjnych – nie na darmo Anglię określano niegdyś wianem Maryi, terminem tak dobrze w tym kraju znanym, że rzadko kto zastanawia się, co on tak naprawdę oznacza. W przypadku świąt ku czci Matki Bożej, zresztą jak w przypadku większości świąt, im bliższy związek uroczystości z naszą okolicą, tym lepiej. W Anglii nie brakuje przecież kapliczek i świętych źródełek. Kiedyś przyciągały wielu wiernych z najdalszych zakątków kraju, a teraz są już być może tylko nic nie mówiącymi nazwami w zakurzonych tomach dotyczących lokalnej historii. Czemu nie mielibyśmy się pokusić o przywrócenie im dawnej świetności?

Tu muszę jednak przestrzec moich czytelników. Nie warto wprowadzać na nowo dawnych świąt i obyczajów wyłącznie w ich zewnętrznej formie. Wtedy nie będą niczym więcej niż tylko graniczącymi z zabobonem rytuałami, sztuczną pobożnością, która może wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Kwiaty, zieleniące się gałązki głogu czy ołtarzyki ku czci Maryi nie trafi ą nikomu do przekonania, jeśli proponując takie formy kultu, nie będziemy się także starali naśladować Najświętszej Maryi Panny w Jej miłości bliźniego, poświęceniu i odwadze. Możemy przygotować w domu ołtarzyk ku czci Najświętszego Serca i palić przed nim lampkę, a jednocześnie przez cały ten czas sami płonąć ogniem gniewu i nienawiści. W takim przypadku równie dobrze możemy też spalić wizerunek Chrystusa. Świece na Boże Narodzenie, modlitwy odmawiane całą rodziną, ogródki wielkanocne, czy szopka – wszystko to musi płynąć z prawdziwej miłości do Chrystusa, wyrastać z niej, tak jak kwiaty wyrastają z ziemi. Zewnętrzna manifestacja powinna być tylko obrazem tego, co znajduje się w naszych sercach, bo inaczej wszystkie te przedmioty i obrzędy będą jak ciało, z którego uleciała dusza, pozostaną jedynie udawaniem i farsą. Jeśli jednak wyrosną ze szczerych pobudek, naprawdę dodadzą piękna do życia tej wielkiej rodziny, której członkami staliśmy się przez chrzest.

P. Stewart Craig

Powyższy tekst jest fragmentem książki P. Stewarta Craiga Katolickie zwyczaje w rodzinie.