Rozdział siedemnasty. Zagadnienie przyszłości, cz. 2

Małżeństwo

„Chciałbym, aby młodych ludzi przygotowywano do myśli o małżeństwie z wyprzedzeniem” (R. Bazin).

Kapłaństwo – nie jest dla mnie (sumiennie się nad tym zastanawiałem), a więc Bóg powołuje mnie do założenia rodziny.

Są tacy, którzy boją się samej myśli o przyszłej rodzinie. Nie należy się jej obawiać, tylko trzeba, aby ta myśl była czysta, trzeba jej strzec przed zalewem złej pożądliwości, strzec jej jak skarbu, którego nic nie powinno skalać. Pod tym warunkiem myśl ta będzie oczyszczająca, będzie myślą przewodnią, będzie pobudzać do szlachetnych czynów i porywów.

Przyjdzie dzień, w którym połączę się z wybraną kobietą na całe życie, z kobietą, którą Bóg przygotował dla mnie w cichości. Co będę sądził wówczas o mojej przeszłości, o moim życiu dzisiejszym? Co powiedziałaby ona, gdyby mnie mogła widzieć teraz, co by powiedziała o tej książce, którą czytam, o tej rozmowie, którą prowadzę, o tych spojrzeniach, które dookoła rzucam? Co by powiedziała, gdyby mogła później wyczytać w moim sercu te wszystkie brudy i podłości moich „pięknych lat”?

Moja rodzina będzie płodna. Będę dawcą życia… Jeśli Bogu się spodoba, małe istoty będą mi życie zawdzięczać, i – co jest groźne – będą one, przynajmniej w części, uczynione na mój obraz, na moje podobieństwo. Czy jestem teraz taki, aby moje życie było warte przedłużenia, abym mógł śmiało przekazać je drugim? Będę z góry myślał o tych oczętach, które już spoglądają na mnie z kołyski, wznosząc milczącą prośbę: „Bądź wierny! Tak trudno jest pozostać dobrym, gdy się nie należy do rodziny uświęconej łaską. Ojcze uświęcaj się, aby nam nie było zbyt trudno zostać świętymi”.

Beatrycze

Ozanam (1) pisał o Dantem Alighierim: „Jakiś tajemny głos wzywał go nawet, gdy był jeszcze dzieckiem do sąsiedniego domu, gdzie wzrastała młoda dziewczyna; zawsze z tego domu wracał lepszy. Później, gdy przyszedł wiek namiętności, sam, choćby daleki, widok Beatrycze paraliżował w nim każdy zły odruch, każdą możliwość zła”.

Niestety, prawdą jest, że niektórzy młodzi ludzie widzą w kobiecie tylko przedmiot zabawy, źródło rozkoszy, pobudkę do niewłaściwych żartów, aluzji i dwuznaczników. Może taki jest właśnie ten kolega, którego często widuję? Będę go unikał! Brzydzi mnie ten sposób patrzenia na kobietę. Biura, koszary, pracownie artystyczne – to niestety często tylko agencje zepsucia i brudu.

Będę unikał tych środowisk, natomiast często będę rozważał piękne słowa Lacordaire’a: „Młody przyjacielu, synu twojej matki i bracie twojej siostry, synu matki, która cię na świat wydała w świętej wstrzemięźliwości małżeńskiej, bracie siostry, której cnoty strzeżesz, o nie upadlaj w sobie tego wielkiego dobra, które cię uczyniło mężczyzną. Bądź czysty! W wątłym ciele zachowaj religijne źródło, z którego płynie miłość, źródło, w którym rozwija się miłość. Obok twojej matki i twojej siostry istnieje na świecie słodkie, ciche stworzenie, które Bóg dla ciebie przeznaczył. Już żyje dla ciebie. Choć cię jeszcze nie zna, to i tak już odrzuca wszystko, co mogłoby się kiedyś nie spodobać najmniejszemu z twoich życzeń; o zachowaj twoje serce dla niej, tak jak ona chowa swoje dla ciebie”.

Miłość

„Wiele wybaczam młodym ludziom. Ale jest jedna rzecz, która stanowczo mnie odpycha; to jest, gdy widzę, że ktoś, zwłaszcza ktoś młody, śmieje się z miłości” (Ks. Perreyve) (2).

Powiedz mi z czego się śmiejesz, a powiem ci kim jesteś. Jak można śmiać się z miłości?

Bóg mógłby mnożyć życie na świecie wprost, bez pośrednictwa rodziców. Ale nie chciał tego. Wymyślił miłość. Oto dwoje ludzi nie zna się wcale. Może nie widziało się nigdy. Spotykają się; to wystarcza, aby zrodził się między nimi pociąg, jakieś dziwne zbliżenie, wzajemna sympatia. A jeśli nic nie przeszkadza zawarciu związku definitywnego, łączą się, ci dotąd obcy ludzie, na zawsze – stają się zdolni i uprawnieni do rozmnażania życia. Bóg raczy wejrzeć na nich, aby się pomnożyła liczba żyjących, a ci, co się z nich narodzili, są z wyroku Bożego istotami nieśmiertelnymi. To poczęte z nich życie już nie zgaśnie. Czy możliwe, aby ktoś się śmiał z tak przedziwnego Bożego wynalazku?

Ponieważ zadanie ojca rodziny pociąga potem za sobą wielkie ciężary (trzeba zapewnić życie i przyszłość rodziny), Bóg, który jest dobry, łączy z tymi ciężarami i przyjemność. Porządek świata domaga się, aby przyjemności i ciężary szły ze sobą w parze. Szukacie przyjemności, uchylając się od ciężarów, to postępowanie wbrew planom Bożym. A ponieważ przedmiot, o który chodzi, jest ważny (stwarzanie życia), więc materia jest sama w sobie ważna.

Założenie rodziny

„Ludzie poznają się trzy tygodnie, kochają się trzy miesiące, kłócą się trzy lata, znoszą się trzydzieści lat – a ich dzieci zaczynają to samo od początku” (Hippolyte Taine) (3).

Jest to naprawdę lekki sposób traktowania małżeństwa. Niestety, ilu młodych ludzi, idąc za nieuzasadnionym entuzjazmem lub ślepą namiętnością dwudziestego roku życia, przygotowuje sobie przyszłość według tego wzoru.

Czy wystarczy poznawać się przez tygodnie? Może znasz książkę, w której w następujący sposób są opisane zaręczyny: „Któregoś dnia powiedziano jej, że pewien młody człowiek widział ją dwa razy i że pragnie się z nią ożenić. Wyśmiewała się z tego projektu przez cały tydzień, który poprzedzał naznaczone spotkanie. Pewnej niedzieli spotkała w końcu owego młodego człowieka; spacerowała z nim przez pół godziny, a gdy spytał się jej czy może się spodziewać, aby kiedyś została jego żoną – odpowiedziała mu: «tak»”.

Jeśli chcę zawrzeć poważne małżeństwo, jeśli nie chcę, żeby związek rozpoczęty idyllą skończył się tragedią – to muszę w jego zawieraniu okazać więcej ostrożności.

Będę strzegł swojego serca, będę go trzymał na uwięzi… Zmuszę się, aby nie pokochać zanim nie poznam, czy mi wolno kochać. Ciężko jest deptać swoją miłość, gdy oddawszy serce widzi się, że trzeba je odebrać. Ciężko jest żyć razem w małżeństwie, gdy w nim nie ma nic z tego, co by mogło łączyć. Potem będzie za późno. Teraz jest jeszcze czas. Potem trzeba będzie zamykać oczy. Dziś należy je szeroko otworzyć i wybrać tylko po głębokim namyśle.

Nie należy być zbytnio wymagającym. Trzeba być tylko przewidującym.

Dziedziczność

„Każdy człowiek jest potomkiem i każdy człowiek jest przodkiem” (A. Cochin).

Człowiek jest istotą zasadniczo zależną. Jest za mnie odpowiedzialny cały szereg przodków. I ja, jeśli mam potomstwo, jestem odpowiedzialny za całe przyszłe pokolenia.

Z tego punktu widzenia człowiek, chcący założyć rodzinę, powinien być jeszcze świętszy niż człowiek żyjący w celibacie.

Potomek… Przodek…

Potomek. Całą książkę można by napisać o tych rozlicznych wpływach, które drogą krwi, drogą dziedziczności, uczyniły mnie tym, kim jestem. Jest we mnie dużo z moich rodziców: i z ojca, i z matki. Są i ślady dawniejszych wpływów. Kto wie, czy takiego a takiego odruchu, takiej dobrej skłonności, nie zawdzięczam po części świętości jakiejś świętej, a dziś już zapomnianej prababki!

A więc otrzymałem wiele. Tyle co do przeszłości. Ale przyszłość? Co ja z kolei zamierzam dać? Jako spadkobierca otrzymanego dziedzictwa nie mogę z niego wybierać tylko tego, co chcę. Ale jako przodek przyszłej generacji mogę jej przekazać to, i jedynie to, co zechcę.

Nie trzeba oczywiście przesadnie myśleć o prawie dziedziczności, tak, by przypuszczać, że niweczy ono wolną wolę, ale nie można też przeczyć jego istnieniu. Co za odpowiedzialność, gdy pomyślę, że taki lub inny wybryk mojej młodości odbije się, a w każdym razie odbić się może w sposób nieprzewidziany, a może tragiczny, na bliższych lub dalszych moich potomkach.

Przodek. Przyzwyczaję się do myśli, że stoję na czele całego zwartego szeregu, że po mnie przyjdą inni, którzy będą po części tym, czym ja byłem: silniejsi, jeśli ja byłem silny, bardziej skłonni do złego, jeśli mnie podobało się być nic nie znaczącym lub tchórzliwym.

Nieśmiertelność

„Człowiek może, jeśli chce, poznawać swoją wielkość: wyzbyć się jej nie może. Ta dusza, która się teraz tarza w błocie jest mimo wszystko nieśmiertelna. Teraz żyje zwierzę, ale kiedyś będzie umierał człowiek, człowiek będzie sądzony i karany” (L. Veuillot).

Nie to jest straszne w życiu człowieka, że musi umrzeć, ale to, że nie może umrzeć. Ach, gdyby po życiu zmarnowanym i rozwiązłym można byłoby zniknąć całkowicie i na zawsze! (4)

Ale nie! Raz powołany do bytu, jestem skazany na istnienie. Albo dla mego szczęścia, albo nieszczęścia. Dla mojego szczęścia, jeśli jestem wierny, jeśli wypełniam tu na ziemi to wszystko, do czego zostałem stworzony. Dla mojego nieszczęścia, jeśli przekraczam wolę Bożą i jeśli w tym stanie umrę. Ale przestać istnieć – nie, tego nie mogę. Jestem skazany na życie, skazany na nieśmiertelność.

Dobrze się nad tym zastanowię. Żyjąc wśród tego, co przemija, tak mało zdaję sobie sprawę z tego, co trwa i trwać będzie. Przyzwyczaję się do tej myśli: raz żyjąc, nie mogę się z życia wymknąć. Tu na ziemi, mogę uciekać od Boga, może mi się zdawać, że Go unikam. Naiwna iluzja! Mnie trzyma Bóg. Nawet za cenę krwi nie mogę kupić nicości. Wyszedłszy z nicości jestem już poza jej obrębem, za obrębem jej wpływów; nie może z powrotem mnie schwycić.

Żyję i żyję życiem nieśmiertelnym. Będę się zajmował na serio tylko tym, co nie przemija.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Bł. Antonie-Frederic Ozanam (1813–1853), francuski historyk literatury i filozofii, beatyfikowany w 1997 roku; publicysta; profesor Sorbony; krytykował liberalizm gospodarczy; w roku 1833 założył Konferencję Św. Wincentego a Paulo (największą obecnie organizację charytatywną na świecie).

(2) Henri Perreyve (1831–1865) – skończył prawo, studiował teologię i filozofię; w roku 1858 został wyświęcony na księdza, profesor historii Kościoła na Sorbonie; autor licznych książek religijnych.

(3) Hippolyte Adolphe Taine (1828–1893), przedstawiciel francuskiego pozytywizmu, który znacząco wpłynął na powstanie szkoły naturalistycznej w literaturze (np. E. Zola stosował jego idee w powieściach z lat 1871–1891), członek Akademii Francuskiej, napisał m.in. Filozofię sztuki (od 1865), De l’intelligence (1870), Les origines de la France contemporaine (1875–1893).

(4) Por. fragment Ewangelii św. Mateusza: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10, 28).

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.