Rozdział siedemnasty. Trzy małe mikołaje, cz. 1

Wesoła zabawa

Pit, Pat i Pet zostali sami w domu. Pat jest dziewczynką z rozczochranymi włosami koloru blond, Pit i Pet to dwaj chłopcy, jej bracia, którzy tak są do siebie podobni, iż z trudem można ich rozpoznać. A to dlatego, że są bliźniakami. Mała różnica występuje jednakże: Pit ma znamię za prawym uchem. Ale o tym wiedzą tylko wtajemniczeni. Jest bardzo cicho. Tylko ogrzewany olejem piec szumi z lekka, a kot Jippi ułożył się w koszyku i chrapie smacznie.

– Zima jest długa – mówi Pat i zaczyna skubać obrus na stole.

Pit i Pet spoglądają odrętwiałym wzrokiem przez okno.

– Zima jest strasznie długa – mówi Pat nieco głośniej.

– Hm – chrząka Pet.

– I jest strasznie cicho – kontynuuje Pat.

Teraz wyciągnęła nitkę z obrusa, chociaż wcale tego nie chciała.

– Słyszycie? – pyta chłopców.

– Tak, ciebie – mówi Pit.

– Nie to mam na myśli – wyjaśnia Pat.

Siada na lodówce, wymachując nogami i zastanawia się głośno.

– W lecie, w powietrzu unoszą się…

– Komary – mruczy Pet.

– Ptaki – wtrąca Pit.

– Tak – mówi Pat. – A wiatr w drzewach. Wszędzie muzyka – dorzuca po krótkiej przerwie.

Chłopcy przytakują.

– Umiecie grać na grzebieniu? – pyta Pat.

Pit i Pet próbują. Brzmi to całkiem nieźle. Tylko kotu Jippi nie podoba się.

– Miau! – wrzeszczy.

– Wiem już! – woła Pat.

Bierze łyżkę i uderza nią w dzbanek na kawę.

– Wspaniale! – krzyczą chłopcy.

I uderzają z lekka w słoiki, talerze wiszące na ścianie, puste butelki. Za każdym razem rozlega się inny ton.

Z pewnością ptaki tworzą piękniejszą muzykę, letni wiatr także. Lecz dzieciom podoba się to mimo wszystko. A jeszcze bardziej podoba im się uderzanie o siebie pokrywek od garnków.

– Bim-bam! – śpiewa Pat. – Wiatr kręci się tu i tam! Bim- -bam, bim-bam, bim-bam.

I naraz zaczyna do tego jeszcze tańczyć. Pit i Pet przyłączają się do niej. Teraz nie jest już cicho. Nawet kocioł na wodę zaczyna gwizdać. Jippi chowa się pod szafę. Wszystko to trwa przez chwilę.

Nagle ktoś otwiera drzwi. Do środka zagląda chłopiec od roznoszenia gazet.

– Co się tu dzieje? – woła.

Ale ponieważ nie jest głupi, wszystko chwyta w lot. Ponieważ zabawa podoba mu się, więc nie czekając na odpowiedź, bierze sobie garnek i robi z niego bębenek. Dzięki temu robi się jeszcze głośniej. Teraz jest wspaniale.

– Cisza! – krzyczą ludzie w domu. – Cisza!

Ale dzieci ich nie słyszą. Ludzie złoszczą się i zbiegają po schodach na dół. Przez kilka sekund stoją w drzwiach z niezadowolonymi minami.

Potem jednak, zobaczywszy jak wesoło toczy się zabawa, złość im przechodzi. Odkupują od chłopca gazetowego wszystkie gazety, robią z nich kapelusze i przyłączają się do tańca.

– Bim-bam, bim-bam – śpiewają. – Zima też kręci się tu i tam! Bim-bam, bim-bam, bim-bam!

Dołącza się jeszcze kwiaciarka, a nawet zagląda też policjant z rogu. Początkowo zachowuje się zbyt urzędowo.

– Cóż wy tu robicie? – dopytuje się.

– Świętujemy – wrzeszczy Pet. – Obchodzimy święto zimy. Przyłącz się do nas!

Policjant śmieje się i święto toczy się dalej.

Wieczorem, gdy rodzice wracają do domu, wszyscy czują się już trochę zmęczeni.

– Tylu gości! – mówi mama.

Uśmiecha się i gotuje herbatę. Wszyscy rozmawiają ze sobą jeszcze przez chwilę, a potem rozchodzą się do domów. – Było to piękne święto – mówią. – Dziękujemy bardzo!

– A kot Jippi wygina grzbiet w kabłąk i zaczyna się myć. Pit, Pat i Pet sprzątają wszystko.

– Znowu jest cicho – mówi Pat.

Jedzą jeszcze kolację i idą do łóżek.

– Właściwie – twierdzi Pit – cisza jest również całkiem piękna.

– Hm – chrząka Pet. – Jest bardzo tajemnicza.

– Bo to jest też i okres tajemnic – mówi mama i okrywa dokładnie swe dzieci. – Już niedługo przyjdzie święty Mikołaj.

– O tak! – wołają Pit, Pat i Pet.

– Czy uważasz, że hałas przeszkadzał Mikołajowi? – dopytuje się Pat.

– Nie – mama jest zupełnie tego pewna. – Gdy dzieci są wesołe, Mikołajowi wcale to nie przeszkadza. Ale cieszyć można się również i po cichu – dodaje. – Tak bardziej wewnętrznie. I to też jest piękne.

Dzieci zaczynają się nad tym zastanawiać. Kot Jippi już chrapie i naraz wszyscy czują się bardzo radośni. Ale tuż przed zaśnięciem Pet przychodzi nagle wątpliwość.

– Ale czy Mikołaj nas odnajdzie? – pyta cicho.

– Oczywiście – twierdzi Pit. – Mieszkamy przecież na skraju miasta. Łatwo tu trafić.

Zastąpmy Mikołaja

Zadowoleni zasypiają. Całą noc śnią o Mikołaju. A następnego ranka, tuż po przebudzeniu, zaczynają zaraz o nim rozmawiać.

– On jeździ na białym koniu – mówi Pat.

– Bzdura! – sprzeciwia się Pet. – On lata na białym ptaku. Pit natomiast przypuszcza, że Mikołaj przyjedzie sankami.

Tylko co do tego, iż na pewno ma brodę, zgodni są wszyscy troje.

– Idźcie pobawić się na dworze – proponuje mama.

Pit, Pat i Pet nakładają czapki i wybiegają.

– Obejrzymy sobie miasto – woła Pet. – Teraz ono tak pięknie skrzy się i błyszczy.

Wszystkie wystawy są pięknie przyozdobione, ludzie spieszą się dokoła, a z niektórych sklepów dobiega piękna muzyka.

– Nie wiem! – mówi nagle Pat i zatrzymuje się.

– Czego nie wiesz? – pyta Pet.

– Tyle jest tu uliczek i zaułków – zastanawia się Pat. – I tyle dzieci. Nie mogę sobie wyobrazić, że Mikołaj wszystkie je odnajdzie i da im podarunki.

– No tak – mówi Pit i wkłada ręce głęboko w kieszenie spodni – to jasne! Ludzi mieszkających w centrum miasta nikt nie odnajdzie! Do nich na pewno też nigdy nie przychodzą goście.

– Przedtem miasto było takie małe – tłumaczy Pet – że wszystkie domy można było zliczyć w pięć minut. Potem jednak zaczęło rosnąć, rosnąć i rośnie nadal. Wiem to od policjanta, opowiadał mi o tym.

Oczy Pat napełniły się łzami.

– Biedne dzieci – mówi. – Patrzcie, tam w oknie już się jedno pojawiło. Takie zupełnie maleńkie. O, rozpłaszczyło sobie nos na szybie.

– Mikołaj tu nie trafi – mówi Pet, a Pit kręci głową.

– Musimy coś przedsięwziąć! – postanawia Pat.

– Co takiego? – pytają chłopcy.

– Zastąpimy Mikołaja – mówi Pat i rozciera sobie rękawiczką nos. Pet i Pit zrobili duże oczy.

– O tak! – dodają razem.

I stwierdzają, że dziewczyny wcale nie są takie głupie. Potem nachylają się ku sobie i naradzają się. Najpierw biorą swoje kieszonkowe i kupują jabłka. Trzy pełne torby wspaniałych jabłek. A po południu, gdy mamy nie ma w domu, przebierają się. Na plecy zarzucają sobie czerwone chusty, robią z tektury wysokie czapki i malują je, potem przyklejają sobie brody z waty.

I oto przed lustrem stają trzy małe Mikołaje.

– Właściwie – mówi Pet – to Mikołaj przychodzi dopiero jutro.

– Nic nie szkodzi – twierdzi Pit. – Lepiej wcześniej niż wcale! Tak samo myśli też Pat. Gdy wychodzą z domu, zimowy zmierzch zaczyna z wolna spowijać domy w delikatne welony mroku.

– Jeszcze trochę za wcześnie – mówi Pet. – Powinno być trochę ciemniej.

Siadają więc na obrzeżu starej studni miejskiej i czekają. Żeby się zbytnio nie nudzić, każde z nich zjada po jabłku. Jabłka są bardzo smaczne.

– Jeśli mamy ich tak dużo – mruczy pod nosem Pit z pełnymi ustami – możemy zjeść po jeszcze jednym.

Tak też robią.

– Musimy dzieciom coś opowiedzieć – mówi Pat. – Ostatecznie każdy z nas jest przecież Mikołajem.

Chłopcy przytakują. Wszyscy zastanawiają się po cichu, każdy dla siebie. A ponieważ jabłka tak bardzo im smakują, zjadają jeszcze po jednym i jeszcze po jednym, a wreszcie zapominają, w jakim celu je kupili i zjadają wszystkie.

– Och! – woła nagle Pet. – Co myśmy zrobili!

Pat zaczyna płakać.

– Mam już tylko ogonek – mówi Pit, a potem i on zwiesza ze smutkiem głowę.

Dokoła starej studni wędrują trzy małe Mikołaje i zastanawiają się, co mają dalej robić. Nic im jednak nie przychodzi do głowy. Wracają więc gęsiego do domu. Nic nie pomoże: Pat musi opowiedzieć całą historię.

– No tak! – mówi tatuś. – Sam dobry zamiar nie wystarcza. Trochę wstyd, jeśli planuje się obdarowywanie, a potem samemu zjada się prezenty. Ale o dzieci z uliczek nie musicie się troszczyć. Mikołaj odnajdzie wszystkich.

Mama zdejmuje trzem małym Mikołajom chustki. Są zupełnie brudne. Dokoła leżą ścinki tektury i strzępy waty, a na dywanie widnieją duże plamy po kleju. Wcale nie wygląda to zbyt pięknie.

– Ale my przecież chcieliśmy dobrze – broni się Pit.

– Tak – mówi mama. – Już wielokrotnie tak bywało. Uważam, że najlepiej będzie, jeśli teraz pójdziecie do łóżek.

– Może być gorzej – mruczy Pet pod kołdrą. – Jutro przychodzi Mikołaj!

– Sądzisz, że on wszystko wie? – pyta Pat.

– Jasne! – mówi Pit.

Zrobiło się bardzo cicho, gdyż nagle każdemu z nich przyszła myśl, że może lepiej byłoby, gdyby nie wiedział. Tej nocy spali bardzo niespokojnie, a następnego ranka ogarnęły ich wątpliwości.

cdn.

Gina Ruck-Pauquet

Powyższy tekst jest fragmentem książki Czar Bożego Narodzenia.